Czcigodna Dhammananda opowiada historię Yasodhary, żony Siddhatthy, który stał się Buddhą. Historia życia Buddhy z perspektywy kobiecej, widziana oczami jego porzuconej małżonki, oraz tego co czuła i jakie trudy musiała przejść w związku z odejściem męża z pałacu.
Więcej Czcigodnej Dhammanandzie znaleźć można tutaj: Bhikkhuni Dhammananda
Czas trwania: 34:07
Tłumaczenie: Ula Musyl
Plik .srt z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
Inny głos – buddyzm z kobiecej perspektywy
ven. Dhammananda Bhikkhuni
Wydaje nam się oczywiste, że będziemy żyli wiecznie. Ale zaiste, powinniśmy być wdzięczni za to, że budzimy się i nasze ciało nadal działa idealnie. Są ludzie, którzy położyli się spać w nocy i nie wstali, już nigdy się nie obudzili. Kiedyś Jego Świętobliwość Dalai Lama zapytał: „Co następuje wcześniej: kolejne wcielenie czy kolejny dzień? Czy myśleliście kiedyś o tym?”. Więc jeśli będziemy mieli to na uwadze, staniemy się bardziej świadomi teraźniejszości i uważniejsi w tym, co robimy dzisiaj. Kiedy praktykujemy, skupiamy się na dniu obecnym, nie martwimy się o przyszłość. Jeśli teraźniejszość jest bardzo dobra, najlepsza, wszystko jest kusala – wszystkie właściwe czyny, właściwa mowa i właściwe myśli jutro będą jeszcze lepsze. Praktykujmy więc tylko jeden dzień, jeden moment. Doświadczyliśmy właśnie krótkiej chwili bycia razem i w tym czasie nie było ani mnie, ani „ja”, ani ciebie, tylko doświadczenie chwili.
Czcigodny Sujato prosił mnie, abym pomówiła dzisiaj na temat „Innego Głosu”. Mogłabym wiele na ten temat powiedzieć, jednak zdecydowałam się opowiedzieć wam historię Yasodhary. Słyszeliście o niej? Yasodharā… Kim jest ta Yasodharā? Yasodharā była żoną Buddhy. Dzisiaj zdecydowałam się opowiedzieć wam o niej, nie o nim. Historia jest spisywana przez mężczyzn, o mężczyznach i dla mężczyzn. Zatem zacznijmy teraz pisać opowieść o kobietach, z kobiecej perspektywy. To jest ten inny głos. Zapewniam was, bylibyście zaskoczeni, że spośród 45 tomów buddyjskich tekstów zaledwie jedno zdanie w nich traktuje o księżniczce Yasodharze, żonie Siddharty i matce Rāhuli. Kim była? Niewiele o niej wiemy, ponieważ historia buddyzmu skupia się na Buddzie, nieprawdaż? Biografia była biografią Buddhy, a nie jego żony. Zatem dzisiaj usłyszymy inny głos.
Wykształcono mnie na pracownika naukowego – nauczono mnie zawsze powoływać się na źródła. Rozumiecie, pracownicy naukowi, gdy piszą referat, zawsze muszą podawać przypisy, źródło informacji. Gdy przygotowywałam się do tego spotkania, zdecydowałam nie korzystać z przypisów. Naukowcy jednak mogliby mi zarzucić, że zmyślam. Postanowiłam więc rzucić im wyzwanie. Wielu rzeczy, o których opowiem, nie znajdziecie w tekstach. Ale naukowcy muszą dowieść, że to, co mówię, jest błędne. Rozumiecie mnie? Trudno jest to udowodnić, ponieważ mówię z kobiecego punktu widzenia. Czuję, że Yasodharā jest mi bliska, że rozumiem, przez co przeszła w życiu. Mieszkałam w Indiach, doświadczyłam tamtejszej kultury i życia społecznego. Zatem opowiem wam historię Yasodhary z nieco innej perspektywy; jak już słyszeliście, opowiem ją innym głosem.
