Tytuł: Jak radzić sobie z trudnymi ludźmi

O autorze: Hāsapañña Bhikkhuni

Wersja pdf: pdf2.jpg

zobacz źródło

print

Wersja epub: epub2.jpg

Temat, który chciałabym dziś poruszyć, dlatego iż ktoś poprosił o ten temat, to „Jak radzić sobie z trudnymi ludźmi”. Jak wiadomo, w życiu należy radzić sobie z trudnymi ludźmi, oraz z trudnymi sytuacjami.

Właściwie to przypominam sobie jak kiedyś [jedna z kobiet] powiedziała mi, że w pewnym momencie doprowadziła się do szału w relacji ze swym szefem. Powiedziała, że jej szef jest nie do zniesienia. Zawsze była poniżana przez swego szefa, który tylko na nią krzyczał i traktował jak niewolnicę. Odczuwała wobec niego masę gniewu i złej woli. Gromadziła w sobie pokłady gniewu do tego stopnia, że planowała zabić swego szefa. Powiedziała, że to prawda i że nie żartuje, oraz że w tym czasie jej umysł był zupełnie unieruchomiony całym tym zajściem, ponieważ raz za razem myślała o tym jak przeraźliwie beznadziejny jest jej szef. Wytworzyła ogromną dawkę wrogości wobec swojego szefa do tego stopnia, że planowała go zabić.

Powiedziała też, że po zabiciu swojego szefa planowała popełnić samobójstwo. Powiedziała, że skoczy z dachu. Pracowała w Singapurze i powiedziała mi, iż w tym czasie była bardzo przygnębiona, była całkowicie, kompletnie zestresowana, ponieważ pracowała ok. 15, czasem 20 godz., miewała problemy ze snem, bardzo ciężko pracowała i była naprawdę zestresowana. Dlatego też gromadziła tak wiele wzburzenia i irytacji. I tym sposobem przeniosła całe pokłady gniewu na szefa, dlatego też jej umysł został zablokowany przez myśl „jak przerażająca jest ta osoba”. Planowała więc skoczyć z drapacza chmur w Singapurze – tak właśnie mi powiedziała. Powtórzyła, że nie żartuje i że w tym czasie naprawdę była w takim stanie, że bez wahania chciała zabić swojego szefa. Następnie popadła w całkowitą depresję, lecz na całe szczęście zaczęła rozmawiać z siostrą, opowiedziała jak beznadziejny jest jej szef, i że chciała go zabić. Wtedy jej siostra spojrzała na nią: „No tak, ale dlaczego chcesz zabić swojego szefa? Jedyne co musisz zrobić to zrezygnować. Nie musisz pracować dla swojego szefa”. I w tym momencie westchnęła: „Hę… to prawda.”

Czasami jesteśmy wbijani w to co dzieje się wokół i zwyczajnie stwarzamy samym sobie mnóstwo cierpienia, nie uważasz? Wystarczy nieznaczna drobnostka, z której zrobimy ogrom, bowiem tak działa umysł, kiedy zostaniemy zassani przez błahy problem. Czasami wydaje nam się, że nie bylibyśmy w stanie czegoś zrobić, ale gdy tylko pojawią się odpowiednie warunki, robimy to.

Powiedziała mi, że to wina jej szefa, lecz z własnego doświadczenia wiem, że prawie zawsze mówimy, że nasze niezadowolenie pochodzi od innej osoby, „Tylko gdy pozbędę się tej osoby będę szczęśliwy. Moje niezadowolenie jest spowodowane tą osobą.” Pamiętam jeden z wykładów danych przez Sāriputtę, w którym powiedział: „Jeżeli nasze cierpienie pochodzi z zewnątrz to nikt z nas nie osiągnie oświecenia”. Istnieje mnóstwo spraw i problemów, których nie możemy rozwiązać, po czym nie radzimy sobie z ludźmi, czyż nie tak? Wszyscy ci ludzie sprawiają nam ból i cierpienie. Dlatego też wiele ludzi stara się rozwiązać swój problem, pozbyć niezadowolenia poprzez spoglądanie na zewnątrz, więc myślą: „Tylko, kiedy pozbędę się tej osoby poczuję się dobrze”. Lecz jak wiele osób jesteśmy w stanie się pozbyć?

Nie możemy się ich pozbyć, nieprawdaż? Ponieważ żyjemy na tym świecie i oddziałujemy na siebie. Myślimy, że wszyscy tutaj są trudni i musimy się ich pozbyć, chcemy ich zmieniać, potem świat zaczyna być przerażający i musimy go zmienić, lecz nie możemy, i właściwie to nie musimy, czyż nie? Nie musimy. Wszystko co musimy zrobić to zmienić samych siebie, popatrzeć na siebie samych i przestać myśleć, że nasze cierpienie pochodzi od kogoś innego. W zasadzie to przebywając z trudnymi ludźmi nauczysz się więcej. Towarzyszymy osobom, które lubimy, a ponieważ mamy te same zanieczyszczenia, więc dlatego też wzajemnie umacniamy te zanieczyszczenia. Myślimy zatem, że każdy z nas jest wspaniały, ponieważ mamy te same zanieczyszczenia i nie jesteśmy w stanie zobaczyć samych siebie do momentu, gdy ktoś zaczyna uprzykrzać nam życie, naciskać na odcisk. Następnie jesteśmy wzburzeni, rozgniewani. Wówczas możemy dostrzec jak wiele wzburzenia i gniewu posiadamy. Czasem rzeczywiście myślimy, że jesteśmy tacy wspaniali.

Pamiętam, kiedy byłam w Tajlandii sporo czasu spędzałam w odosobnieniu. Pamiętam, że jedną z moich prac było czyszczenie sali Sīmā. Cieszyło mnie to, gdyż sporo czasu spędzałam z samą sobą, ponieważ gdy jesteś sam ze sobą jest tak spokojnie, tak bezproblemowo. Byłam taka szczęśliwa. Pewnego ranka, po medytacji, udałam się do sali Sīmā, czyściłam Sīmę. Byłam taka spokojna, taka szczęśliwa, i kiedy tylko skończyłam czyścić Sīmę, ktoś natychmiast nadepnął na „moją” podłogę!… Ogarnęło mnie szaleństwo. Mój umysł biegał jak szalony w tą i z powrotem myśląc: „Widzisz? Czy ta osoba jest ślepa? Czy nie widzi, że podłoga jest czysta?”. Mój umysł biegał tu i tam, byłam tak niespokojna, zirytowana i chwilę potem pomyślałam: „Poczekaj chwilę, dopiero co byłaś taka beztroska i spokojna”. Czasem myślimy, że już jesteśmy prawie oświeceni, ponieważ nikt nie naciska na nasz odcisk, a więc nie ma nikogo, kto dał by nam wycisk.

