KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Niech twój umysł się uspokoi. Pozostań z oddechem. Nie ma innego miejsca, do którego musisz się udać, nic innego, co musisz teraz zrobić. Po prostu bądź ze swoim oddechem. Kiedy oddech wchodzi, wiesz, że wchodzi. Kiedy oddech wychodzi, wiesz, że wychodzi. Pozwól mu wchodzić i wychodzić w sposób, który jest przyjemny i odświeżający. Jeśli czujesz się zmęczony, możesz spróbować oddychać w sposób, który dodaje energii. Jeśli czujesz się roztargniony, oddychaj w sposób uspokajający. Zyskaj poczucie tego, co oddech może zrobić dla ciała i umysłu w chwili obecnej.
Rób, co możesz, by wprawić umysł w dobry nastrój. Innymi słowy, jeśli podchodzisz do procesu medytacji z dużym niepokojem, z dużą frustracją, ten niepokój i frustracja pojawią się w oddechu i pogorszą sytuację. Przypominaj sobie co pewien czas, że nie wymaga się od ciebie aż tak wiele – wystarczy, że będziesz z oddechem. Jeśli zauważysz, że powędrowałeś gdzieś w myślach, po prostu przywróć umysł z powrotem. Jeśli znów odpłynie, przywróć go ponownie i spróbuj uczynić oddech jeszcze bardziej komfortowym. W miarę jak będziesz to robić, odkryjesz, że umysł buduje coraz silniejsze fundamenty – miejsce, w którym może pozostać, w którym naprawdę czuje się bezpiecznie, gdzie jest jak w domu, gdzie może spojrzeć na szerszą perspektywę w życiu, bez mieszania w niej.
Buddha jako pierwszą prawdę wymienia prawdę o cierpieniu, a kiedy o tym słyszymy, wielu z nas chce uciec. Mamy wystarczająco dużo cierpienia w życiu i nie chcemy o nim więcej słyszeć. Ale powodem, dla którego Buddha naucza o cierpieniu, jest to, że ma na nie lekarstwo. Aby jednak je zastosować, trzeba najpierw doprowadzić umysł do dobrego stanu, ponieważ większość z nas, gdy ma do czynienia z cierpieniem, po prostu pogarsza sprawę. Czujemy się nim zagrożeni, czujemy się nim otoczeni, zaczynamy rozpaczać, a w naszej desperacji robimy rzeczy, które są szkodliwe zarówno dla nas samych, jak i dla ludzi wokół.
Więc najpierw wpraw umysł w dobry nastrój. Wszystko, czego potrzebujesz, to oddech wchodzący i wychodzący z poczuciem dobrego samopoczucia. Jeśli jesteś naprawdę spostrzegawczy i z czasem zaprzyjaźnisz się z oddechem, zauważysz, że poczucie dobrego samopoczucia zaczyna przenikać również do pozostałych aspektów twojego życia. A kiedy masz poczucie dobrostanu, na którym możesz polegać, możesz zwrócić uwagę na kwestie cierpienia, aby zobaczyć dokładnie, czym ono jest, patrząc na nie bez desperacji, ale z zaciekawieniem. Jak powiedział Buddha, najlepszym sposobem radzenia sobie z cierpieniem jest zrozumienie go, tak jak we fragmencie, który zwykle recytujemy w klasztorze. Powiedział, że większość ludzi nie dostrzega cierpienia. Czujemy je, ale go nie dostrzegamy, nie rozumiemy. Buddha powiedział, że jeśli je zrozumiesz, możesz sobie z nim poradzić, możesz położyć mu kres. Jeśli go nie zrozumiesz, nadal będziesz cierpieć i nigdy tego nie zakończysz.
W swojej pierwszej mowie Buddha opisuje cierpienie: cierpienie narodzin, cierpienie starzenia się, cierpienie choroby, cierpienie śmierci, oddzielenie od lubianego, nieotrzymanie upragnionego, nieuzyskanie tego, czego się chce. Wydaje się, że to całkiem dobre podsumowanie, ale potem sprowadza je do jeszcze bardziej podstawowych terminów. W tym miejscu dyskusja staje się szczegółowa. Analizuje cierpienie do pięciu grup składowych do których się lgnie: formy materialnej przepełnionej lgnięciem, odczucia nasyconego lgnięciem, postrzeżeń, wytworzeń umysłowych i świadomości, wszystkie pełne lgnięcia. Przywiązanie jest ważnym elementem. To ono zamienia zwykłą formę czy odczucie w cierpienie.
