KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Mam nadzieję, że wszyscy moi przyjaciele z Hongkongu dobrze mnie słyszą. Czasami nawet w Towarzystwie Buddyjskim zdarza się, że pojawiają się wirusy w komputerach albo innych urządzeniach. Czasem nagłośnienie lub system nagrywania albo system przesyłania strumieniowego nie jest sprawny, ale mam nadzieję, że teraz dobrze działa. Jeśli nie, to nagrywamy wszystko też w inny sposób, więc będziecie mogli pobrać to później, mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Dzisiejsza mowa będzie o spokoju i zawirowaniach, bo czasami życie jest burzliwe, ale czy to zawsze jest złe?

Ilekroć patrzymy na nasze życie, powinniśmy dostrzegać, jak bardzo jesteśmy uprzywilejowani, w tej chwili możemy nie zdawać sobie sprawy, że przynajmniej mamy pełne brzuchy, mamy gdzie spać, mamy przyjaciół. Czego więcej chcecie? Bywa, że my, istoty ludzkie, chcemy mieć zbyt wiele. Nie wiemy, jak być zadowolonym z drobnostek. Oto jedna z cudownych rzeczy, których nauczono mnie jako młodego mnicha: jak cieszyć się z dostawania nawet niewielu wskazówek, jak być zadowolonym z prostych rzeczy, jak nie potrzebować zbyt wiele. W rzeczywistości mamy pewne odniesienie do mnichów i mniszek buddyjskich. Potrzebujemy tylko czterech rzeczy. A są to ubrania potrzebne ciału, pokarm dla brzucha, nocleg w ciszy, odpoczynek. I wreszcie leki w czasie choroby zawierające także niektóre rodzaje pożywienia. Nazywają się one czterema rekwizytami zakonnymi. Wszystko, co nie należy do tej kategorii, jest dodatkowym mieniem. Staram się o tym zawsze pamiętać i muszę uczyć tego mnichów, gdy ich wyświęcam. Istotne jest pamiętanie, ile naprawdę potrzebujesz w życiu i co jest naprawdę ważne.

Co się dzieje, gdy zmienia się nasza sytuacja? Czasami ludzie bardzo niechętnie podążają za zmianami na przykład, kiedy nie mogą udać się tam, gdzie chcą, z powodu jakiejś choroby lub gdy życie nie wydaje się tak spokojne, jak w zeszłym roku, bo wybuchają zamieszki na ulicach. Więc staramy się dowiedzieć czegoś o naszej przyszłości. Wiecie, dzieje się tak… nic w tym dziwnego, ludzie robią to od stuleci, a nawet tysiącleci. Zawirowania są częścią życia. Gdybyśmy byli całkowicie spokojni, gdyby wszystko zawsze szło po naszej myśli, niewiele byśmy się nauczyli.

Czasami ludzie oczekują, że ten świat i ludzkie życie będą doskonałe. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że to życie nigdy nie jest idealne, ale gdy wiemy, jak z niego korzystać i się uczyć, wtedy jest całkiem w porządku. Kiedy widzimy cierpienie, mamy okazję do okazania życzliwości. Kiedy widzimy, że ktoś jest głodny, wybieramy hojność, gdy ktoś źle nas traktuje, to jest to okazja do wybaczenia. Bez tych możliwości, gdzie byłaby ważna część życia? Czasami wszystko idzie źle i okazuje się, że nasze priorytety są źle ustawione. Podoba mi się idea priorytetów.

Historia, która przychodzi mi do głowy… Oczywiście, wiecie, że nie planuję tych mów. Zaczynam coś i zobaczymy, co się pojawi w trakcie. Wracając do priorytetów, było to zaledwie kilka miesięcy temu. To jedna z tych starych opowieści, które ciągle powtarzam. Robię to w wielu wykładach ze względu na tych, którzy jej nie znają. Niedawno – właściwie ostatniej nocy – wróciłem samolotem z Dalekiego Wschodu. Ostatnie cztery dni spędziłem na Dalekim Wschodzie, czyli w Sydney i Canberze. Te miejsca nazywam Dalekim Wschodem. Tak więc wygłaszałem tam wiele mów. Chodzi o to porównanie, w którym profesor wszedł na salę wykładową i w ogóle się nie odzywał. Postawił przed sobą wielki, pusty słój. Następnie sięgnął do teczki, wyjął kilka kamieni i włożył je do słoika, jeden po drugim, aż całkowicie go wypełnił. W tym momencie uniósł głowę i zapytał uczniów: „Czy słoik jest pełny?”. Odpowiedzieli: „Tak, psorze”. Uśmiechnął się, sięgnął do torby i wyciągnął trochę żwiru, małych kamyczków, i udało mu się wcisnąć sporo w przestrzenie między dużymi kamieniami. Kiedy już nie mógł dosypać więcej żwiru, zapytał raz jeszcze: „Czy słoik jest pełny?”. Oczywiście, ponieważ był to uniwersytet, studenci zdali sobie sprawę, że już raz zostali nabrani – więcej się to nie powtórzy. Więc odrzekli: „Nie”. Uśmiechnął się. Wyjął trochę piasku, posypał nim kamienie i małe kamyki, potrząsnął słoikiem i patrzył, jak przedostaje się do przestrzeni między kamieniami i żwirem. „Czy słoik jest teraz pełny?” Studenci pokręcili przecząco głowami. Nauczyciel wyjął wodę i wlał aż do pełna. A potem zapytał: „Jaki jest cel tego porównania?”. Wielu z was pamięta swoje studenckie czasy, znacie też uniwersytecką i szkolną młodzież, więc ich odpowiedź będzie wam bliska: „To nam dowodzi, że jakkolwiek wypełniony jest nasz harmonogram, zawsze możemy wcisnąć tam coś jeszcze”. Odparł: „Nie, nie o to mi chodzi. Pokazuje to, że jeśli chcesz włożyć duże kamienie do słoika, muszą być wkładane jako pierwsze”.