Ważne jest abyśmy zobaczyli samych siebie i przestali myśleć, że jesteśmy wspaniali. Denerwuje nas, kiedy ktoś nas krytykuje, dlatego też uczymy się, gdy ktoś daje nam dotkliwy wycisk, uczymy się spoglądać na siebie samych, uczymy się widzieć siebie i nasze zanieczyszczenia, widzimy jak wiele gniewu posiadamy. Prawdę mówiąc tu nie chodzi o osobę. Często gniew, który jest w nas, i który narasta, jest tylko przyczyną. To nie osoba wywołuje nasz gniew, w istocie osoba jedynie uruchamia [automatyczną reakcję]. Gwarantuję, że tak jest. Nawet jeżeli osoba, która rzekomo sprawia, że cierpisz, zniknie lub umrze, nadal będziesz odczuwać gniew. Nie oznacza to, że jeżeli nie będzie już tutaj „tej osoby” będziesz cieszyć się szczęściem na wieki – nie, gniew wciąż tu jest. A zatem, jeżeli zdołamy spojrzeć wewnątrz nas, przestaniemy myśleć o naszym problemie, naszym cierpieniu jako pochodzącym od innych osób.

Pamiętam jak będąc w pracy czasem napotykałam ludzi przepełnionych negatywnością, którzy dostarczali mi ciężkich chwil. Czasem zbytnio litowałam się nad sobą: „Och, dlaczego muszę przebywać z tymi ludźmi, dlaczego ci ludzie są tak trudni do zniesienia i sprawiają, że cierpię”. Czasami zwyczajnie użalamy się nad sobą, myślałam więc: „Dlaczego muszę być z tymi ludźmi?”. Wtedy też zrozumiałam, „Hej! Poczekaj no chwilę”, myślałam, że to ja muszę przebywać z tymi ludźmi, lecz nigdy nie myślałam, że ci ludzie muszą żyć także ze mną. Niekiedy myślimy, że to my musimy przebywać pośród innych ludzi, czasem wydaje nam się, że osoba z zewnątrz jest nie do strawienia, lecz z drugiej strony osoba ta może myśleć, że to my mamy problem, nieprawdaż? Tylko dlatego, że mamy różne poglądy i opinie, nie możemy odnaleźć wspólnego języka. Z tego powodu lubimy tych ludzi, którzy mają takie same poglądy i opinie, ludzi którzy nie odmawiają nam racji. Dlatego właśnie zaczynamy wypatrywać, myślimy że nasze cierpienie pochodzi z zewnątrz, lecz nie możemy zmienić innych, czyż nie? Możemy jedynie zmienić siebie. Właściwie to z własnego doświadczenia wiem, iż żyjąc z innymi ludźmi uczę się więcej, ci ludzie są dla mnie świetnymi nauczycielami i naprawdę pomogli mi spojrzeć na samą siebie.

Pamiętam jak kilka lat temu miałam kłótnię z moimi przyjaciółmi. Ja i moi przyjaciele wpadliśmy w sieć nieporozumień. Tuż przed kłótnią planowaliśmy zrobić wypad na zakupy, czyli nazajutrz, w dzień po ustalonym planie, mieliśmy iść rozejrzeć się za czymś. Lecz tego dnia mieliśmy sprzeczkę i tuż po niej zaczęłam myśleć: „Nie! Nie zamierzam robić z nią zakupów, nigdzie z nią nie idę”. Co oznacza, że byłam silnie rozdrażniona. Następnie muszę pokazać jej, że nie zamierzam dać za wygraną, myślałam zatem: „Ok, powiem jej, że nie zamierzam iść jutro na zakupy”. Ruszyłam w kierunku swoich przyjaciół, aby powiedzieć jej, że nigdzie nie idę, ponieważ jestem wściekła. Lecz głęboko wewnątrz wiedziałam, że to pochodzi od „ja”, z mojego ego, to że jedynie chcę jej pokazać, że: „No wiesz, nie zamierzam się poddać i będę stać twardo na swoim” i temu podobne. Lecz głęboko wewnątrz wiem, że to pochodzi od mojego „ja”. Jeżeli zechcę tak powiedzieć, wtedy też wzmocnię swoje „ja”. Zmagałam się z tym w ten sposób.

Wewnątrz wiesz o tym dobrze, lecz z drugiej strony mentalne zanieczyszczenia zaczynają cię wciągać: no dalej, dalej, idź i powiedz to. Kiedy do niej podeszłam, powiedziałam tylko: „Przepraszam, nie powinnam się z tobą kłócić. Wybacz proszę, jeśli skrzywdziłam cię przez to, co powiedziałam” i w tym momencie jedynie spojrzała na mnie i odpowiedziała: „Och, ty także mi wybacz”. W tej właśnie chwili, kiedy zdecydowałam się powiedzieć „przepraszam”, poczułam się bardzo dobrze. Przed tym starałam się zwalczyć coś w sobie, ponieważ trzymałam się tego mocno i w momencie, kiedy powiedziałam „przepraszam”, było to niczym ukojenie, puszczenie się własnego „ja”, poczułam coś jak „uch, co za ulga”. Jestem bardzo zadowolona z tego, co powiedziałam. Oto [jedno ze źródeł] powodujące mnóstwo cierpienia. Właściwie więc to bez znaczenia, jeśli osoba jest problematyczna i powoduje sporo cierpienia, nawet jeśli jest złośliwa i odnosi się do nas w okropny sposób. Możemy poradzić sobie z tą osobą poprzez życzliwość i współczucie. Wybaczanie to także życzliwość. Więc pozostajemy życzliwi względem tej osoby, akceptujemy to kim ta osoba jest. Zatem wybaczanie tej osobie jest OK – cokolwiek ta osoba by nie zrobiła. Oznacza to, że zawsze wybaczamy.

