KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Warto zauważać, które słowa znikają z codziennego użytku. Należą one do biernego zasobu słownictwa, znamy ich znaczenie, ale znikają z codziennych rozmów – co zwykle oznacza, że przestały mieć wpływ na to, jak kształtujemy nasze życie. Kilka lat temu, podczas mowy Dhammy, użyłem słowa „godność”. Po mowie jedna ze słuchaczek, emigrantka z Rosji, podeszła do mnie i powiedziała, że nigdy wcześniej nie słyszała, by Amerykanie używali słowa „godność”. Poznała je, gdy uczyła się angielskiego w Rosji, ale nigdy nie słyszała go w Stanach. Dobrze jest się zastanowić, dlaczego zniknęło i gdzie się podziało?

Myślę, że przyczyna może wiązać się z innym słowem, które powoli znika z codziennego języka, chodzi o „powściągliwość”: rezygnację z określonych przyjemności, nie dlatego, że musimy, ale ponieważ kłócą się one z naszymi zasadami. Mamy możliwość pofolgowania sobie, ale uczymy się mówić „nie”. To oczywiście powiązane jest z innym słowem, którego wolimy nie używać, tym słowem jest „pokusa”. Nawet jeśli nie wierzymy, że jest ktoś, kto nas aktywnie kusi, wokół nas są rzeczy, które kuszą, byśmy poddali się naszym pragnieniom. Dlatego ważną częścią praktyki jest umiar. Jak mówi Buddha, dobrze jest powściągać oczy, uszy, nos, język i ciało, podobnie jak działania, mowę i myśli.

Co jest w tym dobrego? Przede wszystkim, jeśli nie mamy umiaru, nie mamy kontroli nad kierunkiem, w którym zmierza nasze życie. Cokolwiek pojawi się na naszej drodze, natychmiast nas przyciąga. Nie mamy silnego poczucia, co jest priorytetem, co jest wartościowe, co bez wartości, nie mamy satysfakcji z mówienia „nie” przyjemnościom. Jak więc klasyfikować przyjemności w życiu – szczęście i dobre samopoczucie, które uzyskujemy na różne sposoby? Istnieje dobre samopoczucie, które bierze się z całkowitej niezależności, braku potrzeby posiadania rzeczy. Jeśli ten stan nie ma możliwości się wykształcić, jeśli bez przerwy ulegamy pokusom działania czy brania, nigdy nie poznamy, czym jest dobre samopoczucie.

Jednocześnie nigdy nie zrozumiemy naszych impulsów. Gdy po prostu dajesz się nieść impulsom, nie rozumiesz ich siły. Są jak prądy pod powierzchnią rzeki: wykryjesz je i docenisz ich siłę, dopiero gdy spróbujesz zbudować tamę na rzece. Musimy więc spojrzeć na to, co ważne w życiu, wypracować silne poczucie, co jest priorytetem, chcieć mówić „nie” prądom, które skierują nas do mniej wartościowych przyjemności. Jak powiedział Buddha, jeśli widzisz, że z porzucenia mniejszej przyjemności wynika większa, porzuć mniejszą przyjemność na rzecz tej większej.

Wydaje się to oczywiste, ale przyjrzyj się, jak żyje większość ludzi: nie myślą w tych kategoriach. Chcą wszystkiego, co wpadnie im w ręce. Chcą mieć i ciastko, i Przebudzenie, chcą wygrać w szachy, nie poświęcając ani jednego pionka. Nawet gdy medytują, ich celem w rozwijaniu uważności jest jeszcze głębsze docenianie każdej chwili życia. Tego jednak nigdy nie znajdziesz w naukach Buddhy. Ich głównym tematem jest zawsze to, że musisz coś odpuścić, by coś zyskać, zrezygnować z czegoś, by gdzieś dotrzeć. Zawsze jest to kompromis.

Nie praktykujemy więc po to, żeby bardziej doceniać widoki, zapachy, dźwięki, smaki, wrażenia dotykowe. Praktykujemy, żeby uświadomić sobie, że umysł nie musi być zależny od tych rzeczy, jest zdrowszy bez tej zależności. Nawet jeśli ciało ma pewne minimalne wymagania – jak jedzenie, ubranie, schronienie czy leki – jest wiele rzeczy, których nie potrzebuje. A ponieważ spełnianie tych wymagań wiąże się z cierpieniem – zarówno naszym, jak i każdego, kto jest zaangażowany w wytwarzanie tych rzeczy – jesteśmy winni sobie i innym dążenie do umiarkowania, rezygnację z rzeczy, których nie potrzebujemy, tak żeby być możliwie najmniej uciążliwymi.

