Tytuł: Rozdział 7: Kamma

O autorze: Andrew Olendzki

Wersja pdf: pdf2.jpg

zobacz źródło

print

Wersja epub: epub2.jpg
bz_0075.jpg
Kamma w działaniu

Wszystkie żyjące istoty są właścicielami własnej kammy, spadkobiercami własnej kammy, zrodzone z własnej kammy, związane z własną kammą, istnieją wspierane przez własną kammę. Jakąkolwiek kammę stworzą, czy dobrą, czy złą, będą jej spadkobiercami.

Cūḷakammavibhaṅga Sutta (MN.135 – Krótsza mowa o klasyfikacji działań)

Kamma jest słowem, które spotyka się coraz częściej w dzisiejszych czasach. Szkoda tylko, że jest ono prawie zawsze niewłaściwie używane, często jakby oznaczało „los” czy „przeznaczenie”. Jest to niefortunne, choć nieuchronne wypaczenie, ponieważ w swoim pierwotnym buddyjskim kontekście kamma jest pojęciem o niezrównanej głębi i znaczeniu.

Słowo „kamma” znaczy po prostu „działanie” i wywodzi się od rdzenia „√kr-”, który oznacza czynienie lub robienie. Istnieją trzy wyraźne konotacje tego słowa, tym zaś, co czyni to pojęcie unikalnym, jest fakt, że wszystkie trzy są nieoddzielnymi aspektami tego samego procesu. Możemy być przyzwyczajeni do myślenia o (1) decyzji, by coś uczynić jako jednej rzeczy, (2) działaniu, by ją wykonać, jako innej rzeczy, i (3) o tym, co dzięki temu zrobimy lub o rezultacie działania jako czymś z kolei jeszcze innym. Lecz w buddyjskim rozumieniu te trzy części stanowią jedność. Intencja jest przednią częścią kadłuba kammy i kieruje działaniami ciała, mowy i umysłu w ten sposób, że na krańcu kammicznego śladu kumulują się kammiczne czynniki formujące i skłonności. Innymi słowy, działanie poprzedzone jest formą „czynienia”, w trakcie którego podejmowane są decyzje skutkujące swego rodzaju „robieniem”, czego rezultatem jest skonstruowanie unikalnej osobowości. Główną ideą stojącą za kammą jest zatem związek pomiędzy tym, co decydujemy się czynić i tym, co w wyniku tego z siebie robimy.

To być może najbardziej uwidacznia się wtedy, kiedy słowo reprezentujące działanie używane jest równocześnie jako czasownik i rzeczownik, tak jak w wyrażeniu saṅkhāraṃ abhisaṅkharoti [Parivīmaṃsana Sutta (SN.12.51 – Mowa o wnikliwym badaniu)]. Istnieje wiele sposobów, przy pomocy których można to wyrazić w języku polskim, przykładowo: „ktoś formuje formacje”, „ktoś konstruuje konstrukcje”, „ktoś kreuje kreacje” lub „ktoś wytwarza wytworzenia”. Wiecie, o co chodzi. Kiedy działanie wcielone jest w życie, że tak powiem, pociąga to za sobą zarówno czynność budowania czegoś, jak i wytwór tej czynności, czyli coś, co zostało wybudowane. Obraz, który czasami używany jest w tekstach, by to wyrazić, przedstawia garncarza i jego koło. Garncarz jest zaangażowany w twórczy proces kształtowania gliny zgodnie ze swoją wolą, a kiedy garnek ściągany jest z koła i wypalany w piecu, staje się trwałym artefaktem tej czynności. Tak samo nasz charakter, nasza osobowość, sama nasza jaźń widziane są w buddyjskiej myśli jako galeria skostniałych kammicznych reliktów, jako kumulacja pozostałości po wcześniejszych dynamicznych procesach intencji i działania.