Czasami mówimy: „Jak często wybaczaliśmy tej osobie, która znowu zrobiła to samo”. Obserwując siebie uświadomiłam sobie jak łatwo jest wybaczać komuś, kogo lubię. I okazało się czymś trudnym wybaczyć komuś, kogo nie lubię. Zauważyłam, że nie jest to łatwe. To całkiem proste wybaczyć komuś, kogo lubię. Szczególnie w sytuacji z osobą, której nie lubię, bez namysłu wpadam w natłok osądów: „Popatrz, ta osoba znowu to robi”. To dlatego, że czuję się wtedy dobrze, sprawia mi to przyjemność, ponownie umacniam swój pogląd na temat tej osoby – to jak nieprzystępna zdaje się być – i czuję się z tym dobrze. Tak więc zauważyłam, że o wiele łatwiej jest przebaczyć osobie, którą się lubi i w ten sam sposób o wiele łatwiej jest przenieść nasze cierpienie, naszą złość na osobę, którą nie lubimy. Niekiedy czujemy gniew, zdarza nam się popaść w emocjonalny wstrząs, wtedy też pojawia się pewien trik, gdyż nawet jeżeli osoby, której nie lubimy, nie ma nigdzie wokół, my nadal pozostajemy rozdrażnieni. Następnie przenosimy nasze cierpienie na tych, którzy są niewinni lub tych, którzy naprawdę nas kochają, szczególnie na bliskie nam osoby. Ponieważ oni zawsze są z nami, zawsze nam wybaczają. I dlatego też krzywdzimy naszych bliskich znacznie częściej niż ktokolwiek inny, gdyż oni zawsze są blisko nas.

Ja na przykład nie potrafię zaakceptować, kiedy ktoś, kogo lubię, robi coś, co nie uważam za słuszne, dlatego też próbuję udawać, iż nie zauważyłam niczego złego. Pamiętam jak kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze świecką osobą, przebywałam w Tajlandii. Była tam pewna Tajka, która była bardzo dobra, która o mnie dbała i była dla mnie bardzo miła. Bardzo ją lubiłam. Lecz, oczywiście, ktoś powiedział mi, że: „Och, ona nie jest zbyt uczciwa” i bla bla bla – coś takiego. Aczkolwiek ja nie wierzyłam w to, co mówili inni ludzie, gdyż lubiłam tę osobę, ponieważ była bardzo uprzejma. Oczywiście do dnia, kiedy odkryłam, że rzeczywiście nie jest uczciwa. Czułam się przez to winna myśląc: „Och, nie powinnam tak o niej myśleć”, czułam się winna, lecz to przecież prawda – sama widziałam. Walczyłam z tym starając się zepchnąć to gdzieś na bok i zaprzeczyć temu, iż ona jest właśnie taka. Zmagałam się z tym uporczywie. Chwilę później powiedziałam sobie: „Ok, daj spokój, jeżeli naprawdę posiadasz miłującą dobroć wobec kogoś, zaakceptujesz tę osobę kimkolwiek by ona nie była. Tak też nie zaprzeczaj temu, iż ta osoba jest taka, jaka jest.”

Dlatego też zawsze chcemy widzieć to, co lubimy, na co lubimy patrzeć i nie chcemy widzieć tego, czego nie lubimy. Staramy się odstawić to na bok, udajemy że nic się nie stało. Tak jest z osobami, które lubimy, bowiem nie zauważamy wtedy samych siebie, co robimy, ponieważ wzmacniamy własne zanieczyszczenia i jest nam z tym dobrze. Dlatego też zwyczajnie zaakceptowałam to, tak też: „Ok, ona zrobiła tak i tak – wybaczam”. Jeżeli ludzie zawsze będą odpowiadać ci „tak, tak, tak”, cokolwiek im powiesz, oznaczać to będzie, iż masz rację i nie będziesz widzieć samego lub samej siebie. Nie jest możliwe, aby zawsze trafiać na kogoś, kto będzie się z tobą zgadzał. Być może w idealnym świecie tak, lecz w rzeczywistości nie uda ci się to, czyż nie tak? I właściwie przypomina mi to pewien dowcip o tym dlaczego powinniśmy uważać, kiedy wypowiadamy jakieś życzenie. A więc życzymy sobie: Och, niech moja żona lub mąż zawsze mnie słucha i zawsze zgadza się z tym co mówię. Lecz to się nie uda. Mąż i żona czy rodzice, czy też brat i siostra, nie możemy wszyscy mieć identycznych poglądów i opinii, nieprawdaż? Mamy inne poglądy i opinie, nie możemy myśleć w dokładnie ten sam sposób. Nie możemy i nie myślimy tak. Nie ma takiej osoby [na tym świecie].

Przypomina mi się pewien dowcip, o którym wspomniałam wcześniej, o facecie, który wybrał się do restauracji ze strusiem. Facet zamówił jednego burgera, porcję frytek i colę. Następnie odwrócił się w stronę strusia i spytał: „Co chcesz?”, struś na to: „To samo”. Kelnerka przyjęła więc zamówienie i podała im colę, frytki i burgery. Po czym podała kwotę: „9.40”, facet sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej 9.40, dokładnie 9.40 i zapłacił. Następnie, nieprzerwanie, przez dwa tygodnie przychodzili do tej samej restauracji zamawiając to samo. Po dwóch tygodniach kelnerka zagadnęła: „Och, czy po raz kolejny podać to samo?”, facet na to: „Nie, dzisiaj chcę coś innego. A więc dzisiaj poproszę stek, pieczone ziemniaki i sałatkę”. Zwrócił się w stronę strusia i spytał: „Co chcesz?”, „To samo!” Kelnerka przyjęła zamówienie, odwróciła się i następnie podała im stek, pieczone ziemniaki i sałatkę, po czym podała kwotę: „32.62”. Facet sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej dokładnie 32.62. Wtedy też kelnerka nie mogąc powstrzymać zaciekawienia spytała: „Jak to możliwe, że za każdym razem masz dokładną kwotę do zapłaty? Nie więcej, nie mniej. Jak ty to robisz?”. Facet odpowiedział: „Kiedyś, jakiś czas temu, kiedy sprzątałem na strychu znalazłem starą lampę olejną. Zacząłem pocierać tę lampę, i wtedy z lampy wyłonił się dżin”. Dżin zaoferował mu dwa życzenia. Facet powiedział: „Moim pierwszym życzeniem było, aby zawsze mieć pieniądze na to, co sobie zażyczę. Czy jest to galon mleka, Rolls-Royce, czy cokolwiek, zawsze mam na to pieniądze”. Kelnerka, pełna podziwu, powiedziała: „Och, czyż to nie znakomite?! Niekończąca się kasa. Zamiast poprosić o milion, który w końcu się skończy, masz coś, co nigdy się nie kończy – doskonale! A co z twoim drugim życzeniem?”. Wtedy też facet tylko westchnął: „Moim drugim życzeniem była fajna laska („chick” w ang. to „laska” jak i „pisklę”) z długimi nogami, która zawsze zgadza się z tym, co mówię”. I dlatego [że nie sprecyzował życzenia] dostał samicę strusia.

