Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik .srt z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

Chciałem dać znać, że zaczynamy transmisję na żywo. Co prawda nigdy nie przeliczamy zgromadzonych tutaj, ale kilka tygodni temu nasz przewodniczący [Buddyjskiego Towarzystwa Zachodniej Australii – przyp. red.] powiedział mi, że na żywo słucha nas 300 osób, a w Internecie mamy około 17 000 odbiorców! To wielkie grono: 17 000! Słuchają nas w miejscach tak odległych jak Islandia. Tak więc: Dobry wieczór, grupo słuchająca nas na Islandii. Tematem dzisiejszej mowy będzie buddyjskie podejście do zmysłowości.

Żyjemy w sensualnym świecie i czasami niektóre religie mają nader dziwaczne podejście do otaczającej nas zmysłowości. Możemy to zaobserwować w niektórych środowiskach, w których kobiety zmuszane są do zakrywania twarzy burkami lub – jak dajmy na to w przypadku wspólnoty amiszów – do noszenia obszernych, zakrywających cielesność ciuchów. Spójrzcie teraz na mnichów i mniszki siedzących przed wami – oto nasza wersja burki. O co chodzi? Jaki jest buddyjski stosunek do zmysłowości?

To ważna kwestia, gdyż wyobrażenia niektórych osób na temat problemów i radości związanych ze zmysłowością mają wielki wpływ na to, w jaki sposób żyją oni i odnoszą się do innych ludzi. Dlatego też chciałem poruszyć ten temat w kontekście buddyjskim. Patrząc na zgromadzone tu osoby, nie macie chyba wątpliwości, że nie prosimy nikogo o wkładanie workowatych ciuchów. Czasem niektórzy z was myślą sobie: „Och, mamy tu młodych mnichów i nie chcielibyśmy ich stracić”. Były już incydenty, kiedy skąpo odziana dziewczyna została stąd wyprowadzona. Proszę was, nie róbcie tego, bo kogoś to urazi. Poza tym powinniście mieć więcej wiary w swoich mnichów.

Nie postąpilibyście tak z atrakcyjnym mężczyzną, gdyby w tym czasie mowę wygłaszała siostra Vayama. [śmiech]

W buddyzmie nie stosujemy woalek i jest ku temu dobry powód. Z pewnością zmysłowość jest wszechobecna i może być problematyczna. Mamy problemy z pedofilami, z przestępcami seksualnymi, a nawet z gwałcicielami. Mamy problemy z innymi uzależnieniami, nie tylko tymi na tle seksualnym, także na przykład z objadaniem się, z uzależnieniem od pornografii lub hazardu. Wiele uzależnień w dzisiejszym świecie jest związanych ze zmysłami, więc problem z pewnością istnieje. Czasami natomiast problem może się pojawić, gdy zbyt żywiołowo usiłujemy go stłumić, ponieważ takie postępowanie uderza w naszą wewnętrzną wolność i chęć korzystania ze świata, w którym się urodziliśmy.

Jakie jest więc buddyjskie podejście do tych problemów, byśmy mogli cieszyć się z życia, jednocześnie starając się unikać popadania w skrajności związane ze zmysłowością? Myślę, że już mój wstęp dał wam wskazówkę, Buddha zawsze mówił o Drodze Środka, o tym, by nie popadać w skrajności. Przyczyną problemów są właśnie skrajności. Możemy zrozumieć, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się swojemu umysłowi, że największym problemem w naszym życiu jest nie tyle to, co dzieje się na zewnątrz, lecz sposób, w jaki się do tego odnosimy.

Jedna z ważniejszych historii moich młodzieńczych lat to ta opowiedziana przez mojego nauczyciela, Ajahna Chah, który będąc mnichem, miał oczywiście inny system wartości w odniesieniu do zmysłowości. Wiecie, mnisi i mniszki żyją w celibacie, ale nie są w stanie odizolować się od zewnętrznych pokus tego świata: jedzenia, seksu czy filmów. Jak więc sobie z tym poradzić?

Jedna z historii o Ajahnie Chah mówi, że kiedy był młodym, pełnym energii nowicjuszem, w wieku 18–19 lat i z burzą hormonów w ciele, pragnął zostać mnichem, ale widok młodych Tajek powodował u niego przypływ pożądania. Więc przez 3 miesiące, w czasie odosobnienia w porze deszczowej – kiedy ja i siostra Vayama tu nie przychodzimy; ci z was, którzy tu często bywają, wiedzą, że na okres 3 miesięcy udajemy się do swoich klasztorów – Ajahn Chah przebywał w klasztorze miejskim i zdecydował, że przez cały ten okres nawet nie spojrzy na żadną kobietę. Postanowił, że będzie miał wzrok cały czas spuszczony i że taką powściągliwością pokona swoje żądze. Tak więc przez 3 miesiące nie spojrzał na żadną dziewczynę. Opowiadał później, że przez te 3 miesiące wszystko szło gładko, ale potem pierwsza dziewczyna, na którą spojrzał, przyprawiła go o szalone pożądanie. [śmiech]

I w tym tkwi jeden z problemów: unikanie go i przymykanie na niego oczu nie sprawi, że się go pozbędziemy. Właściwie tylko pogarszamy sytuację. Dlatego też zakrywanie się lub proszenie innych, by zakryli swoje ciało, tak by mnisi i mniszki nikogo nie widzieli, donikąd nie prowadzi, gdyż jak tylko okrycie opada, ludzie wariują. Tak samo jest z tłumieniem czegoś. Jeśli poskramiamy coś, czego nie rozumiemy, zazwyczaj w późniejszym czasie nastąpi eksplozja. Często przytaczam takie porównanie: jeśli ktokolwiek z was tu medytujących musi odkaszlnąć, proszę, nie powstrzymujcie się – jeśli nie zrobicie tego od razu, kaszel w końcu wybuchnie z siłą wulkanu i wtedy zakłóci to spokój wszystkim. [śmiech] Czasem taki sposób tłumienia jest typowym sposobem, w jaki próbujemy poradzić sobie z problemami naszego świata.

Skoro więc żyjemy w takim świecie, problemu nie rozwiąże zakrywanie twarzy burkami czy woalkami, wkładanie luźnych ubrań czy niepodkreślanie cielesności perfumami, makijażem i tym podobne zabiegi. Rozwiązaniem problemu jest wasze podejście do świata zmysłów. I to w rzeczy samej jest podejście buddyjskie, nie tylko do zmysłowości, ale na przykład do jedzenia. Czasem ludzie odwiedzają nas w klasztorze Gidgegannup i Bodhinyana w Serpentine i myślą sobie: „Jejku! Patrzcie, jakie frykasy mnisi zajadają!”. W pierwszych latach mojego mnisiego życia przyjmowaliśmy skargi, ponieważ od czasu do czasu tajskie żony Australijczyków przynosiły mnichom pożywienie. Działo się to przed przybyciem siostry Vayamy. Czasem australijscy mężczyźni, mężowie tych kobiet, skarżyli się nam, mówiąc: „Moja żona nigdy nie gotuje takich rzeczy dla mnie!”. Na co tajskie żony odpowiadały: „Zostań mnichem, to i tobie będę tak gotować”. [śmiech] Dostawaliśmy przepyszne jedzenie i czasem ludzie żalili się mnichom: „Macie być mnichami, dlaczego spożywacie takie pyszne jedzenie? Powinniście jadać proste potrawy, na przykład chleb i wodę. Tak będzie dla was najlepiej. Wtedy bardziej byśmy was szanowali”. Próbowałem i tego. W pierwszym roku bycia mnichem w ramach treningu zbierałem całe jedzenie w jednym miejscu, co już było obrzydliwe, następnie brałem łyżkę i wszystko mieszałem. A jadałem tylko raz dziennie. Robiła się z tego paćka i pomyje; gdybyście to zobaczyli, wylalibyście to bez wahania. Nie nadawało się to nawet dla świń, o mnichach nie wspomnę. Sęk w tym, że wyszedł z tego interesujący eksperyment. Postępowałem tak z każdym jedzeniem, nawet ze słodyczami. Wkładałem wszystko do miski i mieszałem do uzyskania jednolitej papki. Po jakimś czasie zaczęło mi smakować. Dziwna sprawa, jak działają zmysły: nieważne, co to jest, po jakimś czasie zaczynasz to lubić. Staje się atrakcyjne i smakowite.