To była opowieść o priorytetach. Niezależnie od tego, czy są to trudne, czy spokojne chwile w życiu, czy jesteś chory, czy zdrowy, czym są te najważniejsze kamienie, które chcesz ustawić z przodu? Umieść je na pierwszym miejscu, w przeciwnym razie nigdy ich nie wciśniesz. Dlatego tak ważne są priorytety, zwłaszcza w czasach trudności i zawirowań. Jeśli nie możemy iść na mecz piłki nożnej lub wziąć udziału w jakimś innym wydarzeniu, nie możemy iść na… czy to był wyścig formuły jeden w Melbourne, czy coś takiego? Ludzie naprawdę bardzo lubią takie rzeczy. W porządku, jeśli chcą iść, to żaden problem. Ale czy to jest najważniejsza rzecz w życiu? Ustalenie priorytetów rozwiązuje wiele problemów w życiu. Gdy zdasz sobie sprawę, co jest naprawdę ważne, w życiu będzie mniej zamieszania, mimo że inni będą biegać wkoło, jeszcze inni narzekać albo kłócić się ze sobą.

Przypomina mi to jedną z moich ulubionych historii. W rzeczywistości to nie historia tylko wiersz, który czytałem, kiedy zaczynałem jako buddysta, wciąż będąc świeckim. Ten krótki wiersz brzmi: „Łatwo być szczęśliwym, gdy jesteś na fali, lecz nieoceniony jest ten, który się uśmiecha, gdy wszystko się wali”. Czy kiedykolwiek w życiu tak się czułeś? Gdy wszystko jest nie tak, jak być powinno. Co wtedy robisz? Uśmiechnij się. Nie wsadzą cię za to do szpitala psychiatrycznego. Zrozumieją, że może dostrzegasz coś, czego inni ludzie nie widzą. Co tam widzisz? Wszyscy uważacie, że priorytetem jest rozwiązywanie problemów. Po prostu uczcie się, jak być spokojnymi i szczęśliwymi do momentu, aż naprawdę będzie można coś zrobić. Historia, którą zaraz usłyszycie, to coś, co powinienem opowiedzieć właśnie dzisiaj, zgodziłem się ją przytoczyć wiele tygodni temu, ale nie myślałem o tym, aż do dziś. To historia o tym, jak uczenie się bycia spokojnym pomaga w zawirowaniach, czyli spokój i zawirowania… Jeśli jest czas zawirowań, jeśli jesteś w trudnej sytuacji – niektórzy zdają się tak mówić – to bycie spokojnym nie pomoże, musisz coś zrobić. Nie siedź, zrób coś. Myślę, że tak naprawdę to Thích Nhất Hạnh to odwrócił, i powiedział: „Nie, nic nie rób. Właśnie siedź!”. Odwrócił wszystko. Zdawał sobie sprawę, że spokojowi nie przypisuje się dużego znaczenia na Zachodzie. Właśnie ta szczególna, krótka opowieść pokazuje taki sposób myślenia, taki sposób postrzegania. Historia ta nie pochodzi z żadnego buddyjskiego tekstu. Usłyszałem ją od znajomego, który był starszym nauczycielem, gdy uczyłem wiele lat temu w liceum w Anglii, dotyczyła zawirowań. Uczenie w szkole było dla mnie wystarczającym zamętem. Ten starszy nauczyciel opowiedział mi ją, gdy piliśmy właśnie filiżankę herbaty w przerwie między lekcjami. Jak sądzę, wielu z was może ją znać, ale jest to świetna opowiastka. Pamiętam, że potem gdzieś ją przeczytałem. Ktoś ją znał z jednej z moich książek, a potem zobaczył przedrukowaną w gazecie w Tajlandii, w czasach, gdy trwał tam konflikt między żółtymi i czerwonymi koszulami. Było to chyba wtedy, gdy jedna grupa przejęła lotnisko, wiele lat temu, to było wielkie zamieszanie, zawirowanie polityczne. Wspomnieli, że historia pochodzi ode mnie i wydrukowali ją w gazecie. Ktoś to zauważył, wyciął ten kawałek i wysłał mi.