W większości przypadków zachodni sposób myślenia charakteryzuje się tym, że uwaga skierowana jest na zewnątrz, w wyniku czego przyzwyczajeni jesteśmy do dokonywania wyborów w reakcji na zmieniające się życiowe okoliczności, jak również na fakt, że nasze działania przynoszą rezultat w postaci zmian w naszym środowisku. Z tej perspektywy wielki nacisk kładziony jest na to, co robimy, jak i na to, czy nasze działania są skuteczne lub nieskuteczne w przeprowadzaniu zewnętrznych, zamierzonych zmian. Tradycja buddyjska jednakże jest bardziej zainteresowana wewnętrznymi wymiarami działania. Tutaj ważniejszymi pytaniami są: jaki wpływ na nasze własne szczęście mają decyzje, których dokonujemy? I w jaki sposób jesteśmy zmieniani przez nasze działania? Z tego punktu widzenia to, jak coś robimy, jest dalece bardziej ważne, niż to, co robimy. Kamma wiąże się przede wszystkim z tym, jak kształtujemy siebie i jak kształtowani jesteśmy przez siebie w działaniu.

Jaźń jest plastyczną, podatną gliną, która kształtowana jest w każdej chwili przez intencję. Tak jak nasi naukowcy odkrywają nie tylko to, że umysł kształtowany jest przez mózg, lecz również, że mózg kształtowany jest przez umysł, tak Buddha dawno temu opisał współzależny proces, w którym intencje warunkowane są przez skłonności i odwrotnie, skłonności warunkowane są przez intencje. Działania, które składają się na namacalne przejawy naszego życia, są tylko czymś-pomiędzy, tak jak świat, który konstruujemy jest tylko odgałęzieniem tego kogoś, którego ciągle odtwarzamy.

Na przykład w chwili gniewu, czy to wyrażonego w czynach, zwerbalizowanego czy tylko kipiącego wewnątrz, osoba kształtuje siebie tak, by stać się bardziej gniewną poprzez układanie cienkiego podkładu (ponownie czasownik i rzeczownik) skłonności do gniewu. Osoba, która jest usposobiona do gniewu w ten sposób, będzie z o wiele większą łatwością ponownie wybuchała złością w jakiejkolwiek sytuacji. Z drugiej strony, w chwili miłującej dobroci zdeponowane zostanie życzliwe usposobienie i osoba będzie stawała się coraz bardziej skłonna do życzliwości. Postawa, z jaką reagujemy na przedmiot doświadczenia – czy to będzie gniew, czy miłująca dobroć – wpłynie więc nie tylko na pole przyczynowo-skutkowe na zewnątrz nas, lecz również stopniowo przekształci nasz charakter.

Tak więc sekret tego, kim jesteśmy, kryje się w tym, co robimy; jednak nawet to, co robimy, jest tylko jedną fazą w większym cyklu stawania się. Naszą kammę dziedziczymy z przeszłości, z przeszłych chwil istnienia w formie osobowości – pakietu skłonności, mówiąc bardziej precyzyjnie – i ta przeszłość kształtuje to, jak rozumiemy i konstruujemy nasze obecne skłonności. Przy czym kiedy kształtujemy naszą reakcję wobec czegokolwiek pojawiającego się w bieżącym doświadczeniu, to w każdej chwili w naszych rękach posiadamy także przyszłą kammę. Ta reakcja, która może być mniej lub bardziej sprzyjająca lub zręczna, jest tym, co determinuje nasze dziedzictwo w ujściu strumienia świadomości.

Zasadniczym czynnikiem wpływającym na to, czy dobrze zareagujemy na daną sytuację, jest poziom uważności, który możemy wnieść w daną chwilę. Jeżeli nie dbamy o bycie obecnymi, nieświadome systemy podejmowania decyzji zafunkcjonują w trybie domyślnym, by przepchnąć nas do następnej chwili, aczkolwiek w uścisku (często powodującym cierpienie) wyuczonych zachowań i uwarunkowanych reakcji. Jeżeli jednak, z drugiej strony, będziemy mogli zwiększyć poziom świadomości manifestujący się poprzez uważność, to rozszerzymy zakres naszych możliwych reakcji. Nawet jeśli jesteśmy gniewnie usposobieni, to zawsze wybrać będziemy mogli działanie nastawione życzliwe. To właśnie stanowi esencję naszej wolności w skądinąd mocno uwarunkowanym systemie.

Tak więc kamma nie jest czymś na zewnątrz nas, czymś, co nam się przydarza (tak jak to zwykliśmy myśleć o wszystkim na Zachodzie), lecz czymś dalece bardziej intymnym, a nawet, choć waham się użyć tego słowa, osobistym.

