Krótka relacja z Naga Langu
Piotr Jagodziński (w owym czasie - Vilāsa Bhikkhu)
1.Wstęp – kim są mniszki w Theravādzie?
Mniszki w Birmie nie mają łatwego życia. W tradycji Theravādy nie ma już prawdziwych bhikkhunī. Wymarły – jeśli można tak powiedzieć – to znaczy oryginalna linia mniszek, która zapoczątkowana była przez Mahāpajāpatigotami w pewnym momencie przestała istnieć. Wyświęcenie, jeśli ma być wiarygodne, musi posiadać nieprzerwaną tradycję, łańcuch łączący wszystkie generacje prawowitych bhikkhunī. Łańcuch ten pękł i – jak mawiają niektórzy Theravādini– nie można go już naprawić w tej Sāsanie. To samo czeka linię bhikkhów jeśli nowi mnisi nie będą dołączać do Saṃghi, a wszyscy Starsi (Thera) przeminą - wtedy nastanie koniec Sāsany Buddhy Gotamy.
W związku z tym, umowna nazwa kobiet ubranych w łososiowe szaty to mniszki, ale nigdy bhikkhunī. Zazwyczaj używa się birmańskiego słowa „hsa-ya-le”. Mniszki przestrzegają dziewięciu wskazań, mieszkają w przyklasztornych hostelach i są zazwyczaj ignorowane przez darczyńców. Puṇṇa – czyli zasługa lub dobra kamma jest znacznie większa jeśli podaruje się jeden z rekwizytów w ramach jałmużny mnichom aniżeli mniszkom. Oczywiście one także potrzebują pomocy. Jednak mniszki są traktowane niemal jak zwykłe kobiety, bądź dziewczynki, które z różnych przyczyn muszą pozostawać jako zakonnice. Dając tę samą rzecz zamiast mniszkom w ręce bhikkhu bądź samanera gwarantuje to w tradycji birmańskiej, że ten kto ofiarował taki dar, odrodzi się w świecie niebiańskim jako deva, ewentualnie jeśli odrodzi się w ludzkim świecie – będzie bogaty etc.
2. Podarowanie rekwizytów
2 październik 2009 godz. 8:30- Planując wcześniej naszą pomoc, która miała się odbyć w Naga Langu zostaliśmy poproszeni by dołączyć do jałmużny, która odbywała się w klasztorze dla mnichów. Mnisi mają znacznie lepsze warunki, ich klasztor jest zadbany i czysty. Kilka osób z Wietnamu oferowało piṇḍpātę – pożywienie. Były to dwie paczki w tym jedna to coś słodkiego, druga to zupka chińska. Można powiedzieć, że to bardzo skromny dar, jednak mnichów jest około 1000, mniszek ponad 280 – dlatego jeśli ktoś planuje podarować coś zarówno mnichom jak i mniszkom musi liczyć się ze sporymi ilościami dawanej jałmużny.
2 październik 2009 godz. 8:45 – Po piętnastu minutach mniszki z Naga Langu zostały zaproszone na jałmużnę. Ich budynki są bardzo blisko, muszą jedynie przejść skrzyżowanie, wejść główna bramą mnisiego klasztoru i okrążyć zadaszony chodnik, na którym odbywa się piṇḍpāta. Oczywiście także męski klasztor – jeśli spojrzeć od tyłu - to głównie wydeptana ziemia i drzewa, oraz rozpadające się domopodobne konstrukcje.
2 październik 2009 godz. 8:50 - Mniszki dostają najpierw piṇḍpātę z Wietnamu lecz nie skręcają potem na dziedziniec tylko idą prosto do wyjścia z zadaszonego chodnika, gdzie nasze datki już na nie czekają. Jałmużna to paczki, w których jest po jednym mydle do pielęgnacji ciała, oraz jednym, nieco większym kawałku mydła do prania ubrań plus jedna żyletka do golenia głowy. Mniszki tak jak mnisi muszą zgalać włosy na głowie, a żyletki w Birmie są trudno dostępne. Zarówno te większe jak i małe hsa-ya-le potrzebują co najmniej jednej żyletki na miesiąc. Jeśli pożyczają sobie nawzajem przybory higieniczne jest to powodem szerzących się wśród nich chorób skóry.
