Kliknij w okładkę by przejść do zewnętrznej strony, aby zakupić egzemplarz książki.
W przedmowie "Opowieści buddyjskie dla małych i dużych" pierwszy akapit wyjaśnia konstrukcję na jakiej bazuje zarówno ta książka jak też całe nauczanie Ajahna Brahma. Jest to wytrych, którym chciałbym posłużyć się w recenzji tej książki, chciałbym więc przytoczyć cały ten fragment:
"Życie to mozaika epizodów, a nie ustalony schemat pojęć. Idee mają charakter generalizujący, zawsze w jakiś sposób odbiegają od prawdy. Historia, z całym jej ciągiem znaczeń i bogactwem szczegółów, znacznie bliższa jest prawdziwemu życiu. To dlatego bliższe nam są życiowe historie niż abstrakcyjne teorie. Uwielbiamy bajeczki z dobrym zakończeniem."
Nie chcę by recenzja tej książki przypominała nudne, opisowe i bazujące na kopiuj/wklej brykach jakich wiele można znaleźć w internecie. Dlatego też polecając tę świetną książkę zacznę od pewnej historii, która zdarzyła się mi gdy dostałem kopię papierową "Opowieści…"
Znikająca książka
W paczce przyszły dwie książki z wydawnictwa Studio Astropsychologii, które po odebraniu od listonosza rozpakowałem i położyłem na moment na stole, w domu rodziców, w którym zarejestrowana jest Fundacja "Theravada". Miałem tylko coś jeszcze zabrać i włożyć do plecaka by wrócić do swojego mieszkania, gdy nagle okazało się, że na stole zamiast dwóch, leży tylko jedna książka. Brakowało właśnie "Opowieści buddyjskich…" i zacząłem zastanawiać się nad swoją galopującą sklerozą, gdy usłyszałem swoją matkę śmiejącą się w swoim pokoju. Zastałem ją siedzącą w fotelu, zaczytaną w słowach Ajahna Brahma. Pytając się jej nieśmiało, czy mogłaby mi oddać książkę odpowiedziała stanowcze "nie". Następnego dnia gdy przyszedłem po książkę, matka była już w 3/4 lektury więc zrozumiałem, że nie nadeszła jeszcze pora na jej rozstanie z bajkami buddyjskimi. Co więcej, uśmiechając się zaczynała zdanie od "posłuchaj tego…" czytając mi urywki śmiesznych historyjek, jakie opisuje Brahm - począwszy od tych, które znałem, do tych, których jeszcze nie słyszałem. Oczywiście dla mnie jako buddysty widok matki, która jest bardzo wierzącą katoliczką zaczytującej się w książce mnicha tajskiej szkoły leśnej jest czymś niesamowicie podnoszącym na duchu. Tylko ten przykład może stanowić o sile przekazu, o łatwości przekraczania sztucznych barier religijnych przez uniwersalne, śmieszne i pełne mądrości opowieści. I nie chodzi mi o to by uznawać tę książkę jako narzędzie, żeby nie powiedzieć broń w misji buddyzacji Polski, dawaniu kopii swoim rodzicom, ciotkom, babciom, stryjom czy innym, którzy wiercą wam dziurę w brzuchu z powodu waszych buddyjskich przekonań. Nie chodzi o drastyczne zmiany światopoglądu, warto natomiast zakupić książkę i położyć ją na stole, gdy pójdziecie na obiad z bliskimi lub dalekimi krewnymi, gdy będziecie spędzać święta z rodziną. Książka ta broni się sama, ma dużą siłę w przekazywaniu uniwersalnych prawd, dzieląc się nimi w sposób przystępny, choć w otoczce buddyjskiej. Jest doprawdy dla każdego, dla małych i dużych. Spróbujcie sami, może i wam "zniknie".
Perspektywa
Pierwszy rozdział nazywa się "doskonałość i wina" i w głównej mierze dotyczy naszego oglądu świata i nas samych. Jest tu kilka historii, które generalnie sprowadzają się do tego w jakiej perspektywie, szerokiej czy wąskiej, odbieramy rzeczywistość. Czy będzie to neurotyczne gapienie się w niedoskonałości życia (dwóch krzywych cegieł w ścianie jaką zbudował Brahm) czy obwinianiu się za coś z przeszłości i noszeniu ciężaru poczucia winy (jak "ziomale" Brahma z więzienia, do którego chodził uczyć medytacji).
W pewnym sensie idealizujemy świat, tworzymy pewne koncepcje, wartościujemy je i przywiązujemy się do nich. Robimy tak nawet wobec osób, które darzymy szacunkiem, jak nauczyciel buddyjski czy sam Buddha.
