Tytuł: Miłująca dobroć wobec samego siebie O autorze: Hāsapañña Bhikkhuni Wersja pdf:
Wersja epub:
|
Zostałam dziś poproszona o wygłoszenie mowy na temat miłującej dobroci wobec samego siebie. Zgłaszający temat wielokrotnie słyszeli o miłującej dobroci od Ajahna Brahma, lecz mimo to chcieliby usłyszeć o tej praktyce z perspektywy mniszki, w jaki sposób kobiety wysyłają miłującą dobroć, ponieważ jesteśmy zdecydowanie inne - kobiety i mężczyźni różnią się. W jaki sposób kobiety przesyłają miłującą dobroć, praktykują miłującą dobroć, i jak różni się ona od praktyki mężczyzn, gdyż jest całkiem inna. Tak więc dziś wieczorem chciałabym poruszyć temat miłującej dobroci, szczególnie wobec samego siebie.
Chciałabym rozpocząć cytując Digha Nikayę z Sutta Pitaki, kiedy to Buddha przygotowywał się do swego odejścia w parinibbānę, opisanej w Mahāparinibbāna Sutcie (DN.16). Ānanda, jego asystent, był bardzo smutny, powrócił do swojej kuti i zaczął popłakiwać. Był bardzo smutny i płakał, wtedy Buddha spytał ,,Gdzie jest Ānanda?" Mnisi odpowiedzieli: ,,Ānanda jest bardzo smutny, ponieważ nadal jest na poziomie Sotāpanna, nie jest jeszcze w pełni oświecony". Następnie powiedzieli: ,,Ponieważ Ānanda jest bardzo smutny, więc powrócił do swojej kuti i zaczął płakać". Na to Buddha odpowiedział: ,,Poproście go, aby przyszedł i się ze mną zobaczył". Więc, zgodnie z prośbą Buddhy, Ānanda zjawił się, wtedy Buddha zwrócił się do Ānandy: ,,Ānando bądź dla siebie wyspą. Bądź dla siebie jedynym schronieniem. Nikt inny nie może być twoim schronieniem". Dodał jeszcze: ,,Udzieliłem ci wszystkich nauk, wszystkie one są tutaj, przez cały ten czas uczyłem cię. Tak więc teraz powinieneś to zrobić, powinieneś użyć tych nauk w praktyce. Tylko ty sam możesz sobie pomóc". Nauczyciel może jedynie wskazać nam drogę, ostatecznie to my sami musimy się wyzwolić, nikt inny nie zrobi tego za nas.
Przychodzimy na ten świat sami, nie przywodzimy nikogo ze sobą. Gdy opuścimy ten świat w samotności, kto będzie trzymać nas za rękę, kiedy nadejdzie moment śmierci, jeśli nie dbamy nawet o własne dobro? Więc nasze własne dobro jest jedynym priorytetem. Musimy zatroszczyć się o własne dobro i utrzymywać miłującą dobroć i współczucie wobec nas samych. Mówiąc o pierwszeństwie, to właśnie nasze dobro ma tutaj bezwzględne pierwszeństwo. Przypomina mi to pewien dowcip, jako że jedna z moich anāgārikā powiedziała mi: ,,Oh, Czcigodna Hāsapañña twoje żarty są naprawdę niepoprawne." W tej, jednej kwestii jestem zawsze poważna. Zawsze, gdy wygłaszam mowy o suttach, nigdy nie opowiadam żadnych dowcipów. Odpowiedziała mi natychmiast: ,,Proszę, Czcigodna Hāsapañña, nie przestawaj opowiadać złych dowcipów". Brakowało jej tego, lecz ten dowcip nie będzie aż tak niepoprawny. Właściwie to odnosząc się do życiowych priorytetów jest on całkiem odpowiedni, o tym co uważamy za najważniejszą rzecz w życiu.
Ta opowieść wygląda mniej więcej tak. Pewien mężczyzna zdobył bilet na wielki finał. Zdobycie biletu na finały było niebywale trudne, był prawdziwym szczęściarzem, był taki szczęśliwy z powodu uzyskania biletu na wielki finał. Udał się na mecz, zajął swoje miejsce, które było wręcz idealne. Ktoś siedzący za nim uznawał jego miejscówkę jako pierwszej klasy, więc mężczyzna ten dawał to do zrozumienia innym, że jest idealnie. Był prawdziwie zachwycony i nie mógł uwierzyć, że miejsce które mu przydzielono było tak dobre. Po pewnym czasie usiadł i rozglądnął się wokół, obok niego było wolne miejsce, powiedział więc: ,,Czy to możliwe? Jak można było pozostawić wolne miejsce? Przecież tak trudno jest zdobyć bilet". Wtedy też zapytał sąsiada obok: ,,Może wie pan, czy jest ktoś kto będzie tu siedział?" ,,Nie" - odpowiedział. "Skąd pan wie, że nikt nie będzie tutaj siedział?" ,,Wiem to, gdyż miałem przyjść z moją żoną, lecz zmarła kilka dni temu." ,,Och, przykro mi to słyszeć." Lecz był on taki szczęśliwy i nie potrafił wykazać objawów przejęcia, a więc zapytał: ,,Ale to wstyd tak siedzieć samotnie, tak ciężko jest zdobyć bilet. Czy nie mógł pan znaleźć nikogo w miejsce żony? To żenujące, aby tak pozostawić puste miejsce" Wtedy sąsiad z naprzeciwka wyjaśnił: ,,Nie, nie mogłem nikogo znaleźć." ,,Nie? A co z przyjaciółmi, czy krewnymi?" ,,Nie potrafiłem znaleźć żadnego z moich przyjaciół, czy krewnych, ponieważ wszyscy oni są na pogrzebie."
