Wersja z lektorem:
Wersja z napisami:
KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
Otrzymałem wiele propozycji dotyczących tematu dzisiejszego spotkania i zdecydowałem się pomówić o fobiach. Wiele osób cierpi z powodu różnego rodzaju fobii: lęku przed owadami, przed przebywaniem w zamkniętych pomieszczeniach na przykład w windach albo przed samolotami, albo przed określonymi sytuacjami czy ludźmi. Te lęki często uniemożliwiają nam czerpanie radości z życia, więc dziś porozmawiamy właśnie o fobiach.
Po pierwsze, wiele z tych irracjonalnych lęków ma swoje źródło w poprzednich wcieleniach. Wiem, że w naszych czasach wiele osób uważa poprzednie wcielenia za mit, ale gwarantuję, że reinkarnacja istnieje. Jeśli nie wrócicie w nowym wcieleniu, żądajcie zwrotu pieniędzy. Nie ma wątpliwości co do reinkarnacji. To po prostu ma sens, bo lęki bywają kompletnie irracjonalne: dlaczego ktoś boi się na przykład łódki? Co jest strasznego w łódkach? I to nie jest normalny poziom lęku, ale fobia, coś anormalnego. W buddyzmie zachęcamy ludzi, którzy cierpią z powodu fobii, żeby poprzez hipnozę cofnęli się do poprzedniego wcielenia i dowiedzieli, skąd pochodzi lęk. To może być trudne, ale czasem się udaje. Mamy w Towarzystwie kogoś, kto się tym zajmuje, poza tym jest wielu innych specjalistów. Jest wiele ciekawych historii na temat tego, co się wtedy dzieje. Jedną z historii, którą słyszałem i która pokazuje, skąd się bierze ten lęk, jest historia dziewczyny chorującej na anoreksję. Pewien hipnotyzer i terapeuta z Sydney to dobry przyjaciel tej dziewczyny i mój. Jej matka próbowała wszystkich sposobów: terapeutów, lekarzy, leków i psychologów – ale nic nie działało. Ta biedna dziewczyna była coraz chudsza, sytuacja naprawdę stała się dramatyczna, groziła jej śmierć. Ludzie, dopiero gdy są w desperacji, próbują alternatywnych metod takich jak regresja, chociaż nie powinno się ich określać jako „alternatywne”. Tak, regresja hipnotyczna zakłada istnienie poprzednich wcieleń i może być sprzeczna z tym, w co ktoś wierzy, ale jeśli coś działa, dlaczego nie spróbować?
Matka dziewczyny zabrała ją do tego hipnoterapeuty, który nie miał problemu z wprowadzeniem jej w hipnozę i cofnięciem się do jej poprzedniego wcielenia już podczas pierwszego spotkania. W transie dziewczyna przypomniała sobie, że w poprzednim życiu miała starszą siostrę i że ona i jej siostra zakochały się w tym samym mężczyźnie. Ona – młodsza siostra – była przeciętnej urody, ale starsza była niezłą laską. A faceci jak to faceci – mężczyzna wybrał starszą siostrę. Młodsza była tak zrozpaczona, że popełniła samobójstwo. Nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, dlaczego w tym życiu tak desperacko chciała być piękna dzięki odchudzaniu, przecież brak urody sprawił jej tyle bólu w poprzednim życiu. Wpadła w anoreksję z desperackiej potrzeby bycia piękną. Lubię tę historię, bo ma jeszcze jeden ciekawy aspekt: matka dziewczyny była obecna podczas sesji i kiedy jej córka opowiadała o poprzednim życiu, matka zaczęła histerycznie płakać. Terapeuta musiał nie tylko prowadzić sesję z córką, ale też uspokoić matkę. Kiedy przestała płakać, powiedziała: „Ja byłam tą siostrą”. Nigdy nikomu nie powiedziała, że kiedy była młodsza, ona i jej siostra zakochały się w tym samym mężczyźnie. Kiedy się zaręczyli, jej siostra popełniła samobójstwo. Po ślubie przyszła na świat ich córka. Matka nigdy jej nie opowiadała tej historii. To niesamowite, jak pragnienie z poprzedniego życia może przeniknąć do kolejnego. Tak bardzo chciała być z tym mężczyzną, że nie mogąc być jego żoną, została jego córką. Tak silne były jej uczucia.
