KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Jednym z często zadawanych pytań jest: „Jak ocenić, czy robię postępy w medytacji?”. A jedna z odpowiedzi brzmi: widać to po tym, że gdy umysł odpływa od swojego obiektu [skupienia], ty jesteś w stanie coraz szybciej do niego powracać. Zwróć uwagę, że odpowiedzią nie jest to, że umysł w ogóle już nie wędruje, spodziewamy się tracić uważność, to normalna część praktyki. Chodzi o to, żeby być coraz bardziej czujnym, wiedzieć, co się dzieje, i coraz szybciej radzić sobie z sytuacją, gdy umysł przestanie się skupiać na oddechu.

Więc ważną częścią uczenia się, jak medytować, jest uczenie się, jak upadać. Podobno, gdy zaczynasz uczyć się aikido, pierwsza lekcja dotyczy tego, jak upadać, żeby nie doznać kontuzji. Dzięki temu coraz mniej się boisz upadania, coraz bezpieczniej upadasz, nie boisz się ryzykować i jest coraz mniej prawdopodobne, że upadniesz.

Więc podczas medytacji trik polega na tym, żeby nauczyć się, jak powracać do obiektu bez obwiniania się i bez autokrytycyzmu, z prostą obserwacją: „Nie siedzę tu, żeby robić plany na przyszły tydzień albo myśleć o porażkach poprzedniej nocy, albo o czymkolwiek. Jestem tu, żeby obserwować oddech”. Po prostu zostaw te sprawy i powróć do oddechu. Naucz się to robić bez wiązania kolejnych węzłów w umyśle.

W naszym współczesnym systemie edukacji szybko jesteśmy nakierowywani na aktywności, do których mamy naturalny talent. Jeśli coś nie przychodzi nam łatwo, nie uczymy się tej umiejętności i nie ćwiczymy się w niej. Więc kiedy wkładamy wysiłek w coś, co nie jest naturalne, wydaje się, że najprościej byłoby poślizgnąć się i upaść, a potem się poddać, opaść aż na dno – polec. To się nazywa nie wiedzieć, jak upadać. Trzeba zauważyć, że nie musimy się poddawać impetowi upadku.

Możesz to zaobserwować, gdy postanowisz, żeby nie robić czegoś przez jakiś czas. W zeszłe lato, tu w klasztorze, popularnym postanowieniem było niejedzenie czekolady wieczorami. I pojawiała się pokusa: „Co złego jest w kawałku czekolady?”. Nie ma nic złego w czekoladzie jako takiej, więc łatwo było racjonalizować i zadecydować o porzuceniu postanowienia po to, żeby zjeść czekoladę. Problem w tym oczywiście, że w postanowieniu wcale nie chodziło o czekoladę. Chodziło o to, żeby wytrwać bez względu na wszystko. Zbyt często zakładamy, że decyzja o porzuceniu postanowienia nie może być cofnięta. Że jesteśmy bezsilni i musimy poddać się impetowi. Ale możemy ją cofnąć – po chwili czy dwóch. To jest uczenie się, jak upadać. Inaczej mówiąc, nie poddajesz się pędowi w złą stronę. Wiesz, że możesz w każdej chwili zmienić kierunek, zmienić zdanie i powrócić do postanowienia.

Kiedy zauważysz, że oddalasz się od oddechu – nie poddawaj się temu impetowi. Złap się na tym i pomyśl: „Mogę po prostu powrócić do oddechu”. Zdziwisz się, jak szybko jesteś w stanie powrócić. Umysł może wymyślać wymówki: „Ale nie możesz już powrócić, za bardzo się zaangażowałeś”. Bardzo interesujące! Nagle zająłeś się czymś, co cię rozprasza - czymś, co nie miało być tematem twego zaangażowania - i nie czujesz się już pochłonięty medytacją. To jeden z wielu trików, jakimi umysł próbuje się oszukiwać. Trzeba nauczyć się, jak demaskować te sztuczki, nie ufać im i mieć kilka własnych.

Część umysłu powie, że bardziej naturalne jest iść po linii najmniejszego oporu, ale warto się zastanowić, co powstaje w naturalny sposób, a co jest wyuczone. Gdy idziesz do psychoterapeuty, dowiadujesz się, że wykształciłeś pewne nawyki przez konkretne zachowania twoich rodziców albo przez konkretne doświadczenia z dzieciństwa. To pokazuje, że nawyki nie są do końca takie naturalne. Są wyuczone. Są w tobie zakorzenione, ale można się ich oduczyć. Możesz zmienić kierunek rozwoju umysłu – to właśnie robimy w trakcie treningu medytacyjnego. Wdrażamy reedukację umysłu.

Nie tylko uczymy się, jak pozostawać przy jednym zagadnieniu – tak jak to robimy z oddechem – lecz także szybszego powracania do niego. Potrafimy też złapać się na tym, że umysł odpływa od oddechu i podąża za czymś innym, możemy wtedy najzwyczajniej odwrócić się od tego, co nas rozprasza, i sprawnie powrócić do oddechu. Tym sposobem uczymy się dyscypliny, ale bez surowości, którą kojarzymy ze słowem „dyscyplina”. Uczymy się rzeczowego i praktycznego obchodzenia się z umysłem.

