KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Boimy się tak wielu rzeczy. Jest tak dużo lęku w naszym życiu. Mimo to teksty nie poświęcają mu zbyt wiele uwagi, głównie dlatego, że istnieją różne rodzaje lęku – lęk związany z chciwością, związany ze złością, z ułudą – a teksty skupiają się bardziej na emocjach, którymi podszyte są lęki, niż na nich samych. Wynika z tego, że jeśli chcesz zrozumieć swoje lęki, powinieneś zrozumieć emocje, które się za nimi kryją. Trzeba analizować lęk nie jako jeden, niepodzielny obiekt, tylko jako związek wielu różnych czynników, aby dostrzec, która część lęku zależy od chciwości czy namiętności, która od niechęci, a która od ułudy. Następnie, gdy już poradzisz sobie z tymi emocjami stanowiącymi podłoże, poradzisz sobie też z lękiem.
Jeśli istnieje pożądanie, namiętność w stosunku do czegoś, boisz się, że tego nie dostaniesz albo że jeśli już będziesz to miał, zostaniesz tego pozbawiony.
Jest też strach oparty na złości. Wiesz, że jeśli wydarzy się coś, co cię zrani, będziesz cierpiał. Czujesz do tego niechęć, więc boisz się.
I wreszcie jest cały obszar ułudy, tego, czego nie wiesz, wielka niewiadoma. Lęk, którego podstawą jest ułuda, obejmuje zarówno obawę przed duchem w pokoju obok lub nieznajomą osobą w tym pokoju, jak i ogólny niepokój egzystencjalny: poczucie, że czegoś się od ciebie wymaga, ale nie wiesz czego. Ludzkie doświadczenia wydają się wielką pustką, czymś bardzo obcym. Istnieje mocne poczucie lęku, że być może życie nie ma żadnego znaczenia ani celu, że to tylko bezsensowne cierpienie.
Rozdzielaj więc różne rodzaje lęku, ponieważ powinieneś pracować nie tyle nad lękiem, co nad jego korzeniami. Dopóki nie dokopiesz się do jego różnych czynników, nie będziesz wiedział, jaki to rodzaj lęku. Nie będziesz w stanie dotrzeć do jego przyczyn.
Co więcej, lęk jest złożony, ponieważ to bardzo fizyczne doznanie. Gdy pojawia się lęk, ciało reaguje na najróżniejsze sposoby. Tętno przyspiesza, przelewają się soki żołądkowe i często mylimy reakcje fizyczne ze stanem umysłu. Innymi słowy, pojedynczy przebłysk lęku zalewa umysł, a następnie zanika, ale uruchamia potężny ciąg reakcji fizycznych, których uspokojenie niekiedy wymaga dłuższego czasu. A ponieważ nie uspokajają się natychmiast, utrzymuje się poczucie, że "muszę wciąż się bać, bo nadal obecne są wszystkie fizyczne objawy lęku". Zatem pierwszą rzeczą w pracy z lękiem, szczególnie lękiem tak silnym jak ten, jest rozdzielenie stanu umysłu od stanu fizycznego.
Niektórzy twierdzą, że nie mają trudności ze znalezieniem argumentów, by już się nie bać, ale odkrywają, że wciąż czują lęk. Może się to opierać na nieporozumieniu, na pomyleniu fizycznych objawów lęku z faktycznym stanem umysłu. Powinniśmy oddzielić fizyczną stronę lęku od stanu umysłu, ponieważ gdy używamy argumentów, by się nie bać, faktyczny lęk być może zostaje opanowany. To, co zdaje się utrzymywać albo zdaje się nie chcieć odejść, to fizyczne objawy. I rzeczywiście, potrzeba chwili, by zniknęły, ze względu na hormony kotłujące się w krwiobiegu. Wypłukanie ich zajmie chwilę. Twoją pierwszą linią obrony jest więc nauczenie się rozpoznawać, kiedy lęk jest faktycznie obecny w umyśle, a kiedy nie, nawet jeśli objawy lęku są obecne w ciele. Gdy potrafisz to rozróżniać, nie czujesz się tak przytłoczony emocjami. Oddychaj najlepiej, jak potrafisz poprzez fizyczne przejawy lęku, napięcie, uczucia towarzyszące skróconemu czy utrudnionemu oddechowi, który jest powodowany przez lęk. Następnie świadomie rozwiń to odczucie fizycznej ulgi i rozszerz je, by przeciwdziałać fizycznym objawom lęku.