To była historia tego dżentelmena, nauczyciela, który jako młody mężczyzna był w armii w Birmie podczas drugiej wojny światowej. Był z kilkoma innymi żołnierzami. A co się dokładnie stało? Byli na patrolu, zwykłym patrolu. I mieli zwiadowcę, było ich wszystkich sześciu, siedmiu lub ośmiu żołnierzy. Zwiadowca przyniósł złe wieści. Zapuścili się w sam środek ogromnej koncentracji wojsk wroga. Byli otoczeni, tamci mieli przewagę liczebną. Żołnierze z jego oddziału byli gotowi umrzeć. Co byście zrobili, gdybyście byli w takiej sytuacji, na wojnie, tysiące mil od domu, otoczeni przez przewyższającego was liczebnie wroga, gotowi na śmierć, co byście zrobili? W każdym razie ten kapitan, starszy oficer, od razu wiedział, co zrobić. Powiedział: „Wszyscy usiądźcie. Napijemy się herbaty”. Wybaczcie proszę. [Ajahn Brahm pije z kubka] Oto, co zrobili. Wypili filiżankę herbaty. Jak można myśleć o filiżance herbaty, gdy jesteś otoczony przez wrogie wojska, gdy zaraz masz umrzeć na wojnie? Na drugiej wojnie światowej… Ale to uratowało im życie, bo stało się coś potem. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby próbowali się wydostać. Wyobraźcie sobie, że ktoś chciałby zostać bohaterem i próbował z bronią przedrzeć się siłą. Czy John Wayne już wtedy żył? Jak się nazywa ten drugi facet? Ten, co grał w „Szklanej pułapce”? Bruce Willis. Zgadza się. Kiedy zaczynałem uczyć za granicą, czasami ludzie porównywali mnie do Bruce'a Willisa. Tak, tylko dlatego, że obaj jesteśmy łysi. To wszystko. To jedyna wspólna cecha: łysina. W każdym razie, wracając do historii, czasami ludzie czują, że muszą coś zrobić. A ile razy, gdy czujesz, że musisz coś zrobić, wszystko idzie gorzej? Na pewno by tak było. Zamiast tego usiądź i napij się herbaty. Ten człowiek – nauczyciel języka angielskiego ze szkoły, w której uczyłem – powiedział, że tak właśnie zrobili, pomimo że chcieli walczyć. Kiedy jego szef, kapitan, dał rozkaz: „Usiąść i napić się herbaty!”, pomyślał, że to najgłupsze polecenie, jakie słyszał w całym swoim życiu. Jasne, to była armia brytyjska, ale picie filiżanki herbaty, kiedy zaraz masz umrzeć? Kiedy po raz pierwszy to usłyszałem, pomyślałem – a czasem mam głupie skojarzenia – o kubkach podziurawionych przez kule i wylewającej się herbacie. Co za marnotrawstwo herbaty. Mam dziwną wyobraźnię, przyznaję. W każdym razie musiał wykonać rozkazy, a kiedy tak pili herbatkę, zwiadowca wrócił i powiedział: „Odłóżcie wszystko, odłóżcie to w tej chwili. Odkryłem bezpieczne przejście, bo wróg zmienił pozycję. Jeśli wyruszymy natychmiast, przeżyjemy”. I oczywiście tak się stało. Dlatego mógł mi opowiedzieć tę historię. Nikt nie został ranny ani zastrzelony.

To właśnie od niego usłyszałem ten ważny przekaz, że nie trzeba koniecznie czegoś robić podczas zawirowań życiowych. Tak było z nim, a chodziło o wybór między życiem i śmiercią. Nic nie rób, to okazja, żeby się zatrzymać, być w tej chwili, być spokojnym i zobaczyć, co się za chwilę stanie. Poczekaj, aż wszystko się zmieni, ponieważ to jedyna rzecz, jakiej zawsze można się spodziewać – zmiana. Nic nigdy nie pozostaje takie samo. Zawsze się zmienia. Na tym polega nasze zadanie w trudnych chwilach, trudnych czasach, podczas epidemii wirusa. Jak długo ten wirus będzie trwał? Oczywiście nie będzie trwał wiecznie. A jeśli będzie wieczny, to i tak wszyscy będziemy już martwi, więc nie musimy się przejmować. Miesiąc, dwa miesiące, trzy miesiące, nie wiem, kiedy, ale wkrótce nastąpi zmiana, więc nic nie trzeba robić. Nic nie rób i poczekaj, aż będzie można coś zrobić. Wtedy będziesz naprawdę skuteczny. Ale chodzi również o coś więcej. Odkryłem, że kiedy odpoczywasz i nic nie robisz, wtedy pojawiają się innowacyjne sposoby radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Nie robisz już czegoś z przyzwyczajenia. Nie działasz w nawykowy sposób, zaczynasz dostrzegać różne metody.