Rodowód Buddhy sięga aż do Okkāka Rāi, który posiadał dziewięcioro dzieci – czterech chłopców i pięć dziewczynek. I gdy poślubił swoją drugą żonę (nie wiem, co stało się z pierwszą, może umarła). Więc gdy poślubił drugą żonę, urodził mu się jeszcze jeden syn. Gdy miał około roku, ten prześliczny chłopczyk zrobił coś, co uszczęśliwiło i zadowoliło króla, który powiedział: „Proś o cokolwiek, dostaniesz wszystko”. Druga żona króla skorzystała z okazji i poprosiła o tron. A ponieważ król powiedział, że otrzyma wszystko, czego zapragnie, musiał oddać tron swojemu najmłodszemu synowi. Jego pozostałe dzieci, czterech synów i pięć córek, były już dorosłe, więc rozkazał im opuścić królestwo i założyć gdzieś własne. Tak też się stało i czterech synów i pięć córek po przeprowadzce założyło własne państwo nazwane później Kapilavatthu.
Następnie czterech braci poślubiło cztery siostry. Najstarsza z sióstr, która nie wyszła za mąż, była bardzo przez pozostałe rodzeństwo szanowana, jednak z powodu choroby skóry musiała opuścić królestwo. Ale końcu i ona wyszła za mąż za innego króla i razem zapoczątkowali rodowód Devadaha – bardzo długi rodowód, który trwał nie jedno, lecz wiele pokoleń. W ten sposób powstała Devadaha. Kapilavatthu znajdowało się z jednej strony, a Devadaha z drugiej. Oba państwa należą do rodziny Sākiyā i zawierają śluby między sobą. Kiedy książę Siddhattha osiągnął odpowiedni wiek 16 lat, król postanowił znaleźć dla niego żonę. Jednak nie było tam żadnej odpowiedniej dziewczyny godnej księcia Kapilavatthu. Zaczęli więc szukać w Devadaha.
W Devadaha żyła księżniczka Yasodharā i to ona poślubiła młodego księcia Siddhatthę. Oboje mieli po 16 lat. Mało tego, oboje urodzili się tego samego dnia, więc byli dokładnie w tym samym wieku. Wydaje się, że wiedli szczęśliwe życie. Nie wiemy wiele o ich życiu w wieku 16-29 lat. Zbyt długo, prawda? Coś się stało, a może nic się nie stało – nie wiemy. Wierzymy, że żyli razem szczęśliwie.
W wieku 29 lat książę Siddhattha (zawsze był typem filozofa – rozmyślał o życiu i śmierci, znaczeniu życia), tak jak mówią przekazy, naprawdę udał się cztery razy do miasta, gdzie zetknął się z chorobą, starością i zwłokami. Ciągle pytał swojego woźnicy: „Czy mi się też to przytrafi? Czy wszyscy chorzy tak wyglądają? Czy ja też tak zachoruję?”. Odpowiedź była zawsze twierdząca: „Tak. Wszyscy z nas kiedyś zachorują, zestarzeją się i będą musieli umrzeć”. Czwartym, którego ujrzał, był asceta – bardzo spokojny i cichy siedział pod drzewem. „Jak to możliwe, że ten człowiek jest tak spokojny?”. Książę pomyślał, że może takie życie jest sposobem na pozbycie się cierpienia. Idea cierpienia bardzo go zastanawiała. „Jak mam przezwyciężyć cierpienie wywołane chorobą, starością i śmiercią?”– tego szukał. Takie poszukiwania mają naturę egzystencjalną. Dotyczą zarówno jego, jak i nas. W zasadzie dotyczą wszystkich istot ludzkich. Te poszukiwania są również nasze. W końcu, gdy książę miał 29 lat, urodził mu się syn. Podczas jego zmagania się z dylematem zaprzestania cierpienia, nadeszła wiadomość o narodzinach syna. Wtedy wykrzyknął: „Rāhula!” – „rāhula” oznacza przywiązanie. Tradycyjnie tłumaczy się to jako przywiązanie syna do rodziców, jednak ja poszłabym o krok dalej. Poczuł wtedy, że jego syn znalazł się w tej samej pułapce, co on. Uwięziony został w pułapce poszukiwań sposobu na uwolnienie się od cierpienia starości, choroby i śmierci. „Urodził mi się syn i jest w tej samej pułapce”. Jego myśli podążały w tym kierunku. „Nadszedł czas, bym odszedł. Nadeszła pora, abym udał się na poszukiwania prawdy o przezwyciężeniu cierpienia”.
Na wszystkich malowidłach, w całej sztuce, na różnych wizerunkach świątynnych przedstawia się go, jak zerka przez drzwi. Patrzy na żonę i dziecko, nowo narodzonego synka. Wyobraźcie sobie, że gdyby podszedł do nich bliżej, obudził żonę, wziął od niej dziecko, możliwe, że nigdy by nie wyruszył. Gdyby choć raz potrzymał dziecko w ramionach, miłość i przywiązanie byłyby tak intensywne, że nigdy by ich nie przezwyciężył. Nie znamy jednak prawdziwej historii. Artyści przedstawiają to w taki sposób – patrzy przez uchylone drzwi.