Tak więc dla kogoś najważniejsza może być piłka nożna, dla nich wielki finał jest o wiele ważniejszy niż cokolwiek innego. Musimy więc znać nasze priorytety i dbać o samych siebie, tak jak wy wszyscy tutaj, zamiast iść gdzie indziej zdecydowaliście się przyjść tutaj i dla was najważniejsza jest Dhamma, coś co przynosi pożytek. Wiemy też, że najważniejszą rzeczą jest to, aby zatroszczyć się o nas samych. Jeżeli nie dbamy o nas samych, któż mógłby o nas zadbać? Jeżeli nie potrafimy się sobą zaopiekować, nie możemy też oczekiwać, aby inni to za nas zrobili. Dlatego największe znaczenie ma praktyka miłującej dobroci, zacznijmy od siebie, na początek zacznijmy od nas samych. Pracujemy z otwartością, ze wspólną więzią i z rozpoznaniem tego - tym właśnie jest ta dobroć w środku nas. Buddha powiedział: ,,Możesz przeszukać cały świat by znaleźć kogoś kto prawdziwie zasługuje na twoją miłość, twoją troskę bardziej niż ty sam, lecz nie znajdziesz nikogo takiego" Nie ma nikogo kto zasługuje na całą twoją miłość, ty sam na nią zasługujesz. Jedynie ty zasługujesz na swoją własną miłość, współczucie i troskę bardziej niż ktokolwiek inny.
Więc praktykując miłującą dobroć, być może praktykujesz ją bez tej ważnej podstawy, a więc najpierw musisz pokochać samego siebie. Czasem doświadczasz niskiej samooceny, pomniejszasz własną wartość, mówisz sobie: ,,Jestem okropny." Niekiedy mamy tendencję do pomniejszania siebie i powiększania innych, i dlatego też w pierwszej kolejności musimy posiadać miłującą dobroć dla siebie samych. Dlatego jest to tak ważne, cokolwiek praktykujemy w trakcie gdy uczymy się jakieś praktyki. Osobiście zawsze opieram się na czterech zasadach.
Pierwsza zasada to: dlaczego tak ważna jest praktyka miłującej dobroci wobec samego siebie. Co należy zrozumieć? Należy wiedzieć czym jest miłująca dobroć. Kiedykolwiek uczysz się jakieś praktyki, musisz wiedzieć co to jest. To jak z produktami, kupujesz coś i musisz wiedzieć dlaczego tego potrzebujesz, wobec tego musisz znać ten produkt. Musisz to zrozumieć. Następnie musisz wiedzieć jak to zrobić, jak to zastosować, co możesz z tego otrzymać i jakie są z tego korzyści. Więc powinieneś ugruntować się na tych czterech zasadach. Pierwsza zasada jest ważna, najpierw musimy zadbać o samych siebie. Odnośnie zakończenia naszego życia, musimy być spokojni i wyciszeni wewnętrznie, gdyż to właśnie my mamy wyruszyć w następną podróż, nikt inny. Jeżeli nie wytrzymujemy sami ze sobą, wtedy nie jest dobrze, ponieważ to my i nasz własny umysł, który jest naszym bliskim i nieodzownym towarzyszem. Zabieramy go ze sobą, bierzemy ze sobą naszą kammę, dlatego tak ważne jest, aby zacząć od siebie.
Następny krok i następna zasada to: czym jest miłująca dobroć? Miłująca dobroć to kultywacja doświadczenia bezwarunkowej miłości wobec siebie samego. Stwarzasz ją dla siebie, spoglądasz na sposób odczuwania własnej miłości, na swoją wewnętrzną dobroć i uczysz się jej ponownie. Musisz ją wytwarzać, w pierwszej kolejności, doświadczaj tej bezwarunkowej miłości w sobie. Praktykowanie miłującej dobroci nie polega na tłumieniu emocji, czy bólu. Nie możesz użyć miłującej dobroci wobec niepokojących i bolesnych emocji, lecz wiele ludzi myśli: ,,Och, potrzebuję nieco metty" I następnie próbują sobie pomóc, ale to nie działa w ten sposób. Myślisz: ,,Spróbuję użyć metty, aby pozbawić się gniewu." To tak nie działa, ponieważ nie możesz w ten sposób uwolnić się od gniewu. Buddha powiedział: ,,Nigdy nie uspokoisz gniewu poprzez gniew." Ponieważ próbujesz się czegoś pozbyć. Nie jesteśmy w stanie się tego pozbyć, nie możemy pozbyć się gniewu, gdyż nie używamy tej techniki do tłumienia emocji. Tak więc musimy posiadać zrozumienie, musimy oprzeć to na zrozumieniu, że każdy na tym świecie pragnie być szczęśliwy, każda pojedyncza istota łącznie z nami. Często ujawniamy tendencję do pomijania nas samych, myślimy że inni są ważniejsi od nas. Niekiedy tworzymy coś takiego i uznajemy siebie jako życzliwych i współczujących.
Mam przyjaciółkę, która jest życzliwą osobą. Jest bardzo pomocna i poświęca swój czas wszystkim za wyjątkiem siebie. Jest taka uczynna dla wszystkich, dla wszystkich z wyjątkiem jej samej. Nie oznacza to, że miłująca dobroć jest jak pukanie do czyichś drzwi z pytaniem: ,,Potrzebujesz metty? Czy potrzebujesz pomocy?" Po prawdzie jest to otwieranie naszego serca. To jak otwarcie naszych barier, miłująca dobroć jest jak rozpuszczenie barier wewnątrz nas i innych. Używamy ich do własnej identyfikacji - to ja, a to moja najbliższa rodzina, moja powiększająca się rodzina. To nadal "ja" i "moje" Mój kraj - i nadal "ja" i "mój" To jest bariera. Tak więc jest to oddzielenie pomiędzy nami, a innymi.
Pamiętam, gdy kilka lat temu, kiedy byłam w Singapurze i ktoś spytał mnie, ktoś podszedł do mnie i powiedział mi: ,,Próbuję praktykować miłującą dobroć. Tak bardzo staram się wysyłać miłującą dobroć. Naprawdę staram się wysyłać miłującą dobroć i pod koniec medytacji zaczynam być wyczerpana." Wtedy zwykle mówię: ,,Nie dajesz niczego!" W rzeczywistości jest to jedynie roztapianiem barier pomiędzy tobą i innymi. Właściwie to otwierasz drzwi swojego serca. Pozwalasz ludziom zbliżyć się do siebie i nie jest to wychodzenie ku potrzebującym, aby ich wyłapywać w stylu: ,,Próbuję ci pomóc. Jestem życzliwą osobą." - to nie tak. Otwierasz swoje serce i pozwalasz ludziom wejść. Nie ma tu barier i nie ma oddzielenia. To właśnie jest miłująca dobroć.