2 październik 2009 godz. 9:00 – Trzymając w dłoniach nasze, zapakowane w plastikowe torebki dary oraz zupki i coś słodkiego ofiarowane luzem, mniszki mogą udać się do siebie. Obecnie rząd Myanmaru planuje zakaz używania plastikowych torebek. Niektórzy pomyślą, że plastikowe torebki to zmora ekologów, faktycznie jednak w rynsztokach i na poboczach nie ma zbyt wielu wyrzuconych torebek. Oczywiście jest mnóstwo plastikowych opakowań po innych produktach. Tego jest oczywisty nadmiar. Wygląda jednak, że ludzie starają się używać ponownie plastikowych torebek, które mogą służyć do przechowywania, głównie w izolowaniu rzeczy od wilgoci, zwłaszcza w porze deszczowej.
Mniszki są już na swoim dziedzińcu i mogą rozpakować datki. Zupki są z oczywistych względów ignorowane, gdyż kluski potrzebują wrzątku by można je było zjeść. W kuchni mniszek nie ma jednak ani czajników, a wodę gotuje się tu w dużych ilościach. Dar powinien zatem być zawsze przemyślany i uzależniony od warunków w jakich przebywa odbiorca. Zatem nie każda jałmużna jest odpowiednia, czasem jest to strata pieniędzy, bądź powoduje komplikacje i może stanowić jedynie obciążenie. Jest to więc kwestia ignorancji bądź rodzaj nieporozumienia ze strony darczyńców.
Kuchnia musi być na zewnątrz. Jest to palenisko, sporych rozmiarów piec na drewno – podstawowe paliwo płomieni, na których można ugotować ryż. Yangon nieustanie spowity jest dymem z ognisk, nad którymi przygotowywane są dania. Większość budynków wschodniej dzielnicy Mayangone to drewniane, rozpadające się chatki, z których co jakiś czas widać snopy dymu. W tych slamsowych rejonach trudno jest zazwyczaj o dobre drewno. Jedynym pozytywnym skutkiem cyklonu Nargis było to, że teraz w Yangon nie brakuje drewna do palenisk, gdyż mnóstwo drzew połamanych przez silny wiatr nadal czeka na spalenie.
Cyklon Nargis zabił w delcie Irrawaddy ponad pół miliona osób. Wiele z tych mniszek to faktycznie sieroty, których rodzina i krewni posłali do rodzaju sierocińca jakim są zakony żeńskie. Po pierwsze – znacznie łatwiej jest wysłać dziecko do klasztoru, może liczyć na opiekę starszych mniszek, faktycznie będą to lepsze warunki niż zwykłe sierocińce, których zresztą wiele nie ma, gdyż nikt nie ma pieniędzy by je utrzymywać i żywić. Jako mniszki, dziewczynki mogą liczyć na jakąkolwiek edukację w przyklasztornych salach lekcyjnych, a oprócz tego nie będą chodziły głodne po ulicach żebrząc o pieniądze. Mimo fatalnych warunków – jest to najlepsze wyjście dla sierot po kataklizmie.
Warunki tam gdzie mieszkają mniszki zazwyczaj są ciężkie. Wszystko powinno być zmienione, wszędzie potrzebna jest pomoc. Budynki i miejsce do spania, warunki sanitarne i toalety, kuchnia i kwestia pożywienia – wszystko to wymaga wsparcia. Nawet najprostsze zadania i potrzeby jak wysypanie żwiru na dziedziniec tak by mniszki po deszczu nie musiały brodzić w błocie – staje się w warunkach Myanmaru zadaniem wymagającym nie lada umiejętności i wielu znajomości oraz oczywiście pieniędzy.
Wspólne łaźnie w osobnych budynkach stoją opustoszałe, gdyż są siedliskiem brudu i źródłem nieprzyjemnego zapachu stęchlizny. Tradycyjnie powinien to być czysty budynek gdzie mniszki mogą wyprać swoje ubrania, a także umyć naczynia czy też ewentualnie obmyć nogi po przyjściu z zewnątrz. W środku znajduje się wymurowany zbiornik na wodę deszczową, zbieraną z dachu innego budynku dzięki rynnie. Jest to duża oszczędność wody, jeśli wszystko działa prawidłowo. W łaźni mniszek zbiornik na wodę stoi pusty.
Mniszki myją się w swoich toaletach. Budynków w Naga Langu jest siedem. Tyle samo jest toalet. Wszystkich mniszek jest 280. Łatwo można sobie wyobrazić jak zatłoczone są to miejsca. Tam mniszki się myją, piorą i golą głowy. Tam też załatwiają swoje potrzeby, mimo że sedesów jest także tylko siedem na cały żeński zakon. Dlatego w ramach naszej pomocy kupiliśmy mniszkom także siedem mopów i siedem wiader, oraz siedem szczotek do klozetów, oraz kilka kanistrów przeciwbakteryjnych środków czyszczących. Wszystkiego tego oczywiście brakowało wcześniej.