Ten eksperyment uzmysłowił mi, że problem nie tkwił w jedzeniu. Rodzaj jedzenia nie ma znaczenia, ponieważ po jakimś czasie zaczyna ono smakować i masz na nie ochotę. Dla mężczyzny i mnicha nie ma znaczenia, czy kobieta zakrywa twarz woalką, czy nie. Po jakimś czasie nawet woalki stają się atrakcyjne. O czymkolwiek byśmy nie mówili, atrakcyjność nie tkwi w przedmiocie pożądania. Po jakimś czasie wszystko może stać się atrakcyjne. Jasne jest więc, że reakcje na zagrożenia płynące ze zmysłowości nie powinny skupiać się na przedmiocie pożądania. W Singapurze niedługo zostanie otwartych kilka kasyn. Nie ma wątpliwości, że hazard, dreszczyk emocji i podniecenie mu towarzyszące są problematyczne, ale nie rozwiążemy problemu, zamykając tego typu miejsca. Bo co by się stało, gdybyśmy chcieli je zamknąć? Powstaną nielegalne kasyna. Tak więc problemem nie jest to, co na zewnątrz, tylko nasza reakcja i nasz stosunek do tych rzeczy.

Ponieważ jestem związany z grupą buddystów z Singapuru, bardzo się ucieszyłem, kiedy pokazali mi niektóre z dokumentów dotyczących tych kasyn i spytali o moje zdanie. Wyraziłem swoją opinię i cieszę się, że rząd Singapuru wziął ją pod uwagę, znaczy zrobili i tak po swojemu, ale zdecydowali nie blokować otwarcia, tylko prawnie uregulować tę kwestię, by powstrzymać nałogowych hazardzistów i przedstawić pewne ograniczenia dla osób skłonnych do uzależnień. I to się będzie działo w Singapurze. W tych kasynach nie będzie miejsca dla rekinów pożyczkowych i lichwiarzy, którzy żerują na ludzkich uzależnieniach. Jeśli natomiast ktoś zbyt często odwiedza kasyno, jego rodzina lub on sam może dobrowolnie wystąpić o zakaz wstępu dla siebie. Jeśli miałoby to prowadzić do kłopotów finansowych lub społecznych, takie osoby mogą zostać wpisane na czarną listę, czasem nawet same zgłaszają taką potrzebę.

W taki sposób można radzić sobie z ciemniejszą stroną hazardu, ponieważ inaczej… Jako dzieciak obstawiałem wyścigi konne, w Anglii nazywamy je Grand National. Dwa razy w roku stawiałem kilka szylingów. Robiłem tak dla zabawy, nie oczekując tak naprawdę wygranej. Jeśli ktoś wygrywał, zwykle dzielił się wygraną z przyjaciółmi. Nigdy nie miałem z tym problemu. Oczywiście, czasem problemem jest uprawianie hazardu, który uzależnia. Tak samo jest ze zmysłowością, która dotyczy zwykłych ludzi. Nie mówię tu o mnichach, tylko o społecznościach świeckich. Bycie w związkach, uprawianie seksu, takie zwykłe rzeczy przeważnie nie są czymś problematycznym, dopóki nie przeradzają się w uzależnienie lub gdy pod wpływem żądzy zapędzacie się za daleko. Tutaj potrzebne są nie tyle metody postępowania z przedmiotem wywołującym reakcję, co sposoby radzenia sobie z naszym podejściem do tych rzeczy.

Czasami ludziom się wydaje, że jako buddyści jesteśmy szalenie tolerancyjni, bo na przykład w Tajlandii, która jest krajem buddyjskim, jest dużo prostytutek, a w Singapurze kwitnie hazard, ludzie są skąpo ubrani i tak dalej. Czasem mówi się, że w buddyzmie wszystko przejdzie. To chyba Tina Turner zapytana o to, dlaczego została buddystką, odpowiedziała: „Bo w buddyzmie możesz robić, na co masz ochotę”. To nie do końca prawda. Mam nadzieję, że nie przekręciłem jej słów. Chodzi o to, że nie zamartwiamy się tak bardzo czynnikami zewnętrznymi.

Buddyjskim podejściem do tematu jest więc praca nad własnym podejściem do życia. Przydatnym narzędziem w tej pracy jest coś, co zwiemy uważnością. To świadomość tego, w jaki sposób te rzeczy na nas wpływają. Z odrobiną mądrości zrozumiemy czające się zagrożenia. Na przykład hazard może być zabawą, ale oczywiście zagrożenie istnieje. Dzięki naszej świadomości i uważności umiemy ocenić, jak daleko możemy się bezpiecznie posunąć, jakie jest zagrożenie. Tak samo ze związkami i seksem, zmysłem pożądania – jesteśmy świadomi zarówno korzyści, jak i niebezpieczeństw z tym związanych. Analogicznie jest ze wszystkim innym, z jedzeniem, z oglądaniem filmów, surfowaniem po Internecie i tak dalej – znamy potencjalne zagrożenia. Nie powstrzymujemy więc czynników zewnętrznych, tylko nasz stosunek do nich, aby sprawy nie zaszły za daleko. Oczywiście, jeśli chodzi o seksualność, zauważamy zagrożenia.

Skoro już jesteśmy przy zagrożeniach – jedną z rzeczy, która mnie zainspirowała do zostania buddystą, jest fakt, że w buddyzmie nie ma pojęcia zła czy grzechu, nikt nie powie: „jesteś zły, bo uprawiałeś seks z dziewczyną” ani niczego w tym rodzaju. Niegodziwość i zło – tak krańcowe pojęcia w buddyzmie nigdy nie występowały. Zamiast tego w buddyzmie obserwować można coś na kształt pierwowzoru utylitaryzmu, ponieważ Buddha mówił, i ja to w kółko powtarzam, że podstawą moralności buddyjskiej nie jest „w buddyzmie wszystko jest dozwolone”, tylko czy to, co zrobisz, powiesz, a nawet pomyślisz, będzie raniące dla ciebie lub innych osób. Jeśli tak, nie nazywamy tego czymś złym, tylko nieumiejętnym. „Nieumiejętny” jest świetnym określeniem, ponieważ nie zawiera w sobie moralnego osądu, jakby pochodzącego od jakiegoś absolutu – to jest złe, a to jest dobre. Jeśli bowiem ktoś inny mówi wam, co jest dobre, a co złe, nie musicie nawet myśleć samodzielnie, po prostu mu wierzycie. Taka ślepa wiara prowadzi do wielkich kłopotów w dzisiejszym świecie. Jeśli ktoś nie myśli samodzielnie, może uwierzyć, że wysadzenie się w powietrze przybliży go do nieba i potem robi takie głupoty. Purytanie na przykład biorą się z wiary, że seks jest zły. Zastanówmy się więc, jakie postępowanie byłoby w tych sytuacjach umiejętne. Mówiąc „umiejętne”, mam na myśli: czy będzie sprzyjało celowi, którego szukamy, czy będzie pomocne i sensowne? Jakie konsekwencje przyniesie nam i innym? Tak działa uważność, sprawia, że zastanawiasz się nad konsekwencjami swoich czynów, nad tym, do czego prowadzą.