Za każdym razem chcemy, by inni ludzie się z nami zgadzali, lecz nie uda się to nam. Nie znajdziemy takiej osoby. Za każdym razem trzymamy się naszych poglądów i opinii, myślimy tylko o tym jak beznadziejna jest druga osoba. Dlatego właśnie dostarczamy samym sobie mnóstwo cierpienia. Właściwie to, czego doświadczamy nie ma większego znaczenia, ważne jest jak odnosimy się do tego. Czasem wydaje nam się, że to obiekt jest problemem, lecz obiekt nie stanowi żadnego problemu. Na przykład ktoś źle wyraził się lub powiedział nam coś okropnego, powiedział nam cokolwiek, po czym skończył. Lecz problemem jest to, że my powtarzamy to raz, potem drugi raz itd. To jak gdyby ktoś został dźgnięty przez strzałę. Mądry człowiek wie: „To jest nieprzyjemne, to jest bolesne”. Ktoś powiedział ci coś wstrętnego i czujesz się nieprzyjemnie, okropnie i na tym się kończy. Problem w tym, że my podnosimy tę strzałę i kujemy się nią kilkakrotnie. To jest to cierpienie, które posiadamy. Raz po raz wpadamy w wir cierpienia, którego możemy uniknąć. Stwarzamy samym sobie cierpienie.

Dlatego też rozumiemy to, iż nie możemy zmienić innych, nie możemy praktykować za nich. Rozumiemy, że to jest prawo kammy. Nawet jeżeli inni są dla nas złośliwi – w porządku – ponieważ nie musimy być odpowiedzialni za czyny danej osoby, nieprawdaż? Lecz jeżeli jesteśmy rozdrażnieni, rozgniewani, bierzemy odwet i staramy się skrzywdzić drugą osobę. Wtedy musimy pozostać odpowiedzialni za nasze własne działanie, za nasze czyny, czyż nie tak? Dlatego też nie musimy [podążać za reakcją]. Niekiedy jednak doświadczamy chwil, kiedy chcemy się zemścić, chcemy aby dana osoba poczuła się winna i pragniemy ją ukarać. To sprawia nam przyjemność. Pamiętam jak będąc w Tajlandii musiałyśmy gotować w kuchni. Od czasu do czasu przygotowywałam napój jogurtowy. Aby przygotować taki napój potrzebny był nam jogurt. Pewna Tajka miała w zwyczaju przynosić mi jogurty, dzięki czemu mogłam zrobić jogurtowe napoje. Raz zostawiłam jogurt na stole, odeszłam na chwilę, po czym okazało się, że jogurt zniknął. Popadłam w złość. Wykrzyknęłam: „Jak ludzie, żyjący w klasztorze, mogą robić takie rzeczy?!”. Czułam się oburzona i wtedy moja koleżanka dorzuciła: „O tak, to okropne, jak ludzie mogą coś takiego zrobić?!”. Pragnęłyśmy, aby osoba ta poczuła się winna, by czuła się beznadziejnie. Głęboko wewnątrz chciałyśmy ukarać tę osobę. Tak też ja i moja koleżanka zaczęłyśmy pisać na tablicy „KTOŚ ZABRAŁ JOGURT!” i bla, bla, bla – dosłownie wbiłyśmy w tablicę. Dlatego że w tym momencie byłam rozdrażniona.

Tuż po tym zamieszaniu, kiedy się uspokoiłam, usiadłam na podłodze i rozmyślałam nad prawem kammy. Spytałam samą siebie, jako że każdy z nas jest w stanie zrozumieć to, co zrobił, pomyślałam więc: „Zrobiłam coś, co nie uważam za słuszne, coś co obciążyło mnie [kammicznie]. W takim wypadku inni ludzie nie muszą mnie za to ukarać. Wystarczy mi poczucie winy, abym mogła ukarać samą siebie. I w momencie, kiedy się nad tym zastanowiłam, byłam w stanie wyobrazić sobie położenie innej osoby. Wiedziałam, że ta osoba czuje się okropnie. Wkrótce potem moje serce złagodniało. Poszłam więc zmazać to, co napisałyśmy. Moja koleżanka, zdumiona, odparła: „Dlaczego to zmazałaś?” Odpowiedziałam jej: „To wystarczy. Ta osoba ma wystarczającą ilość cierpienia. Nie musimy dodawać jej kolejnej dawki”. Znajdujemy w sobie współczucie, aby to zrozumieć. Prawda jest taka, iż ci ludzie sami ponoszą konsekwencje za swoje uczynki. Rozumiemy to i okazujemy współczucie oraz wyrozumiałość wobec drugiej osoby. Czasami uważamy, że musimy coś powiedzieć tej osobie, poprawić ją, zmienić: to robisz źle, nie powinieneś tego robić. I prawdę mówiąc nie zawsze jest to możliwe, ponieważ możemy pracować jedynie z własnymi mentalnymi skalaniami, nieprawdaż? Nie możemy pracować ze skalaniami innych ludzi. Możemy zmienić samych siebie, możemy praktykować dla siebie samych, lecz nie możemy praktykować za innych. Tak więc musimy ugruntować się w zrozumieniu, iż ci ludzie posiadają swoją własną kammę.

Pamiętam jak jakiś czas temu, jakiś miesiąc lub dwa miesiące temu, przyszła do mnie pewna kobieta, która pracuje z osobami skłonnymi do samookaleczenia i samobójcami. Pracuje z nimi, radzi im, robiąc to i tamto. Opowiedziała mi o tym i spytała jak może się od tego uwolnić. Powiedziała, że za każdym razem, kiedy wraca do domu, czuje się nieszczęśliwa, odczuwa niezmierny smutek w swoim sercu, ponieważ bardzo chce im pomóc. Powiedziała, iż wie, że nie jest to całkiem w porządku, wie że angażuje się emocjonalnie. Spytała mnie: „Jak mogę się uwolnić od angażowania się w te sprawy?”. Odpowiedziałam jej: „Angażujesz się emocjonalnie i twoje »ja« staje na drodze. Ponieważ myślisz, że: »Powinnam być w stanie pomóc wszystkim, powinnam być w stanie [wszystko naprawić]«. Jakoś nie jesteś w stanie tego zrobić i wtedy myślisz, że poniosłaś klęskę, gdyż nie możesz pomóc. Jakkolwiek, pochodzi to od naszego »ja«, od ego”. Mówiłam dalej: „Wiesz, musisz zrozumieć”, powiedziałam, „dana osoba posiada własną kammę i musi pracować z własnymi mentalnymi zanieczyszczeniami. Nie możemy praktykować za tę osobę, możemy jedynie praktykować dla samych siebie”. Dodałam jeszcze: „Możemy jedynie dać z siebie wszystko. Nawet jeśli nie zdołamy rozwiązać problemów innych ludzi, ostatecznie jesteśmy w stanie zaoferować nasze wsparcie, naszą troskę, dobroć i miłość”.

