KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Kiedy Buddha naucza medytacji oddechu, uczy w sumie szesnastu kroków. Są to najbardziej szczegółowe instrukcje medytacyjne w kanonie. Oddech jest obiektem najbardziej i najczęściej przez Buddhę polecanym, ponieważ stanowi nie tylko dziedzinę, gdzie umysł może się uspokoić i zyskać skupienie, ale jest również czymś, co umysł może analizować. To wtedy mogą pojawić się wszystkie wglądy potrzebne do Przebudzenia: w czasie, gdy umysł jest uważny oddechu, czujny, a także świadomy tego, w jakiej jest z nim relacji.

Na późniejszych etapach tej medytacji większy nacisk kładzie się na związek umysłu z oddechem, niż na sam oddech. Jednak na początkowych etapach nacisk położony jest na oddech, na wykorzystanie go do usidlenia umysłu, wprowadzenia w chwilę obecną. Na pierwszych dwóch etapach pozostajesz po prostu z długim i krótkim oddechem, uwrażliwiając się na to, w jaki sposób odczuwasz długi i krótki oddech. Począwszy od trzeciego kroku, pojawia się element woli. Odbywasz trening, a pierwszą rzeczą, którą masz wyćwiczyć, jest bycie świadomym całego ciała w trakcie wdechu i bycie świadomym całego ciała w trakcie wydechu.

Kiedy Buddha opisuje stany skupienia, nie używa obrazów sugerujących jednoupunktowienie. Posługuje się raczej obrazami świadomości całego ciała. Kiedy w czasie oddychania pojawią się odczucia uniesienia i błogości, trzeba rozprowadzić je po całym ciele, tak jak zagniatałbyś ciasto, nasączając stopniowo mąkę wodą. Innym obrazem jest radosne uniesienie wypełniające ciało od środka, napełniające je niczym źródło chłodnej wod, bijące na dnie jeziora, napełniające je chłodem.. Jeszcze inny obrazek to kwiaty lotosu w jeziorze: niektóre z nich nie wynurzają się ponad wodę, są w niej całkowicie zanurzone, nasycone od korzeni aż po czubki spokojem i chłodem. Jeszcze inny obraz to osoba owinięta białą tkaniną, całkowicie obleczona nią od stóp do głów.

Wszystkie te obrazy przedstawiają świadomość całego ciała, odczucia uniesienia, przyjemności lub czystej uważności wypełniającej ciało. Nad tym powinieneś pracować, gdy zapoznajesz się z oddechem, ponieważ uważność, która pozwala na pojawienie się wglądu, nie jest ograniczona do jednego punktu. Kiedy jesteś skupiony na jednym miejscu, a wszystko inne jest wymazane z pamięci, pozostaje wiele ślepych punktów w umyśle. Ale próby uzyskania szerszej świadomości pomagają je wyeliminować. Innymi słowy, chcesz być zanurzony w oddechu, świadomy oddechu wokół siebie. Jeden ze zwrotów to opisujących – kayagatasati – oznacza uważność zagłębioną w ciele. Ciało jest nią nasycone, a sama uwaga zanurza się w ciele i jest przez nie obejmowana. Nie chodzi więc o to, żeby być w jednym punkcie – powiedzmy z tyłu głowy – i obserwować resztę ciała z tego jednego punktu, ani o to, żeby świadomość tego punktu zablokowała uważność reszty ciała. Musisz mieć panoramiczną świadomość całego ciała, 360 stopni – żeby wyeliminować martwe punkty w umyśle.

Kiedy masz już ten rodzaj świadomości, pracujesz nad jej utrzymaniem, chociaż „praca” w tym wypadku nie przypomina innych rodzajów pracy. Starasz się nie poruszać uwagi, by nie pozwolić jej się skurczyć. Pracujesz nad tym, by nie brać na siebie innych obowiązków. Z czasem jednak ta praca staje się bardziej naturalna, bardziej jak twoja druga natura. Czujesz się coraz bardziej ugruntowany i u siebie. W miarę jak umysł się osadza, jego zwykła nerwowa energia zaczyna się rozpływać. Ciało potrzebuje coraz mniej tlenu, ponieważ poziom aktywności mózgu zaczyna się obniżać, a zatem oddech staje się coraz bardziej subtelny. Może nawet stać się zupełnie nieruchomy, bo cały tlen, jakiego potrzebujesz, wnika przez pory skóry.