Czy to osoby świeckie, czy mnisi, pewną powściągliwość muszą zachować. Jako mnisi obieramy sobie za cel rozwój głębokiej medytacji, dlatego powstrzymujemy się od seksu i związków partnerskich. Dla was, osób świeckich, wstrzemięźliwość – taką mam nadzieję – oznacza seks tylko ze swoim partnerem. Powinniście zdawać sobie sprawę, że jeśli macie romans na boku, to kogoś to naprawdę zrani. Nie myślcie, że… Może się mylę, ale nie wydaje mi się, żebyście byli w stanie swojej partnerce powiedzieć: „Ależ proszę, nie powstrzymuj się, prześpij się z moim najlepszym przyjacielem, nie mam nic przeciwko”. Wydaje mi się, że większości z was by to przeszkadzało. Poprawcie mnie, jeśli się mylę. Większości ludzi nie pasuje bycie zdradzanym. To klasyczny przykład, jak można kogoś zranić. Jeśli postawicie sobie za cel nieranienie innych, na pewno zdacie sobie sprawę, że kontakt z osobą niepełnoletnią będzie dla niej krzywdzący. Psychologowie i socjologowie wiedzą, że pedofilia, czyli kontakt seksualny z osobą nieletnią, jest szkodliwa. Tak samo nie powinno się wykorzystywać swojego autorytetu jako nauczyciela czy doradcy szkolnego i komplikować relacji, wplątując w to seks czy zawiłe emocje. Takie zachowanie jest więc nie do przyjęcia. Dlaczego? Nie dlatego, że takie postępowanie jest złe, ani nie dlatego, że w jakiejś książce napisali, że to obrzydliwe. Takie zachowanie jest zwyczajnie szkodliwe.

Z drugiej strony, kiedy rozmawiamy w buddyzmie o związkach homoseksualnych, zadajemy pytanie: i co w tym złego?

Oczywiście, że nie ma w tym nic złego. Przynajmniej ja nie widzę w tym nic szkodliwego, więc dalej cieszcie się swoim związkiem. Widzimy więc, że to nie jest złe, ale nie robimy oczywiście wszystkiego, co nam się żywnie podoba. Podejdźmy do sprawy z rozsądkiem. Czy zranimy kogoś? Czy zranimy siebie? Jaki będzie efekt końcowy? To tak jak z uprawianiem seksu bez zabezpieczenia. W porządku, jeśli chcecie mieć dziecko, ale jeśli nie, to skorzystajcie z zabezpieczenia. W niektórych religiach istnieje przekonanie, że używanie prezerwatyw czy korzystanie z innej antykoncepcji jest czymś złym. W buddyzmie czegoś takiego nie ma, gdyż liczy się nie to, co robisz, ale dlaczego coś robisz i jaki będzie tego skutek. Jeśli nikogo nie krzywdzisz, nie ranisz siebie, wszystko w porządku, to umiejętne postępowanie. Można to porównać do pracy cieśli. Jeśli umiejętnie postępuje, to z minimalnym wysiłkiem jest w stanie z kloca drewna wyczarować piękny mebel. Jeśli postępuje nieumiejętnie, nie wiedząc, co robi, to skończy się to wielkim bałaganem. Więc nie dobrze, nie źle, tylko umiejętnie i nieumiejętnie.

Wracając do zmysłowości – powinniśmy mieć pewne zahamowania, wiedząc o potencjalnej szkodzie. Na początek byłoby rozsądnie wiedzieć, co nam szkodzi, a co nie. To chyba oczywiste, że seks z nieletnimi lub seks poza związkiem prawdopodobnie kogoś skrzywdzi. Jak więc postępować? Jakie możemy przyjąć strategie służące powstrzymaniu szkody lub ograniczeniu wyrządzonej krzywdy? Tutaj wkracza buddyjskie pojęcie uważności, ponieważ jeśli jesteś świadomy tego, co się dzieje, okazuje się, że masz w życiu więcej kontroli. Kiedy cieśla lepiej pozna swoje narzędzia, podczas cięcia i obróbki drewna jest bardziej wrażliwy i nie popełnia tak wielu błędów. Ta wrażliwość na swój wewnętrzny świat, na swój umysł, swoje pożądanie, gniew, pragnienia jest ważną częścią praktyki buddyjskiej.

Nie mówimy tylko: „nie, nie rób tego”. Nie mówimy tylko, że coś jest złe czy nieumiejętne. Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w buddyjskiej praktyce jest to, że pomaga ci dowiedzieć się, co robisz, dlaczego tak postępujesz i jak zmniejszyć problemy. Dlatego też, kiedy trenujesz umysł w medytacji, by zwiększyć uważność i świadomość, zaczynasz zauważać całe spektrum procesów myślowych i do czego one prowadzą. Wiecie, skąd na przykład bierze się pożądanie? Problem w tym, że kiedy ktoś… Możecie być już w fajnym związku, ale kiedy spojrzycie wokół, zawsze znajdzie się ktoś atrakcyjny. „Łał, fajna jest; och, ale z niego ciacho”. Pociąg seksualny jest czymś naturalnym i nie powstrzymacie go. Czy można powiedzieć sobie: „Nigdy nie spojrzę na żadną inną. Jesteśmy teraz małżeństwem, więc tylko ty, kochana. Do końca życia nie zerknę na nikogo innego”? Przecież to kłamstwo, nieprawdaż? Tak się nie da. Albo mówienie, że się nie będzie lubiło nikogo innego – to takie samo kłamstwo; będąc już w związku partnerskim czy małżeńskim będziecie przecież nadal czuli pociąg do innych mężczyzn czy kobiet. Spójrzcie więc na sprawę realnie i zadajcie sobie pytanie: co ja z tym zrobię?

Ta uważność jest ważna, gdyż widzi, iż pożądanie, gniew czy jakiekolwiek inne uzależnienie są tak naprawdę złożonymi procesami umysłowymi. To uważność pozwala przerwać ten proces w dowolnym momencie i powstrzymać go, zanim zajdzie on za daleko. To tak, jakbyście chcieli zatrzymać pociąg. Kiedy pociąg opuści już stację i jedzie z prędkością 100 km/h, ciągnąc za sobą ciężki skład, to jeśli maszynista zauważy przeszkodę na torach i będzie chciał zahamować, czasem może to być bardzo trudne do wykonania. Pociąg jedzie zbyt szybko, impet jest zbyt duży. Pociąg jadący z taką prędkością zatrzyma się dopiero po jakichś 500 metrach, stąd też wszystkie te okropne wypadki na torach z udziałem samochodów. Maszynista widzi przed sobą samochód, ale pociąg jedzie zbyt szybko, by można było go zatrzymać. Tak samo dzieje się w momencie, gdy próbujemy powstrzymać pożądanie czy gniew, kiedy zajdą za daleko. Gdy sprawy nabiorą tempa, nie da się tego od razu zatrzymać. Wielu z was wie, jak to jest, kiedy jest się we władaniu żądzy, nie umie się przestać ot tak. Nie będziecie w stanie powiedzieć „dość, teraz się zatrzymam”. To tak, jakbyście oczekiwali, że po pociągnięciu hamulca pociąg natychmiast stanie. Nie ma szans. Pociąg najlepiej zatrzymać, jak tylko zacznie ruszać ze stacji i jedzie z małą prędkością, na przykład kilometr na godzinę. Wtedy łatwo go wyhamować.