Gdzie należy działać

Istnieją dwa aspekty doświadczania każdej chwili. Jednym z nich jest zawartość, czyli to, czego jesteście świadomi; drugim jest intencja, czyli to, jaka jest wasza emocjonalna reakcja wobec tego przedmiotu świadomości. Z buddyjskiego punktu widzenia pierwszy z nich jest w znacznym stopniu nieistotny, podczas gdy drugi – niezmiernie ważny.

Według buddyjskiej psychologii ludzkie doświadczenie konstruowane jest na nowo w każdej chwili, kiedy świadomość jednego z sześciu przedmiotów (formy, dźwięku, zapachu, smaku, dotyku lub myśli) powstaje, a następnie znika. Pojawia się ciągła sekwencja takich chwil i przynosi ona u każdego z nas unikalny strumień świadomości. Zawsze jesteśmy czegoś świadomi, ponieważ świadomość zawsze musi posiadać jakiś przedmiot – być może jest to coś, na co patrzymy, co słyszymy lub myślimy.

Łatwo jest zmienić zawartość doświadczenia. Zamykacie oczy, a wasze wizualne pole ulega dramatycznej przemianie. Kiedy je otwieracie, napływają wszystkie z powrotem w nieskazitelnych szczegółach. Możecie postanowić, że zapamiętacie to, co jedliście na obiad w zeszły wtorek, rozwiązać skomplikowane matematyczne zadanie lub fantazjować na temat tego, co zrobilibyście, wygrywając na loterii. Nasz umysłowo-cielesny aparat nastawiony jest na zawartość i nieustannie przeskakuje z jednego przedmiotu na drugi, w większości przypadków czyniąc to automatycznie.

Inną natomiast kwestię stanowi postawa, z jaką tego wszystkiego się dokonuje. Jeden z pięciu składowych (khandha) – wytworzenia (saṅkhāra) – nazywany jest w ten sposób, ponieważ ciągle wytwarza reakcje wobec tego, co się wydarza. Ten czynnik również konstruowany jest w każdej chwili na nowo. Kiedy tylko jesteśmy świadomi przedmiotu poprzez jeden z sześciu organów zmysłowych, równolegle z tym wytwarzamy reakcję wobec tego przedmiotu. Te reakcje są również częścią naszego unikalnego strumienia świadomości i tworzą nasze emocjonalne życie.

Kiedy widzimy tę konkretną formę, jesteśmy rozbawieni; kiedy słyszymy ten dźwięk, jesteśmy rozdrażnieni; kiedy wąchamy ten zapach, czujemy obrzydzenie; kiedy czujemy ten dotyk, jesteśmy pobudzeni; kiedy myślimy tę myśl, jesteśmy rozwścieczeni, a myśląc inną, jesteśmy spokojni. Automat mógłby jedynie postrzegać przedmiot za pomocą zmysłowego organu; ludzka istota robi podobnie, ale też reaguje w bogatym i pełnym niuansów emocjonalnym zakresie.

Zawartość doświadczenia jest w znacznym stopniu nieistotna, ponieważ stanowi tylko dane dla percepcyjnego aparatu. Podobnie jak kamera, zmysły – zaliczając do nich umysł – mogą być zwrócone dosłownie ku czemukolwiek, a uchwycą i przetworzą informacje. Nie tyle istotne jest, na co patrzymy, co dotykamy czy o czym myślimy, lecz ważne jest, jak reagujemy na to, czego doświadczamy. Dzieje się tak dlatego, ponieważ cała kamma tworzona jest i przekazywana dzięki wytworzeniom. Każda emocjonalna reakcja jest formą działania, a każde działanie ma konsekwencje. Kształtowani jesteśmy nie tyle przez to, co robimy, lecz przez to, jak angażujemy się w to, co robimy.

Sednem buddyjskiej ścieżki przemiany jest uznanie, że pewne reakcje są zdrowe, zręczne i popychają nas o szczebel wyżej ku byciu lepszą osobą i ku rozumieniu natury rzeczy, podczas gdy inne mogą być dość niezdrowe, niezręczne i powodować, że staniemy się nieco bardziej zdemoralizowanymi osobami, których złudzenia tylko się pogłębią. Emocjonalne reakcje, które wcielamy w życie w każdej chwili, mogą być źródłem ogromnego cierpienia, tak dla nas samych, jak i dla tych wokół nas, na których nasze działania mają wpływ. Krzywda nie wynika z zawartości, lecz z intencji towarzyszących zawartości doświadczenia. Problemem przykładowo nie jest to, że myślę o kimś z innej etnicznej czy społecznej grupy niż moja, lecz to, że myślę o tej osobie z nienawiścią, zazdrością lub lękiem.