Zobaczysz, że takie podejście zaoszczędzi ci dużo niepotrzebnych problemów. Skazy umysłu nie będą miały tyle okazji do ataku. Zamiast zajmować się abstrakcjami takimi jak „moja osobowość”, „mój charakter”, „to, jaki jestem”, po prostu bądź świadomy tego, co jest tu i teraz. Każda decyzja jest całkowicie dobrowolna, a jeśli widzisz, że była zła – możesz ją zgodnie z wolną wolą cofnąć i zadecydować inaczej. Kiedy nie zajmujesz się obrazem samego siebie – będącego kryjówką dla całej masy skażeń – pole do gry jest dużo czystsze i pozbawione zakamarków, w których skażenia mogą się chować.

Pewna znajoma z Miami wybrała się na odosobnienie medytacyjne, a tam jej powiedziano, żeby wprowadziła medytację do codzienności za pomocą postrzegania życia jako wzajemnego oddziaływania tego, co absolutne i względne. To bardzo abstrakcyjne koncepcje. Przez tydzień próbowała myśleć w ten sposób. W niedzielę przyszła na naszą medytację z bardzo zawiłym pytaniem: jak kierować życiem, biorąc te kategorie pod uwagę? Muszę przyznać, że pytanie było tak zagmatwane, że się zgubiłem, ale problem był prosty. Im bardziej abstrakcyjna koncepcja, tym trudniej połapać się na drodze i tym łatwiej się zaplątać. Mamy tendencje do myślenia, że takie abstrakcje są przejrzyste i eleganckie, ale w rzeczywistości jest w nich dużo miejsca na zawiłości. Przesłaniają to, co rzeczywiście się dzieje. Gdy odpuścisz te abstrakcje, będziesz tu i teraz z oddechem. Umysł będzie mógł zadecydować, czy być z oddechem czy przejść do czegoś innego. To takie proste.

To samo odnosi się do całej praktyki. Od momentu, kiedy zdecydowałeś, że będziesz utrzymywał wskazania, w każdej chwili decydujesz, czy wciąż trzymać się tego postanowienia. Od momentu, kiedy zdecydowałeś, że będziesz obserwować oddech, w każdej chwili decydujesz, czy wciąż się tego trzymać. Jeśli stosujesz proste zasady, w sposób przyziemny, bezpośredni, prostymi słowami – bez wspominania problemów z przeszłości, bez wprowadzania problemów związanych z obrazem samego siebie i komplikujących sprawy – łatwiej ci pozostawać na ścieżce. Łatwiej powrócić gdy odpłyniesz, bo masz do czynienia z mniejszą liczbą zawiłości. Staraj się, żeby wszystko było jak najprostsze, przyziemne, z chwili na chwilę – nie tylko podczas medytacji, lecz także podczas praktykowania każdego innego aspektu Ścieżki.

Kiedy uczyłem się u Ajahna Fuanga, czasami prosił mnie o rzeczy typu: „Dzisiaj siedź i medytuj całą noc”. „O rety…” – odpowiedziałem za pierwszym razem. „Nie mogę, nie potrafiłbym, nie wyspałem się ostatniej nocy, a dzień był długi i męczący”. A on na to: „Zabije cię to?”. „Nie”. „Więc możesz to zrobić”.

Po prostu. Oczywiście nie było to łatwe, ale było proste. A kiedy utrzymujesz rzeczy tak prostymi, w końcu stają się łatwiejsze. Zwyczajnie pozostajesz z chwili na chwilę ze swoją decyzją. Nie myślisz: „Całą noc, całą noc, muszę to utrzymywać całą noc”. Myślisz tylko: „Ten oddech, a teraz ten oddech, a teraz ten…”. Znajdź sposób, żeby utrzymać zainteresowanie każdym oddechem, a dotrwasz do rana.

Tak wprowadza się medytację do codziennego życia: niech wszystko będzie tak proste jak to tylko możliwe, sprowadź sprawy do podstawowych czynników. Kiedy pracujesz z podstawowymi, nieskomplikowanymi elementami, wtedy skazy nie mają tyle miejsca, żeby się ukryć. A kiedy upadasz, upadasz w miejscach, z których łatwiej się podnieść. Nie musisz poddawać się impetowi upadku i grzęznąć jak w bagnie. Jesteś w stanie sam siebie złapać i od razu odzyskujesz równowagę.

Kiedyś mama opowiedziała mi o jednym z pierwszych momentów, w których spodobał się jej mój tata. Wujek – jej brat – zaprosił go, żeby przyjechał w odwiedziny z uczelni. Pewnego dnia, podczas posiłku, tata strącił szklankę mleka ze stołu, ale złapał ją, zanim spadła na podłogę. I dlatego mama za niego wyszła. Wiem, że to się wydaje trochę szalone – zawdzięczam swoje istnienie dobremu refleksowi taty – ale to pokazuje coś bardzo interesującego. I jest to rodzaj umiejętności, która przyda ci się w medytacji: gdy upadasz, możesz się od razu podnieść. Jeśli potrafisz to zrobić, zanim uderzysz o podłogę – tym lepiej. Ale nawet kiedy leżysz plackiem na podłodze, nie jesteś szklanką. Nie potrzaskałeś się. Wciąż możesz się podnieść.

Spróbuj zachowywać taką prostotę.

O autorze

Thanissaro06.jpg

Thanissaro Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora

Thanissaro Bhikkhu (Geoffrey DeGraff) (1949 - ) jest amerykańskim buddyjskim mnichem tajskiej leśnej tradycji Kammatthana. Po ukończeniu historii europejskiej w Oberlin College w 1971 roku wyjechał do Tajlandii gdzie uczył się medytacji u Ajaana Fuang Jotiko, ucznia Ajaana Lee.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: rozdział książki "Meditations 1: Dhamma Talks"
Copyright © dhammatalks.org (revised Dec. 15, 2018)

Tłumaczenie: Adam
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/