Przyjaciółka ta tak bardzo identyfikowała się jako życzliwa osoba, że w ogóle nie miała dla siebie czasu. Była tak wyczerpana i dość zestresowana. To tak jakby pukała do czyichś drzwi: ,,Potrzebujesz metty? Czy może potrzebujesz odrobinę współczucia?” Niektórzy ludzie mogą powiedzieć: ,,O tak, poproszę, chcę jedną z tych miłujących dobroci i jedno z tych współczuć." Niektórzy powiedzą: ,,O nie." Uprzejmi odpowiedzą: ,,O nie, dziękuję" Ci nieuprzejmi wykrzyczą trzaskając drzwiami: ,,Nie, dziękuję!" Więc tak to było z nią, narzekając mówiła do mnie: ,,Jestem taka dobra i czasem po prostu niedoceniana." Powiedziałam: ,,Czegoś ci brakuje. Nie ma nic złego w byciu współczującym i życzliwym, lecz musisz posiadać mądrość."
Przypomina mi to pobyt w Malezji. Odwiedzałam pewną świątynię i poproszono mnie o rozmowę z grupką dzieci. Miały one ok. 10 lat. Opowiadałam im jedną z opowieści o zrodzeniu (Jātaka) o małpie. Opowieść dotyczy ogrodnika, i ponieważ nadszedł okres świąteczny, chciał on powrócić do swojej rodziny, lecz nie mógł tego zrobić, gdyż musiał zajmować się ogrodem. Ogród wymagał podlewania, ogrodnik musiał dbać o ogród, ponieważ rośliny potrzebowały nawadniania. Wtedy też pewna małpa, gdyż w pobliżu ogrodu żyła grupa małp, tak więc ta małpa, która była bardzo uprzejma, powiedziała: ,,Ok, pomogę ci podlewać te rośliny, abyś mógł wrócić i spotkać się z rodziną. Zostaw to na mojej głowie." ,,Ok, dobrze skoro zgłaszasz chęć pomocy to ok." Ogrodnik wrócił więc do swojej rodziny. Wtedy też grupka małp rozpoczęła podlewanie roślin. Małpy zastanawiały się: ,,Och, w jaki sposób będziemy podlewać te rośliny? Jaką ilość wody mamy użyć?" Niektóre z nich zasugerowały: ,,Lepiej zaoszczędźmy wodę, jeżeli tego nie zrobimy to zabraknie nam jej na te wszystkie dni. Musimy nabrać trochę wody w celu podlania roślin, a więc, aby zaoszczędzić wodę powinnyśmy wyrwać te rośliny i obejrzeć ich korzenie, dokąd sięgają. Jeżeli są głębsze to damy więcej wody, a jeżeli są płytkie to damy jej mniej." Dlatego, oczywiście wszystkie roślinki uschły.
Kiedy opowiedziałam tę historię i zadałam pytania dzieciom, spytałam: ,,Co jest nie tak z tą małpą? Czy bycie uprzejmym, pomocnym i współczującym jest czymś złym?" Odpowiedziały, że nie, więc spytałam: ,,Co tu jest nie tak?" I naprawdę byłam pod wrażeniem, kiedy pewna mała dziewczynka, ok. 8 lat, podniosła rękę i powiedziała na głos: ,,Ta małpa nie ma mądrości." Naprawdę byłam pod wrażeniem - ośmioletnia dziewczynka. Oznacza to, że niekiedy dobroć i współczucie bez mądrości mogą stać się bardzo destruktywne. Dlatego tak ważne jest, aby posiadać właściwe zrozumienie - czym jest miłująca dobroć. Często identyfikujemy siebie jako osoby uprzejme, łagodne i kochające. Często po prostu dbamy o wszystkich wokół z wyjątkiem nas samych i nie posiadamy wobec siebie życzliwości. Właściwie to my tylko identyfikujemy się według tego kim jesteśmy, dajemy temu początek. Dlatego więc ważne jest posiadanie właściwego zrozumienia, aby zrozumieć czym jest miłująca dobroć. Miłująca dobroć to miłość, która nie oczekuje niczego w zamian. Tak więc na początku musisz poczuć to w sobie. Musisz odczuć miłującą dobroć wewnątrz siebie, to ważne.
Przeciwieństwem miłującej dobroci jest gniew i nienawiść. Buddha powiedział: ,,Chciwość jest w mniejszym stopniu naganna. Nienawiść jest naganna. Ułuda jest najbardziej naganna" Lecz powiedział też, że chciwość jest w mniejszym stopniu naganna, ale bardzo trudna do usunięcia. Nienawiść jest naganna, lecz łatwa do usunięcia. Ułuda jest najbardziej naganna i bardzo ciężko ją usunąć, dlatego też nie musisz się przejmować, jeżeli masz w sobie wiele złości. To nie ma znaczenia, gdyż łatwo ją usunąć. Nikt z nas nie chce być gniewną osobą, nieprawdaż? Dlatego, że jest to nieprzyjemne, zaczynasz więc z tym pracować. Próbujesz pracować z nieprzyjemnymi uczuciami, z gniewem i nienawiścią, które są przeciwieństwem miłującej dobroci. Próbujemy z tym pracować, ponieważ nikt z nas nie chce być gniewną osobą.
Przypomina mi to kolejną historię o pewnym gniewnym mnichu, który pracował z mettą, aby pokonać swój gniew. Mnich ten spędził wiele lat na wyspie. Odizolowany od reszty, praktykował miłującą dobroć w całkowitym odosobnieniu. Po kilku latach powrócił, aby wreszcie powiedzieć: ,,Wiem, że nie ma już we mnie gniewu. Nie odczuwam już żadnej złości." Wtedy też zaprzyjaźniony mnich z klasztoru postanowił sprawdzić go i zapytał: ,,Skąd wiesz, że nie ma już w tobie gniewu?" ,,Wiem to z mojej własnej praktyki. Po tych wszystkich latach spędzonych na praktyce, wiem że nie ma już we mnie ani cienia gniewu." ,,Nie wierzę w to, że nie ma już w tobie ani cienia gniewu. Skąd możesz to wiedzieć?." Odpowiedział: ,,Wiem to, bo praktykowałem sam przez te wszystkie lata.." Wtedy przyjaciel przerwał: ,,O nie, nadal ci nie wierzę." I wciąż natrętnie narzucał swoje pytania: ,,Skąd mogę wiedzieć? Może po prostu jesteś hipokrytą? Jak to możliwe, że nie ma już w tobie gniewu?" ,,Tak wiem to na pewno z mojego własnego doświadczenia, że nie ma już we mnie gniewu." Przyjaciel z klasztoru nie dawał mu spokoju i nieustannie go przepytywał: ,,Skąd mogę wiedzieć, że nie ma już w tobie gniewu?" Mnich powtórzył: ,,Poprzez własne doświadczenie, wiem że nie ma już we mnie żadnego GNIEWU!!"