Jednocześnie zapytaj siebie: „Czym dokładnie jest ten strach? Co jest zagrożone? Gdzie czuję się słaby? Gdzie jest niebezpieczeństwo?”. Naucz się, jak rozmontowywać przyczyny lęku, bo duża jego część kryje się w niezrozumieniu. Nie wiesz dokładnie, czego się boisz albo nie wiesz, co dokładnie zrobić. Wszystkie drogi zdają się zamknięte i nie możesz analizować tego, co się dzieje. To potęguje lęk.
Musisz więc usiąść, jeśli masz taką możliwość, albo przynajmniej pomyśleć: „Czym jest ten lęk? Co dokładnie go wzbudziło?”. Naucz się widzieć lęk nie jak coś, co czujesz, ale coś, co po prostu jest. I postaraj się dostrzec, dlaczego raz po raz krzyczy na ciebie w mózgu.
Niektóre lęki mają podłoże neurotyczne. Bazują na oczywistej ułudzie i stosunkowo łatwo sobie z nimi poradzić. Nad takimi lękami pracują psychoterapeuci. Miałeś bardzo złe doświadczenie jako dziecko i od tamtej pory instynktownie unikałeś tej konkretnie kwestii, tego konkretnego uczucia, ale osiągnąłeś punkt, w którym stało się ono całkowicie nierzeczywiste. I ponieważ lęk jest nierzeczywisty, leczenie polega na dostrzeżeniu, czym ta sytuacja naprawdę jest. Konfrontujesz się z nią, nie starasz się jej unikać, ale faktycznie wchodzisz w okoliczności, które wywołają ten lęk i obserwujesz rozziew pomiędzy lękiem a rzeczywistością. Uczysz się, że rzeczywistość nie była tak zła, jak to sobie wyobrażałeś. W miarę jak ten rozziew staje się wyraźniejszy, lęk się wycisza, staje się słabszy, coraz łatwiejszy do opanowania. Tak radzisz sobie z lękiem neurotycznym.
Rzeczywiste lęki wymagają głębszej praktyki. Jedna z członkiń naszej społeczności straciła matkę w czasie wojny, po czym przeniosła się do Stanów i została psychoterapeutką. Jej szkolenie wymagało, by poddała się psychoterapii. Po dwóch latach terapeuta powiedział jej: „Wygląda na to, że twoje lęki są bardzo rzeczywiste. Nic nie mogę dla ciebie zrobić”. To tu wkracza praktyka Dhammy: gdy stawiamy czoła naszym rzeczywistym lękom, lękowi przed starością, chorobą, rozłąką i śmiercią. Te rzeczy są prawdziwe i faktycznie powodują cierpienie – jeśli dokładnie ich nie przepracujesz, żeby odkryć, do czego jesteś przywiązany. Właśnie tak wygląda buddyjskie podejście do lęku: pochodzi on z lgnięcia i przywiązania. A lgnięcie zagrożone jest nietrwałością, stresem i cierpieniem, faktem, że te kwestie są poza kontrolą. Naszym celem tutaj jest nauczyć się, jak nie uzależniać szczęścia od czegoś, co jest poza kontrolą. Bowiem tak długo, jak uzależniamy od tego szczęście, będziemy narażać się na cierpienie, na lęk.