Czym jest zamieszanie? Czym jest katastrofa? Możesz dostrzec w nich korzyści. Nie chodzi o korzyści osobiste, a o coś korzystnego dla wszystkich. Pamiętam lekcję historii o wielkim pożarze Londynu w XVII wieku. Mówi się teraz o pożarach w Australii, ale tamten pożar zniszczył znacznie więcej w Londynie. Zniszczył również przyczyny zarazy, czarnej śmierci. Cała środkowa część Londynu została całkowicie spalona. Więc co zrobiono? To nie była tylko odbudowa, ale przebudowa całego Londynu, począwszy od systemu kanalizacyjnego, którym odprowadzano ścieki pod ziemią. Nadarzyła się okazja, by to zrobić, ponieważ na powierzchni nie było żadnych budynków. Dzięki temu można było zbudować dobry system kanalizacyjny. Utkwiło mi w pamięci, że nie było wtedy zbyt wielu inżynierów. Nie wiedzieli też, jak radzić sobie z przepływami i wirami. Matematyka czy eksperymenty – w ogóle nie było jeszcze nauki. Może była, ale niezbyt rozwinięta. Ktoś, kto zaprojektował podziemny system kanalizacyjny w centrum Londynu, postanowił zaplanować go tak, jak rozkładają się kanaliki w liściu. Chodziło o ich nachylenie w liściu – jeśli spojrzysz na liść, dostrzeżesz na środku główną linię, w niej transportowane są płyny w tę i z powrotem. Są też rozgałęzienia, dochodzą do głównego kanału pod pewnym kątem. Ludzie, którzy zaprojektowali i zbudowali kanalizację w Londynie, zastosowali dokładnie ten kąt. Nie wiedzieli, dlaczego tak to jest, ale pomyśleli, że jeśli działa w naturze, może też zadziałać pod ziemią w Londynie. Oczywiście tak się stało i działało przez kolejnych 300 lub 400 lat. Dopóki ludzie nie zaczęli zużywać zbyt dużej ilości tłuszczu i nie pojawiły się zatory tłuszczowe. Zaczęto też używać mokrych chusteczek, które tworzyły kolejne zatory, i tym podobnych rzeczy powodujących blokady. Ale ta kanalizacja działała przez lata, nawet stulecia. Skorzystali z kryzysu i wzrośli dzięki niemu. To jest jedna z rzeczy, które zawsze staram się robić. Bez względu na kryzys, cokolwiek się nam przydarzy, nie myślimy tylko: „Och, czy to nie jest okropne? Czy to nie straszne? Mam nadzieję, że to szybko minie”. Nie, zawsze można wyciągnąć z tego naukę, żeby następnym razem lepiej sobie poradzić. Czasami chodzi tylko o cierpliwość. Czasami to tylko nauka patrzenia na rzeczy tak, jak postrzegają je inni ludzie. To powiększanie mądrości, poszerzanie poglądów.

Jedno z pytań, które ktoś zadał na temat tego szczególnego czasu dla mieszkańców Hongkongu, wcale nie dotyczyło koronawirusa. Chodziło o trudności z polityką, a polityka zawsze polega na tym, że ludzie się ze sobą kłócą o to, kto ma rację, a kto się myli. Czasem mnisi też się kłócą, tak, kłóćmy się, ale nie bierzmy tego zbyt poważnie. Ale kiedy się kłócimy, zawsze pamiętajmy, że tylko dlatego, że ktoś jest starszym mnichem, nie znaczy, że ma rację. Naprawdę fajnie jest się mylić. Ile razy się myliłeś? Setki razy. Naprawdę starasz się to zauważać: „Och, tak, pamiętam. To był kolejny błąd, który popełniłem”. To przyzwoite przyznawać się do błędów, przyznać, że zrobiłeś coś nie tak, jak trzeba. Na przykład, co zrobiłem głupiego – dobrze, może dlatego, że byłem zmęczony, zapomniałem o tablecie, nie mam na myśli tabletki antywirusowej. Mam na myśli taki mały tablet Samsunga, wiecie, są tam wszystkie moje e-maile. Zostawiłem go dzisiaj w klasztorze i na początku pomyślałem: „O nie, jest tam tyle dobrych informacji na różne tematy. Co mam zrobić?”. A potem pomyślałem: „Hej, nic nie mogę zrobić, mogę więcej pomedytować w ten weekend. Hurra!”. Cokolwiek zrobisz, cokolwiek się stanie, zawsze możesz dostrzec pozytywną stronę. Tego uczył mnie Ajahn Chah. W ten sposób żyję, to znaczy, że gdy robi się zamieszanie, zawsze jest jakaś korzyść. Nie mam na myśli korzyści finansowych. „Jak mogę zarabiać na sprzedaży wody święconej, która jest bardzo dobra na koronawirusa?!”