Tak, to prawda, że tym sposobem możemy przetestować nasz umysł. Mnich z opowieści nie wiedział, kiedy nadchodzi gniew, i nawet nie zauważył, że doświadcza gniewu. Przypomina mi to także pewną młodą dziewczynę, którą spotkałam kilka lat temu. Jej matka poprosiła ją, aby przyszła do mnie na rozmowę. Miała ok. 15 lat, spytałam więc: ,,Jaki jest twój problem?" Spojrzałam na nią, a ona odpowiedziała: ,,Jestem bardzo gniewną osobą, odczuwam złość, jestem wiecznie zdenerwowana na swoją siostrę i odczuwam wobec niej gniew." Popatrzyłam na nią i powiedziałam: ,,Oo, to bardzo dobrze!" Była dość zaskoczona, patrzyła na mnie myśląc, dlaczego niby ma być to dobre? Więc zadałam jej pytanie: ,,Czy wiesz co Buddha powiedział na ten temat?" Powiedział: ,,Głupiec, który wie o swej głupocie, jest przynajmniej w tym mądry, lecz głupiec, który myśli, że jest mądry, dopiero jest głupcem." Dodałam jeszcze: ,,Przynajmniej to rozpoznajesz. Wiesz, że jest to coś z czym możesz pracować i powinnaś odnaleźć w tym przyjemność." Zachęcałam ją mówiąc, że jest to coś co zwyczajnie uznajemy, nie spychamy tego na bok, ani temu nie zaprzeczamy, lecz przyznajemy, że właśnie doświadczyliśmy gniewu. Rozpoczynamy pracę z gniewem. Nienawiść i gniew są dalszymi wrogami dla miłującej dobroci i możemy je łatwo dostrzec, dlatego że są oddalone. Z kolei jednym z bliskich wrogów miłującej dobroci, który jest bardzo subtelny i niebywale trudny do usunięcia, jest przywiązanie.
Nie potrafimy dostrzec przywiązania, i dlatego przywiązujemy się do siebie. Zwykle myślimy, że przywiązanie to właśnie miłość, i jeżeli wystarczająco się do kogoś przywiążemy, miałoby to oznaczać, że kochamy już tę osobę na wieki, lecz w rzeczywistości tak nie jest. Dlatego też z powodu wzajemnego przywiązania możesz zauważyć jak bardzo mężowie, w niektórych parach, kochają swe żony, a kiedy żona postanawia odejść, mąż zabija żonę. Taki związek pochodzi z przywiązania. Tak samo jest z intensywnością. Przywiązanie zaczyna wzrastać z tą samą intensywnością z jaką wzrasta zła wola, ponieważ nie możesz otrzymać tego czego pragniesz, lub kogoś, kogo straciłeś. Jest to coś, czego chcemy, nasze pragnienia mają tą samą intensywność co przywiązanie. Dla przykładu, gdy odchodzi nasza ukochana osoba, myślimy że powinniśmy czuć się winni, jeżeli nie odczuwamy smutku z tego powodu. Myślimy, że powinniśmy odczuwać smutek, oraz żal. Oznacza to, że identyfikujemy się z owym przywiązaniem. Często przywiązujemy się do siebie bardziej niż ktokolwiek inny i to właśnie nie jest miłującą dobrocią. Na początku mówiłam o tym, że w pierwszej kolejności musimy zadbać o siebie i użyć miłującej dobroci wobec siebie, a więc wiele osób pomyśli w ten sposób, lecz nie chodzi tu o przywiązywanie się.
Przypomina mi to rozmowę jaką kilka lat temu przeprowadziłam ze swoją rodziną, i gdy powróciłam do swojej chatki, mój umysł zaczął wędrować i biegać we wszystkie strony, ponieważ byłam dość zaniepokojona z powodu mojego rodzeństwa. Nie byłam zadowolona z tego co robi moja siostra. Byłam w chatce i mój umysł wędrował i wędrował, myślałam: to okropna rzecz, ona nie ma racji, nie powinna tego robić i bla bla bla, i tak przez pół nocy. Wtedy nagle uświadomiłam sobie, powiedziałam do siebie: ,,Poczekaj chwilę. Prawdę mówiąc ty wcale jej nie kochasz." Pomyślałam sobie: ,,Jeżeli naprawdę kocham swoją siostrę, zaakceptuję ją bezwarunkowo i bez wytykania jej błędów." Kiedy postanowiłam zbadać tę sytuację, dowiedziałam się czegoś więcej. Zrozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Właściwie to uświadomiłam sobie, że przywiązuję się do siebie znacznie bardziej niż moja siostra. Przywiązywałam się do własnych poglądów i opinii. Mój osąd powiedział, że coś poszło nie tak, wtedy też wzrosło osobiste przekonanie - "coś jest nie tak." W ten sposób przywiązujemy się do naszych poglądów i opinii. To jest nasza jaźń, identyfikujemy to jako "ja". To przywiązanie jest dość subtelne i przylegające, nie potrafimy dostrzec, że przyjmujemy to jako "ja" ponieważ dzieje się to zbyt blisko nas.
Pamiętam, kiedy zaczynałam praktykę i badałam pewne rzeczy, zaczęłam się sobie przyglądać. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie jestem taka życzliwa i współczująca jak myślałam, że jestem. Z początku czułam się naprawdę źle. Myślałam: ,,Och, czuję się okropnie, czuję się nie w porządku wobec siebie z tego względu, że nie jestem taka dobra jak myślałam.” Nie potrafiłam odpuścić i stało się to obsesją w moim umyśle. Po chwili doświadczyłam już wystarczająco dużo cierpienia. Powiedziałam sobie: ,,Daj spokój, po prostu przyznaj, że nie jesteś taka życzliwa i współczująca." Tak więc zauważamy to i akceptujemy to. Nie oznacza to zaprzeczenia, lecz akceptację: ,,Tak, mam te skalania, nadal posiadam przywiązanie." Z tego powodu ludzie często sami dla siebie stają się wrogami, dlatego przeciwieństwem miłującej dobroci wobec siebie jest nienawiść do siebie. Pojawia się ona wraz z wypłynięciem splamień umysłu.