W styczniu 2011 nadal jeszcze byłem mnichem, znanym wtedy jako Vilasa Bhikkhu i będąc na Sri Lance pojechałem na odosobnienie, którego nauczycielem był sam Ajahn Brahm. Już pierwszego dnia nasz sławny nauczyciel zapraszał po kolei wszystkich mnichów uczestniczących w 10-dniowym odosobnieniu na indywidualne rozmowy. Jest kilka powodów dla których dobry nauczyciel powinien to robić, przede wszystkim zapewne chciał nas poznać i wiedzieć z kim ma do czynienia przez kolejne dni skupienia i ciszy. Wszystko działo się na szczycie góry, bodaj dawnej plantacji herbaty przerobionej na kurort wypoczynkowy z wieloma bungalowami, które na czas medytacji wynajęte były przez świeckich wyznawców dla mnisiej Sanghi. W odosobnieniu brało udział kilku białych mnichów, tak jak Brahm, pochodzących z krajów zachodnich. Byli tam więc mnisi pochodzący z Niemiec, Francji i jeden z Polski.
Stojąc na werandzie budynku w którym Ajahn przyjmował pojedynczo mnichów na rozmowę, na liście byłem tuż za mnichem z Francji. Zajrzałem i usłyszałem jak Brahm wita francuskiego mnicha donośnym "dzień dobry" zabawnie to akcentując. Zanim drzwi się zamknęły francuski mnich wyjaśniał, że jest z Francji i nie ma pojęcia co Ajahn do niego krzyczy.
Gdy nadeszła moja kolej Ajahn Brahm nie speszył się poprzednią wpadką i przywitał mnie tak samo po polsku. Wspomniał że zna jeszcze kilka słów z nadwiślańskiego narzecza (standard, jak "dziękuję" i "barszcz"). Przy tej okazji wszystkim Australijczykom polskiego pochodzenia chciałbym podziękować, gdyż najwidoczniej Brahm ma sentyment do Polski, co kiedyś może zaowocować jego decyzją o przyjeździe do naszego kraju (jeśli wystarczająco uporczywie będziemy go tu zapraszać).
Miałem jednak inny plan, niezwiązany z wizytą tego słynnego mnicha w naszym kraju. Mianowicie chciałem dowiedzieć się czy faktycznie osiągnął wszystko to, co opisywał w swoich książkach. Zacząłem od tego, że nauczyciel nie jest drogowskazem, wskazującym tylko drogę, samemu stojącym na poboczu, a jest raczej tym, który wypraktykował wszystko to, czego uczy. Tematem tamtego odosobnienia było "łagodne wejście w jhany", należy jednak pamiętać, że w mnisiej regule trzymający się dyscypliny bhikkhu nie powinien chwalić się swoimi osiągnięciami medytacyjnymi, chyba że leży na łożu śmierci i wtedy zapytany, może bez ambarasu przyznać się do tego co urzeczywistnił. Postawiłem więc Brahma w dość niezręcznej sytuacji. Na jednej szali miał Vinayę (regułę) na drugiej wiarygodność siebie jako nauczyciela. Wtedy Brahm powiedział coś co uświadomiło mi to dlaczego w ogóle zadałem mu to pytanie. Zgodził się oczywiście z dwoma wykluczającymi się opcjami, jakie mu pozostawiłem, natomiast gdy mówił zdałem sobie sprawę, że moje pytanie było pewną idealizacją roli nauczyciela. Chciałem od niego wyciągnąć odpowiedź na pytanie "to w takim razie jesteś ideałem nauczyciela czy nie?" Chodziło tu jednak o mój ideał, o mój wzór, obrazek, który namalowałem sobie w głowie i szukałem teraz kalki, jaka pasowałaby w świecie rzeczywistym.