Pranie to codzienna czynność mniszek. Mowa o pralce to oczywisty absurd. Wszystko jest czyszczone ręcznie, w wiadrach, przy pomocy szarych mydeł do prania. Musieliśmy pomyśleć także o zakupie dobrego sznurka do suszenia szat. Nie zapomnieliśmy podarować mniszkom młotka i gwoździ, gdyż nieustannie musiały pożyczać te podstawowe przybory z męskiego klasztoru, ewentualnie od świeckich osób odwiedzających od czasu do czasu mniszki. W trakcie pory deszczowej jakiekolwiek suszenie to tylko umowne słowo. Faktycznie wilgotność powietrza przez długi okres czasu jest zbyt duża, do tego niemal codzienne deszcze powodują, że istnieją krótkie przedziały czasowe, gdy można wywiesić pranie na zewnątrz by wyschło. Głównie jednak mniszki używają sznurków wewnątrz budynków i tam rozwieszają swoje mokre szaty.
Czasem gdy spojrzy się tylko w bok, nie trzeba specjalnie szukać by dostrzec krajobraz jak po katastrofie. Faktycznie jednak Nargis oszczędził Naga Langu, choć sąsiedni ośrodek medytacyjny ucierpiał od silnego wiatru i upadających drzew, niszcząc dach, ogrodzenie i zbiornik wodny. Nie jest to zatem kwestia żadnej katastrofy, być może oprócz jednej; ludzkiej bezsilności, bądź całkowitego braku inicjatywy. Oczywiście składa się na to wiele uwarunkowań jak choćby bieda, warunki klimatyczne i bądź co bądź liczne katastrofy naturalne, polityka rządu, a także kultura i tradycja kraju. Tak czy inaczej mniszki muszą dzielić 7 budynków między 280 mniszek, co łatwo policzyć oznacza przepełnienie, co z kolei skutkuje na przykład chorobami skóry. Mniszki śpią w ścisku i nie ma mowy o oddzielnych łóżkach w zachodnim rozumieniu tego słowa. Oprócz tego dzielą ze sobą nie tylko hostele, ale także przybory jak mydła, żyletki do golenia, a także miski do prania, talerze, łyżki i tym podobne. Dodać należy zły stan budynków w których jest mnóstwo owadów klimatu podzwrotnikowego i łatwo można wydedukować, jak bardzo potrzebna jest tam pomoc od podstaw, czyli od ustanowienia czystych warunków.
Budynki to prawdziwa mozaika architektoniczna i przekrój historyczny stylów budowlanych kraju. Poczynając od najstarszego, plecionego z liści palmowych, poprzez murowane, rozpadające się, aż do tych najnowszych wybudowanych z dotacji z Tajwanu. Oczywiście drewniany domek z bambusa i plecionki jest w najgorszym stanie i należy go rozebrać jak najszybciej stawiając coś trwalszego, jednak i te najnowsze budynki pozostawiają wiele do życzenia. Zbudowany w latach 2007-2008 budynek najbliżej bramy wejściowej (tak by każdy mógł dostrzec pamiątkową płytę z informacjami napisanymi po chińsku i angielsku, aczkolwiek zapomniano najwidoczniej o skrypcie birmańskim) już po roku wygląda zupełnie jak pozostałe, elewacja się sypie, a patrząc od tyłu można dostrzec nieprofesjonalność i pomyłki budowlane.