Kluczową kwestią jest tutaj to, że te intencje, które z konieczności wytwarzamy równolegle ze świadomością przedmiotu w każdej chwili, nie są tylko dodatkiem do doświadczenia. One warunkują i determinują działania, które podejmiemy podczas dalszego doświadczenia. Chwilowa złość staje się po krótkim czasie uderzającym ciosem, przykrą uwagą czy nieprzyjemną myślą. Budujemy dosłownie nas samych i nasz świat na własnych emocjonalnych reakcjach i faktycznie nie będzie przesadą powiedzenie, że to, kim jesteśmy i jaki świat zamieszkujemy, rzeczywiście składa się z ciągu emocjonalnych reakcji, które się w nas rozwijają.

To stawia ideę praktyki w interesującym świetle. Wszystko jest praktyką, ponieważ ciągle praktykujemy, aby być osobą, którą następnie się staniemy. Powodem, dla którego angażujemy tyle czasu, starania i wysiłku, by uczyć się, jak poprzez medytację być z czymkolwiek, co powstaje w doświadczeniu, bez chciwości, nienawiści czy ignorancji, jest to, że wstrzymując ich wpływ na nas w danej chwili, stajemy się wolni od ich wpływu w chwili następnej. To jak się trzymamy właśnie teraz, jest kluczem do tego wszystkiego, czym się staniemy później. To dlatego jest to ważne.

Tak więc nie skupiajmy się tyle na tym, co robimy, mówimy czy myślimy, ale połóżmy nacisk na to, jak to robimy, mówimy czy myślimy. To właśnie tam należy działać na ścieżce przemiany.

Czyje właściwie jest to życie?

Znam niewielu ludzi w tym kraju, którzy naprawdę wierzą w reinkarnację. A wy? Często spotykam różnego rodzaju buddystów i odnoszę wrażenie, że większość z nich, podobnie jak ja, w trakcie wychowania odziedziczyło model ludzkiej kondycji, który mówi „raz się żyje”, co sprawia, że zastanawiam się, w jakim stopniu możemy faktycznie przyswoić sobie buddyzm.

Kiedy widzimy, jak bardzo to, kim jesteśmy teraz, bazuje na naszych nawykowych reakcjach wobec specyficznych warunków w świecie, które każdy z nas stwarza przy pomocy swoich unikalnych złudzeń, to co w związku z tym mogłoby znaczyć być „nami” w innym życiu? Kiedy mielibyśmy inne ciało i płeć, kiedy nasze wychowanie, język i nauczanie, nasze wspomnienia, marzenia i postawy byłyby inne, jaki sens miałoby wciąż nazywanie takiej osoby „mną”?

Oczywiście buddyjska doktryna ma na to odpowiedź: nawet teraz nie ma sensu, żebyś nazywał siebie „swoim ja”, tym bardziej w innym życiu. To poczucie „ja” jest tylko założeniem, z którego wynika całe nasze cierpienie. Główną nauką buddyjską jest to, aby to „ja” puścić, odłożyć ciało i umysł, wyleczyć się z potrzeby wiary w to, że jest się czymś spójnym, niezależnym, czymś posiadającym wyjątkowe znaczenie.

Podejrzewam, że w przypadku każdego z nas nasza zachodnia akulturacja powoduje, że dokonanie tego jest praktycznie niemożliwe. To wyobrażenie, które posiadamy o „sobie”, jest w nas po prostu zbyt głęboko zakorzenione. Poczucie „ja” w kontekście współczesnego Zachodu wiąże się tak blisko z naszym światopoglądem, że jest jak woda dla ryb i powietrze dla ptaków. „Bycie” jest dla nas niewyobrażalne bez poczucia „ja”, podobnie jak pływanie bez wody i latanie bez powietrza.

Buddyjska tradycja podsuwa nam kilka użytecznych metafor, aby ułatwić zrozumienie odradzania się: jest jak mleko zamieniające się w zsiadłe mleko, później w masło, a następnie w ghee. Każda manifestacja nie przypomina pozostałych w szczegółach, jednak przyczynowy związek łączący je ze sobą jest całkowicie oczywisty.