W tym momencie wydaje się, że oddech i świadomość stopiły się w jedno. Trudno wyznaczyć granicę między nimi i na razie nie próbuj. Pozwól, by świadomość i oddech przenikały się, by stały się jednym.

Musisz pozwolić, żeby ta świadomość, to poczucie ujednolicenia, stały się naprawdę solidne. W przeciwnym razie łatwo będzie je zniszczyć, ponieważ umysł ma tendencję do kurczenia się. Kiedy tylko zaczynamy myśleć, zawężamy pole energii do pewnych części ciała, a więc odcinamy do nich dostęp dla świadomości. Dlatego za każdym razem, gdy pojawia się myśl, w ciele pojawia się napięcie. Ta część ciała się napina, żebyś mógł pomyśleć tę myśl; inna część ciała się napina, żebyś mógł pomyśleć tamtą, i tak w tę i we w tę. Nic dziwnego, że prosty proces myślenia wymaga tak wiele energii. Według niektórych chińskich traktatów medycznych, osoba, która pracuje umysłowo, ma tendencję do zużywania energii w tempie trzykrotnie większym, niż ktoś pracujący fizycznie. Dzieje się tak dlatego, że myślenie wiąże się z napięciem w ciele. A szczególnie myśli wybiegające w przeszłość lub w przyszłość muszą tworzyć dla siebie całe światy, w których mogą następnie zamieszkać.

Kiedy skupiamy umysł, myślimy w inny sposób. Na początkowych etapach wciąż myślimy, ale wyłącznie o chwili obecnej, obserwujemy wyłącznie chwilę obecną, jesteśmy czujni i uważni w tym, co się tutaj dzieje, więc nie musimy tworzyć światów przeszłości i przyszłości. Dzięki temu zmniejsza się nacisk na ciało. Aby utrzymać skupienie w teraźniejszości i nie odpływać w stronę starych nawyków, musisz utrzymywać tak szeroką świadomość, jak to tylko możliwe. Właśnie to daje ci zakorzenienie w chwili obecnej, aż po koniuszki palców u rąk i nóg. Gdy świadomość pozostaje szeroka, zapobiega to kurczeniu się umysłu, które pozwala mu gonić za myślami o przeszłości i przyszłości. W pełni zamieszkujesz teraźniejszość. Potrzeba myślenia coraz bardziej się osłabia.

Kiedy coraz mniej myśli zakłóca przepływ energii oddechu, w całym ciele rozwija się poczucie pełni. Teksty mówią o niej jako o radosnym uniesieniu, a o towarzyszącym jej poczuciu odprężenia jako o przyjemności. Pozwalasz, by to poczucie odprężonej pełni wypełniło ciało, ale nadal utrzymujesz skupienie na energii oddechu, nawet jeśli jest ona całkowicie nieruchoma. W końcu – i nie musisz się z tym spieszyć – nadejdzie moment, kiedy ciało i umysł będą miały już dość uniesienia i odprężenia, a ty będziesz mógł pozwolić im odejść. Mogą też zdarzyć się chwile, gdy radosne uniesienie stanie się zbyt przytłaczające, w takim przypadku możesz spróbować udoskonalić świadomość oddechu, tak by nie namierzył jej radar uniesienia, a ty będziesz mógł przejść do poziomu całkowitego odprężenia. Wtedy nawet rozluźnienie – poczucie przesiąknięcia błogością – ustąpi, pozostawiając cię w całkowitym nieporuszeniu.

Po osadzeniu się w nim, można zacząć szukać granicy między świadomością a oddechem. Do tej pory manipulowałeś oddechem, żeby być coraz bardziej wrażliwym na to, co w nim jest wygodne, a co nie, i to manipulowanie stawało się coraz subtelniejsze, do tego stopnia, że mogłeś je porzucić i po prostu być z oddechem. Dzięki temu oddech się wysubtelnia, aż staje się całkowicie nieruchomy. Kiedy wszystko jest naprawdę solidne, naprawdę nieporuszone, uważność i obiekt uwagi w naturalny sposób oddzielają się od siebie, jak substancje w zawiesinie, którą pozostawiono w bezruchu. Gdy uważonść się wyodrębni, możesz zacząć bezpośrednio manipulować czynnikami umysłu, uczuciami i postrzeżeniami, które ją kształtują. Możesz je obserwować w działaniu, bo w tym momencie oddech nie stoi temu na przeszkodzie.