Na przykład, jeśli praktykujemy moralność bez miłującej dobroci wobec siebie, skazujemy się na nienawiść względem siebie. Praktyka zaczyna sztywnieć a nasz rozwój hamuje. Następnie ukazuje się tendencja umysłu do wyszukiwania własnych błędów. Widzimy swoje wady - nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Inaczej jest z przestrzeganiem reguł. Przykładowo w życiu monastycznym potrzebujemy przestrzegać reguł. Utrzymujemy regułę jako narzędzie, które ma nam pomóc uwolnić się od cierpienia. Nie próbujemy też osądzać swej praktyki, gdyż nikt z nas nie jest jeszcze oświecony. W pewnym sensie jest to cechą nieoświeconego umysłu, co oznacza, że popełniamy błędy. Oczywiście czasem popadamy w niepokój i doświadczamy gniewu, a także bywamy nieco marudni i zrzędliwi, lecz jest to w porządku.
Często z powodu naszego ego myślimy, że powinniśmy się czegoś pozbyć. Nie ma nic złego w tym, czego teraz doświadczamy, kwestia jak do tego podchodzimy, gdyż zazwyczaj oczekujemy od siebie perfekcyjności. Każdy z nas myśli, że jest lepszy od innych. Jedną z dróg, która pomoże nam rozwinąć miłującą dobroć wobec siebie jest podążanie w kierunku akceptacji. Będziemy tam w stanie zaakceptować siebie, lecz nie będzie to łatwe. Kolejnym sposobem jest rozwijanie przebaczenia, umiejętność wybaczenia sobie. Zapewne jesteśmy w stanie zauważyć, że nie łatwo jest sobie przebaczyć. Dostrzegłam to we wczesnych latach swojego życia, zauważyłam jak łatwo jest wybaczać wszystkim dookoła, tylko nie sobie i zaczęłam dociekać dlaczego tak jest. Uświadomiłam sobie, że pochodzi to z mojego poczucia "ja". W porządku jest, gdy inni popełniają błędy - ok, wybaczam - ale nie sobie. Powinnam być idealna, a więc powinnam stawać się coraz lepsza.
A zatem pochodzi to z naszego poczucia "ja". Gdy nasze odczucie "ja" staje się silniejsze, wtedy też niechęć do siebie wzrasta. Jest to zakorzenione w przywiązaniu, jest również niewidoczne i bardzo trudne do uchwycenia, ponieważ wymaga pracy na subtelnym poziomie. Dlatego tak ważne jest, aby posiadać kilka sposobów, czy też zręcznych środków, aby móc pracować z przywiązaniem do swojego "ja" oraz niechęcią wobec samego siebie. Przywiązywanie się do swojego "ja" wzrasta z tą samą intensywnością, co powstawanie niechęci wobec siebie. Ktoś może być zbytnio skupiony na sobie, a to że zbyt mocno skupiamy się na sobie oznacza, że zbyt często myślimy o sobie. Kiedy wciąż myślimy w ten sposób, zaczynamy tworzyć problem, który staje się coraz większy. Oznacza to, że często mamy tendencje do tworzenia problemów, lecz w rzeczywistości to nie jest żaden problem.
Pamiętam jak kilka lat temu, kiedy wciąż byłam świecką osobą, wyruszyłam na swoje pierwsze odosobnienie medytacyjne. Pierwszy dzień jakoś przeżyłam. Drugiego i trzeciego dnia zaczęłam odczuwać dotkliwy ból w całym ciele. W ogóle nie mogłam siedzieć, gdy tylko próbowałam usiąść czułam potworny ból, pomyślałam: ,,No dobrze, nie mogę siedzieć, więc pospaceruję trochę." W ośrodkach w Malezji odosobnienie nie jest tak wygodne jak w Jhana Grove, nie masz nawet krzesła, aby usiąść. Odczuwałam wielki ból, więc zaczęłam spacerować, i kiedy tak chodziłam poczułam przeraźliwy ciężar w nogach, w ogóle nie mogłam podnieść stopy. Nie mogłam chodzić, ani nawet ruszyć nogą i oprócz tego odczuwałam otępienie i ospałość. Pomyślałam: ,,Co ja zrobię? Nic nie widzę, nie mogę chodzić i nawet nie mogę wrócić do swojego pokoju, nie mogę się położyć spać bo nie po to tu ludzie są." I zaczęłam myśleć: ,,O nie, nie mogę, to zbyt bolesne." I znowu: ,,Och, nie wytrzymam tego dłużej" Ból doprowadził mnie do łez, lecz powiedziałam sobie: ,,Nie mogę wyjechać, przecież wszyscy moi znajomi wiedzą, że jestem na odosobnieniu. Nie powinnam im w ogóle mówić, że wyjeżdżam, aby medytować. Nie mogę im teraz powiedzieć, że wycofałam się w połowie odosobnienia." Wprawiłam się w niezłe zakłopotanie, myślałam: ,,Co ja teraz zrobię?" Naprawdę tonęłam we łzach: ,,I co ja teraz zrobię?!" Wtedy też usiadłam i to był ten moment, kiedy po prostu puściłam wszystkie te myśli: ,,Ok, no dobrze, nie mam wyboru. Niech ból odbierze mi życie." Zwyczajnie pozwoliłam, aby ból doprowadził mnie do śmierci, nawet odłożyłam na bok wszystkie poduszki. Miałam pięć poduszek, jedną tutaj, tu i trzy przy pośladkach, i nadal odczuwałam ból, prawdziwie przerażający ból, nie mogłam nawet dotknąć ziemi. Odłożyłam wszystkie poduszki i postanowiłam sobie: ,,Ok, niech ból odbierze mi życie, mogę umrzeć z bólu - w porządku." Więc usiadłam bez poduszek i to było niesamowite, ten moment, w którym usiadłam i odpuściłam wszystko, był jak ułamek sekundy, w której cały ból zniknął. Nie czułam już żadnego bólu. Wszystko stało się tak nagle, umysł stał się taki spokojny i wyciszony, byłam w stanie pozostać w skupieniu. Doświadczyłam wiele radości i szczęścia - prawdziwa błogość!