Doskonałość i ewentualna krytyka tego co nie jest idealne to nasza ludzka przywara. Tworzymy w sobie pewien perfekcyjny wzór - czy będzie to nauczyciel buddyjski, czy mąż, żona, dzieci, dom, a nawet idealna teściowa czy doskonały szef. Skoro każdy ma w sobie te wymagania od świata, trudno się dziwić, gdy dwoje lub więcej ludzi patrząc na coś dostrzega zgoła różne rzeczy. Gdy jednak przestaniemy idealizować świat, gdy dostrzeżemy szerszą perspektywę, zorientujemy się, że nasze wymagania były nieco dziecinne, bazujące na tym czego "ja" chcę. Nasz egotyzm sięga czasem zenitu, gdy widząc coś wręcz okłamujemy siebie, że jest perfekcyjne. Świat nigdy nie będzie idealny, trudno zmienić przeszłość, skutki naszych działań w przyszłości też nie muszą być tylko różowe, nie o to też chodzi. Najlepszą perspektywą jest wyjście poza swoje wąskie "ja", spojrzenie na rzeczy w szerszym kontekście, widząc wtedy wyraźnie jak bardzo kreujemy nasze wymagania wobec świata i innych, oraz jak bardzo jesteśmy do nich przywiązani, wręcz obsesyjnie domagamy się od rzeczywistości by spełniła nasze żądania. Dosyć oklepane stwierdzenie by "pogodzić się z tym co jest" po prawdzie nie jest aż tak niemożliwe, gdy spoglądając z perspektywy odpuścimy sobie szukanie wyidealizowanych rzeczy, ludzi i świata.
Ajahn Brahm wspomniał na koniec, mimochodem o jego książce, która została przetłumaczona na polski (nie wiedziałem wtedy, że chodzi o tę właśnie książkę, czyli "Opowieści…") po czym z rozbrajającym uśmiechem życzył mi dobrego odosobnienia. Skłoniłem się mu w tradycyjny sposób i przez kolejne dni mocno starałem się podczas siedzeń. Warto zaznaczyć, że ktoś kto pisze książki i opowiada na odosobnieniu o jhanach w tak drobnych szczegółach powinien o nich wiedzieć nieco więcej niż tylko teoretyczną otoczkę. Powiem tylko tyle, by Ajahn nie miał przeze mnie żadnych problemów.
Nie karmić demonów!
Kolejne rozdziały traktują o różnych emocjach i stanach umysłu jakie trafiają się nam w życiu, poczynając od miłości, poprzez strach, ból, gniew czy przebaczenie, kończąc na szczęściu. Wszystkie historie są całkiem zabawne, przede wszystkim jednak nie są sztampowe, a jeśli bazują na historiach z kanonu palijskiego lub wydaje się, że możemy się domyśleć ich zakończenia, Brahm zwykle zakańcza je po swojemu. Niektóre z opowieści nie mają klasycznego zakończenia, Ajahn nie stara się przy tym dorabiać moralizatorskiego tonu, niektóre natomiast (niemal wszystkie, w których występuje Ajahn Chah) mają nieoczekiwany zwrot akcji, jak w dobrych filmach komediowych, rodem z Monty Pythona. Wszystkie natomiast pisane są w lekkim i humorystycznym stylu, a w trakcie czytania od razu przypominają się wykłady Brahma z kanału youtube, gdzie co piątek on lub ktoś z klasztoru w Australii opowiada je z uśmiechem na ustach.
Niektórzy malkontenci mogliby zacząć krytykować Ajahna Brahma, za to, że jako bhikkhu opowiada historie rodem z życia świeckiego. Mogliby chcieć od niego by zamiast tych opowiastek mówił niezrozumiałym językiem Abhidhammy albo komentarzy Buddhaghosy. Ani malkontenci, ani zwykli czytelnicy nie czuliby się z tego powodu szczęśliwsi (zwykle osoby, które są tzw hejterami będą krytykować niezależnie od tego co się zrobi czy napisze). Jeśliby chcieć odpowiedzieć tym "demonom żywiącym się gniewem" - oprócz bycia miłym i uprzejmym wobec nich, do czego namawia nas Brahm w jednej z opowieści, można też dać argument w postaci porównań jakie dawał sam Buddha. Nie jest tak, że tylko Błogosławiony miał patent na dawanie analogii, przypowieści, a wszyscy jego uczniowie i nauczyciele buddyjscy mieli tylko ślepo powtarzać zapisane w suttach, nomen omen także humorystyczne porównania jakie Buddha dawał. Co więcej, taka właśnie jest rola nauczyciela, by przekazywał i nauczał Dhammy w sposób, który jest zrozumiały i autentyczny. Czy wszyscy wiemy z czego dokładnie zbudowany jest pług, co to jest lemiesz, dyszel, etc? W czasach Buddhy było to na czasie (zobacz liczne sutty)! Czy dziś musimy to wiedzieć i czy przypadkiem nie chodziło o pewien generalny przekaz a nie szczegóły samej analogii? Czy nie lepiej użyć porównań do współczesnych rzeczy, sytuacji, jeśli są adekwatne? Inaczej, chcąc dowiedzieć się czegokolwiek o Czterech Szlachetnych Prawdach musielibyśmy wszyscy uczyć się palijskiego, poznać wszelkie możliwe komentarze i przede wszystkim wierzyć we wszystko co jest tam proponowane. To jednak nie jest styl w jakim działał Buddha, ani w jaki Dhamma miała być rozgłaszana. Buddha proponuje pewną metodę, do wypróbowania dla nas, do eksperymentowania. Wszelkie instrukcje Ścieżki są podane, ale nikt za nas nią nie przejdzie. Nauka jest czymś uniwersalnym, Buddha nie warunkował prawdy wyznawaniem tej bądź innej wiary. Oczywiście demony żywiące się gniewem, w slangu internetowym zwane trollami rzadko dostrzegają te podstawowe cechy nauczania, więc jedyne co można robić to nie dawać im pożywienia (gniewu, by nie urosły) mając dla nich tylko mettę, miłującą dobroć - wtedy znikają. To też warto sprawdzić.