Często mówi się nam, że te grupy składowe są opisem tego, czym jesteśmy, ale nie taki był cel Buddhy w formułowaniu tych nauk. Jego celem było danie nam narzędzi do rozbicia cierpienia na możliwe do opanowania kawałki. Dla większości z nas cierpienie jest ogromnym problemem, znacznie większym i bardziej naglącym niż abstrakcyjne pytanie o to, kim lub czym jesteśmy. Kiedy przychodzi cierpienie, przytłacza nas. Nie jesteśmy w stanie udźwignąć jego ciężaru. W rzeczywistości jest to jedna z tradycyjnych definicji cierpienia: to, co jest trudne do zniesienia. Jest takie, ponieważ czujemy się przytłoczeni. Kiedy uderza mocno, wydaje się być ogromną górą wypełniającą naszą świadomość. Nie możemy sobie z nim poradzić. Celem podzielenia tego na pięć „stosów” jest rozbicie góry na żwir, a żwiru na pył. Pomaga nam to uświadomić sobie, że bez względu na rodzaj cierpienia – czy jest to cierpienie związane ze starzeniem się, chorobą, śmiercią, cierpienie związane z oddzieleniem, cierpienie związane z tym, że nie dostajemy tego, czego chcemy – wszystko to można przeanalizować jako pięć rodzajów zjawisk. To wszystko. Co więcej, możemy spojrzeć na te pięć rodzajów rzeczy i zobaczyć, że nie ma tam nic wartego kreowania cierpienia. Budujemy wielkie narracje wokół naszych bólów, ale czym są te narracje? To po prostu percepcje połączone ze zbudowanymi z nich konstrukcjami myślowymi. Jeśli będziemy kurczowo trzymać się tych narracji, sprawią one, że będziemy cierpieć. Ale jeśli je rozbierzemy na części, zobaczymy, że nie ma w nich nic wielkiego.
Tak więc Buddha każe nam skupić się nie tyle na linii fabularnej, ile na elementach składowych, których używamy do złożenia fabuły w całość. Jeśli zejdziemy do elementów składowych, zaczynamy dostrzegać, jak sztuczny jest cały ten proces – ponieważ khandhy (grupy składowe) nie są rzeczami. W rzeczywistości są to działania, coś, co robimy. Cierpimy, ponieważ lgniemy do pewnych aktywności, pewnych poruszeń umysłu. Tak więc, aby przełamać to lgnięcie, musisz ciągle rozbijać swoje cierpienie i analizować je: Co tu się dzieje? Załóżmy, że odczuwasz ból w nodze i cierpisz z tego powodu. Co się tam dzieje? Jest forma cielesna, a następnie są rzeczywiste odczucia bólu. Są też rozpoznania, etykiety, które nakładasz na to odczucie; wytworzenia umysłowe, historie, które budujesz wokół tego uczucia; a także świadomość, powtarzające się akty bycia świadomym wszystkich tych wydarzeń.
Zamiast więc budować historie wokół tego odczucia – złościć się z jego powodu, denerwować się nim, martwić się – jeśli umysł jest wystarczająco spokojny, można zacząć rozbierać cierpienie na części pierwsze, otaczające to odczucie. Co się dzieje? Co tam właściwie jest? Jest forma cielesna, która jest w rzeczywistości oddzielona od odczucia, chociaż często łączymy je ze sobą. Jeśli boli nas kolano, to wydaje się, że całe kolano to tylko ból. Jeśli jednak przyjrzymy się temu uważnie, to okaże się, że mamy do czynienia z formą naszego ciała, a następnie z odczuciami migoczącymi wokół tej formy. Nie są one pojedynczą, solidną rzeczą. Wiele razy postrzegamy odczucie jako coś stabilnego, ale teraz rozbieramy to postrzeganie na części. W rzeczywistości nie ma tylko jednego postrzegania. Jest wiele powtarzających się spostrzeżeń, tak jak jest wiele chwil odczuwania. Dlatego właśnie jest to czasami nazywane khandhami–pokładami. Podobnie jak hałdy żwiru czy piasku, składają się z małych pojedynczych zdarzeń, małych pojedynczych ruchów, zarówno fizycznych, jak i umysłowych. Rozkładamy więc te pokłady. A kiedy już zostaną rozbite, nie są już tak wielkie, by nie móc sobie z nimi poradzić. Można je zmienić. Na przykład postrzeżenia, które zastosowałeś do odczuć: Co się stanie, jeśli zmienisz je z rozpoznawania „bólu” jako dostrzeganie „doznania”?