Właściwie to wszystko czego ludzie czasem potrzebują, czyż nie tak? Możemy zaoferować naszą miłość i troskę, co znaczy, że zawsze możemy zadbać, wesprzeć i dodać odwagi tej osobie. Wszystko czego ludzie potrzebują to odrobina wsparcia, zachęty. To wszystko czego im trzeba. Lecz niekiedy zbytnio angażujesz się w sprawy innych i zaczynasz myśleć ich tokiem myślenia. Czasem z problemów innych ludzi tworzymy nasze własne problemy, identyfikujemy się z nimi: to jestem „ja” i to jest „moje”, mój problem, nie mogę rozwiązać problemów innych ludzi. Staramy się więc zmienić świat, stworzyć lepszy świat. Lecz nie możemy, ponieważ chęć udzielenia pomocy wyłania się z „ja”. Nie akceptujemy sytuacji, w której jest dana osoba. Musimy więc znaleźć się w miejscu, które uczy akceptacji. Wtedy będziemy w stanie zauważyć i zaakceptować: Tak, w porządku, nie mogę rozwiązać wszystkich problemów ludzi.

Tak też ta osoba problemy innych ludzi uznawała za własne problemy. Lecz właściwie to nie mój interes, czyż nie tak? Dlatego też ważne jest, abyśmy powtarzali sobie: To nie mój interes. Cokolwiek zrobią inni ludzie – w porządku. Skupiamy się na sobie samych i upewniamy się, że nie postępujemy w nieodpowiedni sposób. W radzeniu sobie z trudnymi ludźmi i trudnymi sytuacjami najważniejsze jest to na ile jesteśmy w stanie zmienić nasz sposób postrzegania rzeczy, to jak odnosimy się do danego momentu, danej sytuacji. Czy w tej sytuacji, w tym momencie, odnosimy się do innych życzliwie, ze współczuciem i łagodnością? Czy może mścimy się lub zwyczajnie działamy poprzez wzburzenie dając się ponieść gniewowi, co oczywiście nam nie pomaga. A zatem, jeśli chcemy rozwiązać swoje problemy, musimy wejrzeć w siebie. Pierwszą rzeczą, w którą musimy zaglądnąć jesteśmy my. Musimy spojrzeć wewnątrz siebie.

Dlatego też ważne jest, abyśmy byli stanie podjąć się refleksji nad brakiem „ja”, nad kammą wraz ze zrozumieniem, iż nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Ponieważ dość często identyfikujemy się z sytuacjami, w których rodzi się złudzenie „ja” i „moje”. Jednym ze sposobów, które nam pomogą, jest rozwijanie pozytywnego nastawienia, wzniecenie w sobie pozytywnych emocji. Tak więc widzimy rzeczy rozumiejąc, że nikt nie jest całkowicie zły. Pamiętam jak jakiś czas temu, ktoś dał mi do przeczytania wiersz napisany przez Hitlera. Co ciekawe, miał on tak wiele szacunku, uwielbienia i miłości wobec swojej matki. Właściwie to nikt nie jest w pełni zły. Buddha powiedział: „Nie istnieje ktoś taki, kto wiecznie doznaje nagany lub pochwały” – nie ma takiej osoby. Ludzie mają też dobre cechy. Lecz jeśli chcesz wyszukać coś złego, zawsze coś takiego znajdziesz. Zatem więc, jeśli skupisz się na złych i szkodliwych uczynkach, które dana osoba zrobiła, będzie to właśnie tym, co umieścimy w swoich umysłach, nieprawdaż? Dlatego też, jeśli utrzymujemy myśli o złych i szkodliwych uczynkach, które ktoś zrobił, tym właśnie wypełniamy swój umysł. Więc, jeżeli zaczniemy patrzeć na daną osobę, kiedy zmienimy swój sposób postrzegania rzeczy, ujrzymy jej dobre cechy.

Pamiętam, kiedy zmarła moja matka, odczuwałam ogromny smutek i czułam, że ją straciłam. Lecz, kiedy zmieniłam swój sposób patrzenia na rzeczy, ujrzałam to, iż miałam ją przez te wszystkie lata, i wtedy poczułam się dobrze. Zamiast dostrzegać jedynie to, że ją straciłam – ujrzałam – że miałam tę osobę, tę wspaniałą osobę, tę przemiłą kobietę przez te wszystkie lata. Musiałam więc dokonać wiele, wiele, wiele dobrego, by zasłużyć na taką osobę. Wystarczy zmienić nastawienie, mieć pozytywne nastawienie patrząc na rzeczy. Nawet jeśli dostrzeżesz, że twój mąż lub twoja żona uciekła z twoim najlepszym przyjacielem, wtedy powiedz: „Ach, jest ok, przynajmniej uciekła z moim najlepszym przyjacielem. Nie zdołała uciec z Tomem lub Harrym, przynajmniej ktoś, kogo znam dba o moją żonę, lub mojego męża” – pozytywne nastawienie. Wtedy też pojawią się pozytywne emocje. Oto jak czasem zagracamy nasz umysł tandetą i to jest to, co mamy [w umyśle]. Ponieważ nie tylko ciało potrzebuje pożywienia, właściwie to umysł także potrzebuje jeść, czyż nie? A zatem jeśli umieścimy wszystkie te graty w naszym umyśle i spojrzymy na daną osobę, pomyślimy jedynie jak zła jest ta osoba. Więc, po prawdzie, myśląc negatywnie o tej osobie my sami stajemy się negatywni. Tak też generujemy tę negatywność.

Tak też z tego powodu, jeśli zanurzymy się we wszystkich tych negatywnościach, będzie kosztować nas to sporo energii, ponieważ jest to bardzo wyczerpujące. Więc, gdy spojrzymy na coś pięknego, rozwiniemy wartościującą percepcję piękna. Zatem, kiedy świat bywa piękny lub brzydki – wszystko to zależy jedynie od nas, czyż nie? Od naszego serca. Jeżeli rozwiniemy piękno tego serca, popatrzymy na daną osobę i wszystko to, co ujrzymy unikalne w tej osobie, tam właśnie to umieścimy. Więc rozwijamy tą dobrą jakość, piękną cechę, to pozytywne nastawienie i widzenie pozytywnych rzeczy. Więc jeżeli popatrzymy na pozytywne rzeczy automatycznie zaczniemy wzrastać.