Jeśli jest jakiś wirus, co faktycznie działa? Co działa? Jak on się nazywał? Ten szalony lekarz przebrany za clowna ze spódniczką baletnicy… Jak on się nazywał? Patch Adams. Dr Patch Adams, znacie? Tak, właśnie on, rozśmieszał ludzi, inspirował ich, dodawał otuchy. Dodawał im więcej energii mentalnej. A co działo się z ich chorobami? Pacjenci mieli się znacznie lepiej. Może nie wszyscy zostali wyleczeni, ale przynajmniej umarli szczęśliwi. I tak umrzesz. Równie dobrze możesz umrzeć z uśmiechem na twarzy. Pracownik kostnicy widzący uśmiech na twarzy zmarłego, duży uśmiech, to byłby dopiero ewenement… jak taki ktoś się nazywa? Patolog? Koroner? No właśnie. Ktoś pracujący w kostnicy widzi zmarłego z uśmiechem na twarzy – co mu się przydarzyło?! Cóż, uśmiechał się. Ktoś wyjaśnił, że właściwie został trafiony piorunem, ale wcześniej robiono mu zdjęcie, więc uśmiechnął się na widok błysku. Och, dajcie spokój [to śmieszny dowcip]. W każdym razie dostrzeganie pozytywnej strony wydarzeń lub śmianie się z dowcipów – niektórzy się śmiali – to wykorzystanie okazji. Właśnie polepszyliście swój system immunologiczny, wpompowując dobre hormony do krwiobiegu. Więc mieliście szansę. Mogliście się zaśmiać z żartu. To był naprawdę kiepski żart Ajahna Brahma. Straciliście okazję, żeby być bardziej odpornymi na różne zarazki. Oczywiście to prawda. Więc Patch Adams, wiecie, on to udowodnił. Chcę powiedzieć, że czasami, słyszę w wiadomościach albo od ludzi: „Och, mamy teraz okres zamętu”. Ale to negatywne nastawienie, zawsze widzimy rzeczy w najciemniejszych barwach. Do tego stopnia, że zawieszamy wszystko do odwołania. Może w ogóle zawieśmy życie zamiast odwoływać Grand Prix, spotkania i inne rzeczy, ponieważ życie zawsze jest ryzykowne. Ile masz szans w życiu? Czy zakazano już ryzykować? I możesz powiedzieć: „No tak, oszacowaliśmy już ryzyko, więc musimy podejmować środki ostrożności”. Ale to jest nasze buddyjskie społeczeństwo w zachodniej Australii. W społeczeństwie buddyjskim powinniśmy zawsze żyć na krawędzi.

Ale może wróćmy do życiowych zawirowań. Jeśli nie ma nic do zrobienia, nic nie rób. Powinieneś odpowiednio postrzegać, ale – co ważniejsze – najpierw odpowiednio ustaw swoje priorytety. A po drugie przestań się kłócić. Zauważyłem, że niektórzy ludzie mają bardzo ograniczone postrzeganie. Nie pozwalają sobie na poszerzanie zdolności percepcyjnych ani na postrzeganie rzeczy w inny sposób. OK. Co to było? Ach tak, kolejny odcinek z serii, jak trudno być Ajahnem Brahmem. Wygłaszam tyle mów co tydzień. Nie wiem, o czym mówiłem ostatnim razem. Mówiłem prawie cały dzień w Sydney, w Canberze. Takie mam przynajmniej wrażenie. Poszedłem któregoś razu, żeby „wystąpić”, to było w Korei Południowej. Uwielbiam wystąpienia w miejscach, gdzie tak naprawdę nie pasuję. To było jakoś w 2016 roku. Światowy Kongres Komputerowy. Tak, mam tablet, o którym ciągle zapominam, ale jeśli coś się dzieje z komputerami, to muszę prosić tego mnicha obok, on mi naprawia komputery i tym podobne. Moje wystąpienie nie było zwykłą mową, to było przemówienie kluczowe. Główne wystąpienie na światowej konferencji komputerowej w Dejong w Korei. Dobrze się mną zaopiekowali. Zapłacili za miejsca w klasie biznesowej i za miły pokój w hotelu. I podobała im się moja prezentacja. Szczerze mówiąc, przekazali darowiznę w wysokości 2000 dolarów na rzecz społeczeństwa buddyjskiego. Wiecie, ludzie w moim kraju nazywali to „całkiem niezłymi dochodami”. Wszedłem tam, żeby wygłosić główne przemówienie. Byłem trzeci w kolejce. Pierwszy był, jak sądzę, koreański minister. Otworzył konferencję, byli też przewodniczący kongresu komputerowego, a następnie ja, numer trzy, główne wystąpienie całej konferencji. To było naprawdę fajne. Ludzie pytali mnie: „Dlaczego to robisz? Jesteś mnichem. Wiesz, jesteś tam jako mnich, a tam wszędzie firmy komputerowe, korporacje czy coś w tym rodzaju, ponieważ wszyscy są wielkimi prezesami”. Ale ja byłem właśnie GMW. Wiecie, czym jest GMW? To Główny Mnich Wykonawczy. Dziękuję. Więc co zrobiłem? Opowiedziałem o najważniejszej części każdej firmy i również ogólnie życia czy uczestnictwa w BSWA lub Fundacji Buddyjskiej w Hongkongu.