Tak więc najlepszą rzeczą w uważności jest to, że z jej pomocą możecie zobaczyć, jak przebiega cały proces. Możecie go powstrzymać, jeśli wydaje wam się, że będzie nieumiejętny, że nie będzie pomocny. Mężczyzna, który ma fajną żonę, zamiast dopuścić do takiego zaognienia, że pożądanie weźmie nad nim górę i nie da się go już powstrzymać, powinien spróbować zareagować wcześniej. Więc jeśli widzisz bardzo atrakcyjną dziewczynę i umiesz dostrzec cały proces, zatrzymaj się, zanim będzie za późno. Mówimy tu o prostej powściągliwości. By się zatrzymać, musisz oczywiście chcieć – i tu wkracza mądrość. Nie bądźcie głupi, myśląc, że nad wszystkim panujecie. Kiedy posuniecie się za daleko, stracicie kontrolę.

Dlatego też mówię kobietom, które mają problemy ze swoimi mężami, że kiedy mężczyzna jest owładnięty pożądaniem, to zachowuje się jak wariat. Nie żartuję, faceci tracą rozum. Po pierwsze myślicie, że nikt was nie przyłapie. [śmiech] Zostaniecie złapani na gorącym uczynku, wasza żona nie jest idiotką i wie, co się święci. Rozpoznaje sygnały ostrzegawcze. To niesamowite, ilu mężczyzn ma romans i myśli: „Mam wszystko pod kontrolą, tylko trochę się zabawię. Moja żona nigdy się nie dowie”. A kiedy żona się dowiaduje, przychodzą do mnie i muszę pomóc im się uporać z problemem, bo nie wiedzą, czy żona da im jeszcze jedną szansę, czy skończy się na rozwodzie i wszystkich problemach związanych z prawem do opieki nad dziećmi. Zauważ niebezpieczeństwo i nie zapędzaj się do tego stopnia, że stracisz rozum i resztki zdrowego rozsądku. A zostaniesz przyłapany. Masz zatem ochotę na takie problemy w swoim związku i chcesz to zrobić swojemu partnerowi i dzieciom?

To uważność i mądrość nie pozwalają nam zapędzić się do takiego punktu, gdzie nam odbija i tracimy poczucie rzeczywistości. Nie miejcie przeświadczenia, że macie pełną kontrolę, bo zdajecie sobie przecież sprawę, że seksualność to na tyle potężna siła, że większość w was jej nie kontroluje. Jak zabrniecie za daleko, to już koniec. Związek ciągnie się dalej i macie poczucie, że będzie bolało. Powinniście pomyśleć o tym wcześniej, więc niech to będzie dla was lekcja. Nie chodzi o obwinianie kogoś. Nie mówimy: „Ty niegrzeczny chłopcze, ty okropna dziewczyno, nie powinniście byli tego robić. Teraz zostaniecie na zawsze wyklęci z Buddyjskiego Towarzystwa”. Poczucie winy jest tu nie na miejscu, gdyż gdzie wina, tam strach. Nikt nie powinien kierować się strachem. Należy zawsze kierować się mądrością, rozumiejąc konsekwencje, będąc inteligentnym i bystrym. W zmysłowości każdy powinien mieć jakieś granice. Innymi słowy to nie jest darmowy lunch, nie możemy podejść do zmysłowości jak do szwedzkiego stołu i jeść do woli, myśląc, że nic złego się nie stanie. Trzeba zrównoważyć własną dietę zmysłów. Nie za dużo, nie za mało. Podejmujemy decyzję wedle własnych możliwości, biorąc pod uwagę również to, co dla naszego partnera będzie najlepsze, i staramy się to utrzymać.

Powtórzę, że jako mnisi wyznaczamy granicę, w naszym życiu jest mało miejsca na zmysłowość, zwłaszcza w kontaktach z płcią przeciwną, ponieważ pomaga nam to jeszcze bardziej pogłębić naszą medytację. To jedna z wielkich nauk Buddhy, który powiedział, że kiedy zmniejszysz zmysłowość i troski o świat zewnętrzny, zwłaszcza jeśli chodzi o seks, jedzenie i rozrywkę, twój umysł dosłownie skieruje się bardziej do środka.

Świat zewnętrzny nie absorbuje już tak mocno umysłu i łatwiej jest o głębsze medytacje. Niektórych z was może to zainteresować, a niektórych zdezorientować, ale podczas naszych dziewięciodniowych odosobnień medytacyjnych zawsze prosimy uczestników o przyjęcie ośmiu wskazań, to znaczy m.in. zero seksualności przez te dziewięć dni, żebyście mogli skupić się bardziej na wewnętrznym, a nie zewnętrznym świecie. Zmysłowość, o której mówimy, wyciąga was na zewnątrz. A kiedy medytujesz, chcesz się kierować do wewnątrz. Kiedy wycofasz się z tego świata zmysłowości, doświadczysz innego rodzaju szczęścia.

Tak więc mnisi i mniszki są zazwyczaj „niezmysłowi” i dlatego czasem ludzie myślą, że wszyscy buddyści powinni tacy być, więc zaczynają się żalić: „Co by było, gdyby wszyscy zostali buddystami? W końcu zabrakłoby ludzi na świecie”. To niemądre stwierdzenie, bo tylko nieliczni zostaną mnichami i mniszkami. Zwykli buddyści mają rodziny i odwiedzają kasyna. Ale jeśli idziesz do kasyna, uważaj, nie zapędź się za daleko. Znaj swoje ograniczenia. A jeśli się zagalopujesz, zatrzymaj pociąg, zanim będzie to niemożliwe. Tak samo jest ze zmysłowością i seksualnością.

Jako mnisi wyznaczamy tu pewną granicę i nie idziemy za daleko. Ale jak już mówiłem, mnisi również lubią jedzenie. Jedną z rzeczy, które zauważyłem jako młody mnich, było to, że jak tylko rzuciłem seks, zaczęło mnie wciągać jedzenie. Jedzenie było niesamowicie dobre. Wydaje się, że działa to na zasadzie: odpuścisz jedno, przyczepi się drugie. Zafascynowało mnie odkrycie, że w okresie dojrzewania jest etap przed fazą seksu, kiedy człowiek pochłania jedzenie, więc czułem się tak, jakbym cofał się w rozwoju. Młody chłopak najpierw interesuje się jedzeniem, a potem dziewczynami, a ze mną było na odwrót: zerwałem z kobietami i powróciłem do jedzenia. To było przed porzuceniem przywiązania do tego wszystkiego. Ale nawet jeśli chodzi o jedzenie – owszem, jest dobre, ale nie można jeść zbyt dużo, bo rozboli brzuch, trzeba się więc ograniczać. Wydaje się, że z całą tą otaczającą nas zmysłowością jest tak, że kiedy spojrzymy na problemy, które potencjalnie ze sobą niesie, ograniczamy się celowo. Uważność natomiast daje nam poczucie większej kontroli.