Trudne tematy
W książce "Opowieści buddyjskie dla małych i dużych" są też historie dla tych być może nieco starszych, te z drugim dnem, opowiedziane młodym mogą wydać się zwykłe, dla bardziej doświadczonych życiowo mogą stać się perełką. Ajahn Brahm nie unika trudnych tematów, nie zamiata niczego pod dywan, wspominając o polityce (rozwiązanie jakie rząd Tajlandii wykorzystał wobec komunistów wewnątrz kraju) czy też skandalach seksualnych mnichów. Niektóre opowieści nie są do śmiechu, prowokować mogą raczej do uronienia łzy, a przynajmniej pauzy czy westchnienia u czytelnika. Dobrze, że przypowieści te są wymieszane i kolejny akapit czy część książki z dużym prawdopodobieństwem rozśmieszy nas lub wprawi w dobry nastrój. Powiedziałbym nawet, że taki słodko-kwaśny sos znacznie lepiej smakuje niż gdyby książka miała być monotematyczna. Na pewno, zarówno w tych wesołych jak i smutniejszych i rozczulających opowieściach przenika wielka mądrość i przekaz Dhammy. Brahm dzieli się z nami tymi historyjkami jakby były prezentami. Nie robi tego by nas przekupić, nie stara się nam niczego wciskać na siłę. To podejście warto zastosować odnośnie tej książki - warto uznać ją za dobry prezent, zarówno dla swoich bliskich, znajomych, współpracowników, ale też jako prezent dla samego siebie. Z książki oprócz typowych dla buddyzmu podstaw, które pewnie większość zna, wyłania się też jedno istotne przesłanie - by zacząć lubić siebie samego, by dawać sobie samemu czasu, uwagi i akceptacji, by odpuszczać sobie samobiczowanie i zacząć żyć w tu i teraz, uśmiechając się do siebie.
Nie widzę na polskim rynku wydawniczym lepszego wprowadzenia do buddyzmu niż ta książka. Polecam ją wszystkim, zarówno zaangażowanym buddystom jak też osobom szukającym i rozpoczynającym dopiero przygodę na ścieżce. Przede wszystkim jednak polecam ją nie-buddystom, by mogli dzięki niej odczuć, że dobro, współczucie, mądrość i oświecenie to rzeczy uniwersalne, które łączą nas wszystkich.
Przeczytaj fragment książki na portalu Sasana.pl - Opowieści buddyjskie
O autorze
Piotr Jagodziński
zobacz inne publikacje autora
Piotr Jagodziński - ur. 2 lipca 1980 roku - twórca (2007) i redaktor naczelny portalu Sasana.pl - w 2009 w Birmie pod przewodnictwem Ashin Tejaniya wyświęcony na mnicha buddyjskiego jako Vilāsa Bhikkhu, uzyskał dyplom na Uniwersytecie Theravādy (I.T.B.M.U.), po roku przeniósł się na Sri Lankę, gdzie między innymi odbył odosobnienie z Ajahnem Brahmavamso. W 2011 zrzucił mnisie szaty, pozostając świeckim wyznawcą - upāsaka. W 2016 po raz wtóry wdział mnisie szaty w klasztorze Sāsanārakkha, w Malezji, i dostał od swojego nauczyciela nowe imię - Vilāsadhammika. W 2017, po raz wtóry zrzucił mnisie szaty. Po okresie podróży po świecie i robieniu filmów dokumentalnych, wrócił do Polski i obecnie tłumaczy sutty kanonu pāḷijskiego w projekcie, który można wesprzeć tutaj: https://patronite.pl/TheravadaPL
Artykuły o podobnej tematyce:
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Źródło: Przepisane z dokumentu dostarczonego przez autora.
Autor: Piotr Jagodziński
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do nas lub wesprzyj nas finansowo.
POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020