Bycie człowiekiem to uczenie się, jak wprowadzać innowacje. Nie odpowiadaj ciągle w ten sam stary sposób. Jesteś w środku zamieszania, masz kryzys? Jak masz zamiar na to odpowiedzieć? Czasami wiedza nas ogranicza. Czasami tworzymy na jej podstawie opinie i kłócimy się z innymi, bo nasza bazowa wiedza jest zbyt wąska. To były firmy, które chciały zarobić więcej pieniędzy, więc chciały skorzystać z tej wiedzy, żeby nauczyć się innowacji. Dałem im pewną radę wywodzącą się z podstawowych wglądów Buddhy, z praktyki medytacyjnej. To moje korzenie. Znam buddyzm, więc nie uczę czegoś, o czym nie mam pojęcia. Podniosłem butelkę i zapytałem wszystkich na widowni, co trzymam w dłoni? Był tam jeden facet – szef cyberbezpieczeństwa Unii Europejskiej. Tak, naprawdę ważni ludzie. Był tam też minister technologii z Nowej Południowej Walii. Dobrze się bawiliśmy, rozmawiając. Ale i tak nadszedł czas odpowiedzi na pytanie. Odpowiadali: „Butelka. Szklanka. W połowie pełna”, mówili różne rzeczy, a ja wciąż pytałem. Co to jest? Bo to była tylko ich stara wiedza. Stara wiedza podpowiada: „To butelka. To szklanka. Na górze przezroczysta, pomarańczowa na dole. Jest cylindryczna”. Potem zaczęły się te wszystkie niesamowite opisy, a ja zapytałem: „Co jeszcze widzicie?”. Aż po mniej więcej pięciu minutach skończyły im się opisy. Ich słownictwo było wyczerpane. Powiedziałem: „Teraz możecie zacząć coś widzieć”. Aby zobaczyć to, czego nie widziałeś wcześniej, aby zauważyć, co było zakryte przez wszystkie te słowa, żeby zobaczyć coś nowego – trzeba innowacji. Często jest tak, że kiedy mamy problem, po prostu zaglądamy do książek, jeśli nie do książek, to szukamy w pamięci i po prostu powtarzamy to, co wcześniej zadziałało. Oczywiście czasy się zmieniają, zmieniają się wirusy, zmieniają się rządy, zmieniają się odpowiedzi, a przynajmniej powinny, żeby umiejętnie odpowiadać na nowe problemy. Więc zapytałem: „Co to jest?”. Patrzyli w milczeniu, żeby dostrzec więcej rzeczy. Ktoś kiedyś pokazał mi klip, zazwyczaj nie oglądam filmów, klip był, jak sądzę, z filmu pt. „Bogowie muszą być szaleni”. Pamiętam z tego filmu to, że ktoś wyrzucił z samolotu colę, to była butelka coca-coli, i znaleźli ją Buszmeni. Do czego ją wykorzystali? Żona użyła jej do rozwałkowania ciasta, butelka dobrze służyła jako wałek do ciasta. Wykorzystała ją także do bicia po głowie swojego męża. Naprawdę nie powinienem tak mówić, prawda? W każdym razie wynaleźli bardzo innowacyjne zastosowania butelki, których wy byście nie wymyślili. Zastosowania dla coca-coli. Wspaniale jest zobaczyć różne sposoby robienia czegoś, bo dzięki temu nasze wąskie poglądy stają się coraz szersze i szersze. Zamiast kłócenia się ze sobą – co jest jednym z naszych problemów – o to, kto ma rację, a kto się myli.

Oczywiście przypomina mi się klasyczna buddyjska przypowieść o siedmiu słoniach. Pewnie słyszeliście o siedmiu słoniach, wszystkie są ślepe i kłócą się o to, czym jest człowiek. Nigdy wcześniej nie widziały człowieka. Postanowiły więc dowiedzieć się, czym jest, przez bezpośrednie doświadczenie. Trzeba się dowiadywać dla siebie samego. Wszystkie więc powędrowały w dal, znalazły istotę ludzką i dotknęły jej. Kiedy wróciły, porównały swoje doświadczenia i wszystkie się zgodziły. Ludzie są płascy jak hamburgery. To był jedyny sposób, w jaki mogły odczuć człowieka. Słonie nie są aż tak wrażliwe, zmiażdżyły każdego znalezionego człowieka. Dlatego zgadzały się, że wszyscy są tacy sami. Spłaszczeni. Opowiedziałem tę historię Judy Gillard wiele lat temu, kto jeszcze tam był, nie wiem, oni przynajmniej myśleli, że to śmieszne. W każdym razie, opowiem teraz prawdziwą historię o tym, jak się odczuwa słonia, historię o jednym słoniu i o tym, jak go odczuwało siedmiu ślepych mężczyzn, a następnie zamiast spierać się, kto ma rację, połączyli doświadczenie, to była forma szacunku dla innych ludzi. Nie myślmy tylko: „Och, ci ludzie są u władzy, motywują ich tylko pieniądze albo po prostu robią, co ktoś im każe”. Słuchajmy i szanujmy się nawzajem. Szanujesz innych ludzi, ale czasami czujesz, że ktoś jest po prostu całkowicie przeciwko tobie, ale szanuj go, bo rzeczy się zmieniają. Nie wiem, czy w zeszłym tygodniu, kiedy tu byłem, opowiedziałem historię o kłanianiu się Buddzie i o zasadach katolickich? Tak? W porządku. Jeśli nie słyszeliście tej historii, zajrzyjcie na stronę BSWA, mam nadzieję, że tam będzie. Mam nadzieję, że jest, Bill? Tak, jest. OK, świetnie. Cudownie. Nie znacie naszej strony? Wstyd!