Interesujące jest to, że niezależnie, czego się dowiadujesz podczas takiej sesji, znajdujesz powód swojego lęku, a to niweluje dużą jego część, a kiedy znika strach, znika twój problem. Bo kiedy znajdujesz źródło swojej fobii, wszystko staje się jasne: dlaczego niektórzy boją się wsiąść do samolotu? To oczywiste: w poprzednim życiu zginęli w katastrofie lotniczej. Jeśli doświadczyłeś czegoś takiego, to masz w głowie głos, który mówi, że nie chcesz znowu wsiadać do samolotu. Jak wiecie, rozdajemy ludziom błogosławioną wodę, pewnego razu podeszła do mnie matka z mniej więcej roczną córeczką, powiedziała, że dziecko skaleczyło się w czoło i poprosiła o błogosławieństwo. Zacząłem błogosławić dziewczynkę, a ona zaniosła się płaczem, jakby bała się, że spróbuję ją zamordować. Nie wiem, co jej się przytrafiło w poprzednim życiu, ale bała się błogosławionej wody.
Czasami reagujemy bardzo intensywnie na zupełnie normalne rzeczy. I jeśli potrafimy znaleźć przyczynę w poprzednim życiu, to zaczynamy rozumieć, dlaczego tak nas przerażają małe, zamknięte przestrzenie. Jeśli boisz się igieł, to być może w poprzednim życiu zostałeś dźgnięty nożem. Uświadomienie sobie tych rzeczy znacznie osłabia fobię. Niestety wiele osób nie miało nigdy wglądu w swoje przeszłe życie i dalej cierpi z powodu fobii. Pamiętam, że jako dziecko – jak wiele innych dzieci – bałem się pająków. Pamiętam, że miałem jakieś trzy czy cztery lata, śniły mi się koszmary o tym, jak schodzę po schodach w bloku, w którym mieszkałem, a na dole czeka na mnie ogromny pająk. Nadal go pamiętam, to był naprawdę wielki, przerażający pająk. Strasznie bałem się pająków. Wiele lat później, kiedy byłem w Tajlandii, widziałem setki pająków. Podczas pobytu w tajskiej dżungli przyzwyczaiłem się do nich, a w czasie upałów, kiedy chodziliśmy rozebrani od pasa w górę, żeby się ochłodzić, widziałem tarantule biegające po dachu i raz na jakiś czas taki pająk spadał mi na klatkę piersiową. Czy się bałem? Nie, bo zaraz szybko uciekały, łaskocząc skórę. Nie bałem się, to było nawet przyjemne. Spróbujcie kiedyś, nie zrobią wam krzywdy, tylko przyjemnie połaskoczą. Jestem mnichem i nie mam dziewczyny, zamiast tego łaskoczą mnie pająki. Te duże pająki są fajne, można je polubić.
Skąd się biorą fobie i jak można sobie z nimi poradzić? Jeśli zaczynacie odczuwać lęk, to niezależnie od powodu, nie odrzucajcie go. Mężczyźni czasem myślą: „Jestem facetem, nie powinienem bać się pająków albo windy, albo latania” – z tym wiąże się inna historia. Jeden z naszych mnichów leciał z Adelajdy do Perth i siedział obok kogoś, kto tak się bał latania, że mógł to robić tylko, gdy się upił. W tych czasach w samolotach dawali tyle drinków, ile chciałeś, więc on pił whisky kolejkę za kolejką. Wypił ich około 10, przez co stracił koordynację, więc kiedy zaczęły się turbulencje, cała szklanka whisky wylała się na mnicha. To było jakieś 10 minut przed lądowaniem. Kiedy go spotkałem na lotnisku, powiedziałem: „Co ty robiłeś w tym samolocie?? Pachniesz jak gorzelnia!”. Historia, którą opowiedziałem, to jego wersja wydarzeń. Chyba musimy mu uwierzyć… Ale można by mieć wątpliwości.
Zamiast się upijać, żeby poradzić sobie z lękiem, powinno się go zaakceptować. Po drugie – ostatnio uczyłem tego w Cancer Wellness Association w zeszły wtorek – każda fobia, każdy lęk łączy się z jakimiś fizycznymi reakcjami w ciele. To tak samo jak z niepokojem. Niezależnie, co czujesz: miłość, szczęście, lęk, niepokój, żałobę, to jeśli uważnie i świadomie przyjrzysz się swojemu ciału, zauważysz, że każdej emocji odpowiada inne wrażenie w ciele. W buddyjskim treningu świadomości i uważności to bardzo ważne. Bo jeśli umiesz połączyć wszystko to, co czujesz, z konkretnymi odczuciami w ciele i rozróżniać emocje na podstawie tych odczuć, to masz bardzo skuteczny sposób na radzenie sobie z emocjami. Kiedy czujemy jakąś emocję – na przykład lęk przed lataniem – to co możemy z nią zrobić? Możemy sobie powiedzieć: „Nie bądź głupi”, ale to nie działa. „Bądź silny” – też nie działa. Upijanie się i oblewanie mnichów alkoholem też nie. Za to działa odnotowywanie fizycznych reakcji ciała na lęki i fobie. A kiedy już zidentyfikujesz tę reakcję, to możesz zrelaksować ciało za pomocą masażu, termoforu z gorącą wodą albo czegokolwiek innego, co może pomóc rozluźnić dane miejsce w ciele. A jeśli zrelaksujesz miejsce, w którym występują fizyczne objawy fobii, to znika też lęk. Bo umysł i ciało są ze sobą połączone przez całe życie i mimo że czasem nie mamy wpływu na umysł, to możemy wpływać na ciało. A to znaczy, że jeśli rozluźniamy ciało, to rozluźniamy też lęk, i wtedy on znika.