Jeśli więc osoby z uzależnieniami – czy to od seksu, pornografii, hazardu, czy od częstego zmieniania partnerów – jeśli zdadzą sobie sprawę, że to problem i będą chciały go ograniczyć, praktyka uważności będzie dla nich bardzo pomocna. Oczywiście najpierw trzeba zauważyć, że się ma problem, a potem go rozwiązać – z pomocą uważności, będąc świadomym tego, co się dzieje w naszym umyśle. Dzięki zróżnicowanym wynikom nasze reakcje nie będą nawykowe. Widzicie trzy pary drzwi do tej sali? Jedne są z przodu, dwie po bokach. Uważność to umiejętność ujrzenia więcej niż tylko jednej pary drzwi, pozwala mieć wybór. W życiu codziennym jesteśmy niewolnikami nawyku. Wydaje nam się, że powinniśmy wykonywać różne czynności w dokładnie ten sam sposób. Dosłownie, za każdym razem przechodzimy przez te same drzwi. Taki nasz nawyk, nie patrzymy nawet, czy są inne możliwości. Tak samo dzieje się, gdy ujrzycie piękną dziewczynę. Uważność pokazuje wam inne sposoby poradzenia sobie z problemem. Może nie chodzi nawet o problem, może chcecie coś zrobić, ale zawsze macie więcej opcji. Człowiek uzależniony nie ma żadnych opcji. Rutyna i nawyki są w nim tak zakorzenione, że robi swoje i nie potrafi się zatrzymać. Zawsze są inne możliwości, ale by to dostrzec, potrzebny jest trening uważności.

Uważnością jest, kiedy przychodzicie tu w piątkowy wieczór i nigdy nie siadacie na tym samym miejscu. Ja jestem usprawiedliwiony, bo muszę siedzieć na tym miejscu, tu jest bowiem mikrofon.

Dlaczego ludzie zawsze starają się siadać na tym samym miejscu albo w ten sam sposób parkują samochód, zawsze jedzą te same posiłki? Kiedy idą do pracy i wracają do domu tą samą drogą, stają się niewolnikami nawyków, a to brak uważności. Cudowną rzeczą jest móc się zmienić. Mam dla was wyzwanie. Jednym z moich przykładów na trening uważności jest moment, kiedy rano myjecie zęby – od której strony zaczynacie szczotkowanie? Od prawej, lewej czy może od środka? Od góry czy z dołu? Podejmijcie więc moje wyzwanie: jutro rano zacznijcie szczotkowanie od innej strony. Każdego ranka róbcie to inaczej. No dalej, zaszalejcie trochę! [śmiech]

To prosty przykład, ale dobrze ilustruje to, że postępujemy w sposób nawykowy, zawsze zaczynamy w tym samym miejscu. Nie ma powodu, byśmy ciągle zaczynali tak samo, ale jako niewolnicy nawyku nie musimy myśleć ani być świadomymi tego, co robimy. To takie funkcjonowanie bez krzty uważności i świadomości. Popadając w rutynę, dosłownie zanudzacie swój umysł na śmierć. Przyczyną uzależnień, czy to od hazardu, jedzenia, seksu, pornografii, czy innych form zmysłowości, są nawyki. Dlaczego ludzie tak bardzo chcą oglądać pornografię w Internecie? Po jakimś czasie przeradza się to w uzależnienie. To wciąga i później trudno jest się powstrzymać. Możecie jednak powiedzieć „stop”. Istnieją inne drzwi, przez które możecie przejść, a raczej inne okienka w sieci.

Po pierwsze musicie wiedzieć, że jest problem, a potem zrobić coś, by go powstrzymać. Oczywiście jedną z przyczyn uzależnień jest fakt, że związana jest z nimi przyjemność. Fascynuje mnie podejście Buddhy do tematu zmysłowości. Mówił on, że owszem, przyjemność jest tam obecna, ale potem nadchodzi czas zapłaty. Buddha 25 wieków temu porównał taką zmysłowość do zaciągania długów.

To głębokie porównanie, bo kiedy na przykład oglądacie pornografię lub angażujecie się w inne rodzaje zmysłowości, to na początku macie frajdę. Ale często potem musicie spłacić ten dług. A czasem, tak jak w przypadku pożyczek, jedynym sposobem na spłacenie długu jest zaciągnięcie drugiej pożyczki. Dług rośnie i rośnie, dopóki nie wpadniecie w taki dołek finansowy, że nie sposób wam się z niego wydostać i spłacić zadłużenie. To piękna ilustracja uzależnienia i tego, jak do niego dochodzi. Najpierw bowiem odczuwamy przyjemność, a potem, by doświadczyć jej więcej, musimy zrobić coś ponownie, ale z jeszcze większą intensywnością, później z jeszcze większą, co kończy się tym, że by osiągnąć zadowolenie, musimy zwiększać dawkę narkotyku, aż w końcu budzimy się z ogromnym długiem. To dogłębnie ilustruje, czym jest uzależnienie i jak do niego dochodzi.

Zrozumienie polega na niedopuszczeniu do tak wielkiego uzależnienia, że utkwicie w pułapce długu. Jest to też zrozumienie, że są inne przyjemności na tym świecie, nie tylko zmysłowe. To prawda, przyjemność z posiadania rodziny, z przyjaźni, miłości romantycznej, mniej seksualnej – te inne przyjemności również należy rozpoznać i podkreślać, ponieważ mogą być substytutem dla natychmiastowego zaspokojenia innej zmysłowości. Jeśli więc jesteś uzależniony od pewnych form zmysłowości, użyj nie tylko uważności, ale daj sobie nagrodę, coś, co zręczniej zastąpi poprzednią rzecz. W ten sposób możemy… My nie potępiamy zmysłowości ani nie staramy się jej zabronić poprzez zakrycie wszystkich woalkami lub mówienie, że to złe. Radzimy sobie z tym w sposób mądry, tak by znaleźć Drogę Środka. Nie posuwamy się do ekstremum, mamy więc możliwości, by się od tego powstrzymać.

Jeśli wpadniemy w te skrajności, postarajmy się może nauczyć trochę medytacji, by nasza uważność stała się bardziej przejrzysta, a wtedy będziemy w stanie się zatrzymać przed dojściem do skrajności. Na przykład, jeśli ktoś jest uzależniony od pornografii internetowej, uważność mówi mu: „posłuchaj, jak tylko klikniesz i wejdziesz na tę stronę, będziesz zgubiony”. Tak samo z Anonimowymi Alkoholikami czy nałogowymi palaczami – jak tylko sięgniesz po jednego papierosa i wsadzisz go do buzi, już jest za późno. Już go nie odłożysz. Musisz się powstrzymać od sięgnięcia po tego papierosa. Pomocne w tym są techniki programowania uważności. Programowanie uważności polega na tym, że wkładamy sugestie do umysłu nie wtedy, kiedy mamy przed sobą bodziec, ale kiedy czujemy się spokojnie i nie jest to dla nas problem.