W taki sposób manifestuje się cierpienie. Właściwie to ból po prostu się pojawia i im bardziej staramy się go puścić i pozbyć się go, tym bardziej on narasta i staje się nie do zniesienia. Tak samo, jeśli za bardzo się na nim skupimy, wtedy też ból się zamanifestuje. Dojdzie on do punktu nie do zniesienia, do punktu w którym myślimy o odebraniu sobie życia. Ludzie czasami myślą w ten sposób, i kiedy nie radzą sobie z bólem, postanawiają popełnić samobójstwo. Nie oznacza to, że w jakiś sposób osądzam ludzi, którzy popełnili samobójstwo, gdyż nigdy w pełni nie pojmiemy cierpienia tej osoby. Lecz na tym polega ten trik, ponieważ umysł to doskonały oszust. Zwykle tworząc nowy problem, pozwalamy mu manifestować się i powiększać. Jednym ze sposobów, aby uwolnić się od nadmiernej koncentracji na swoich problemach, jest praktyka dawania.
Hojność nie ogranicza się jedynie do ofiarowania rzeczy materialnych, lecz także do pozostawania życzliwym. Zastanawiamy się do czego dążymy i czego potrzebujemy. Myślimy o tym, co moglibyśmy zrobić dla innych, oferujemy służbę i staramy się jakoś pomóc. Nie chodzi jedynie o materialne podarunki, aczkolwiek ktoś z was może powiedzieć: ,,Najpierw mówisz o miłującej dobroci, a teraz kolej na hojność. Ach, rozumiem! Dhammasara planuje wybudować nowy budynek, próbuje nam to zasugerować." W rzeczywistości mamy do czynienia z pełną formą praktyki, i nawet jeśli praktykujesz miłującą dobroć, musisz podjąć się praktyki w całości, praktykując Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę. Cała ścieżka to: dāna, sīla, bhāvanā i paññā. Czasem może się wydawać, że pomiędzy tymi dwoma nie ma żadnego powiązania, lecz to nie prawda. Nie możemy dopuścić do nadmiernego koncentrowania się na nas samych.
Opowiem wam teraz jedną z historii z życia Ajahna Chah. Zazwyczaj spotykał się on z ludźmi po ofiarowaniu dāny i oczywiście większość ludzi skarżyło się na problemy, z którymi się borykali na co dzień. Był bardzo spokojny i cierpliwy, siedział tylko i wsłuchiwał się w te wszystkie problemy. Pojawił się pewien mężczyzna, który zajął miejsce na końcu sali. Ajahn Chah zauważył jak mężczyzna wchodzi i zapytał go: ,,Czy stało się coś złego?" Człowiek ten odpowiedział: ,,Tego ranka moja żona wyszła z domu, zebrała kilka grzybów, następnie ugotowała je i zjadła razem z trójką naszych dzieci, po czym wszyscy zmarli wskutek zatrucia." Kiedy skończył mówić, wszyscy nagle ucichli, gdyż w porównaniu do cierpienia tego człowieka, ich problemy okazały się nieistotne. Dlatego często zbyt mocno skupiamy się na błahych rzeczach i stajemy się egocentryczni. Myślimy też, że mamy wiele problemów, tylko dlatego, że to my je tworzymy. Często to właśnie z powodu jakiejś błahostki tworzy się nasz problem, ponieważ zbytnio się na czymś skupiamy i to manifestuje się pod postacią problemu.
Pamiętam jak kiedyś udzieliłam kilku wskazówek pewnemu mężczyźnie z Tajlandii. Przebywałam wtedy w jednym z żeńskich klasztorów na południu Tajlandii, gdzie spotkałam młodego mężczyznę ok. 28 lat. Doświadczał on ciężkich stanów załamania i zamierzał popełnić samobójstwo, ponieważ widział jedynie ból, z którym nie mógł sobie poradzić. Zaczęłam więc z nim rozmawiać i dzielić się swym doświadczeniem, oto co powiedziałam: ,,Czasami jest tak, że ból po prostu się pojawia, lecz nie ma w tym niczego złego. Zwykle to my sprawiamy, że ból wymyka się nam spod kontroli i nie ma w tym niczego niepokojącego - to tylko ból." Następnie opowiedziałam mu historię o swoim doświadczeniu, a także poradziłam, aby odpuścił wszystkie niepokoje. Później wyjaśnił na czym polega jego problem i byłam naprawdę szczęśliwa, że mogłam podzielić się z nim swoją historią. Opowiedział mi potem, jak pewnej nocy jego samobójcze tendencje powróciły, ponieważ nie radził sobie z bólem. Ponownie odczuwał niepokój, lecz tym razem pamiętał o radzie jaką mu udzieliłam. Wtedy też zaczął sobie przypominać, aby nie skupiać uwagi na bólu. Następnie skoncentrował się na oddechu zamiast zagłębiać się w ból. Przeniósł swą uwagę wyłącznie na oddech, po czym przypomniał sobie historię, którą mu opowiedziałam i starał się wciąż pamiętać o nieskupianiu się na obszarze bólu, aby nie dopuścić do jego zamanifestowania się. Zaczął w większym stopniu obejmować uwagą swój oddech. Następnie powiedział mi, że po chwili wszedł nagle w stan błogiego spokoju. Powiedział również, że nigdy wcześniej nie doświadczył takiego uczucia spokoju, i że bardzo mu to pomogło. Opowiedział mi o tym, kiedy skończyłam opowiadać swoją historię. Niekiedy dzielenie się z kimś swoim doświadczeniem sprawia mi wiele radości, szczególnie kiedy przynosi to komuś ukojenie. Na koniec powiedział mi jak bardzo skorzystał z mojej rady i zrozumiał, że właściwie z bólem można sobie poradzić. To on stworzył ten problem i pozwolił mu urosnąć.