Dla mnie bardziej efektywne okazało się zwracać uwagę na dobro jakie dana osoba uczyniła, aniżeli mówić tej osobie jak zła jest. Zdałam sobie sprawę, że ma to lepszy efekt. Zamiast nieustannie przypominać tej osobie „Och, ale z ciebie potwór, coś ty narobił?” – ta osoba wie to, czyż nie? Ludzie wiedzą, wszyscy głęboko wewnątrz wiedzą co jest prawidłowe, a co nieprawidłowe, nie musimy za każdym razem iść, by powiedzieć komuś jak bardzo jest zły – nie. Więc jeśli mówisz danej osobie „jak dobry jesteś, jaka ty jesteś wspaniała” i to, że spoglądamy na dobroć tej osoby, to właśnie pomaga jej rozwinąć tę cechę [dobroci]. Przypominasz danej osobie o jej własnych dobrych cechach i ta osoba wzrasta w nich co pomaga także nam. Ponieważ skupiasz się na dobrych cechach i to właśnie daje tej osobie poczucie własnej wartości, a także pewność, że: „O tak, właściwie to nie jestem aż taki zły”. To tworzy dobrą cechę. Czasami, a nawet prawie zawsze, myślimy, że nasz wróg jest gdzieś tam – nie. Buddha powiedział: „My sami jesteśmy dla siebie największymi wrogami”. Tworzy masę cierpienia dla samych siebie, staramy się dostrzec miejsce położenia naszego wroga, lecz nie zdajemy sobie sprawy, że wróg jest wewnątrz – tutaj. Stwarzamy cierpienie dla siebie samych, nieprzebrane pokłady cierpienia. Jest to jedynie niepotrzebne nam cierpienie. Aczkolwiek jesteśmy też w stanie zaglądnąć do wewnątrz, by rozwinąć pozytywne nastawienie.

Z powodu tego „ja”, czasem czuję się pokrzywdzona: „Jak osoba ta mogła powiedzieć coś takiego. Ta osoba oskarża mnie o coś, czego nie zrobiłam – ja nie jestem tego typu osobą”. Ponieważ my zawsze mamy wyobrażenie tego kim jesteśmy, to czy jesteśmy miłą osobą lub słodką osobą. Kiedy ktoś mówi nam coś, co nam nie odpowiada, gdyż jest to sprzeczne z naszym własnym interesem, wtedy nie jesteśmy zadowoleni. Wówczas uświadomiłam sobie coś i właściwie to zaczęłam pytać samą siebie skąd pochodzi to cierpienie? Czy to cierpienie pochodzi od tej osoby? Czy może ode mnie? Kiedykolwiek odczuwasz spory ból i cierpienie – badaj to i zrozum to. Spójrz na to. Gwarantuję ci, iż to nic z zewnątrz, to tylko „ja”. To nasze własne „ja”, ego, które powoduje mnóstwo, mnóstwo cierpienia.

Dlatego też jesteśmy dla siebie największymi wrogami. To my dokładamy niezmierzoną ilość cierpienia [na swe konto]. Czasem nawet sami się związujemy i umieszczamy w więzieniu. Posiadamy szereg wyobrażeń tego kim jesteśmy. Z tego powodu mamy te niezmienne i sztywne pojęcie tego jak rzeczy powinny wyglądać, jak inni ludzie powinni zachowywać się w ustalony sposób. Tak więc umieszczamy samych siebie w pudełku. Tak też nie możemy skonstruować żadnej myśli poza tym pudełkiem – myślimy jedynie w ten sposób. Więc, jeżeli coś jest na zewnątrz – nie jesteśmy w stanie tego zaakceptować – staramy się umieścić wszystkich wewnątrz. Z tego też powodu my sami tworzymy sobie własne więzienie. Rysujemy wokół siebie granicę i umieszczamy się w środku. Stwarzamy samym sobie cierpienie. To tak, jak Ajahn Brahm zwykł mówić: „Miejsce, w którym nie chcesz być jest więzieniem. W porządku, natomiast jest miejsce, w którym chcesz pozostać”. Nawet jeśli jesteś w więzieniu, i jesteś z tego powodu szczęśliwy, jesteś wolny. Nie umieszczasz siebie w więzieniu.

Rozmowa na temat więzienia przypomina mi kolejny kawał na temat więzienia. Była sobie para małżonków. Była już północ i mąż wstał z łóżka co zauważyła żona. Wyszedł do kuchni na chwilę, zrobił sobie kawę, po czym zwrócił się w kierunku okna. Minęła godzina. Żona była zaniepokojona tym, że mąż wyszedł i jeszcze nie wrócił. Zeszła na dół i zobaczyła swojego męża wpatrującego się w okno. Następnie zapytała: „Co się stało skarbie?”, mąż odpowiedział: „Och nic, jest ok”, „Wiem, że coś jest nie tak, ponieważ siedzisz tutaj popijając kawę i wypatrując coś z okna”. Wtedy mąż westchnął i zaczął mówić: „Czy pamiętasz? 20 lat temu, kiedy całowaliśmy się na werandzie i twój ojciec wpadł z bronią i powiedział: »Albo poślubisz moją córkę, albo pójdziesz siedzieć na 20 lat!«” Wtedy żona odpowiedziała: „Tak kochanie, pamiętam”, wtedy mąż ponownie westchnął: „i wiesz, właśnie uświadomiłem sobie, że gdybym jednak odsiedział te 20 lat to dzisiaj bym wyszedł na wolność…”.

Czasem wydaje nam się, że przebywanie z daną osobą jest niewiarygodnym cierpieniem, no wiesz, „och, moje cierpienie”. Dlatego też czasami zadaje pytanie niektórym mężom i żonom: „Jak długo już żyjecie w tym więzieniu?”. Niektórzy z nich odpowiadają, że nie dają rady się z niego wydostać. Dlatego też nikt nie jest w pełni zły. Spójrz na dobre cechy danej osoby by dać szansę na ich rozwój. Zatem rozwijaj te pozytywne cechy, aby pozytywne emocje mogły wzrosnąć, bowiem to właśnie jest ważne. Jeśli w naszym sercu znajduje się piękno, gdy mamy pozytywne nastawienie i jesteśmy szczęśliwi [nie wchodzimy nikomu w drogę]. Aczkolwiek ludzie czasem są zgryźliwi i złośliwi, ponieważ nie są szczęśliwi, czyż nie? Kiedy jesteś w dobrym nastroju nie łajesz nikogo z byle powodu, nieprawdaż? Gdy jesteś prawdziwie zestresowany, ujawniasz tendencję do wpadania w drażliwy nastrój. Bycie w posiadaniu tej pięknej jakości [sprawia ci radość]. Lecz jeśli odkryjesz, że nie masz tego pozytywnego nastawienia, nie masz tej pięknej cechy – w porządku. Nie musisz ponosić winy za brak tej jakości. Jest ok, ponieważ zobaczysz, że jeszcze zdołasz ją rozwinąć.