„Postanowione, muszę odejść dziś w nocy” – i odszedł. Resztę historii znacie. Czytaliśmy historię Buddhy. Sześć lat później stał się Buddhą. Dzisiaj jednak usłyszymy historię Yasodhary.
Yasodharā wróciła z Devadahy i w wielkim przywiązaniu do swojego męża miała nadzieję, że wraz z nią będzie się cieszył z ich nowo narodzonego dziecka. To wielki dar – urodził się chłopiec. Najlepsze, co kobieta może ofiarować rodzinie męża, to syn. I właśnie to im ofiarowała. Jednak on nie przyszedł. Całą noc czekała. Jednak on nie przyszedł. Zasnęła dopiero nad ranem, mając nadzieję, że w końcu się zjawi, aby spojrzeć na dziecko, przytulić ją, powiedzieć, jak bardzo jest jej wdzięczny za urodzenie Rāhuli. O poranku również się nie zjawił. Za każdym razem, gdy otwierały się drzwi, patrzyła z nadzieją, że to książę, jej mąż. W końcu ktoś do niej przyszedł. Była to matka, Mahā Pajāpatī.
Mahā Pajāpatī przyszła i wyraziła swoje uznanie. Bardzo ją chwaliła, może nawet za bardzo. Pochwaliła ją za to, że urodziła Rāhulę. Królowa był szczęśliwa, jednak wychwalanie jej za to, że była tak dzielna, czuła, życzliwa, że była „khanti” – cierpliwa – to zbyt wiele. Próbowała patrzeć na służki, ale żadna nie potrafiła spojrzeć jej w oczy. Wszystkie odwracały wzrok. W końcu nadeszła królowa i powiedziała: „Moja droga siostrzenico, muszę ci powiedzieć, że książę Siddhattha wyjechał w nocy”. „Co? Jakże mógł mnie zostawić teraz, gdy dałam mu najcenniejszy z darów? Zostawił mnie tak po prostu? Co uczyniłam? Co złego zrobiłam, że teraz, gdy urodziłam mu dziecko, odszedł?”. Nie mogła pokazać łez służącym, więc skryła się w swoich komnatach i tam wypłakała serce.
„Dlaczego mój mąż mnie zostawił?” – zastanawiała się ciągle. Jedynie syn przynosił jej ukojenie, teraz musi się nim opiekować. To był jej obowiązek. Pałac wrzał od plotek: „Spójrzcie, mąż ją zostawił, i to zaraz po tym, jak urodziła mu dziecko. Na pewno zrobiła coś okropnego, coś tak złego, że nie mógł jej znieść i odszedł”. Tak szeptano w pałacu. Zniosła wszystkie te trudy. Król wysłał grupę żołnierzy na poszukiwanie księcia, chciał wiedzieć, jakie są jego zamiary. Zwiadowcy wrócili i opowiedzieli, że obciął włosy i oddał całą biżuterię woźnicy, który mu towarzyszył i potem powrócił do króla. To była wiadomość – „Już nigdy nie wrócę do pałacu”. Nie rozumiała, że odszedł w poszukiwaniu duchowego oświecenia. Nie rozumiała tych pojęć. Nadeszły kolejne wieści: książę wychudł, ponieważ przestał jeść. Więc i ona odmówiła noszenia ozdób. Nie chciała się nawet czesać. Wiecie, kobiety zawsze plotą warkocze, pięknie je upinają, ozdabiają kwiatami. Nie chciała już więcej tego robić, bo po cóż miałaby się stroić, jeśli nie było przy niej męża, który mógłby cieszyć się jej pięknem?