Ważne jest, że żeby rozluźnić ciało, trzeba być go świadomym i okazać mu dobroć. To to samo, o czym już wiele razy mówiłem: uważność i współczucie to połączenie, które działa rozluźniająco i terapeutycznie, więc pozwala uwolnić się od lęków. Mówiłem już, żebyście obejmowali uważnością i współczuciem przeszłość i przyszłość, bo dzięki temu one przestają być problemem. To tak jak ze szczekającym psem: szczeka i szczeka, i nie chce przestać, tak samo cały czas gnębi cię fobia. Jeśli krzykniesz na psa, to szczeka jeszcze głośniej. Rzucisz w niego czymś? Szczeka jeszcze głośniej. Nie rób tego – to wszystko jest negatywne. Świadomość i dobroć sprawiają, że fobia się uspokaja. Zrób to z przeszłością, z przyszłością i z fizycznymi objawami fobii, na którą cierpisz. A żeby to zrobić, musisz ją zaakceptować: ten lęk jest. Poczuj go i zrozum. Poznaj go. To jest zawsze pierwszy krok do poradzenia sobie z problemem: musisz go przede wszystkim poznać.
Chińskie teksty na temat sztuki wojny mówią: znaj siebie, znaj swojego wroga; stocz tysiąc bitew i tysiąc bitew wygraj. I nie chodzi tylko o bitwy w sensie dosłownym, chodzi też o walkę z wrogiem, który jest wewnątrz nas. Czy to fobia, lęk, żałoba, czy jakaś inna intensywna emocja, przede wszystkim trzeba ją poznać. Poznaj swojego wroga, poznaj siebie. Stocz tysiąc bitew i tysiąc bitew wygraj. Poznaj swoją fobię: jakie to uczucie, gdzie w ciele się ujawnia, a potem pozbądź się jej. W ten sposób można się pozbyć wszystkich lęków. Ja tak właśnie przestałem się bać pająków. Trzeba je poznać! Nauczyć się czegoś o nich. Nie mogą nam zrobić krzywdy, nie mogą nas zjeść i boją się nas bardziej niż my ich. Jak łatwo jest pająkowi zabić człowieka? A jak łatwo jest człowiekowi zabić pająka? Rozumiecie tę różnicę? Mam dużo współczucia dla pająków. Co takiego strasznego właściwie one robią? Po co się ich bać? Pająki są fajne. Siedzą sobie w rogu pokoju i łapią owady, których przecież nie chcesz w domu. Prowadzą recykling much i komarów. Są super.
To mi przypomina starą historię o pająku-samobójcy. Pojawiła się zresztą w mojej ostatniej książce. Był sobie pająk, który po wykluciu się, zostawił swoją mamę, żeby zbudować własny dom. Zbudował piękną sieć w rogu pokoju w czyimś mieszkaniu. Włożył w to mnóstwo serca, tak jak my w nowy dom, z którego jesteśmy dumni, starannie go urządzamy, zapraszamy znajomych i robimy parapetówkę. Ten pająk nawet nie zrobił jeszcze parapetówki w swojej pięknej sieci, w którą włożył tyle wysiłku. Siedział sobie pośrodku i czekał na lunch – bo posiłki pająków same do nich przychodzą – a wtedy jakiś idiota zobaczył tę sieć i ją zniszczył. Czy wy też niszczycie pajęczyny w swoich domach? Po co to robicie? To jest dom jakiegoś pająka! Biedny pająk musiał salwować się ucieczką, ledwie mu się udało uciec przed miotłą. Potem zbudował w innym kącie kolejną sieć. Ta nie była już taka piękna, bo pająk był już trochę zmęczony. Ale zbudował ją, usiadł, żeby odpocząć i poczekać na lunch, no i znowu to samo: ktoś zobaczył jego sieć i całkowicie ją zniszczył. Zbudowaliście kiedyś własny dom? Wyobraźcie to sobie, wprowadzacie się, a tu ktoś od razu rozwala go na kawałki. Jakbyście się czuli? Pewnie kiepsko. Ale pająk się nie poddawał i budował kolejne domy. Jednak kiedy siódmy czy ósmy dom z rzędu został zniszczony, biedny pająk się poddał. Pomyślał, że to nie ma sensu: po co snuć pajęczynę w rogu jakiegoś pokoju, skoro i tak od razu ktoś ją rozwala i prawie odbiera mu życie. Pająk się zdołował. Poczuł, że nikt nie lubi pająków. „Ale przecież my nie robimy nikomu krzywdy! Nie zjadamy waszego jedzenia jak myszy i karaluchy. Zamiast tego usuwamy to, czego i tak nie