Jeden z aspektów piękna tych nauk, powiedział Buddha, jest to, iż każdy z nas posiada naturę Buddhy, każdy z nas posiada głęboki wgląd. Mamy ten potencjał. To nie jest tak, że tylko te nadzwyczajne istoty mogą [stać się Buddhami] – nie. Każdy z nas posiada ten potencjał, jest on ukryty głęboko wewnątrz nas. Odkrycie tego jest kwestią czasu. Jeżeli odkryjemy, że posiadanie negatywności jest w porządku – będziemy wiedzieć, kiedy jesteśmy negatywnie nastawieni – zauważymy to i nie będziemy tego odrzucać. Wiemy, że jest to coś, co musimy rozwinąć. To tylko kwestia czasu. Coś pięknego znajduje się wewnątrz nas, potrzebujemy jedynie to odkryć. Buddha powiedział: „Natura umysłu jest promiennie przejrzysta, lśniąca i piękna. Jest ukryta głęboko wewnątrz nas i wszyscy ją posiadamy”. Ona znajduje się głęboko wewnątrz nas – każdy z nas ją ma – nie tylko te nadzwyczajne istoty są w stanie [osiągnąć stan Buddhy]. Więc to znajduje się [w głębi naszego umysłu], to już tam jest od dawna.

Jeżeli chcemy rozwiązać jakiś światowy problem, i jeżeli chcemy rozwiązać naszą trudną sytuację, wszystko co musimy zrobić to spojrzeć wewnątrz. Nie znajdziesz tego w oddali, to jest w środku – tutaj. Wtedy też odkryjemy piękno tego serca spoczywającego głęboko wewnątrz nas. To jest jak ta, wygłoszona przez Buddhę, nauka o usuwaniu brudu. Aby uzyskać umysł promieniujący niczym czyste złoto, musisz zmyć z niego wszelkie zanieczyszczenia, czyż nie? Musimy więc usunąć przyczynę tych zanieczyszczeń w pierwszej kolejności – zmyć ten brud. Następnie musisz wytopić złoto, aby wydobyć z niego wszelkie zanieczyszczenia. To jak nauki dane przez wszystkich Buddhów – unikamy zła, czynimy dobro i stale oczyszczamy umysł – to jest to samo.

Często wiele ludzi wpada w pomieszanie słysząc „puść, puść'' – nie możemy puścić – puszczamy więc przyczynę zanieczyszczeń. Oczyszczamy naszą mowę i zachowanie, działania naszego ciała – przyczynę zanieczyszczeń. To jak, po prostu, puszczenie szkodliwych [działań]. Kultywujemy więc dobro, kultywujemy to, co właściwe. To jak zmywanie zabrudzeń. To, co wtedy pozostaje jest wartościowe, więc otrzymujemy coś wartościowego. O czymś co jest zdrowe, wartościowe mówimy jedynie, gdy zrobimy coś dobrego, wtedy też czujemy się szczęśliwi, doznajemy ogromnej radości. Więc jedynie szczęśliwy umysł to zrobi. Wciąż utrzymujemy to, co ma wartość – nie możemy tego puścić. Możemy jedynie puścić szkodliwe. Cokolwiek więc puścimy, nadal pozostajemy przy zdrowym. Wraz z tym, co wartościowe, z dobrocią, oczyszczamy swój umysł, doskonalimy go. Wtedy wyzwalamy samych siebie, a to oznacza oświecenie. To wychodzi poza dobro i zło, lecz my nie możemy powiedzieć, że po prostu puściliśmy – nie możemy. To stopniowy trening, a więc jest ok. Niekiedy zauważamy jak sami traktujemy [kogoś] prosto z mostu, a połowa wypowiadanych przez nas słów to złe słowa, lecz w porządku. Czasem oczyszczamy samych siebie i dajemy się złapać ponownie. Wyskakujemy z więzienia i wskakujemy tam z powrotem. Czasem robimy tak w przeciągu godziny, lecz ok. [Postęp] jest możliwy, dlatego że jest to stopniowy trening.

Ok, to będzie ostatni kawał o wpadaniu i wypadaniu z więzienia. Zanim więc skończę tę mowę, to jest ostatni kawał. Była sobie blondynka, która kierowała autem, po czym zjechała z drogi. Chciała uciec przed samochodem i wjechała na przeciwny pas drogi co doprowadziło do stłuczki z innym autem. Dwoje kierowców zatrzymało się, po czym wysiedli, by sprawdzić czy coś się stało samochodom. A zatem blondynka rzuciła okiem na swój samochód i jej samochód był ok. Wtedy też koleżka z drugiego auta wypadł i spojrzał na swój samochód, i: „Och tu jest jakieś wgniecenie”. Był bardzo wściekły, ponieważ kochał swój samochód, traktował go jak swoją żonę i był bardzo wzburzony. Wtedy też zawołał: „Podejdź no!”, więc blondynka podeszła. Narysował okrąg, po czym powiedział: „Zostajesz tu – w środku”. Więc blondynka stanęła w środku. Koleżka ruszył w stronę swojego samochodu, wyciągnął z niego kij do krykieta i zaczął tłuc wszystkie okna w jej aucie. Blondynka chichrała tylko: „Hi, hi”, pochichotała sobie, pośmiała się trochę. Wtedy też koleżka wykrzyczał: „Co cię tak bawi?”, popadł w wściekłość, „Co tu takiego zabawnego, co się chichrasz?” Wtedy też blondynka odmruknęła: „Och nic takiego, nic, nic”. Wtedy też zaczął rozbijać jej auto jeszcze bardziej, gdyż teraz wściekł się jeszcze bardziej, rozbił tył, zderzak – porozbijał niemal wszystko. Wtedy też blondynka ponownie zaczęła chichotać: „Hi, hi, hi”, no wiesz, chichrać się. Następnie koleżka poczerwieniał jeszcze bardziej, wrzasnął: „Co cię tak bawi? Czemu się chichrasz?” Odpowiedziała: „Och, nic, nic, nic takiego”. Po tym zgłupiał w swym gniewie do reszty, prawie rozwalił jej auto w całości, uderzając wszędzie, miażdżąc cały samochód. Blondynka zaczęła się dosłownie brechtać bez żadnej kontroli: „Hi hi, hi hi, hi hi, hi hi” i była bardzo wesoła. Teraz koleżka już nie dał rady, stał się jeszcze bardziej – no wiesz – pogłupiał ze wściekłości, a ona, brechtając, sturlała się w krawędź. Wściekły koleżka zapytał: „Dlaczego to takie śmieszne? Czemu się śmiejesz? Co w tym takiego zabawnego? Wtedy blondynka odparła: „No wiesz?, mówiła dalej, „Ok, ponieważ nie zauważyłeś jak trzy razy z rzędu, no wiesz, kiedy odwróciłeś się i zacząłeś rozbijać moje auto, ja – właściwie to – wyskoczyłam z tego kółka. A więc, ponieważ odwróciłeś się i nie widziałeś mnie, ja wyskoczyłam z kółka i ty mnie nie widziałeś”. Następnie zaczęła beczeć ze śmiechu – była niezmiernie szczęśliwa – ponieważ on jej nie zauważył.