Wiecie, indyjskie kobiety zawsze noszą tikę. To znak błogosławieństwa, jakim jest małżeństwo i posiadanie męża. Ten czerwony znak na przedziałku oznacza, że kobieta jest mężatką. Nie nosiła tiki, nie ozdabiała włosów czerwonym proszkiem. Z jej życia zniknęła cała pomyślność. Nie mogła już ozdabiać swojego ciała. Ubierała się na biało niczym wdowa, kobieta, której mąż umarł. Żadnej biżuterii ani ozdób. Więc gdy dotarła do niej wiadomość, że książę pości, ona też zaczęła pościć. Jadała tylko surowe ziarno i może jeden posiłek dziennie. Zaledwie tyle, by utrzymać się przy życiu. W ten sposób praktykowała. W pałacu nadal wrzało od plotek i pogłosek. Ze względu na swojego syna musiała je znosić. Kiedy Rāhula miał 6 lat, nadeszła wiadomość, że książę Siddhattha osiągnął oświecenie. Och, zatem zdobył to, czego chciał, udało mu się odnaleźć to, czego szukał. Nabrała nadziei, że wkrótce wróci. Dostał to, czego chciał, więc teraz powróci.
Czekała, przygotowując się na powitanie męża. Lecz on nie przyszedł. Przez następny rok odwiedzał różne miejsca i szerzył swoją naukę. Król Suddhodana wysyłał wielu żołnierzy z zaproszeniem dla Buddhy, aby przybył do pałacu. Pierwszy z nich zaginął, tak samo drugi. Co działo się z żołnierzami? Otóż kiedy przybyli do Buddhy i wysłuchali jego kazań, wszyscy porzucali mundur i postanawiali zostać mnichami. I drugi, trzeci, aż do ósmego, aż do dziewiątego. Dziewiątym był Udāyī – urodził się tego samego dnia, co Buddha i był jego oddanym żołnierzem. Dlatego król powiedział mu: „Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że musisz sprowadzić Buddhę z powrotem, musisz sprowadzić księcia do Kapilavatthu”. Lecz Udāyī po wysłuchaniu kazania również stał się mnichem. Jednak pamiętał o obietnicy danej królowi – przyprowadzić księcia z powrotem. Zaprosił zatem Buddhę do Kapilavatthu.
Kiedy Buddha zbliżał się do Kapilavatthu, księżniczka była szczęśliwa, że jej mąż wreszcie powraca i wypatrywała go przez okno, gdy wchodził do miasta. Buddha przyszedł prosić o jałmużnę. Wtedy jeszcze tego nie rozumieli i mówili, że przyszedł z innymi mnichami żebrać. Żebrać, wyobrażacie to sobie? Po pierwsze, potomkowie rodu Sākiyā nie żebrzą, a po drugie, nie jedzą z innymi, w obecności innych kast, są tak czyści w zachowaniu swojego rodowodu. Nie spożywają jedzenia przygotowanego przez innych. Nie wspomniawszy już o żebrach i jedzeniu posiłków przygotowanych przez członków innych kast. To niemożliwe. Nawet trudno to sobie wyobrazić, żeby książę tak postępował. W pałacu krytykowano go: „Spójrzcie na niego, wrócił i chyba zwariował, skoro żebrze w ten sposób. Prawdziwy Sākiyā by tak nie postąpił, to nie jest nasza kultura”. Więc gdy Buddha zbliżył się do bram pałacu, nikt nie przybył, by czynić honory; nikt. Dopiero król, który był najstarszy w rodzie Sākiyā, uhonorował Buddhę. Wtedy wszystkie księżniczki i książęta skłonili się Buddzie. Król poprosił Buddhę, aby tego więcej nie robił: „Przestań żebrać”. Buddha wyjaśnił mu, że taka jest buddyjska praktyka, tak robili Buddhowie przed nim, taka jest tradycja, buddyjska tradycja, tradycja Buddhy. Zgodził się przyjść do pałacu na następny dzień, by zjeść posiłek. Przybywszy, otrzymał i zjadła dāna, a potem zaczął nauczać o Dhammie. Zorientował się, że szuka swojej żony w tłumie zebranych, lecz jej tam nie było. Zapytał, co się stało z księżniczką Yasodharā. Król wysłał służkę, by ją zaprosiła. Służąca wróciła i oznajmiła, że księżniczka odmówiła przyjścia. Tak mówią teksty. Odmówiła przyjścia. To pierwszy taki przypadek, gdy czytacie historię, że ktoś ośmielił się powiedzieć Buddzie „nie”. I to była ona, która powiedziała Buddzie „nie”. Napisałam o tym referat „Ta, która sprzeciwiła się Buddzie”. Gdy nadeszła