chcecie: muchy i komary. Pomagamy wam! A wy nas zabijacie. Nikt nie kocha pająków”. Zrobiło mu się bardzo smutno. Był taki głodny i taki samotny, i nie miał nawet domu. Wpadł w depresję. Niestety nie ma telefonów zaufania dla pająków, więc nie wiedział, co zrobić. A kiedy za dużo się myśli tak jak pająki – one myślą więcej niż my – to można wpaść w jeszcze głębszą depresję. Pająk myślał i myślał, aż w końcu zaczął myśleć o samobójstwie. I kiedy szedł sobie ścieżką, robił wszystko, żeby dostać się pod podeszwy butów. Ale za każdym razem dostawał się pomiędzy obcas a przednią część podeszwy, i nieważne, jak bardzo się starał, nie zostawał zdeptany. Potem postanowił wejść na jezdnię, żeby wpaść pod samochód. I znowu dostawał się pomiędzy koła, a nie pod nie. W depresji wszystko sprawia człowiekowi trudność, nawet popełnienie samobójstwa. Pająk stwierdził, że nic mu nie wychodzi, nawet samobójstwo, więc się poddał. Szedł sobie ulicą, zataczając się jak pijak, płakał, nie wiedział już, kim jest. A potem poczuł, że ktoś mu się przygląda. Odwrócił się i zobaczył najtłustszego i najbardziej zadowolonego pająka na świecie. Bardzo grubego, z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiecie, taki pajęczy odpowiednik Ajahna Brahma.
– Co się stało? Dlaczego jesteś smutny? – zapytał tłusty pająk. Pająk samobójca opowiedział mu smutną historię swojego krótkiego życia. Siedem sieci zbudowanych i siedem zniszczonych, nikt go nie kochał, był taki głodny, taki samotny i taki smutny. Kiedy szczęśliwy pająk to usłyszał, powiedział: – To okropne. Może zatrzymaj się u mnie? Mam mnóstwo jedzenia i bezpieczny dom. Smutny pająk na to: – Zaraz, jak to? Jak możesz być taki tłusty i zadowolony? Czy nikt nigdy nie zniszczył twojego domu? – Ależ skąd! Zbudowałem w życiu tylko jedną sieć i nadal w niej mieszkam. Dlatego jestem szczęśliwy. Łapię w nią mnóstwo owadów i jest w takim miejscu, że nikt mnie nie niepokoi. Chodź za mną, wystarczy miejsca dla dwóch. Smutny pająk zapytał: – Gdzie w Perth można zbudować sieć, której nikt nie zniszczy? – W puszce na datki Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia. Tam nikt nie zagląda!
Można opowiadać tę historię w kościołach, klubach tenisowych – możecie ją opowiedzieć przy zbieraniu funduszy dla waszego miejscowego klubu tenisowego albo kościoła. W każdym razie nie ma po co bać się pająków. Albo węży. Czy boicie się węży? Dlaczego? Nie są straszne, są urocze.
Z sali: Są niemiłe w dotyku.
Nieprawda. Są chłodne i gładkie – to przyjemne. Z tymi wszystkimi fobiami przed zwierzętami jest tak, że jeśli czegoś się nauczysz o tych zwierzętach i masz dla nich trochę życzliwości, to zdajesz sobie sprawę, że nie zrobią ci krzywdy. Świadomość i życzliwość to to, co pomaga przekroczyć lęk. Ja też obawiałem się węży, kiedy pierwszy raz pojechałem do Tajlandii, bo ludzie mnie ostrzegali – zresztą niezgodnie z prawdą – że w tajlandzkiej dżungli jest 100 gatunków węży i 99 z nich jest jadowitych. Jeśli cię ukąszą, masz problem. Ale to tylko 99, a ten setny? A ten tylko dusi swoje ofiary. Ale jeśli mieszka się wśród węży, to się do nich przyzwyczaja. Czasami zdarzają się zabawne sytuacje. Siedziałem kiedyś, recytując, i nagle zobaczyłem głowę węża nad głową mnicha, który siedział naprzeciwko mnie. Wąż zawisł, patrząc na mnie. Za chwilę mnich odwrócił głowę i zobaczył węża, a wąż odwrócił głowę i popatrzył na mnicha. Szkoda, że nie miałem wtedy kamery, mógłbym to wrzucić na YouTube: mnich i wąż gapiący się na siebie i zastanawiający się, co zrobić. W końcu mnich zsunął szatę z ramienia, wąż zsunął się na ziemię i poszedł sobie. Węże się nami nie interesowały i nie robiły nam krzywdy.