Na przykład papierosy: „Nie wezmę pierwszego papierosa, nie wezmę pierwszego papierosa, nie wezmę pierwszego papierosa”. Jako osoba medytująca wiem, jak pracuje umysł: jest uwarunkowany. Jesteście podatni na sugestie. I jeśli na przykład w zaciszu swojej sypialni będziecie w kółko sobie to powtarzać, kiedy myślicie, że nie jest to problem, kiedy nie macie go przed sobą – wtedy to sobie powtarzajcie. Kiedy macie go przed sobą, już jest za późno. Co staje się po jakimś czasie z palaczem, który…? Normalnie, kiedy ktoś stara się rzucić palenie, ale widzi papierosa, ten od razu ląduje w jego buzi, zanim człowiek zdąży się zorientować – to nawyk. To tak jak z myciem zębów, robicie to tak często, że nawet o tym nie myślicie. Co się dzieje, kiedy rozwiniesz taką uważność, że będziesz w stanie się zaprogramować: „Nie zapalę pierwszego papierosa, nie zapalę pierwszego…”, przepraszam – raczej: „Nie wezmę go, nie wezmę go”? Co się dzieje, kiedy wyciągniesz po niego rękę? Włączy się uważność, zupełnie jak program antywirusowy. Nie Norton Antivirus, tylko Buddha Antivirus, [śmiech] który powstrzymuje nawykowy proces.

Pojawia się myśl: „Nie, nie sięgnę po tego papierosa”. To bardzo skuteczna metoda zwalczania uzależnień. Ponieważ uważność jest pierwotnie zaprogramowana, by ostrzegać: „Niebezpieczeństwo, za chwilę sięgniesz po papierosa” lub „za chwilę wplączesz się w romans, a jesteś żonaty”. Albo na przykład: „za dużo obstawisz w kasynie” lub cokolwiek innego robisz. Takie programowanie jest bardzo skuteczne, gdyż wychwytuje sygnał. To tak, jakby w waszym umyśle migotała czerwona lampka: „Uwaga, uwaga, uwaga! Być może posuwasz się za daleko”. Wtedy to właśnie macie okazję, by się powstrzymać. Wielokrotnie nie możecie powiedzieć sobie „stop”, gdyż nie wiecie, co robicie. Uważność jest nieobecna. To nawyki. W ten oto sposób będziecie w stanie się powstrzymać.

Istnieją również inne sposoby powstrzymywania się. Przypomnij sobie o zagrożeniach, o tym, co się stało, kiedy już to kiedyś robiłeś. Niektórzy z was romansowali na boku lub nieświadomie uprawiali seks z piętnastolatką. Być może pociągał was w pracy wasz podwładny. W waszym życiu jest wiele niebezpiecznych tematów. Bądźcie ostrożni. Jeśli już raz popełniliście jakiś błąd, ostrożnie, przeprogramujcie się. Nie rańcie siebie i innych po raz kolejny. Zaprogramujcie się więc: „Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo”. Kiedy to zrobicie, będziecie wyposażeni w inne metody radzenia sobie z problemami. Oczywiście, jeśli to możliwe, odsuńcie się od bodźców, schowajcie papierosy, wyjdźcie z kasyna, zmieńcie pracę, jeśli ktoś was zbyt mocno pociąga. Macie taką możliwość. W ten sposób przejmiecie kontrolę nad zmysłowością, jeśli zaszła za daleko.

Zauważyliście chyba, że nie potępiam zmysłowości. Twierdzę natomiast, że nie należy popadać w skrajności. W porządku, jeśli jesteście w cudownym związku, cieszycie się seksem ze swoim partnerem, być może jest to związek homoseksualny, jeśli tylko jest między wami więź – wspaniale, wszystko w porządku. Bądźcie ostrożni, by nie ranić siebie ani tej drugiej osoby. Zmysłowość, którą widzimy w telewizji lub na filmach, nie jest tak naprawdę problemem. Dawno nie oglądałem telewizji. Ludzie mi donoszą, co się tam dzieje. Przypomina mi się, jak 15 lat temu odwiedziłem swoją mamę w Londynie, to był pierwszy raz od siedmiu lat, kiedy miałem styczność z telewizją. Leciał serial policyjny, zapomniałem tytułu, „Obrońcy” czy jakoś tak. To półgodzinny serial, który leciał co tydzień. Obejrzałem go z mamą, by dotrzymać jej towarzystwa i nie mogłem uwierzyć, ile osób straciło życie w ciągu tych 30 minut. Istotnie, liczyłem. Doliczyłem się chyba z tuzina zastrzelonych. Nie mogłem w to uwierzyć, bo za moich młodych czasów, kiedy nie byłem jeszcze mnichem, telewizja była taka łagodna. Kontrast bardzo mnie uderzył, ponieważ przez siedem lat nie obserwowałem rozwoju przemocy na ekranie. Starsi z was mogą pamiętać serial „Dixon z Dock Green”. Dixon z Dock Green był policjantem w czasach, kiedy nie nosiło się broni. Jeśli złapał włamywacza, włamywacz mówił: „Sierżancie Dixon, to wielki zaszczyt być złapanym przez pana!”. [śmiech] Najwyraźniej już się tego nie praktykuje. [śmiech] Pozmieniało się. Wtedy do nikogo nie strzelano, a jeśli ktoś został zraniony, bo jednak była kula, to mówił „Ojojoj!”, ale nie było widać krwi. Po prostu padał na podłogę. Ale najwidoczniej bardzo się pozmieniało od tego czasu.

Z pewnością wiecie, co by się stało, gdyby ktoś chciał wprowadzić cenzurę? Jeśli ktoś zdecyduje „W porządku, zero sprośnego języka, golizny i seksu” – co się stanie? Utworzy się podziemie. Coś, co jest zakazane, staje się jeszcze bardziej interesujące, gdy staje się nielegalne. Jasne jest więc, że zakazanie zmysłowości nie jest właściwą drogą radzenia sobie z tym problemem. Czy chodzi o pornografię w Internecie, czy cokolwiek innego, pewne ograniczenia muszą być. Takie ograniczenia wprowadza się z poziomu rozumienia, czy będzie to miało szkodliwy wpływ na mnie, czy inną osobę.

Tylko w ten sposób można sobie z tym poradzić, czy to w odniesieniu do własnej osoby, własnych dzieci, partnera, czy kogokolwiek – odwołać się do ich rozsądku i pobudzać tę mądrość, by zrozumieli, dlaczego te sprawy są problemem. Również podsuwać strategie radzenia sobie z uzależnieniami czy problemami, ale bez wpędzania w poczucie winy.

Poczucie winy tylko pogarsza sprawę. Obwiniając kogoś, mówisz, że jest bezwartościowy, że jest pomyłką. Ludzie karani czy wpędzani w poczucie winy mają niskie poczucie własnej wartości, a to skłania ich do wyrządzania sobie krzywdy. To oczywiście duże uogólnienie złożonego procesu, ale to wszystko pokrótce wyjaśnia. Obwiniasz kogoś, on chce siebie samego ukarać i nie chce być szczęśliwy. Skąd więc pomysł, że ktoś nie chce ranić siebie i innych? Przecież oni na to zasługują. I w taki sposób uzależnienie trwa nadal. Wpędzanie w poczucie winy ma więc przeciwny efekt niż szczęście i zdrowie w świecie zmysłów.

Ludzie pytają również: „A właściwie dlaczego mnisi i mniszki żyją w celibacie? Dlaczego odrzucacie zmysłowość?”. Czy jesteśmy jakimiś zdeprawowanymi dziwakami? Czasem lubię sobie pożartować jako mnich. Rok temu zostałem zaproszony na Uniwersytet Curtina na śniadanie z gejami. To było chyba z półtora roku temu. Kiedy poproszono mnie o wygłoszenie małej mowy, powiedziałem: „Jestem większym dewiantem niż wy wszyscy: geje, lesbijki i transgenderyści, ponieważ żyję w celibacie. Tak więc największym zboczeńcem tutaj jestem ja”. Tak sobie zażartowałem. Oczywiście szanuję wszystkich ludzi, bez względu na płeć czy preferencje seksualne. Chodziło mi po prostu o to, że moje życie w celibacie było odbierane przez niektóre osoby jako większe zagrożenie. „Co ci mnisi i mniszki wyprawiają, odrzucając seks? Boją się go? Czy spotkało ich coś złego w dzieciństwie?” [śmiech] Wiele osób tak rozumuje.