Co to jest takiego – tradycja? Od wieków Birmańczycy budowali swoje domy w podobny sposób. Bambusowa konstrukcja i plecionka z wysuszonych liści jako ściany. Dobrze zbudowany dom w tradycyjnym stylu był idealnie dostosowany do klimatu podzwrotnikowego. Z jednej strony ściany i liście na dachu były świetnym izolatorem przed gorącem (powietrze jest najlepszym izolatorem zarówno przed zimnem jak i gorącem, a w suchych włóknach i dwóch warstwach wystarczało by w środku było znośnie w porze największych upałów). Z drugiej strony taki materiał pozwalał na umiarkowaną suchość w środku. Problemem mogły być robaki i owady, jednak budynki takie stawiano docelowo zaledwie na kilka lat, nigdy nie powinny służyć zbyt długo. Dziś jednak nie ma już tradycyjnych budowniczych, którzy mogliby nauczyć nową generacje jak najlepiej stawiać takie budynki. Nikt też nie interesuje się - tak jak na Zachodzie – nad ulepszaniem tradycyjnych technik, tak by na przykład nasączyć ściany i dach takich budynków naturalnymi i nie-toksycznymi substancjami, które chroniłyby materiał przed ogniem i pasożytami. Budynki z cegły nie spełniają swojej roli w tym klimacie – zwłaszcza jeśli materiały budowlane są jak najtańsze. Podczas gdy klasztory dla mnichów buduje się z najlepszych materiałów to pozostałe budynki stara się stawiać jak najmniejszym kosztem. Dlatego po roku nowe budynki wyglądają podobnie jak te mające po kilka- kilkanaście lat.
Jedynymi konstrukcjami z cegły i zaprawy w dawnych czasach były stupy i świątynie. Przy konstrukcji i ozdabianiu tych miejsc Birmańczycy nigdy nie oszczędzali i zawsze byli nad wyraz hojni. Każdy dzięki takiej zasłudze, jak pomoc przy budowie świętego miejsca chciał zapewnić sobie lepsze odrodzenie w następnym wcieleniu. Oprócz tego mieszkańcy słynnego z licznych stup Baganu odziedziczyli po swych poprzednikach – państwach-miastach ludu Pyu - tradycję rywalizacji budowlanych. Starożytny lud Pyu zamiast wszczynać wojny rozwiązywał konflikty przy pomocy konkurencji na najpiękniejsze budowle architektoniczne. Z tych zwyczajów pozostało niewiele. Może to, że w Naga Lang też jest miejsce dla sacrum – nie ma wokół nieporządku i budowle sakralne są świeżo pomalowane imitacją pozłacanej farby.
Filar i dwie małe stupy w centralnej części dziedzińca Naga Lang kontrastują z pozostałymi budynkami. Są miejscem czci dla Błogosławionego, Jego Nauki oraz Społeczności jaką zapoczątkował. Oczywiście w świętych tekstach nie ma wzmianki na temat budowania takich konstrukcji, które nie mają żadnej praktycznej strony, prócz czci i weneracji. Buddha zezwalał na dary od osób świeckich – w tym na to by mnisi i mniszki przebywali w klasztorach na czas pory deszczowej. Tak jak z przypowieścią o tratwie, celem jest utylitarność narzędzi jakich używamy by dotrzeć na drugi brzeg – do wyzwolenia. Mając to na uwadze każdy członek Saṃghi powinien każdą chwilę i sposobność wykorzystać we właściwy i umiejętny sposób. Oczywiście można postawić pytanie na ile Naga Langu jest faktycznym zakonem mniszek, a na ile miejscem gdzie w duchu buddyzmu pomaga się małym, niedożywionym sierotom w ich niedoli po kataklizmie cyklonu Nargis. Odpowiedź nie jest jednoznaczna – gdyż miejsce służy do realizacji obu celów. Mimo przepełnienia i złych warunków stara się tu stworzyć najznośniejsze warunki do przeżycia. Należy zauważyć, że większość z dziewczynek pochodzi z wiejskich rejonów, gdzie nadal nie ma dostępu do pitnej wody a ciała nadal nie są należycie pochowane.
Umiejętności praktycznych mniszki uczą się od osób starszych. Będą to zarówno tradycyjne przekazy jak też wszystko to, co może pomóc mniszkom w ich życiu. Uczęszczają one także na lekcje i uczą się podstaw jak pisanie, czytanie czy rachowanie. Edukacja jest darmowa, zarówno przyklasztorne wykłady jak i nauki pobierane od osób świeckich, które z własnej woli i dobroczynności poświęcają swój czas mniszkom. Niektóre ze starszych mniszek z Naga Langu wspólnie z nami uczęszczają na wykłady w ITBMU (International Theravada Buddhist Missionary University). Muszą jednak znać angielski. Mimo że mniszki faktycznie uczą się angielskiego – to ich praktyczne umiejętności w posługiwaniu się tym językiem są znikome, gdyż nikt nie ćwiczy z nimi wymowy. Wszystkie lekcje i późniejsze testy są jedynie wiedzą tekstową, pisemną, papierową. Niektóre mniszki rozumieją angielski ale nie potrafią nic powiedzieć w tym języku, gdyż ich akcent i wymowa są całkowicie niezrozumiałe.