Może więc jestem spadkobiercą czynów kogoś, kto dawno już nie żyje. Wdzięczy jestem tej osobie i prawdopodobnie wielu poprzedzającym ją osobom, ponieważ kamma, którą odziedziczyłem, jest pomyślna. Jednak nie odnoszę się do tej osoby jak wobec kogoś, kto był „mną”. „Ja” jestem kimś, kto zdefiniowany jest przez ciało, narodowość, język i moją osobliwą mieszankę neuroz zrodzonych i uwarunkowanych poprzez specyficzny kontekst tego konkretnego życia. Doceniam moje poprzednie „ja” jako przodka, ale dopóki nie będę miał tego bezpośredniego doświadczenia, które, jak jest powiedziane, osiąga się poprzez medytację, dopóty ten przodek zawsze będzie dla mnie pewną abstrakcją.

Wielkie dary, które otrzymaliśmy, życie i świadomość, pochodzą przypuszczalnie od niezmierzenie długiej linii istot, które mniej lub bardziej stosownie nazywane są „poprzednimi ja”. Otrzymaliśmy również świat materialny z jego kruchym ekosystemem, by zaspokajał nasze bieżące potrzeby, a jako bonus jest on zamieszkany przez wiele innych istot, które dzielą to wszystko z nami. I to jest mniej więcej zakres tego, co bezpośrednio doświadczamy. Czy jest to zubożony obraz ludzkiej sytuacji? Myślę, że nie. Kto potrzebuje wykraczać poza wszystkie te cuda, które nas otaczają – świadomość, przyrodę, inne istoty, umysł i serce kształtujące tak pełne niuansów konstrukcje? Kto pragnie poczuć, że przeżyje śmierć jako transcendentna, świadoma dusza mieszkająca w niebie lub wnikająca w przyrodę na nowo? To, co otrzymaliśmy, jest wystarczająco cenne – chwilę świadomości. A jeżeli mamy dość szczęścia – jeszcze jedną i jeszcze jedną.

Jeżeli mam w sobie poczucie wdzięczności wobec mojego przodka i wszystkich jego przodków, to równa się ono wielkiej odpowiedzialności i życzliwości, którą czuję wobec czegokolwiek, czym stanę się dalej: być może kosmonautą lub osobą o profesji w dzisiejszych czasach niepojętej. To on będzie spadkobiercą mojej kammy – wszystkich moich działań, moich słów, a nawet owoców moich myśli. W chwili śmierci będę miał za sobą całe życie stwarzania „ja”, które będę musiał przekazać komuś innemu. A on z kolei też przyjmie to, co ja kształtowałem, kreatywnie to przebuduje, a później odda, kiedy przyjdzie czas.

Obraz świata, jaki wyłania się z takiej perspektywy odradzania się, wymaga wszechświata opierającego się na dāna, na szczodrości. Kiedy otrzymujemy życie, świadomość, świat i towarzystwo innych istot, szczodrość, jaką jesteśmy obdarowani, jest niezmierzona. Uczestniczymy w cyklu dawania, kiedy (chcąc lub nie chcąc) oddajemy i zwracamy wszystko to, co otrzymaliśmy. Jedyną rzeczą, na jaką mamy jakikolwiek wpływ, jest jakość, z jaką wszystkiego tego dokonujemy. Jakość każdej chwili świadomości, której doświadczamy, jest tym, gdzie nasz świat się rozwija, gdzie tworzy się nasz charakter, gdzie nasze „ja” rzeczywiście egzystuje.

To, co sprawia, że o naszym życiu lub naszym „ja” powiedzieć możemy, że są nasze, to stopień, w jakim jesteśmy ich świadomi. W ostatnim życiu nie byłem mną, lecz byłem kimś innym. W następnym nie będę już mną, lecz oddam siebie komuś innemu. To samo powiedzieć można o mojej przeszłości i przyszłości w życiu, które właśnie mam. Jedyną częścią tego wszystkiego, którą uważać można w jakimkolwiek sensie dla mnie za prawdziwą, to obecna chwila, którą mogę stracić, jeżeli nie będę dość świadomy, kiedy się wydarza. Wszystko inne zostaje oddane.