Wspomniałem o pewnej historii kilka tygodni temu. Jeden ze starszych mnichów tajskich, Ajahn Juin, żył w pięknym klasztorze, Phu Top. Klasztor znajduje się na górze w kształcie cylindra. Ajahn Juin był w swoich czasach bardzo znanym mnichem. Kiedyś go odwiedziłem. Pewna kobieta przybyła z Bangkoku i spytała go: „Czy zostałeś mnichem dlatego, że nie powiodło ci się w miłości?”. „Oczywiście, że nie” – odpowiedział mnich. Kobieta na to: „Wszystko jasne, zostałeś mnichem, by o tym zapomnieć i ci się to udało”. [śmiech] Logicznie rzecz biorąc, kobieta miała rację, ale on nie po to został mnichem. Ja również nie dlatego włożyłem szaty, że miałem pecha w miłości. Zakosztowałem oczywiście w życiu seksu, ale podczas pewnej medytacji doświadczyłem czegoś tak niesamowitego, znacznie lepszego od orgazmu związanego z seksem, że to mnie zaskoczyło. Dlatego właśnie zostałem mnichem.

Postanowiłem zostać mnichem na kilka lat, by odkryć tajniki medytacji. Jako mnisi przestrzegamy zasady: zero seksu. Nie rozumiałem na początku, dlaczego tak jest, po prostu mnisi trzymali się tych zasad. Po pewnym jednak czasie, kiedy zrozumiesz naturę umysłu, zdajesz sobie sprawę, że świat zmysłów wyciąga cię na zewnątrz, a medytacja polega na podążaniu w przeciwnym kierunku. Tak więc im bardziej ograniczysz zmysłowość, tym łatwiejsza będzie medytacja.

Umysł nie ciągnie już tak bardzo na zewnątrz. Przez pierwsze lata bycia mnichem było mi oczywiście ciężko powstrzymać umysł od kierowania się w stronę pięknych dziewczyn, dobrego jedzenia, telewizji, filmów i pozostałych rzeczy związanych ze światem zmysłów, który odpuszczałem.

Towarzyszyły temu ciekawe doświadczenia. Wspominałem już o wizycie u mamy i oglądaniu telewizji po siedmiu latach. Pamiętam również swój pierwszy od siedmiu lat lot samolotem – z Bangkoku do Londynu. Leciałem filipińskimi liniami w klasie ekonomicznej. Działo się to 25 lat temu. Nie mogłem uwierzyć, jak bardzo luksusowa i pobudzająca zmysły jest klasa ekonomiczna w tych liniach lotniczych. [śmiech] Moje zmysły oszalały. Do tej pory przebywałem w bardzo skromnym leśnym klasztorze. Zrozumiałem, że zmysłowość jest również względna. Dla moich współpasażerów stłoczonych w klasie ekonomicznej to była droga przez mękę. Ale ja siedziałem w fotelu po raz pierwszy od siedmiu lat, jadłem ciepły posiłek i dojrzałe owoce. Podali nawet lody. Pamiętam te lody do dziś. [śmiech] Podane były osobno, a nie tak jak do tego przywykłem – roztopione na ryżu z curry. [śmiech] I nawet muzak [muzyka reklamowa] w samolocie… Nie słyszałem muzyki od siedmiu lat, to było niesamowite, tak zmysłowe… potem trudno mi było pozbyć się tej melodii z głowy.

Was to śmieszy, bo kiedy lecicie samolotem, to dla was muzyka w tle jest okropna, a jedzenie na pokładzie obrzydliwe. Dla was klasa ekonomiczna oznacza ścisk. Ale ja wiodłem proste życie w leśnych klasztorach, więc dla mnie to była rewelacja. W samolocie nie ma nawet komarów. Po raz pierwszy od siedmiu lat byłem choć na godzinę wolny od komarów!

Dla mnie był to szczyt luksusu, raj dla zmysłów. Sami widzicie, że zmysłowość jest względna. To, czego teraz doświadczacie, 10 lat temu zapierało dech w piersiach. Domy, w których mieszkacie, wasze samochody, to co w telewizji. Takie jest prawo natury.

Chodzi mi o to, że za kolejne 10 lat zmysłowość znów się zintensyfikuje. Nie da się tego powstrzymać. Żaden cenzor nie powie nagle: „Wracamy do czasów Dixona z Dock Green. Żadnej przemocy. A prezenterka wieczornych wiadomości ma mieć burkę”. Nawet nie wiem, kto występuje na kanale 9 czy 7. Jakaś laska. Ale to nie przejdzie. Żyjemy w świecie zmysłów; jeśli chcecie się z niego wydostać, zapraszam do naszego klasztoru na kilkutygodniowe odosobnienie. Zobaczycie, jak to jest, spojrzycie z innej perspektywy. Jeśli chcecie pomedytować, czasem wystarczy po prostu wycofać się ze świata zewnętrznego i skierować do wewnątrz. Jeśli zależy wam na głębokiej medytacji – to jest to ciekawe, bo ogarnia was wtedy wielka radość płynąca z wyzwolenia się ze świata zmysłów.

Mówicie sobie: „Jeśli tylko zechcę, mogę przestać patrzeć”. Jedną z wielkich zalet bycia mnichem przez tyle lat jest to, że nie ma znaczenia, czy patrzę na piękną, czy brzydką kobietę – dla mnie wyglądają dokładnie tak samo. Niewielu mężczyzn na to stać.

Teraz anegdota. Już zapomniałem, o kogo chodzi, powinienem się w końcu dowiedzieć, kim była ta kobieta, w każdym razie była gwiazdą telewizji. Wydaje mi się, że występowała w serialu „Szczury wodne” czy jakimś innym. Nie znam jej imienia. Ktoś mi doniósł, że ona jest naprawdę, naprawdę znana. Gdybym rzucił nazwiskiem, na pewno wszyscy by wiedzieli, o kogo chodzi.
Zatem pewnego razu pojechałem do Sydney na wieczorną medytację. Ktoś założył małą grupę medytacyjną w Darling Point, bardzo zamożnej dzielnicy miasta. Mówiłem o medytacji w grupie 20–30 osób. Ta pani ciągle się na mnie patrzyła, cały czas się uśmiechając. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, dziwnie się zachowywała. Nie jak zwykła kobieta. [śmiech]

Podszedłem do tego z rezerwą i robiłem swoje. Pod koniec wspomniałem o tym człowiekowi organizującemu spotkanie, mówiąc mu, że kobieta dziwnie się zachowywała. Wtedy mi powiedział, że to słynna aktorka telewizyjna.

Domyśliłem się, że patrzyła dziwnie, bo jej nie poznałem. Chciała mi pokazać: „Popatrz, to ja jestem tą sławną aktorką”. [śmiech] A ja nie miałem o tym pojęcia. [śmiech] To dla mnicha fajne doświadczenie, kiedy nie wie, kto jest kim.