Możesz też spróbować przeanalizować to doznanie pod kątem jego fizycznych aspektów: uczucia ciepła lub gorąca, a może poczucia blokady, które wydaje się mocne. Jeśli jednak faktycznie rozbierzesz te solidne odczucia na czynniki pierwsze, zaczniesz dostrzegać, że wcale nie są one takie trwałe.
Następnie są historie, które budujesz wokół doznań, obawy o to, co się stanie, jeśli nie zrobisz czegoś z bólem. Jeśli będziesz tu siedzieć przez następną godzinę, to czy odpadnie ci noga? Czy uszkodzisz tkanki ciała poprzez odcięcie dopływu krwi? Umysł może tworzyć różnego rodzaju historie na temat doznań, ale zamiast patrzeć na te historie i wciągać się w fabułę, po prostu spójrz na nie jako na słowa przepływające przez umysł, w które nie musisz wierzyć. Po prostu obserwuj te historie jako pojedyncze słowa. Wtedy zaczniesz dostrzegać, że jeśli trzymasz się linii fabularnej, to pogarszasz ból. Po co więc się jej trzymać? Nie musisz podążać za fabułą. To nie jest film, za który zapłaciłeś. Nie tracisz niczego ważnego, jeśli nie podążasz za nim do końca.
To, co chcesz zrobić, to rozłożyć cierpienie na części składowe i zlokalizować lgnięcie, które zamienia te grupy składowe w cierpienie. Jeśli weźmiemy pod uwagę każdą składową z osobna, to nie wszystkie są aż tak złe. Składowa sama w sobie nie jest cierpieniem. Możemy odczuwać ból w nodze, ale cierpimy dlatego, że się z nim identyfikujemy, rościmy sobie do niego prawo. Dlatego powstaje cierpienie. Bez aktu identyfikacji, bez lgnięcia, nie byłoby cierpienia. Mentalna etykieta, która mówi „moje” lub „mój ból”, „moja noga” lub cokolwiek innego: Co się stanie, jeśli ją porzucisz? Nie musisz o tym myśleć. Nikt cię do tego nie zmusza. To po prostu siła nawyku. A nawyki można zmienić.
Gdy rozłożysz cierpienie na małe kawałki, jest ono o wiele łatwiejsze do opanowania. Wiele razy ból może nadal istnieć, ale nie ma cierpienia. A czasami, gdy się tym nie przejmujemy, ból faktycznie ustępuje. Niektóre bóle fizyczne mają swoje fizyczne przyczyny; inne są bardziej psychiczne. Nawet ból fizyczny ma swój mentalny składnik, ponieważ umysł wybiera, na których doznaniach się skupić, a które zignorować, które zbagatelizować, a które wzmocnić swoimi historiami i bieżącymi komentarzami. Możesz wyraźnie zobaczyć ten mentalny składnik, gdy zatrzymasz komentarz lub gdy cofniesz się, spojrzysz na komentarz, jak na coś ciekawego, i zapytasz „Dlaczego miałbym w to wierzyć?”. I nagle cierpienie zniknie. Niezależnie od tego, czy ból nadal istnieje, cierpienie znika. Wtedy widzisz, że problemem nie był ból, ale niepotrzebne cierpienie, które stworzyłeś, trzymając się tych odczuć i wyobrażeń. Kiedy wyraźnie widzisz, że to czego kurczowo się trzymałeś, tak naprawdę nie jest warte lgnięcia, cierpienie zacznie się rozpadać. Góra zostaje wyrównana i rozsypana w pył. Opanowanie tej umiejętności oznacza koniec cierpienia.
O autorze
Thanissaro Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora
Thanissaro Bhikkhu (Geoffrey DeGraff) (1949 - ) jest amerykańskim buddyjskim mnichem tajskiej leśnej tradycji Kammatthana. Po ukończeniu historii europejskiej w Oberlin College w 1971 roku wyjechał do Tajlandii gdzie uczył się medytacji u Ajaana Fuang Jotiko, ucznia Ajaana Lee.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Jedno narzędzie spośród wielu
- Ajahn Viradhammo Życie z uczuciem
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: rozdział książki "Meditations 1: Dhamma Talks"
Copyright © dhammatalks.org (revised Dec. 15, 2018)
Tłumaczenie: Har-Dao
Redakcja polska: Bartosz Klimas
Czyta: Aleksander Bromberek
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/