Myślę, że zwyczajnie powinniśmy zaakceptować fakt, że nie przetrwamy poza to życie. Przypuszczam, że odradzanie się w sensie buddyjskim nigdy nie dotyczyło przetrwania. Będzie istniała ciągłość i być może w różnoraki sposób następna istota może być przygodnie połączona z naszymi działaniami w tym życiu – ale będzie to inna istota. Kiedy buddyści mówią, że następna istota nie jest ani taka sama, ani inna od obecnej, mamy skłonność do tego, żeby słyszeć, że nie jest inna (z powodu naszego myślenia życzeniowego), a w jakiś sposób pomijamy znaczenie tej części, która mówi o tym, że jednocześnie nie jest taka sama. Nić przygodnej ciągłości, której ślad dostrzec możemy pomiędzy jedną istotą a drugą, znajduje się daleko poza tego rodzaju indywidualnym przetrwaniem, jakiego pragniemy gdzieś głęboko w sobie.

Czy pozostaje nam coś innego niż bycie bodhisattami? Mamy niewiele innych alternatyw. Żyjemy dla pożytku wszystkich istot – czy tego chcemy, czy nie. Pytanie, jakie się w związku z tym nasuwa, to: jak będziemy przeżywali tę chwilę?

Homo sophiens

Gatunek ludzki ewoluuje w szybkim tempie, ale jest to ewolucja raczej kulturowa, aniżeli biologiczna. Fizyczne zmiany nadal mają miejsce, lecz to proces tak powolny, że mało prawdopodobne jest, aby go zaobserwować. Z drugiej strony, zmiany w ludzkim umyśle są dramatyczne i można je dostrzec wszędzie wokół nas.

Bliźniacze siły chciwości i nienawiści – pierwotny instynkt, by chcieć więcej tego, co nas zadowala oraz chcieć, by to, co nas nie zadowala, odeszło – były użytecznymi narzędziami adaptacji w czasie naszej prymitywnej przeszłości, lecz teraz w gwałtowny sposób stają się nieaktualne. W dzisiejszych czasach, kiedy nasze społeczności są raczej globalne, aniżeli plemienne, kiedy nasze narzędzia mają potężną, a nie jedynie elementarną siłę działania i kiedy nasze bronie są zdolne spowodować zniszczenie na masową skalę, znajdujemy się w sytuacji, w której jeżeli chcemy zaadaptować się do nowego środowiska kształtowanego w coraz większym stopniu przez nasze własne działania, musimy ewoluować poza stare paradygmaty.

Głęboko zakorzenione instynkty pragnienia pomagają wszystkim zwierzętom przeżyć w ich naturalnych środowiskach. Podobnie pomogły i nam dotrzeć do miejsca, w którym jesteśmy. Chciwość jest konieczna, aby upolować i pożreć swoją zdobycz, a nienawiść niezbędna w działaniu odruchu „walki lub ucieczki”, który pomaga stworzeniom utrzymać się przy życiu w niebezpiecznych dla nich momentach. Jednak w dzisiejszych czasach ludzie nie żyją już w małych rodzinnych grupach, pośród przepastnej i nieprzyjacielskiej, dzikiej natury. Teraz, kiedy żyjemy razem, stłoczeni blisko siebie na kurczącej się planecie, nasze własne zwierzęce instynkty stały się najbardziej niebezpiecznymi drapieżcami.

Pomijając przyczynę, która to spowodowała, nagłe uwypuklenie płatów czołowych u homo sapiens (co miało miejsce nie tak dawno temu), dało nam, ludziom, bezprecedensową zdolność: ciągłą świadomość tego, co robimy i w jaki sposób wpływa to na tych, którzy są wokół nas. Buddyści nazywają tę zdolność uważnością (sati) i przejrzystym rozumieniem (sampajāna). Kultywowanie mądrości, umożliwiło nam ewolucję wykraczającą poza trzeci, głęboko zakorzeniony instynkt – instynkt złudzenia.

Co jest bardziej zasadniczą cechą bycia człowiekiem niż zdolność kultywowania mądrości? Mądrość pozwala nam spojrzeć poza pozory, ku ukrytej naturze rzeczy; umożliwia nam dostrzeżenie tego, co przeciwstawia się intuicji; pomaga nam dowiedzieć się, co jest istotne. Mądrość daje nam możliwość zrozumienia tego, że nasze największe szczęście i najgłębsze poczucie satysfakcji znajduje się poza zaspokajaniem nagłych pragnień lub tłumieniem nieprzyjemnych prawd. Wreszcie to mądrość rozmywa złudzenie, które ogranicza nas za pomocą naszych wrodzonych skłonności do chciwości i nienawiści.