odpowiedz „nie”, Buddha od razu zrozumiał. Powiedział, że spotka się z nią w pałacu, tam gdzie mieszkała. Zwrócił się do Moggallāny i Sāriputty – mówią o tym teksty – „Niezależnie od tego jak mnie powita, nie wtrącajcie się. Poradzę sobie. Nie przeszkadzajcie”. Udał się z całą grupą ludzi – mnichami, królem, królową i królewskimi rodzinami. Jak tylko zbliżył się do niej, do pałacu, który był ich wspólnym domem, wyszła z rozpuszczonymi włosami, pokłoniła się i wytarła mu stopy swoimi długimi włosami. Postarajcie się sobie to wyobrazić. Bardzo poruszające. Podniósł ją w ten sposób i posadził na odpowiednim miejscu. I gdy wszyscy inni również zasiedli, postanowił nauczać na podstawie dżataki o Kinnarze. Kinnara to pół ptak, pół człowiek. Takie było ich poprzednie życie. A dlaczego zdecydował się na wygłoszenie dżataki o Kinnarze? W tej opowieści oboje byli pół ptakami pół ludźmi. Ona była piękną – „kinnari” – żeńska forma to „kinnari” – przepiękną Kinnari. Pewnego dnia schwytano ją i podarowano królowi Benaresu Brahmadatcie. A gdy król zbliżył się do niej, chcąc by została jego żoną, ona w swojej czystości, wierna mężowi, rozgrzała swoje ciało i król nie mógł jej dotknąć. Odmówiła jedzenia, nic nie jadła, aż wychudła. W końcu król Benaresu zrozumiał, że nic z nią nie zrobi i postanowił ją odesłać. Wysłano ją z powrotem w Himalaje, gdzie dołączyła do męża. Razem przenieśli się dalej, aby już więcej ludzie im nie przeszkadzali. Mąż pochwalił ją, że w tamtym życiu, gdy była kinnari, pozostała mu wierna i że zniosła tak wiele trudności, żeby być razem ze swoim mężem. Była najlepszą żoną. Cóż znaczy ta opowieść? To gwarancja, że niezależnie od tego, o czym plotkowano w pałacu, Buddha potwierdził: „To najlepsza żona, jaką kiedykolwiek miałem. Nie tylko w tym życiu, ale w każdym poprzednim, gdy rodziłem się razem z nią”.
To było potwierdzenie, którego Yasodharā potrzebowała – żeby jej mąż wyznał to publicznie przed mieszkańcami pałacu plotkującymi tak długo za jej plecami. Bardzo była szczęśliwa. Wtedy jeszcze dobrze nie rozumiała, co oznacza bycie Buddhą, ale to był jej mąż, który wrócił do domu, był przystojny, wyglądał teraz bardzo męsko, ponieważ cera mu pociemniała i była piękna. I usadził ją po swojej prawicy jak dobrą żonę, cenną księżniczkę.
Tej nocy wrócił razem z całą świtą mnichów do Nigrodhārāmy, poza granice Kapilavatthu. Następnego dnia znowu przyszedł żebrać o jałmużnę. Wysłała Rāhulę: „Spójrz, ten mężczyzna idący przed wszystkimi jest twoim ojcem. Idź i spytaj go o dāyajja”. Dāyajja to rodowód, dziedzictwo. Więc mały Rāhula poszedł, siedmioletni chłopiec, pociągnął Buddhę za szaty: „Ojcze, przyszedłem po swoje dziedzictwo”. Buddha złapał go za rękę. W jednej ręce trzymał żebraczą miskę, a w drugiej małego chłopca i poszedł z nim do Nigrodhārāmy i przekazał chłopca Sāriputta. Po co? Żeby stał się sāmanera [nowicjuszem].
„Najlepsze dziedzictwo, jakie mogę ofiarować swojemu synowi, a które uczyni go szczęśliwym, naprawdę szczęśliwym w życiu, to dać mu święcenia”. I Sāriputta wyświęcił go. I stał się sāmanera – nowicjuszem. Był pierwszym [niepełnoletnim] nowicjuszem w historii buddyzmu.
Co się działo w pałacu? Dziadek, babka i matka zalali się łzami. Król przyszedł spotkać się z Buddhą i poprosił go, by następnym razem, zanim da święcenia małym chłopcom lub dziewczynkom – wtedy nie było małych dziewczynek, tylko chłopcy – uzyskał wcześniej pozwolenie ich opiekunów. Nie mógł powiedzieć „Zapytaj o pozwolenie ojca”, bo Buddha był ojcem. Zatem „Musisz mieć pozwolenie opiekuna”. I stało się to jedną z reguł, że gdy wyświęcamy małych chłopców lub dziewczynki, musimy uzyskać zgodę ich rodziców, ich opiekunów. I w tym akurat przypadku zasada ta powstała z powodu Buddhy.