Inna historia: kiedyś po całonocnej medytacji – bo w tamtym klasztorze mieliśmy całonocne medytacje – rano, kiedy było jeszcze ciemno, poszedłem, nie do końca przytomny, za potrzebą do lasu. W Azji ludzie nie załatwiają się na stojąco, ale kucają – to zresztą o wiele lepszy sposób. No więc ukucnąłem i byłem pewien, że załatwiam się na patyk, dopóki nie zaczął się ruszać. Obsikałem węża. Co zrobił ten wąż? Szczególnie mężczyźni zrozumieją, jakie to uczucie, kiedy tak delikatna część ciała znajduje się parę centymetrów od pyska węża. Ale wężowi chyba się to podobało, przecież to było w świątyni, ja jestem mnichem, czyli to błogosławiona woda. Wąż otrzymał błogosławieństwo. Więc jeśli będziecie kiedyś w Tajlandii i spotkacie jakiegoś węża, pobłogosławcie go. W każdym razie węże nie zrobią wam krzywdy, jeśli okazujecie im dobroć.
Jeśli macie jakąś fobię, to bądźcie świadomi tego strachu i okazujcie sobie dobroć. Te wszystkie lęki są związane z przyszłością, z tym, co się może stać. Jak można to pokonać? Przeszkodą, której musimy stawić czoła, jest to, że odrzucamy lęk, a kiedy to robimy, on staje się silniejszy. Za każdym razem, kiedy mu zaprzeczasz, on rośnie w siłę. Świadomość i uważność polegają na zaakceptowaniu i przyznaniu, że to prawda, boimy się. Nie zaprzeczajmy, bo inaczej lęk staje się silniejszy. Musisz go poznać i zrozumieć, i dopiero wtedy możesz okazać mu współczucie i życzliwość. Poznaj swojego wroga. I nie walcz z nim, bo wtedy urośnie w siłę. Może dziś go pokonasz, ale on się wycofa, przegrupuje i znowu uderzy, tak jak na prawdziwej wojnie. Tak nie pokonasz lęku. A dzięki współczuciu i życzliwości można sobie świetnie poradzić z wrogiem.
Niektórzy odczuwają lęk przed jakimiś osobami. Nie lubią przebywać w tym samym pomieszczeniu co te osoby. To taka sama fobia, jak lęk przed windą albo przed samolotem. Jak to pokonać? Bądź świadom tego lęku i bądź dla niego życzliwy. Ale, jak mówi stare porzekadło, kochaj tygrysa na odległość. To znaczy, że jeśli się czegoś boimy, to powinniśmy o tym pomyśleć, kiedy czujemy się swobodnie, kiedy nie jesteśmy akurat w samolocie, kiedy nie ma wokół żadnych pająków, kiedy czujemy się bezpieczni. Myśl o wrogu, kiedy jest daleko. Myśl o szefie w weekend, szczególnie, jeśli to długi weekend i masz jeszcze dużo czasu, zanim go znowu zobaczysz. Wtedy o nim pomyśl. Wtedy fobia nie jest taka agresywna, a to znaczy, że jest łatwiej ją poznać bez angażowania się w nagromadzone emocje związane z tym lękiem. Bądź ich świadomy i dzięki temu zacznij zmieniać swoje reakcje na nie. Dzięki temu dystansowi łatwiej kontrolować swoje reakcje. Czyli wyobraźcie sobie swojego szefa z piekła rodem, a potem pozwólcie sobie na współczucie dla niego. Współczucie, czyli wzięcie pod uwagę, że być może nie ma złej woli, jest tylko w złym nastroju albo miał jakiś wypadek, albo ma uszkodzony mózg. Kiedy masz dystans i myślisz o szefie ze współczuciem, nie zakładasz złej woli, możesz osłabić swoją reakcję na jego negatywność, czego nie mogłeś zrobić, stojąc z nim twarzą w twarz. Przez okazywanie współczucia i dobroci zmieniasz to, jak funkcjonuje twój mózg. Każdy akt dobroci i współczucia wpływa na aktywność neuronów w mózgu. Nasze mózgi mają różne kanały. Na tym polega uważność: nie masz do dyspozycji tylko jednych drzwi, masz ich czworo. Nie musisz robić wszystkiego tak jak zawsze i nie musisz zawsze siadać w tym samym miejscu – ja akurat muszę tutaj siedzieć, ale wy możecie siadać w różnych miejscach. Nie musisz zawsze chodzić do pracy tą samą drogą. Spróbuj pójść inaczej! Kiedy próbuję uczyć ludzi, żeby byli uważni od samego rana, pytam, czy myją rano zęby – mam nadzieję, że tak – i od której strony zaczynają. Czy co rano zaczynacie w tym samym miejscu? To jest brak uważności. Przyzwyczajenie. Myjecie zęby, nie myśląc o tym. Spróbujcie zaobserwować, od której strony zaczynacie myć zęby: od lewej, prawej, od góry czy od dołu, i następnego dnia rano zacznijcie od innej strony. Opuśćcie bezpieczną przystań. To proste ćwiczenie, które zmusza do zwrócenia uwagi na daną czynność, przez co zwiększamy świadomość i uwalniamy się od przyzwyczajeń. Niektóre fobie są wzmacniane przez przyzwyczajenia. Nieraz trwa to całe życie. A jeśli uświadamiamy sobie, co się dzieje, możemy wybrać inne drzwi. Zrobić coś inaczej.