Oto jak medytacja sama w sobie jest sposobem radzenia sobie z lękami – tymi głębszymi i rzeczywistymi. Zadaj sobie pytanie: „Od czego dokładnie zależy moje szczęście?”. Ludzie zwykle pozwalają, by ich szczęście zależało od wielu uwarunkowań. Im więcej myślisz o tych okolicznościach, tym bardziej uświadamiasz sobie, że są całkowicie poza twoja kontrolą: gospodarka, klimat, sytuacja polityczna, dalsze bicie niektórych serc, stabilność gruntu pod nogami, wszystko to jest bardzo niepewne. Co więc robisz? Uczysz się patrzeć do wewnątrz. Próbujesz stworzyć dobre samopoczucie, które płynie po prostu z bycia z oddechem. Nawet jeśli nie jest to pełna kuracja, jest to droga do wyleczenia. Uczysz się rozwijać szczęście coraz mniej zależne od czynników zewnętrznych, coraz bardziej wewnętrzne, lepiej kontrolowane, łatwiejsze do opanowania. I w miarę jak nad nim pracujesz, dostrzegasz, że nie jest to szczęście gorszej jakości. W rzeczywistości jest lepsze od szczęścia zależnego od zewnętrznych czynników. Daje większe poczucie spełnienia, jest bardziej stabilne. O wiele głębiej przenika umysł.
Pozwala umysłowi faktycznie się otworzyć, ponieważ umysły większości z nas skaczą jak koty. Gdziekolwiek wyląduje, pozostaje napięty, bo wie, że natychmiast musi być gotowy do kolejnego skoku. Gdy jednak znajdziesz coś, na czym możesz skupić się dłużej, umysł pozwala sobie na odprężenie. Gdy wie, że w najbliższym czasie nie czeka go kolejny skok, nieco mięknie. A gdy mięknie, odkrywasz, że łatwiej poznać umysł sam w sobie: jaki jest, do czego jest przywiązany, do czego wciąż lgnie. To pozwala ci wejść jeszcze głębiej.
Odkrywamy, że najbardziej fundamentalnym lękiem jest strach przed śmiercią – jest bardzo rzeczywisty. Na pewno nie unikniemy śmierci, która dla większości z nas jest wielką zagadką. Jej rozwiązanie musi kryć się w medytacji, bo tylko ona może przenieść cię poza śmierć, poza czas i przestrzeń. Śmierć ma miejsce w czasie i przestrzeni, ale jest coś, czego można doświadczyć poza tymi wymiarami. Tego właśnie szukamy.
W tekstach przeczytamy o czterech przyczynach lęku przed śmiercią. Pierwsza to przywiązanie do ciała i świadomość, że je utracimy. Druga to przywiązanie do przyjemności zmysłowych i świadomość, że je utracimy. Te dwa typy lęku oparte są na namiętności: związanej z cielesnością i z pragnieniami zmysłowymi. Trzeci typ lęku bazuje na niechęci: gdy wiemy, że w przeszłości byliśmy okrutni i być może czeka nas kara po śmieci. Podstawą czwartego jest ułuda, nie jesteśmy przekonani co do prawdziwości Dhammy: „Czy Buddha miał rację? Czy naprawdę istnieje Bezśmiertelność?”. Dopóki nie poznasz tych rzeczy bezpośrednio, śmierć zawsze będzie wiązała się z niepewnością, dużą dozą ignorancji i ułudy, które wywołują lęk.
Ogólnym celem praktyki jest przeciwdziałanie tym przyczynom lęku, tak abyś nie był zależny od ciała, nie lgnął do niego i do przyjemności zmysłowych w poszukiwaniu szczęścia. Abyś uczył się robić rzeczy dobre i osiągnął punkt, gdzie posmakujesz Bezśmiertelności i będziesz pewien, że jesteś na właściwej drodze do właściwego celu.
By to zrobić, rozmontuj podstawowe elementy doświadczenia napotykane podczas skupiania się: formę, odczucia, postrzeganie, wytworzenia myślowe i świadomość. Staraj się zauważyć, gdzie te elementy są nietrwałe. Tam, gdzie są nietrwałe, tworzą napięcie. Napięcie kryje się dokładnie w tej ulotności. Gdy potem obserwujesz napięcie, obserwujesz cierpienie – choć na tym poziomie jest to bardziej napięcie niż cierpienie – zapytaj: „Co robię, by wywołać napięcie, by je spotęgować? Jakie działania towarzyszą napięciu?”. Szukasz przyczyny, która leży dokładnie tu: w twoich zamierzonych działaniach.