Potem Buddha odszedł, gdziekolwiek miał się udać, i ponownie wrócił do Kapilavastthu, kiedy król był bardzo chory. Wrócił i dopełnił swoich najważniejszych synowskich obowiązków – zaopiekował się umierającym ojcem. Dzięki jego naukom król uzyskał oświecenie. Królowa stała się sotāpanna – „wchodzącą w strumień”. Nie wspomina się nic o Yasodharze. Ale możemy sobie wyobrazić, że ciągle była gdzieś w tle. Kiedy król zmarł, a Mahā Pajāpatī poprosiła o święcenia, Buddha zwlekał przez jakiś czas, ale w końcu ją wyświęcił. Yasodharā również wstąpiła do zakonu bhikkhunī. Nie w tym samym czasie, co Mahā Pajāpatī, może rok później. Ale wstąpiła. Została bardzo dobrą nauczycielką. Buddha chwalił ją za bycie najlepszą w mahābhiñña – „abhiññā” to władanie nadnaturalnymi umiejętnościami. Istnieje sześć różnych abhiññā – boskie oko, boskie ucho, patrzenie w przeszłość, czytanie w ludzkich umysłach, czynienie cudów. Ale ona była najlepszą ze wszystkich. Słowo „mahābhiñña” oznacza nie jakieś przeciętne nadnaturalne umiejętności, lecz specjalnego rodzaju. Ona, jako jedyna, je posiadała. Tylko ona otrzymała taką pochwałę od Buddhy. Mówi się o niej pāmokkhā sabbaissarā, czyli ta, która jest na przedzie.
W wieku 78 lat pomyślała: „Skoro jestem w tym samym wieku, co Buddha, mój nauczyciel, powinnam umrzeć przed nim”. Jest to oznaką szacunku. Nie powinno się umierać po Buddzie lub w tym samym czasie, ale przed nim. Przyszła zatem do niego, skłoniła się i poprosiła, by pozwolił jej odejść, umrzeć. I wiecie, co Buddha odrzekł? Buddha pozwolił jej umrzeć, lecz poprosił, by uczyniła cuda.
Wiecie, że w buddyjskich tekstach Buddha zawsze powtarzał swoim uczniom, że nie powinni angażować się w cuda. Jednak w tym szczególnym przypadku poprosił ją, by uczyniła cud. Dlaczego? Ponieważ gdy nadał jej tytuł bycia najlepszą w abhiññā, nikt poza nim o tym nie wiedział. Zatem jeden, jedyny raz poprosił ją o uczynienie cudów. Przed wszystkimi bhikkhami i bhikkhuni, tak by oni także ujrzeli na własne oczy, jaka naprawdę była wielka. Uczyniła cuda. Wzniosła się wysoko w powietrze i było tak, jakbyście oglądali video z poprzednich jej żyć i gdy rodziła się wraz z Buddhą, a w każdym z nich oddawała mu hołd. Na koniec było tysiąc Yasodhar na niebie i wszystkie razem skłoniły się Buddzie. A gdy już skończyła i zeszła na ziemię i pokłoniła się Buddzie, pożegnała się i wróciła do swojej kuti, małej kuti. Ta w klasztorze Santi jest zbyt duża. Jej kuti była mała, malusieńka.
Następnie odeszła, siedząc w medytacji. Buddha skremował jej ciało i zorganizował piękny pogrzeb. Kremacja godna była uczennicy oraz jej statusu księżniczki. Zatem taka jest historia Yasodhary, którą tak rzadko słyszymy.
Chciałabym wyrecytować krótki wers na cześć Yasodhary. Po święceniach mówiono na nią Bhaddakaccānā. Wyrecytuję teraz mały fragment. Na koniec wykładu, zanim zaczniecie zadawać pytania. Jest ich razem 13, my w Santi Forest Monastery chwaliliśmy wszystkie 13 arahat theris. Wyrecytuję tylko ten o Yasodharze.
Therītu Bhaddā Kaccānā Mahābhinña Namuttamā
Jinena sukha dukkhaṃsā sadā sotthiṃ karotuno
Więc chwała jej, największej mahābhiñña. Ona dzieliła z Buddhą zarówno swoje szczęście, jak i cierpienie, razem z nim przez tak wiele żyć. Dlatego okazujemy jej nasz szacunek i prosimy o błogosławieństwo dla wszystkich.