Pamiętam jak pojawiłam się tu po raz pierwszy i ktoś opowiedział kawał, a że pochodzę z zupełnie innego środowiska, i no wiesz, czasem nie łapię niektórych kawałów i właściwie to przypomina mi to kolejny kawał. Zatem to będzie bonus, ok? A więc były sobie trzy kobiety, które odrodziły się w niebie. Jedna z nich to brunetka, druga to rudzielec, a trzecia blondynka. Następnie ci w niebie powiedzieli: „Ok, mamy tutaj łącznie 200 schodków [do przejścia]. Na każdym schodku opowiem dowcip, i jeżeli którakolwiek z was się zaśmieje to koniec – przegrałyście”. Więc brunetka zatrzymała się na 45 schodku, ponieważ zaczęła się śmiać, a więc przegrała i nie poszła do nieba. Wtedy też rudzielec zrobiła, nie… wszystkich schodków razem było 300 – teraz pamiętam – 300 schodków. Tak też ruda zaliczyła 200 schodków i ponieważ się zaśmiała, przegrała. Po tym wszystkim przyszła kolej na blondynkę, która zaliczyła już całe 299 schodków, pozostał jedynie 1 głupi schodek, by dostać się do nieba. Wtedy też na 300 -tnym schodku, zanim jeszcze zaczęli opowiadać dowcip, zaczęła się śmiać: „Ha ha, ha ha”, więc ktoś z nieba spytał: „Dlaczego się śmiejesz? Nawet nie zacząłem opowiadać dowcipu, a ty już się śmiejesz”, odpowiedziała: „Oo tak, no wiesz, to dlatego, że załapałam ten pierwszy”. Zrobiła 299 schodków i wtedy załapała [kawał z] pierwszego schodka.

Więc o czym wspomniałam po raz ostatni to dlaczego ludzie się śmieją? I wciąż tego nie wiem, dlatego że tego nie łapię. Oddaję więc to do waszego namysłu i refleksji. Oby ta nauka przyniosła korzyści wam wszystkim, i oby pomogła wam rozwinąć to piękne serce, które jest głęboko wewnątrz was, i które prawdziwie uwolni was, i pomoże wam wyzwolić się z wszelkiego cierpienia, i dzięki za wysłuchanie.

Ach, jest jedno pytanie z Indii, które brzmi:

Pytanie: Zawsze wybaczam swojej partnerce, lecz ona nigdy mi nie odwzajemnia tego samego. Jak sobie z tym radzić?

Odpowiedź: W porządku. Jeżeli będziesz w stanie wybaczyć jej fakt, iż ona nie okazuje tobie przebaczenia w zamian, czyż nie tak? Wybaczasz. Jeżeli naprawdę wybaczasz osobie, wybaczasz jej także i to, że ona nie okazuje przebaczenia w zamian. Nadal więc wybaczasz. To jest prawdziwa dobroć. To jak niektórzy ludzie narzekają: „Nie zostałem zaakceptowany, ludzie mnie nie akceptują”, itd., itp. Więc odpowiadam: „Czy możesz zaakceptować fakt, iż nie zostałeś zaakceptowany?” To jest tak, że nie możemy zaakceptować tego, iż ludzie nie akceptują nas. Powiedziałam: „Dlaczego nie akceptujesz faktu, że nie zaakceptowano cię? To to samo. Dlaczego więc nie wybaczasz osobie, jeśli osoba ta nie okazuje ci przebaczania w zamian? Mam więc nadzieję, że odpowiedziałam na twoje pytanie i ma to dla ciebie sens.

Pytanie: Kiedy mówisz lub robisz coś i ktoś zawsze interpretuje to w negatywny sposób, powinieneś spróbować to wytłumaczyć lub pozostawić w spokoju by uniknąć późniejszego ataku.

Odpowiedź: Tak, to przytrafiło się mi. Czasem, kiedy osoba posiada negatywną mentalność, nie ważne co powiesz, nawet jeśli nie miałeś czegoś na myśli, przechodzi to na drugi koniec i zawsze jest negatywne. Więc nie możemy niczego z tym zrobić, tak też akceptujemy tę osobę, sposób w jaki ona żyje. Właściwie to przydarzyło mi się coś podobnego w przeszłości. Starałam się jak mogłam, próbowałam wytłumaczyć tej osobie: „Och, nie miałam tego na myśli, nie miałam na myśli nic złego”. Popadłam w wielki stres. Następnie uświadomiłam sobie: „Ok… puszczam to. Cokolwiek ta osoba myśli o mnie, jeżeli myśli, że jestem beznadziejna i podła – ok, w porządku. Dlatego, że odkryłam, iż to jest naprawdę stresujące, jest to niezmiernie wycieńczające. Więc ok, po prostu pozostaw to w spokoju i unikaj dalszego ataku. Czasami już nie możesz i im bardziej starasz się wytłumaczyć coś tej osobie, tym bardziej wpadasz w wir kłótni i krzyków. Czasami wpadam w tą rozpalającą się kłótnię i staram się coś wytłumaczyć. Wtedy też uczę się, uczę się w tym momencie i następnym razem po prostu puszczam to.

Więc czy są tu jeszcze jakieś pytania lub komentarze? Nie? Ok. Więc możemy zamknąć dzisiejszą mowę Dhammy i oddać szacunek Buddzie i Dhammie.


Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: BlinkListblogmarksdel.icio.usdiggFarkfeedmelinksFurlLinkaGoGoNewsVineNetvouzRedditYahooMyWebFacebook

gnu.svg.png

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.


cc.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0


sasana_banerros.jpg

POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)

KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020


Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://www.youtube.com/watch?v=_TSoNWZ_yp0

Źródło: BuddhistSocietyWA

Tłumaczenie: An.Marcin