Dlatego tak duża część mentalnego treningu to nauka, jak odkładać rzeczy na bok, rezygnować z nich. Wyrabianie tego zewnętrznego nawyku prowadzi do wewnętrznej refleksji: z jakich umysłowych przywiązań dobrze byłoby zrezygnować? Czy umysł poradzi sobie równie dobrze bez rzeczy, których łakniemy? Odpowiedź Buddhy brzmi: „Tak”. W rzeczywistości tak jest lepiej.

Niemniej, bardzo silna część umysłu opiera się tej nauce. Możemy zrezygnować z pewnych rzeczy na jakiś czas, ale często myślimy: „Zrezygnowałem z tego na jakiś czas, zrezygnowałem na tak długo, więc teraz mogę do tego wrócić”. Jest to typowy wzorzec. To tak jak z odosobnieniem w czasie pory deszczowej, odosobnieniem, które właśnie się kończy: uczestnicy ślubują zrezygnować z wielu rzeczy – „Zrezygnuję z papierosów na czas odosobnienia, zrezygnuję z czytania gazet” – ale gdy tylko odosobnienie się kończy, wracają do dawnych przyzwyczajeń. Umknęła im istota rzeczy: jeśli jesteś w stanie przetrwać bez tych rzeczy przez trzy miesiące, najpewniej przetrwasz bez nich przez resztę roku. Jest nadzieja, że podczas tych trzech miesięcy dostrzegłeś korzyści z porzucenia ich. Możesz więc zdecydować: „Dobrze, nadal będę żył bez nich”. Mimo że możesz powiedzieć „tak” swoim pragnieniom, pamiętasz, żeby mówić im „nie”.

Ta reguła umiarkowania, wyrzekania się, dotyczy każdego etapu ścieżki. Jeśli praktykujesz hojność, musisz rezygnować z rzeczy, które być może lubisz. Dostrzegasz korzyści płynące z mówienia „nie” swojej zachłanności, pozwalasz innym ludziom cieszyć się tym, co dajesz. Na przykład, gdy żyjesz w grupie ludzi, dzielicie się jedzeniem. Jeśli zrezygnujesz z części swojego jedzenia, tak żeby inni mieli go więcej, tworzysz lepszą atmosferę w grupie. Zadaj więc sobie pytanie: „Czy korzyść, jaką uzyskam, biorąc coś, jest tego warta?”. Zaczniesz wtedy dostrzegać zalety wyrzeczeń na tym poziomie. Tu właśnie znowu objawia się godność w naszym życiu: jesteśmy czymś więcej niż tylko układami pokarmowymi. Nie jesteśmy niewolnikami naszych pragnień. Jesteśmy ich panami.

To samo dotyczy wskazań: mogą być rzeczy, które lubisz robić czy mówić, ale nie robisz ich, nie mówisz ich, ponieważ są nieuczciwe lub krzywdzące. Nawet jeśli czujesz, że możesz zyskać przewagę albo korzyść, mówiąc coś, nie robisz tego, bo to niezgodne z twoimi zasadami. Odkrywasz, że nie zniżasz się już do pewnych działań i wiąże się z tym poczucie honoru, godności: nie dajesz się przekupić określonymi przyjemnościami, pokusą wyboru łatwego rozwiązania. Jednocześnie okazujesz, że szanujesz godność i wartości ludzi, którzy cię otaczają. To również nadaje godność naszemu życiu.

Ten sam proces zachodzi podczas medytacji. Praktykujący czasami zastanawiają się, dlaczego nie potrafią się skupić. To dlatego, że nie są skłonni porzucić innych zainteresowań, nawet na chwilę. Pojawia się myśl i gonisz za nią, nie zastanawiając się, dokąd prowadzi. Pojawia się koncepcja, która jest interesująca, wygląda intrygująco, a masz całą godzinę, żeby myśleć o czymkolwiek zechcesz. Jeśli takie jest twoje podejście do medytacji, niczego nie osiągniesz.

Musisz sobie uświadomić, że to jest okazja, żeby wprowadzić umysł w stan stabilności i bezruchu. Aby tego dokonać, musisz zrezygnować ze wszystkich innych rodzajów myślenia. Myślenia o przeszłości, myślenia o przyszłości, rozwiązywania problemów, planowania i tak dalej: musisz je wszystkie odłożyć na bok. Niezależnie od tego, jak wspaniałe i wyrafinowane są to myśli, po prostu mówisz im: „Nie”.