Jest taka historia o mnichu, lubię ją opowiadać, zresztą on kilka razy prowadził tutaj spotkania. Był kiedyś żołnierzem i walczył w wojnie wietnamskiej. Pewnego razu na froncie jeden z jego kolegów został postrzelony w stopę. Stwierdził, że to jak wygrana na loterii, bo to rana, która łatwo się goi, a dzięki niej nie musiał już walczyć, mógł wrócić do domu. Przyszły mnich zrobił coś głupiego: zaczął się śmiać, podniósł głowę i trafił go wietnamski pocisk. Stracił część mózgu, miał szczęście, że przeżył. Jednak zachował sprawny umysł – nie został mnichem dlatego, że stracił kawałek mózgu – ale przez ten uraz zachorował na padaczkę. Miał ataki przez lata, aż do czasu, kiedy dzięki praktyce uważności i dobroci padaczka ustąpiła. Stał się tak świadom tego, jak działa choroba, że był w stanie zatrzymywać ataki na coraz wcześniejszym etapie, aż w końcu uzyskał nad nimi całkowitą kontrolę. Nie musiał już przechodzić wciąż przez ten sam proces neurologiczny. Poszedł w drugą stronę. Okazał sobie współczucie i kiedy czuł, że nadchodzi atak, szedł do swojego pokoju i medytował. Był życzliwy dla swojego ciała i umysłu. I atak nie następował. A przecież to była prawie wyłącznie fizjologiczna reakcja wywołana przez uszkodzenie mózgu.
To samo można zrobić z fobią: wychwyć ją wcześnie, tak że zobaczysz proces narastania lęku. Bo to jest proces. Tak jak pożar lasu zaczyna się od małej iskierki, z której powstaje wielki ogień niszczący ogromne połacie terenu i zabijający wiele zwierząt, o których ludzie nie myślą, bo skupieni są na zniszczonych domach. Kangurom udaje się uciec, ale kiedyś po pożarach, które mieliśmy w Serpentine znaleźliśmy zwęglone kangurzątko. Matce udało się uciec, ale młode wypadło z torby i nie miało szansy na przeżycie. Biedak. Tak się dzieje z pożarem: jeśli nie zgasisz go szybko, powoduje wielkie zniszczenie. To samo jest z fobią albo z epilepsją, trzeba je wychwytywać coraz wcześniej. Tak samo z innymi reakcjami, jeśli złapiesz je wcześnie, masz szansę wybrać inne drzwi. Jeśli pociąg, który stał na stacji, zaczyna jechać, można go szybko zahamować. Ale jeśli już się rozpędził, to hamowanie zajmuje o wiele więcej czasu. Może jeszcze jechać nawet kilometr. A dzięki uważności możemy zahamować wcześniej. To daje nam większy wybór. Jeśli odsuniesz się od tego, co wywołuje lęk, możesz wystarczająco wcześnie uzyskać nad nim kontrolę dzięki uznaniu tego, co się dzieje, znalezieniu innej taktyki radzenia sobie z tym i zastosowaniu współczucia i życzliwości, które rozwiązują problem. Bądź wobec siebie życzliwy. To przynosi rozluźnienie. Negatywność i kontrola powodują napięcie. Życzliwość i akceptacja działają rozluźniająco i ułatwiają pokonanie fobii. Bądź życzliwy i uważny, a duża część tego lęku ustąpi. Tak jak z tym mnichem, który pokonał padaczkę. Wydawałoby się, że tego nie da się kontrolować, chyba że za pomocą leków. A jednak są techniki pozwalające na kontrolowanie padaczki bez leków. Niezależnie od tego, na jaką fobię cierpisz – czy to lęk przed śmiercią czy przed wystąpieniami – nie wiem, jakie jeszcze są fobie, ja już na żadne nie cierpię. Nawet jeśli ktoś zostaje ranny albo jest oskarżony o coś, czego nie zrobił – to mi przypomina historię, którą opowiadali sobie mnisi w naszym klasztorze. Czy ktoś tutaj cierpi na lęk przed kiepskimi dowcipami? Jeśli tak, to nie powinien tu przychodzić.