To jak szukanie stacji radiowej: dopóki słyszysz szum, dopóty nie dostroiłeś radia do częstotliwości stacji, nie słyszysz subtelności przekazu. Ale kiedy masz już właściwą częstotliwość, szumy znikają i wszystkie subtelności stają się wyraźne. Gdy jesteś dostrojony do umysłu, możesz ujrzeć subtelności uczuć i postrzeżeń – ich poruszenia. Widzisz efekty ich działań, wpływ, jaki mają na uważność. Po jakimś czasie wyczuwasz, że im bardziej subtelny jest ten wpływ, tym lepiej. Więc pozwalasz im się uspokoić. Kiedy się uspokajają, zostajesz z uważnością jako taką.

Ale nawet ta uważność ma swoje wzloty i upadki, a żeby je pokonać Buddha zaleca nimi manipulować, tak samo jak manipulowałeś oddechem i czynnikami umysłowymi odczuć i postrzeżeń. Tekst mówi o zadowalaniu umysłu, uspokajaniu umysłu i uwalnianiu umysłu. Innymi słowy, w miarę jak coraz bardziej przyzwyczajasz się do etapów skupienia, zaczynasz rozumieć, jakiego rodzaju koncentracji potrzebuje twoja świadomość w danej chwili. Jeżeli wydaje się niestabilna, to co możesz zrobić, żeby ją ustabilizować? W jaki sposób możesz zmienić postrzeganie oddechu lub dostosować skupienie, by wzmocnić umysł? Gdy medytacja zaczyna robić się nudna, co możesz zrobić, żeby zadowolić umysł? A w czasie przechodzenia z jednego etapu koncentracji do następnego, co dokładnie trzeba odpuścić, żeby uwolnić umysł od słabszego etapu skupienia i pozwolić mu osadzić się w mocniejszym?

Kiedy Buddha mówi o uwolnieniu umysłu w tym momencie praktyki, nie chodzi o ostateczne wyzwolenie. Mówi o uwolnieniu, które następuje w chwili, gdy odpuszczasz, powiedzmy, ukierunkowaną myśl i ocenianie pierwszej jhāny. Uwalniasz się od ciężaru tych czynników, przechodząc do drugiej jhāny i tak dalej, przez różne poziomy skupienia. Kiedy to robisz, zaczynasz widzieć, jak bardzo te poziomy zależą od intencji. To ważne. Wgląd może nadejść w skupieniu, kiedy przechodzisz z jednego etapu do następnego i widzisz kątem oka, co robisz, żeby jeden sposób doświadczania oddechu zamienić na inny, przejść z jednego poziomu solidności do następnego. I widzisz, jak bardzo to zjawisko jest wytworzone.

Prowadzi to w końcu do etapów medytacji oddechu związanych z wglądem. Pierwszy wgląd dotyczy niestałości – niestałości oddechu, ale co ważniejsze, niestałości umysłu, ponieważ widzisz, że nawet te stabilne, bardzo orzeźwiające poziomy koncentracji zależą od intencji. U podstaw całego tego orzeźwienia, całej stabilności, leży powtarzająca się intencja, zamiar utrzymania stanu koncentracji. Jest w tym element uciążliwości. Wgląd w niestałość lub nietrwałość ma mniej wspólnego z tym, w jaki sposób konsumujesz doświadczenia, a więcej z tym, jak je wytwarzasz. Widzisz cały wysiłek włożony w wytworzenie określonego rodzaju doświadczenia i pojawia się pytanie: „Czy warto? Czy ciągłe wytwarzanie i wytwarzanie doświadczeń nie jest uciążliwe?”.

Wtedy pojawia się następujący problem: „Co zrobić, żeby uwolnić się od tego ciężaru?”. Czy jeśli nie wytworzysz tych stanów skupienia, to jedynym wyborem jest powrót do wytwarzania innych doświadczeń? Czy też można w ogóle ich nie wytwarzać? Wszystkie nasze normalne doświadczenia przejawiające się z chwili na chwilę – w skupieniu czy poza nim – mają element intencji, element woli. A teraz doszedłeś do punktu, w którym ten element zaczyna się wyróżniać jako oczywisty ciężar. Zwłaszcza gdy rozglądasz się dookoła, pytając: „Dla kogo to robię? Kto to konsumuje?”. Dochodzisz do wniosku, że poczucie tego, kim jesteś, kim jest ten konsument, trudno sprecyzować, ponieważ wszystko to jest zrobione ze składowych, a one są niestałe, stresujące i nie-ja. Konsument również jest wytworzony. Dzięki temu pojawia się jakość, którą teksty nazywają „nibbida”, można to słowo tłumaczyć jako rozczarowanie. Czasami oddawane jest za pomocą mocniejszego określenia: odraza. We wszystkich przypadkach chodzi o poczucie, że masz już tego dość. Czujesz się uwięziony w tym procesie. Nie odnajdujesz już żadnej satysfakcji. Chcesz znaleźć wyjście.