Ona rzecz jasna była bardzo ładną kobietą. Ale czym tak właściwie jest piękno i brzydota? Co nas pociąga? Jeśli jesteś mnichem, który dużo medytuje, to nie zwracasz uwagi na takie rzeczy. Jako mnich patrzę na piękną kobietę, która siedzi tutaj, a potem na brzydką, która siedzi tam – i poświęcam im tyle samo czasu. Nie idę do brzydkiej, mówiąc: „A kysz! Uciekaj stąd!”. [śmiech]

Tutaj zanika zmysłowość. Wspaniale jest, jeśli jesteś w stanie móc oprzeć się tej zmysłowości. W ten sposób możesz być bardziej sprawiedliwy w stosunku do innych. Dlatego mnisi tak postępują i dużo medytują.

Fajnie jest więc wybrać się na odosobnienie, pomaga to bardziej zrozumieć zmysłowość i przekonać się, że jest się w stanie ją ograniczyć. Wszystko zależy od was. Czasem ludziom się wydaje, że chcieliby być wolni, a wolność oznacza dla nich możliwość cieszenia się zmysłowością. Nie powinniśmy mieć ograniczeń, nie ma znaczenia, co chcemy oglądać w telewizji – przemoc, seks, dewiacje – świat powinien być otwarty. Pozwólmy ludziom na bycie wolnym. Sęk w tym, że ludzie nie są wolni. Czasem nasze pożądania nas zniewalają. Stajemy się więźniami własnych pragnień, dlatego czujemy, że musimy mieć ten seks, musimy zażyć narkotyk, musimy uprawiać hazard. Czasem ludzie dochodzą do momentu, kiedy muszą angażować się w romanse poza małżeństwem. Potem cierpią i zdają sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie kontrolują. Nie tak wygląda wolność.

Warto się temu przyjrzeć. Czy zmysłowość jest nieograniczona, czy ma ona jednak jakieś granice, kiedy stajesz się jej więźniem? Warto więc korzystać z uważności i powstrzymywać się, wtedy odkryjecie, że jesteście w stanie kontrolować zmysłowość. Możecie iść tak daleko, jak chcecie. Jeśli wasze postępowanie miałoby zranić was lub inną osobę, możecie powiedzieć „nie”, możecie to powstrzymać. To dzięki uważności wypracowanej poprzez medytację, dzięki mądrości, która odejmuje winę, zabiera słowo „zły” i zastępuje je słowem „umiejętny”. Zrozumcie, co naprawdę znaczy słowo „umiejętny” – czy coś będzie dla nas naprawdę pomocne, czy będzie nam służyło, pomoże nam wyciągnąć z życia to, co najlepsze. Kiedy to zrozumiecie, pojmiecie również buddyjskie podejście do zmysłowości, które nie zaprzecza, nie zasłania, ale stawia jej czoła. Podchodźcie do sprawy z mądrością, uważnością i w sposób, który przyniesie radość wam i innym ludziom. To tyle na dzisiaj. Dziękuję za uwagę.

Zapomniałem opowiedzieć dowcip, będę musiał coś szybko wymyślić. W zeszłym tygodniu zabrakło czasu na pytania. Dzisiaj starałem się nie przeciągać, zdążyłem w mniej niż godzinę, więc mamy czas na kilka pytań. Czy ktoś chciałby o coś zapytać w związku z dzisiejszym tematem? Tak? W porządku, ale nie widzę cię pod światło.

Mężczyzna: Jak to jest na przykład z przemocą, czy nie warto wprowadzić jakichś ograniczeń, biorąc pod uwagę fakt, że większość ludzi sobie z tym tematem nie radzi? Czy w programach telewizyjnych nie powinno być ograniczeń, jeśli chodzi o eksponowanie przemocy, seksu i tak dalej? Wydaje mi się, że pokazywanie takich rzeczy w końcu będzie miało wpływ na całe społeczeństwo.

Ajahn Brahm: W porządku; twierdzisz, że przemoc, pornografia, hazard i tym podobne osiągnęły taki poziom, że cenzura powinna się tym zająć, gdyż ludzie sobie z tym nie poradzą? Moim zdaniem historia pokazała, że zakazywanie czegokolwiek nigdy nie zadziała. Jeśli próbujesz czegoś zakazać, musisz być w stanie to wyegzekwować. Stąd się biorą Talibowie [ang. „tele-ban” brzmi jak „Taliban”]. [śmiech] Nie chodzi tylko o to. Jeśli chcemy czegoś zakazać, to gdzie wyznaczymy granicę? Poza tym ludzie są inteligentni i szybko znajdą sposób na obejście zakazu.

Zamiast więc zakazywać rzeczy, zamiast mówić, że ludzie sobie z czymś nie poradzą – nauczmy ludzi radzić sobie z tymi rzeczami. Moim zdaniem należy przeznaczyć środki nie na zakazy, tylko na nauczanie, jak radzić sobie z rzeczywistością, jak powiedzieć „nie” i wyłączyć telewizor, zamiast narzucać ograniczenia. To trudne zagadnienie, bo oczywiście pewien umiar powinien funkcjonować, szczególnie w odniesieniu do dzieci, które nie są na tyle dojrzałe, by same się hamować.

To trudne pytanie, bo kto jest na tyle dojrzały emocjonalnie, żeby praktykować powściągliwość? Czy powinniśmy wprowadzić zajęcia z opanowania zakończone egzaminem, po którym powiemy: „W porządku, jesteś teraz dojrzały i możesz podejmować własne decyzje”? Wprowadzenie cenzury jest trudną decyzją. Historia natomiast pokazała nam, że ludzie obejdą każdy zakaz. Kiedy rząd amerykański próbował zakazać spożywania alkoholu w latach prohibicji, wszystko zeszło do podziemia i ludzie i tak chlali. Jeśli kogoś interesują filmy pornograficzne, to je zdobędzie mimo zakazu. Nie lepiej spróbować zachęcić ludzi, by byli bardziej powściągliwi i odpowiedzialni? Inaczej nic z tego nie wyjdzie.

W buddyzmie sam bierzesz odpowiedzialność za swoje postępowanie. Według kammy nasze czyny są naszą własnością, więc za nie odpowiadamy. Świat jest duży; jak daleko chcesz pójść, a czego nie chcesz robić, zależy tylko od ciebie. Buddyzm może jedynie nauczyć mądrego postępowania. Bądźcie bystrzy. Zrozumcie, co będzie wam pomocne, a co wręcz przeciwnie. Co będzie szkodliwe, a co nie. Buddyzm uczy również z pomocą uważności mądrej kontroli podczas podejmowania decyzji. Bardzo was proszę, jutro rano zacznijcie myć zęby od innej strony. [śmiech] Zacznijcie trening powstrzymywania się.

Dziękuję za świetne pytanie. Nie wiem, czy udało mi się właściwie na nie odpowiedzieć. Nie wiem, czy ktokolwiek potrafi. Musicie odpowiedzieć sobie sami. Jeszcze jakieś pytanie? To zakończę obiecanym żartem. Podczas rewolucji seksualnej reporter zapytał Groucho Marxa o to, co sądzi o seksie. Ten odpowiedział: „Wydaje mi się, że seks na zawsze tu zagościł”. [śmiech] Dużo w tym mądrości. Poczucie humoru jest ważne, kryje się za nim mądrość. Nie powstrzymacie seksu, nie zamkniecie go jak dżina w butelce. I co z tym zrobicie? W porządku, to była mowa o zmysłowości w buddyzmie. Dziękuję za uwagę.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Aleksandra Łobacz
Redakcja polska: Aneta Miklas (www.liczesiezeslowami.pl)
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/