Ważne jest, aby to zrozumieć, ponieważ gdy za bardzo skupiamy się na sobie, nasz problem staje się pępkiem tego świata. Jedną z dróg praktykowania szczodrości, a także zupełnie innym rodzajem praktyki, jest refleksja nad naszym własnym dobrem. Przyglądasz się uczuciom kochającej życzliwości, oraz własnej dobroci i nie ma znaczenia, czy posiadasz te cechy, czy nie. Wciąż możesz okazywać sobie miłującą dobroć, ponieważ jest ona akceptacją wszystkiego. Kochaj siebie bezwarunkowo i powtarzaj sobie: ,,O mój biedny, stary umyśle, czasem jesteś marudny i zrzędliwy, lecz to nie ma znaczenia, gdyż nadal cię kocham." Utrzymuj dobre życzenia w umyśle typu: nadal cię kocham. To właśnie jest bezwarunkowa miłość. Jednym ze sposobów jej rozwinięcia jest refleksja nad własną dobrocią, która sprawia, że podtrzymujesz wobec siebie poczucie pewności, oraz osobistej wartości.
Istnieje jeszcze inny rodzaj praktyki miłującej dobroci, nie tylko siedzenie na poduszkach i powtarzanie sobie: ,,Obym miał się dobrze, obym był szczęśliwy." W naszym codziennym życiu ważne jest abyśmy skupiali naszą uwagę na doznaniach lub uczuciach, dlatego że nasze emocje, nasze stany umysłu manifestują się w ciele. Praca z emocjami na subtelnym poziomie jest dosyć trudna, a wszystkie mentalne zjawiska takie jak: żądza, gniew, chciwość, należą do zjawisk subtelnych i nie łatwo jest z nimi pracować. Tak więc na początek pracujemy z łatwo dostrzegalnymi obiektami, pracujemy z odczuciami i doznaniami w ciele, kiedy tylko odczuwamy napięcia mentalne, strach lub kiedy mamy ataki paniki. Na przykład czasem możemy odczuć pewien rodzaj napięcia w klatce piersiowej, wtedy powinniśmy skupić uwagę na tym uczuciu i zauważyć jakie ono jest w tym momencie. Tym sposobem stajemy się świadomi chwili obecnej. Doświadczamy właśnie tego momentu.
Wielu ludzi w trakcie medytacji doświadcza tych wszystkich emocji, a zwłaszcza tych niepokojących i bolesnych emocji, które doprowadzają do obsesji i nie pozwalają medytować. Wtedy też zaczynają analizować: ,,Och, co to jest? Prawdopodobnie musi to pochodzić z mojego dzieciństwa. Może to tak, a może to coś innego." Lecz to nie o to chodzi. Nie powinieneś tego robić, gdyż jest to analizowanie i przestajesz medytować. Nie jesteś już świadomy obecnej chwili, więc wychodzisz poza tą świadomość. Wtedy też tracisz kontakt z teraźniejszością, dlatego pamiętaj, aby powracać do odczuć w ciele. Uczucia są dla nas łatwo dostępne, a więc możesz skupiać na nich uwagę. Niekiedy zdarza się, że uczucia zaczynają się rozpadać, i kiedy tak się dzieje możesz poczuć się bardziej spokojny i opanowany. Będziesz też wiedzieć skąd pochodzi niepokój, dlatego tak ważne jest, aby skupiać uwagę na uczuciach w ciele. Zwykle gniew nie pojawia się w umyśle bez żadnej przyczyny. Najpierw zamanifestuje się on w naszym ciele [jako nieprzyjemne uczucie], dlatego dobrze jest być w nieustannym kontakcie z ciałem. Z uczuciami w ciele łatwiej jest nam pracować, dlatego powinniśmy poświęcać im naszą uwagę.
Pamiętam jak pod koniec grudnia roku 2002, musiałam powrócić do Malezji, ponieważ mój ojciec był już blisko śmierci. Moja matka zmarła kilka lat przed moim ojcem, a więc wiedziałam jak to jest widzieć ukochaną osobę, gdy umiera. Jesteś po prostu bezradny i nic nie możesz z tym zrobić. Są to ciężkie uczucia i wiem z własnego doświadczenia, że jest to naprawdę bolesne. Moje przeszłe doświadczenia zniekształciły obecną funkcję rozpoznawania (saññā), co wpłynęło na moje uczucia (vedanā). Jednak to czego doświadczałam teraz było czymś innym niż doświadczenia z przeszłości, lecz te przeszłe doświadczenia zaczęły wpływać na moją obecną reakcję (sankhāra) na pojawiające się emocje i uczucia. Tym sposobem tłumiłam uczucia smutku i strachu, ponieważ bałam się stanąć twarzą w twarz z bólem, bowiem jest to nieprzyjemne. Później się rozchorowałam. W ten sposób wciąż uciekałam od problemu poprzez tłumienie własnych emocji.
Kiedy tylko siadałam do medytacji czułam ból w obrębie klatki piersiowej. Czułam naprawdę dotkliwy i okropny ból, i nie wiedziałam dlaczego jest to takie bolesne. Poczułam ścisk w tym miejscu i trwało to przez kilka dni. Później nadszedł czas na herbatę. Rozmawialiśmy o sposobie w jaki każdy z nas trafił do klasztoru i trudnościach jakie napotkaliśmy. Kiedy temat już się rozwinął nagle odczułam pewien rodzaj silnej emocji, z którą nie mogłam sobie poradzić. Zaczęła wypływać na zewnątrz i nic nie mogłam z tym zrobić. Kiedy tylko wypłynęła, nagle moje oczy były pełne łez i nie mogłam przestać płakać. Wszystko to wyszło na zewnątrz. Usiadłam na chwilę i kiedy się nieco uspokoiłam, zaczęłam badać skąd to pochodzi i uświadomiłam sobie, że powodem tego było tłumienie emocji oraz uczuć. Właśnie dlatego tak ważne jest, aby skupiać uwagę na uczuciach i doznaniach, aby usiąść wygodnie i pozwolić im rozpaść się. Możesz przebadać ten proces ustania po medytacji, lecz nie rób tego w trakcie jej trwania. Nie próbuj tego rozpracować, lecz staraj się to zrozumieć: ,,Dlaczego mam takie uczucia? Dlaczego odczuwam w ten sposób?" Przedstawiłam tutaj pewne zręczne środki, które mogą pomóc ci w codziennym życiu.