Dwóch starszych mężczyzn każdego popołudnia siadywało razem w parku, obaj byli już po osiemdziesiątce, siadali sobie razem, karmili gołębie i rozmawiali o tym i owym. Pewnego dnia jeden z nich się nie pojawił. Drugi pomyślał, że może złapał grypę i choruje. Ale tamten nie pojawił się także następnego dnia ani kolejnego, ani przez kolejnych kilka tygodni. Drugi mężczyzna zmartwił się, że może jego kolega umarł, a on nawet nie wiedział, gdzie tamten mieszkał, bo spotykali się tylko w parku. Bardzo się ucieszył, kiedy po miesiącu jego przyjaciel znowu się pojawił: – Myślałem, że nie żyjesz! Cieszę się, że cię widzę. Co się stało? Czemu nie przychodziłeś? – Byłem w więzieniu – odpowiedział tamten. – W więzieniu? W twoim wieku? Masz 89 lat! – Wiesz, w tej kawiarni, do której chodzimy, pracuje ta piękna kelnerka. Oskarżyła mnie o gwałt! Musiałem stanąć przed sądem. Oskarżenie o gwałt tak mi pochlebiło, że się przyznałem. A potem sędzia dał mi miesiąc odsiadki za kłamstwo przed sądem. To stary dowcip: jeśli jesteś stary i oskarżają cię o gwałt, to najlepiej się przyznać.
W każdym razie z fobią można sobie poradzić dzięki świadomości, współczuciu i życzliwości, wtedy rozpoznacie lęk na wczesnym etapie i po jakimś czasie poczujecie, że już go nie ma. I drugi sposób: kiedy czujecie fizyczne objawy lęku, zrelaksujcie to miejsce, to pomoże się go pozbyć. To świetne sposoby na pokonanie fobii.
OK, minęło 45 minut, teraz czas na pytania. I odpowiedzi. Być może. Czy są jakieś pytania z sali?
Pytanie z sali: niezrozumiałe.
AB: Czy niektóre lęki – na przykład lęk wysokości – nie służą temu, żeby nas chronić? Tak, ale mogą się nadmiernie rozrosnąć, tak że ktoś nie może przykładowo polecieć samolotem – jutro sam wybieram się w podróż samolotem, dlatego dziś wcześniej skończę spotkanie – nie może przestać myśleć o tym, że pomiędzy nim a ziemią jest cienka warstwa metalu i setki metrów pustki. Wystarczyłaby mała dziura w tym metalu, żeby spaść i zginąć. To jest przesadny, irracjonalny lęk. Albo weźmy te zamachy bombowe w metrze londyńskim, kilka wagonów wysadzono w powietrze. Ludzie zaczęli się bać jeździć metrem, aż w końcu ktoś powiedział: „Jak często zdarzają się zamachy bombowe w metrze? A jak często ludzie giną w wypadkach samochodowych? Jest o wiele bardziej prawdopodobne, że zginiesz, jadąc samochodem do pracy, niż w ataku terrorystycznym w pociągu”. To był zupełnie irracjonalny lęk.
Kiedyś wybrałem się do Singapuru w czasie epidemii SARS. Pamiętacie SARS? Zespół ostrej niewydolności oddechowej? To był wtedy gorący temat. Nawet w samolocie czytałem gazetę, która na pierwszej stronie miała nagłówek „99” – to była liczba osób zarażonych tą chorobą. Miałem tam poprowadzić serię spotkań, na autobusach były reklamy tych spotkań. Nawet udało mi się znaleźć kilka takich autobusów z moim zdjęciem z tyłu. Chciałem udowodnić, że jest trochę prawdy w powiedzeniu „masz twarz jak tył autobusu”. Spotkania odbywały się w centrum konferencyjnym, którego wynajem kosztował 500 dolarów singapurskich za cztery wieczory. To dużo pieniędzy. Pamiętam, jak wysiadłem z samolotu, wyszedłem z lotniska i spotkałem się z czekającą na mnie delegacją. Byli bardzo zmartwieni, bo wydali tyle pieniędzy na te reklamy, a rząd zakazał organizowania spotkań, żeby powstrzymać SARS. Zapytali mnie, czy w takim razie odwołujemy spotkanie. Zapytałem, ile ludzi mieszka w Singapurze. Powiedzieli, że około czterech milionów. Czyli jeśli 99 osób zachorowało na SARS, to 3 999 901 osób nie zachorowało. Jeżeli spojrzymy na to w ten sposób, to zupełnie inaczej to wygląda. 99 osób choruje, pozostali nie, czyli szansa zachorowania wynosi 1 : 40 000. Raczej nie zachorujemy, więc po co odwoływać spotkanie? To po pierwsze, a po drugie, czym właściwie jest SARS? Zespołem niewydolności oddechowej. Chorują na to ludzie o słabych płucach. Jeśli przyjdziecie na moje spotkanie, będziecie się tyle śmiać, że wzmocnicie płuca i nie zachorujecie. Spotkanie się odbyło, nikt nie zachorował, niedługo potem kryzys się skończył. Zresztą większość tego kryzysu wywołał rozdmuchany lęk. Podobnie jest z fobiami, to nie są realne lęki. Realny lęk to ten, który mówi nam: „Nie idź w stronę pożaru buszu”, albo: „Nie drap węża pod brodą”. Ale fobie to kompletnie nieracjonalne lęki, strach przed wejściem do windy albo do samolotu, przed podróżą statkiem albo rozmową z nieznajomym, lęk przed szefem albo przed tym, co myślą o nas inni. To są irracjonalne lęki. Dlatego nazywa się je fobiami. Ale są sposoby, żeby sobie z nimi poradzić.