W każdym razie zamiast zwiększać konflikt między różnymi religiami starasz się zebrać wszystkich, znajdując coś wspólnego, ale chodzi o to, jak kłaniamy się Buddzie. Nie kłaniamy się Buddzie, kłaniamy się temu, co on reprezentuje. Pamiętacie, co powiedziałem w zeszłym tygodniu? Co on reprezentuje? Cnotę, spokój i współczucie. Łatwo się temu pokłonić. Widzicie więc, że był konflikt między dwiema różnymi religiami, ale ujęcie go w zupełnie inny sposób rozwiązało problem. Nie chodzi o gloryfikowanie jednej wiary i poniżanie innej, ale o znalezienie sedna wiary. Innym razem miałem podobną okazję na Uniwersytecie Australii Zachodniej, kiedy występowałem podczas konferencji kapelanów. Wygłaszałem mowę razem z opatem benedyktynów – zmarł niedawno – opatem Placidem, a ojciec Frank Brennan zadał mi pytanie. To jezuita, niezwykły intelektualista. Stał na czele małej grupy, która zamierzała dodać klauzulę dotyczącą praw człowieka do australijskiej konstytucji. Reprezentował wagę ciężką wśród intelektualistów. Kiedy zadał mi pytanie, zdałem sobie sprawę, że nie mogę żartować. Większość intelektualistów nie ma poczucia humoru, a może ma? Nie wiem, nie próbowałem, ale zadał mi to wspaniałe pytanie – może wielu z was nie słyszało tego wcześniej – czy wiecie, jaka jest buddyjska koncepcja Boga? Jako katolik był bardzo tym zainteresowany. To była ważna część jego życia. Tak. Wiara w Boga, kult Boga lub cokolwiek innego. Ale wiecie, jak buddyzm się do tego odnosi? Jako mnich buddyjski zawsze starałem się mieć kontakt z ludźmi innych wyznań i religii lub z osobami niereligijnymi, ponieważ zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa bycia zbyt ograniczonym. Opat Placid był bardzo serdeczną osobą, bywał w naszym klasztorze wiele razy. Często mówił mi, że jednym z jego podstawowych przekonań jest to, że wszyscy szukają Boga. To było przekonanie kierujące jego życiem. A ja nigdy nie chciałem nikogo poniżać, pomniejszać czyichś wierzeń. Kiedy kogoś szanujesz, chcesz się dowiedzieć: „Co przez to rozumiesz?”. Twoja mądrość wzrasta, kiedy słuchasz ludzi, którzy są inni od ciebie. W każdym razie, kiedy go wysłuchałem, zrozumiałem, że mam cudowną możliwość odpowiedzieć na pytanie tego intelektualisty o buddyjską ideę Boga. Cóż, tak mówił mój przyjaciel: „Hej, szukam Boga”. A czego wy szukacie? Każdy z was tutaj? Poszukujecie szacunku? Wiesz, gdy jesteś LGBTQA+, to czasami spotykasz się po prostu z całkowitym brakiem szacunku. „Chcę cię zmienić”. Czy możemy się zmienić? To okropne. Chcesz być szanowany. Gdy jesteś imigrantem, chcesz być doceniony, traktowany uczciwie. Albo gdy jesteś osobą z zaburzeniami, ze spektrum autyzmu. Wyobraź sobie, jak to musi być. Nie jesteś traktowany jak wszyscy inni. Jesteś spychany na bok. Więc ludzie chcą być szanowani. Trzeba okazywać szacunek innym. Wspaniale jest mieć kogoś zupełnie innego, kto po prostu mówi: „Dbam o ciebie i rozumiem, co robisz i dlaczego”. A także cudowną rzeczą jest po prostu móc kogoś kochać i być kochanym, móc dawać i otrzymywać tę miłość na różne sposoby. Ludzie mówią: „Jesteś mnichem buddyjskim. Co ty o tym wiesz?”. Dużo. Jak możesz kochać ludzi? Życie buddyjskiego mnicha to otwieranie drzwi swojego serca dla tak wielu ludzi, bycie naprawdę blisko ludzi, ale w inny sposób, którego czasami świat sobie nie jest w stanie wyobrazić. Dla tak wielu ludzi, na przykład tych wszystkich ludzie w Hongkongu – mam nadzieję, że mnie słyszą. Wiecie, że kiedy was spotykam, troszczę się o was. Moje serce jest na was naprawdę otwarte i naprawdę życzę wam mnóstwa szczęścia i dobrego samopoczucia, a reszta to mały problem. OK, możecie pomyśleć, że to duży problem. Ale to przeminie. To jedno z tych wspaniałych powiedzeń.