Kolejnym zręcznym środkiem, który pomoże ci w pełni utrzymywać miłującą dobroć, jest wykonywanie każdego dnia czynności, które uważasz za właściwe. Przykładowo mogą to być jakieś fizyczne lub werbalne działania, które możesz rozwijać. Nie konieczne musisz siadać na poduszkę medytacyjną, aby to zrobić. Użyj najprostszych, życzliwych słów, aby utrzymać ten serdeczny akt miłującej dobroci. Powiedz coś w łagodny sposób, coś co nie będzie obraźliwe i zbliży innych do siebie. Utrzymuj również życzliwe i zdrowe myśli w swoim umyśle.
W jednej z sutt Buddha wspomniał o sposobie w jaki uwarunkowujemy nasz umysł poprzez posiadanie negatywnych myśli, które z kolei przyczyniają się do powstawania nawykowych schematów myślowych. Za każdym razem, kiedy wspieramy te negatywne myśli, stają się one coraz silniejsze i silniejsze, dlatego starajmy się czynnie wspierać myśli o miłującej dobroci. Wiem, że czasem jest to bardzo trudne, lecz powinniśmy próbować to robić każdego dnia.
Przypominam sobie rozmowę z moją kuzynką, która cierpiała z powodu znieważania ze strony męża. Powiedziała mi, że nie będzie czuć się dobrze, jeżeli będzie utrzymywać złą wolę wobec męża, ponieważ nie chce umrzeć z umysłem przepełnionym niechęcią. Pomimo iż mąż wciąż ją znieważał, nadal nie godziła się na negatywne nastawienie wobec niego, bowiem wiedziała dobrze, że nie będzie to dla niej korzystne. Pragnęła umrzeć w pokoju, ze spokojnym umysłem. Poradziłam jej więc: ,,Nie staraj się na siłę przesłać miłującej dobroci byłemu mężowi, lecz spróbuj objąć ją siebie: ,,Obym nie wytwarzała złej woli wobec byłego męża." Wiem, że nie łatwo jest, kiedy ktoś cię obraża, a ty starasz się objąć tę osobę miłującą dobrocią - to dosyć trudne. Lecz ostatecznie możemy przesłać dobre życzenia nam samym: ,,Obym nie wytwarzał złej woli wobec tej osoby." Jest to o wiele skuteczniejsze niż obejmowanie tej osoby miłującą dobrocią.
Jest więc wiele zręcznych środków, z których możemy korzystać w naszym codziennym życiu, i które pomogą nam pokonać przeszkody, oraz dostosować miłującą dobroć do konkretnych trudności. W pierwszej kolejności musimy posiadać miłość, troskę i ciepło wewnątrz nas. Czasami ludziom wydaje się, że praktyka miłującej dobroci to siedzenie na poduszce i wytwarzanie życzeń: ,,Obym miał się dobrze, obym był szczęśliwy." Spoglądając wstecz przypominam sobie jak pewna kobieta opowiedziała mi o sobie: ,,Och, często bywam poirytowana, odczuwam rozdrażnienie i to nieustanne wzburzenie sprawia mi ogromną trudność.” Więc wytłumaczyłam jej: ,,Ach tak, kiedy byłam nastolatką miałam podobny nawyk. Odczuwałam wzburzenie i sporo irytacji, lecz kiedy urodziłam swojego syna, irytacja przestała być problemem, ponieważ mogłam obdarzyć syna swoją miłością - bezwarunkową miłością." Tym sposobem wzburzenie osłabło. Wtedy z zaniepokojeniem spytała: ,,Czy to oznacza, że muszę wyjść za mąż i mieć dzieci?" ,,Nie, nie, nie" - odpowiedziałam. ,,Nie musisz tego robić."
Chcę również powiedzieć, że podczas praktykowania miłującej dobroci nie powinniśmy identyfikować się z tą praktyką: ,,Teraz siedzę i praktykuję medytację, a teraz wykonuję mettę. To właśnie robię." Powinniśmy raczej wiedzieć jak przeżywamy własne życie i jeżeli rozwijamy ścieżkę praktyki w całości, naturalnie stajemy się życzliwi i nie powodujemy szkody sobie i innym. Jeśli rzeczywiście praktykujesz właściwie i gdy podejmujesz się rozwijania całej ścieżki, praktykujesz szczodrość, moralność i rozwijasz spokój umysłu oraz mądrość, naturalnie staniesz się życzliwym i dobrym człowiekiem. Oczywiście w przeszłości ja również musiałam się nauczyć tej techniki, lecz starałam się nie identyfikować siebie jako praktykującą miłującą dobroć. Właściwie to myślałam o tym co robię: że ją praktykowałam, bez próbowania identyfikowania się jako życzliwa osoba. Po prostu praktykowałam miłującą dobroć.
Dlatego tak ważne jest, aby nie postrzegać tej praktyki jako wyłącznie siedzenia na poduszce i powtarzania: ,,Obym miał się dobrze, obym był szczęśliwy." Spróbuj rzeczywiście poczuć to w sobie. Zauważ w sobie tą łagodność i spróbuj także poczuć tą otwartość wewnątrz siebie. Poczujesz się wtedy bardziej przestronny, odczujesz również jak rośnie ekspansywność twojego serca. Możesz poczuć to w sobie, masz to poczucie ciepła, troski i łagodności w sobie. Jeżeli posiadasz te cechy, będziesz w stanie naprawdę podzielić się tym i otworzyć się na innych, pozwolisz im zbliżyć się do twojego serca. To naprawdę ważne, aby posiadać w sobie te cechy, i aby najpierw zacząć od siebie. Jeżeli pomożemy sobie, będziemy mogli też pomóc innym, dlatego jest to tak ważne.
Tak więc ofiarowuję wam tę mowę do refleksji nad Dhammą, oby te nauki przyniosły wam korzyści. Oby pomogły wam rozwinąć miłującą dobroć, a także wiele, wiele dobroci i życzliwości, oraz oby pomogły wam stać się szczęśliwymi osobami.
Artykuły o podobnej tematyce:
- T Y Lee Po prostu bądź dobry
- Thanissaro Bhikkhu Metta
- Ajaan Sumedho Praktyka miłującej życzliwości
- Metta Sutta
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:
Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020
Oryginał można znaleźć na tej stronie: http://youtu.be/eKVzCUNS4nY
Źródło: http://www.bswa.org
Tłumaczenie: Marcin Zakrzewski