Czy mamy jakieś pytania z Internetu? Nie? Żadnych? Niesamowite. Czy ktoś z widowni ma jeszcze jakieś pytania na temat fobii? Ja mam fobię przed zbyt wczesnym kończeniem spotkań.
Pytanie: „Czy jest coś takiego jak lęk przed uchodźcami?”.
AB: Lęk przed uchodźcami – to dobre pytanie. Oczywiście, że może istnieć taka fobia. Tak jak lęk przed muzułmanami albo Tamilskimi Tygrysami ze Sri Lanki, którzy przeniknęli do naszego społeczeństwa. Mamy też wielu uchodźców z Wietnamu, którzy przypłynęli łódkami. I spójrzcie, jak wspaniały był ich wkład w społeczeństwo australijskie. Nawet w żartach to widać: „Po czym poznajesz, że złodziej, który się włamał, był Wietnamczykiem? Bo poza tym, że coś ukradł, odrobił też pracę domową twojego dziecka”. Albo: „Zawala się kilkupiętrowy budynek i kto przeżywa? Wietnamska rodzina, bo wszyscy byli w pracy albo w szkole, kiedy Australijczycy się obijali”. To rasistowskie dowcipy, ale jest w nich ziarnko prawdy, bo Wietnamczycy rzeczywiście bardzo ciężko pracują. To moja osobista opinia, ale myślę, że jeśli ktoś pracuje tak ciężko, żeby się tu w ogóle dostać, to jeśli mu się uda i dostanie wizę, to pewnie ułoży sobie życie. Tym ludziom nie było łatwo, więc wykorzystują każdą szansę i daleko zachodzą w życiu. Spotkałem się z wieloma wietnamskimi buddystami, którzy dostali się tutaj na łódkach, byłem w ich domach i widziałem, czego się dorobili z absolutnie niczego. Kiedy tu przyjechali, nie mieli dosłownie nic. To niesamowite, ile potrafili osiągnąć, startując z takiej pozycji. I gdy tylko dostają wizę i pracę, to zawsze świetnie sobie radzą i mają w sobie dużo wdzięczności. Przynajmniej ja tak to widzę. Mają inne problemy niż my, na przykład śmierć w oceanie, jeśli nie uda im się dopłynąć. To spory problem.
Lęk przed imigrantami, przed tym, że „przejmą” Australię, istnieje. Czasami to dobrze, jeśli jakiś kraj jest „przejęty” przez ciężko pracujących ludzi. W Serpentine trudno o elektryka albo hydraulika. Tutaj chyba jest inaczej. Czy macie tu problem z elektrykami? W każdym razie, jeśli przypływają jacyś elektrycy w łódkach, trzeba im zaraz dać wizy. Kiedyś będę miał kłopoty przez mówienie takich rzeczy. Ale nie cierpię przez to na żadne lęki, bo jutro i tak opuszczam kraj, więc mogę dziś mówić, co mi się podoba, bo kiedy wrócę i tak wszyscy już o tym zapomną.
Jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, to możemy kończyć, a jeśli ktoś miałby jakieś pytanie, to może przyjść i zadać je po zakończeniu spotkania, ale nie przedłużajcie tego, bo jutro mam wczesny lot, muszę wstać o wpół do czwartej nad ranem i jechać na lotnisko. Ciężkie życie mnicha. Ale mnie się podoba.
Dobrze, teraz złóżmy wyrazy szacunku Buddzie, Dhammie i Saṅdze.
O autorze
Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora
Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: bswa.org
Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Czyta: Sylwia Nowiczewska
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/