Gdy już potrafisz rozmontować te zamiary, coś się otwiera. A gdy się otworzy, uświadamiasz sobie, że masz do czynienia z czymś całkowicie odmiennym, zupełnie innym wymiarem, poza przestrzenią i czasem. Jedynie po tym bezpośrednim doświadczeniu będziesz mógł stwierdzić, że pokonałeś strach przed śmiercią. Jedyny lęk, jaki ci został, to lęk przed utratą uważności, bo mógłbyś wtedy zrobić coś nieumiejętnego. Wciąż jest więc praca do wykonania, ale przynajmniej, w ogólnym sensie pięciu wskazań, intencjonalnie nie zrobisz niczego nieumiejętnego.
W ten sposób medytacja radzi sobie z lękiem. Rozkłada go na inne emocje, szukając przyczyn takich jak chciwość, namiętność, gniew i ułuda, które go wywołują i podtrzymują. Jednocześnie wskazuje dokładnie na to, jak pokładamy nadzieję na szczęście w rzeczach niepewnych. Otwiera też drogę do pokładania nadziei nie w czymś zmiennym, czymś poza naszą kontrolą, ale w wymiarze, który jest poza zasięgiem tego, co może nadzieję skrzywdzić. Lekarstwem na lęk nie jest więc wyłącznie odpowiednia argumentacja, ale stawianie się w pozycji siły, gdzie naprawdę nie ma zagrożenia, nie ma czego się bać.
Oto kilka pomysłów, jak radzić sobie z nadchodzącym lękiem:
– Naucz się oddzielać objawy fizyczne od strony mentalnej, tak by właściwie rozumieć, co dzieje się w ciele i nie wzbudzać dodatkowego zamętu w umyśle.
– Naucz się skupiać bezpośrednio na umyśle, aby dokładnie dostrzec istotę problemu, dostrzec, gdzie jest poczucie słabości, gdzie lgnięcie. Ponieważ gdziekolwiek jest lgnięcie, tam też jest słabość. I to ona kształtuje lęk.
– Następnie zobacz, czy zagrożenie jest rzeczywiste. Jeśli nie jest, masz określony sposób rozprawienia się z nim; jeśli jest, masz inny, głębszy sposób.
Dzięki temu odkryjesz, że potrafisz nie tylko kontrolować lęk albo uczyć się z nim radzić, ale stawiasz się w sytuacji, w której naprawdę nie ma czego się bać. To właśnie czyni tę praktykę szczególną. Freud powiedział kiedyś, że celem psychoterapii jest wyprowadzenie ludzi z neurotycznego cierpienia i pozostawienie ich ze zwykłymi niedolami codziennego życia. Dhamma natomiast wyprowadza cię ze zwykłych nieszczęść ludzkiego życia i prowadzi poza nie, do wymiaru, gdzie w ogóle nie ma niedoli ani cierpienia. Radzi sobie nie tylko z lękami nierzeczywistymi lub rozrośniętymi ponad miarę, ale też z tymi całkowicie realnymi i dobrze uzasadnionymi. Może zaprowadzić cię nawet poza te lęki, do miejsca, gdzie, prawdę mówiąc, nie ma czego się bać.
O autorze
Thanissaro Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora
Thanissaro Bhikkhu (Geoffrey DeGraff) (1949 - ) jest amerykańskim buddyjskim mnichem tajskiej leśnej tradycji Kammatthana. Po ukończeniu historii europejskiej w Oberlin College w 1971 roku wyjechał do Tajlandii gdzie uczył się medytacji u Ajaana Fuang Jotiko, ucznia Ajaana Lee.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Jedno narzędzie spośród wielu
- Ajahn Viradhammo Życie z uczuciem
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: rozdział książki "Meditations 1: Dhamma Talks"
Copyright © dhammatalks.org (revised Dec. 15, 2018)
Tłumaczenie: Miro Milewski
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Czyta: Aleksander Bromberek
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/