Przyszłość mniszek nie wygląda ciekawie. Jeśli niektóre zdecydują się opuścić zakon, mogą to zrobić bez żadnego problemu, bez napiętnowania ani żalu, gdyż jak było wspomniane, mniszki nie są prawdziwymi bhikkhunī, a klasztory buddyjskie nie wiążą nikogo żadną przysięgą na całe życie. Kwestia co będą robić w normalnym życiu nie mając wykształcenia, w przypadku sierot nie posiadając nawet najbliższej rodziny, która mogłaby pomóc. Większość jednak opuści Naga Lang, wyjdzie za mąż i być może uda się co poniektórym znaleźć nisko płatna pracę w nowo powstałych supermarketach. Inne mogą spróbować życia poza granicami Myanmaru. Cokolwiek wybiorą nie będą na to przygotowane, gdyż w zakonach nie uczy się ani życia rodzinnego jako żona i matka, ani żadnego zawodu czy praktycznych umiejętności poza podstawami (pisanie, czytanie, etc) oraz wiedzą na temat Dhammy Buddhy.
Wyjście z zakonu nie jest proste i mniszki to wiedzą. Kilka pozostanie by uczyć młodsze mniszki, niektóre zdobędą wyższe wykształcenie na uniwersytetach na których można studiować religioznawstwo (na przykład uniwersytety w Indiach). Jednakże będą potrzebować dāyakā – sponsorów gdyż same nie zapewnią sobie wyżywienia czy zakwaterowania. Rodziny – o ile mniszki mają krewnych – są biedne i głównie sprawy ekonomiczne są powodem dla których większość mniszek decyduje się zostać w kraju, a nawet opuścić zakon by wspomóc swoją pracą sytuację finansową rodziny. Mimo tak wielu przeciwności i przeszkód istnieją mniszki, które wiodą czyste i święte życie, rozumiejąc cel i używając właściwie ofiarowanych im rekwizytów.
Jesteśmy w większości mnichami Theravādy, wszyscy studiujemy na uniwersytecie ITBMU w Yangon. Staramy się zmienić sytuację w Naga Lang. Powoli zaczynamy od najpilniejszych i najpotrzebniejszych rekwizytów i przedmiotów codziennego użytku – jak choćby środki czystości dla mniszek. Dzięki pieniądzom zebranym wśród nas samych i naszych znajomych, oraz dzięki wsparciu z zagranicy jak choćby sporej części dotacji z Polski, byliśmy w stanie zorganizować pierwszą jałmużnę. Planowana pomoc mniszkom uzależniona jest od hojności darczyńców – ze swej strony możemy tylko zapewnić, że pieniądze będą wydane we właściwy sposób dla najbardziej potrzebujących.
O autorze
Piotr Jagodziński
zobacz inne publikacje autora
Piotr Jagodziński - ur. 2 lipca 1980 roku - twórca (2007) i redaktor naczelny portalu Sasana.pl - w 2009 w Birmie pod przewodnictwem Ashin Tejaniya wyświęcony na mnicha buddyjskiego jako Vilāsa Bhikkhu, uzyskał dyplom na Uniwersytecie Theravādy (I.T.B.M.U.), po roku przeniósł się na Sri Lankę, gdzie między innymi odbył odosobnienie z Ajahnem Brahmavamso. W 2011 zrzucił mnisie szaty, pozostając świeckim wyznawcą - upāsaka. W 2016 po raz wtóry wdział mnisie szaty w klasztorze Sāsanārakkha, w Malezji, i dostał od swojego nauczyciela nowe imię - Vilāsadhammika. W 2017, po raz wtóry zrzucił mnisie szaty. Po okresie podróży po świecie i robieniu filmów dokumentalnych, wrócił do Polski i obecnie tłumaczy sutty kanonu pāḷijskiego w projekcie, który można wesprzeć tutaj: https://patronite.pl/TheravadaPL
Artykuły o podobnej tematyce:
- Ajahn Brahmavamso Mniszki (bhikkhuni)
- Bhikkhu Sujato Mniszki w buddyzmie
- Bodhicittā Bhikkhuṇī Czy święcenia bhikkhuṇī są niezgodne z nauką Buddhy?
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Źródło: Przepisane z dokumentu dostarczonego przez autora.
Autor: Piotr Jagodziński
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do nas lub wesprzyj nas finansowo.
POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020