Więc skupiasz się na odpuszczaniu. Zgodnie z tekstami najpierw skupiamy się na beznamiętności, potem na ustaniu, a w końcu na całkowitym porzuceniu Innymi słowy, w końcowej fazie puszczasz całe działanie, każdy zamiar, wytwarzającego, konsumenta, obserwatora, nawet postrzeżenia i wytwarzanie myśli, które składają się na Ścieżkę. Kiedy czynniki Ścieżki wykonają swoją pracę, im również możesz pozwolić odejść.

Wszystko to odbywa się bezpośrednio w oddechu, w punkcie, w którym umysł i ciało się spotykają. Dlatego Buddha nigdy nie każe ci całkowicie porzucić oddechu jako tematu medytacji. Postęp na ścieżce wynika po prostu z pozostawania właśnie tutaj i coraz większej świadomości tego, co dzieje się wokół nas. Rozwijasz bardziej wszechstronną świadomość, nie tylko w stosunku do ciała, ale również wszechstronnie obejmującą umysł. Widzisz, co kryło się w ślepych punktach, przez które konsumowałeś doświadczenie nieświadomie, zapominałeś o tym, że musiałeś je wytworzyć. To jak oglądanie filmu – dwie godziny migania świateł na ekranie – a potem obejrzenie filmu dokumentalnego o tym, jak powstał. Zdajesz sobie sprawę, że poświęcono na to miesiące, czasami lata pracy, i pojawia się pytanie: „Czy warto było?”. Kilka ulotnych godzin pustej przyjemności, o których potem zapominasz, pomimo całej pracy, całego cierpienia, jakie w to włożono.

Więc kiedy spojrzysz na wszystkie swoje doświadczenia w ten sam sposób, i zobaczysz cały wysiłek, jaki włożyłeś w ich wytworzenie; i gdy zapytasz, czy było warto, wtedy naprawdę się rozczarujesz, stracisz złudzenia, będziesz mógł naprawdę odpuścić. Puszczasz nie tylko percepcje i uczucia w miarę ich pojawiania się i znikania, ale również akty ich tworzenia. Widzisz, że te akty są wszechobecne, obejmują wszystkie twoje doświadczenia. Zawsze tworzysz, albo umiejętnie, albo nieumiejętnie. Istnieje ciągłe wytwarzanie, za każdym razem, gdy pojawia się intencja, za każdym razem, gdy umysł dokonuje wyboru. Gdy zacznie się to jawić jako opresyjne; to jest to, co w końcu skłania cię do odpuszczenia.

Puszczasz wytwarzanie, puszczasz to, co stworzone, a to naprawdę otwiera umysł. Umysł otwiera się całkowicie na inny wymiar: taki, który nie jest wymyślony, który nie jest stworzony, w którym nie ma powstawania ani przemijania. I styczność z tym także jest w tu i teraz,, choć w takim momencie nie ma poczucia oddechu, nie ma poczucia ciała, nie ma poczucia umysłu jako funkcjonującego i stwarzającego konsumenta lub producenta. Kiedy Buddha o tym opowiada, wszystkie jego słowa są porównaniami, a wszystkie porównania opisują wolność. To w zasadzie wszystko, co można powiedzieć, kiedy próbujesz to opisać, ale jest za to wiele do powiedzenia na temat tego, jak się tam dostać. To dlatego nauki Buddhy są tak obszerne. Podaje wiele szczegółów związanych z tym, jak się tam dostać, opisuje wszystkie kroki. Ale jeśli chcesz wiedzieć, jaki jest cel, nie szukaj obszernych opisów. Po prostu postępuj zgodnie z instrukcjami, a sam się dowiesz.

O autorze

Thanissaro06.jpg

Thanissaro Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora

Thanissaro Bhikkhu (Geoffrey DeGraff) (1949 - ) jest amerykańskim buddyjskim mnichem tajskiej leśnej tradycji Kammatthana. Po ukończeniu historii europejskiej w Oberlin College w 1971 roku wyjechał do Tajlandii gdzie uczył się medytacji u Ajaana Fuang Jotiko, ucznia Ajaana Lee.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Tłumaczenie: Piotr Iwanicki
Redakcja: Alicja Brylińska
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/