Buddyjska tradycja może być dla nas niezwykle pomocna w procesie podejmowania prób ewolucji do następnego poziomu rozwoju ludzkości. Buddha może być postrzegany jako ten, który demonstruje, jak mógłby wyglądać nowy gatunek, „homo sophiens” (mądry człowiek). Przez 45 lat, pomiędzy Przebudzeniem swojego umysłu i odejściem ciała, Buddha żył z ciałem i umysłem oczyszczonym ze wszystkich stanów zakorzenionych w chciwości, nienawiści i złudzeniu. Te trzy ognie „wypaliły się”, zostały „wygaszone” lub zostały „pozbawione swojego paliwa”, i to jest to, do czego odnosi się słowo „nibbāna”. Opisuje ono nie transcendentną sferę, ale przeobrażoną – moglibyśmy nawet powiedzieć: wyewoluowaną – ludzką istotę.

Cel – stawanie się lepszą osobą – znajduje się w zasięgu nas wszystkich, w każdym momencie. Narzędzie pozwalające wyswobodzić się z prymitywnego jarzma uwarunkowanych reakcji i dostąpić namacalnej wolności świadomego życia znajduje się pod naszym czołem. Musimy tylko wzbudzić siłę uważnej świadomości w trakcie każdej czynności ciała, mowy i umysłu, by wznieść tę czynność z poziomu nieświadomych odruchów wytresowanego stworzenia na poziom przebudzonego wyboru istoty ludzkiej, która kieruje się ku wyższemu życiu przy pomocy mądrości.

Nie musimy osiągnąć tego w tak dramatyczny sposób, jak dokonał tego Buddha. Możemy nie „wykonać” tej pracy w tym życiu i nie wykorzenić samego mechanizmu, za pomocą którego nasze umysły i ciała manifestują swoje dziedziczone toksyny. Jednak jeżeli w jakimkolwiek stopniu możemy zauważyć ich powstawanie i zrozumieć, czym one są, i łagodnie zaniechać zaciskania naszego uchwytu wokół nich – choćby przez chwilę – to bierzemy udział w wielkim projekcie, w którym gra toczy się o wysoką stawkę. Nawet najkrótsza chwila uwolnienia się od korzeni chciwości, nienawiści i złudzenia jest momentem pozbawionym cierpienia.

Pomimo często przytłaczających dowodów wskazujących na to, że jest wprost przeciwnie, wierzę, że obiektywne analizowanie historii pokaże, iż gatunek ludzki rzeczywiście ewoluuje ku mądrzejszej, łagodniejszej i bardziej szlachetnej przyszłości. Buddha i jego nauczanie miało wiele wspólnego z poszerzeniem perspektyw ludzkości i być może dzisiaj znajdujemy się w miejscu, gdzie nauki te mogą przyczynić się do nowego przebudzenia ludzkiego potencjału.

Jest coś pięknego w nas, coś, co pragnie się rozwijać. Jest organiczne jak roślina, potrzebuje tylko, aby usunąć duszące ją chwasty, podlania życzliwością i hojnością i wreszcie wystawienia na odżywcze promienie mądrości. Uważność jest sposobem, dzięki któremu możemy dbać o tę nadzieję; zacznijmy domagać się naszej wolności i przekonajmy się, kim możemy się stać.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: BlinkListblogmarksdel.icio.usdiggFarkfeedmelinksFurlLinkaGoGoNewsVineNetvouzRedditYahooMyWebFacebook

gnu.svg.png

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.


cc.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0


sasana_banerros.jpg

POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)

KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020


Oryginał można znaleźć na tej stronie:
http://www.dharma.org/ij/archives/2003b/ij_2003b.pdf
http://www.dharma.org/ij/archives/2003a/beyond_delusion.htm
http://www.dharma.org/bcbs/Pages/documents/WheretheActionIsbyAndrewOlendzki_000.pdf
http://www.tricycle.com/essay/karma-action

źródło: Unlimiting Mind: The Radically Experiential Psychology of Buddhism.

Tłumaczenie: Dharma i okolice
Redakcja polska: Beata Wojciechowska-Dudek