Jeśli praktykowałeś hojność i poważnie zaangażowałeś się w praktykę wskazań, rozwinąłeś zdolność umiejętnego mówienia „nie”. Z tego powodu hojność i wskazania nie są opcjonalną częścią praktyki. Są fundamentem praktyki medytacji. Dzięki praktyce hojności i moralności, zdolność umysłu do odmawiania swoim impulsom wzmacnia się i nabiera subtelności. Dostrzegłeś pozytywne efekty, które daje umiejętność powściągnięcia swoich słów i działań. Dostrzegłeś, że powściągliwość jest przeciwieństwem ograniczeń. Teraz, kiedy medytujesz, masz możliwość powściągnięcia myśli i obserwowania korzyści, jakie to daje. Jeśli rzeczywiście możesz powiedzieć „nie” wędrującym myślom, dostrzegasz, że uspokojenie umysłu daje na tym poziomie skupienia satysfakcję o wiele większą niż cokolwiek, co mogą przynieść te myśli, nawet jeśli wydają się genialne.

Odkrywasz, że satysfakcja z poddania się rozpraszającym myślom rozwiewa się, jak gdyby nigdy nie istniała. To jak próbować złapać garść wody albo powietrza. Natomiast dobre samopoczucie, które przychodzi z umiejętnością regularnego wprowadzania umysłu w stan bezruchu – nawet jeśli to sam początek drogi – zaczyna przenikać wszystko inne w twoim życiu. Odkrywasz, że umysł naprawdę jest czymś znacznie bardziej niezależnym, niż ci się wydawało. Nie musi poddawać się impulsom. Może powiedzieć samemu sobie: „Nie”.

Tym bardziej, gdy pogłębisz wnikliwość, która pozwala dokopać się do źródła tych impulsów, dostrzec, skąd się biorą, dotrzeć do punktu, gdzie cały problem pokus przestaje istnieć, bo nie ma już niczego kuszącego. Patrzysz na rzeczy, które wyrywałyby umysł z bezruchu, z jego niezależności, i uświadamiasz sobie, że nie są godne uwagi. Wcześniej ćwiczyłeś umysł w żarłoczności – to właśnie robimy, gdy poddajemy się impulsom, ćwiczymy, jak być żarłocznymi. A teraz ćwiczysz umysł w sytości, w byciu wolnym i uświadamiasz sobie, że pielęgnowany wcześniej głód był w rzeczywistości głównym źródłem cierpienia. Znacznie lepiej radzisz sobie bez niego.

Ważne, żeby uświadomić sobie rolę, jaką gra powściągliwość w przezwyciężaniu problemu cierpienia i odnajdywaniu prawdziwego dobrostanu. Uświadamiasz sobie, że nie rezygnujesz z niczego, co jest naprawdę potrzebne. Znacznie lepiej radzisz sobie bez tego. Część umysłu będzie opierać się tej prawdzie, a i nasza kultura nie jest tu zbyt pomocna, ponieważ zachęca do tego oporu: „Poddaj się temu impulsowi, poddaj innemu, służ swoim pragnieniom. To sprzyja gospodarce, jest dobre dla ducha. Uważaj, jeśli stłumisz swoje żądze, zaplączesz się w psychologiczny supeł”. Lekcje, jakie daje nasza kultura – idź, kupuj, kupuj, kupuj, bądź chciwy, bądź chciwy, poddaj się, poddaj się – są wszędzie. A jaka godność bierze się z podążania za tym przekazem? Godność ryby pożerającej przynętę. Musimy oduczyć się tych nawyków, ignorować te sygnały, jeśli chcemy wskrzesić słowa takie jak godność czy umiar i cieszyć się korzyściami, jakie godność i umiar dają naszym umysłom.

O autorze

Thanissaro06.jpg

Thanissaro Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora

Thanissaro Bhikkhu (Geoffrey DeGraff) (1949 - ) jest amerykańskim buddyjskim mnichem tajskiej leśnej tradycji Kammatthana. Po ukończeniu historii europejskiej w Oberlin College w 1971 roku wyjechał do Tajlandii gdzie uczył się medytacji u Ajaana Fuang Jotiko, ucznia Ajaana Lee.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: rozdział książki "Meditations 1: Dhamma Talks"
Copyright © dhammatalks.org (revised Dec. 15, 2018)

Tłumaczenie: Miro Milewski
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png


Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/