Pamiętacie przypowieść o cesarzu, o pierścieniu cesarza? Wrócę za chwilę do idei Boga, ale najpierw opowieść o pierścieniu cesarza. Był sobie młody człowiek, przejął imperium po ojcu, który zmarł, ale młodzieniec tak naprawdę nie potrafił kierować państwem. Jego ojciec umarł zbyt wcześnie, a młody władca za każdym razem, gdy wszystko szło dobrze, organizował przyjęcia i uroczystości. To był świetny czas, ale kiedy coś szło nie tak, nie mógł znieść bólu rozczarowania i frustracji. Gdy wszystko toczyło się naprawdę bardzo kiepsko, gospodarka szła w dół, wtedy zostawał w swoim pokoju, wpadał w depresję, nie mógł nic robić. W tamtych czasach, wiecie, król był po prostu wszechmocny, więc ludzie nie mogli ot tak zwyczajnie mu czegoś powiedzieć. Musieli to robić trochę bardziej subtelnie. Więc zamówili specjalny pierścionek dla cesarza, złoty pierścionek. Podarowali go temu młodemu mężczyźnie, na zewnątrz wygrawerowane były tylko trzy – musiałem szybko przeliczyć – trzy słowa: „To także przeminie”. Powiedziano młodemu człowiekowi, młodemu cesarzowi, aby zawsze go nosił – co też robił – i oczywiście, żeby na niego spoglądał. Co chcieli osiągnąć? Wkrótce mieli wyniki, kiedy wszystko szło dobrze – wygląda na to, że w Hongkongu działa dobrze od wielu lat – patrzył na pierścień i przypominał sobie, że to również przeminie, naprawdę to zapamiętał. Nigdy nie uważał dobrobytu, zdrowia, harmonii, pokoju za coś oczywistego. To błąd ludzi. Gdy sprawy idą dobrze, uważamy, że zawsze tak będzie, że zawsze będzie boom gospodarczy, że zawsze będziesz zdrowy, że związek z osobą, z którą wymieniłeś obrączki, będzie zawsze cudowny. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby jakieś małżeństwo wygrawerowało sobie na obrączkach: „To też przeminie” – twoje małżeństwo. Co by to dało? Toby przedłużyło małżeństwo. Sprawiłoby, że zawsze miałbyś w pamięci, że nie możesz po prostu brać tego związku za pewnik i tego, że ta osoba jest ci oddana i będzie taka zawsze. Tak właśnie zrobił młody cesarz. Wiedział to i ciężko pracował, żeby królestwo działało płynnie przez cały czas. Dzięki temu dobre czasy trwały dłużej niż ktokolwiek mógł zapamiętać. To może również uratować małżeństwo, ponieważ zawsze nad nim pracujesz, nigdy nie bierzesz jego trwania za pewnik. Twój związek będzie działał znacznie dłużej. Oczywiście, gdy pojawiały się sprawy trudne, również przemijały. Cesarz nie wpadał w depresję. Koronawirus też minie. Ajahn Brahm też przeminie. Cokolwiek się wydarza, przemija. Po prostu ucz się, jak robić tyle, ile się da. To jak światło na końcu tunelu. Możesz coś zrobić. Dlatego jest to tak pozytywne. Więc takie były trzy słowa na pierścieniu cesarza. To, co się dzieje w Hongkongu też minie, gwarantuję.

Powrócę do rozwiązania problemu różnych sposobów patrzenia na życie, do idei Boga. Czego szukasz? Spokoju? To wspaniałe słowo. Zdrowie, spełnienie – tak, naprawdę ważne słowa. Chcesz coś zrobić, żeby stworzyć lepszy świat, nie tylko dla siebie. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto byłby całkiem samolubny. Mogą wyglądać jakby byli, ale jeśli dajesz im możliwość zrobienia czegoś dla innych, to ich otwiera i kwitną. Masz więc całą listę rzeczy, których szukasz w życiu. Miłość, bycie kochanym, opieka. Spokój, możliwość służenia i zmieniania świata. Wszystkie te rzeczy, których szukają buddyści, muzułmanie, ateiści, niewierzący, agnostycy, liberałowie, socjaliści, wy również ich szukacie. Cóż, tym musi być Bóg, a więc taka jest buddyjska idea Boga. Kochać i być kochanym. Dbać, być spełnionym, szanowanym, przyjaźnić się z innymi. Powiedział, że jeśli tym właśnie jest Bóg, to łatwo go czcić. Czcicie pokój, życzliwość, przebaczenie, miłość. To nie należy do jakiejś istoty. To coś zawieszonego w powietrzu, w atmosferze.

Mam na myśli to, żebyś trenował, jeśli chcesz mieć wspaniały świat. Istnieją sposoby na przełamanie barier między dwojgiem ludzi o różnych poglądach, o różnych pomysłach, którzy po prostu nie chcą ze sobą rozmawiać. Mówienie: jesteś w błędzie, jesteś zły, jesteś niedobry – to właśnie powoduje problem. To zawężone podejście do polityki lub religii. Wspaniale, kiedy możesz to przełamać i sprawić, żeby ludzie rozmawiali ze sobą i uświadomili sobie, że jedną z najważniejszych rzeczy, jakich potrzebujemy w naszym świecie, jest pokonanie barier między narodami. Zrobiliśmy już sporo, ale pozostało jeszcze wiele do zrobienia. Wiecie, kwestie orientacji seksualnej, płci, teraz także niepełnosprawności. Mówię, że nie ma niepełnosprawności. Obserwujesz ludzi z bliska i dostrzegasz w nich niesamowite rzeczy. Z ludźmi inteligentnymi to prosta sprawa. Ile osób w tym pomieszczeniu ma ponadprzeciętną inteligencję? Tylko połowa z was, druga połowa jest poniżej przeciętnej. To właśnie średnia. Nie ma w tym nic złego. Nie ma znaczenia, z jakiej części świata pochodzisz. W Hongkongu połowa ludzi ma inteligencję poniżej przeciętnej, to średnia w całym Hongkongu. Zamiast więc krytykować i odrzucać ludzi, myśleć, że tu nie przynależą, jednoczmy wszystkich, bo to może stworzyć spokojny, obejmujący wszystkich świat. Ludzie czują się wykluczeni z powodu biedy, inności, wyznawania innej religii albo z powodu płci. Kiedy ludzie są wykluczani, powstają zawirowania. Tak krok po kroku możemy zrozumieć przyczyny. Możemy się uczyć, że tym jest zamęt. Taki jest jego cel w tym świecie. Uczmy się z tego. Uczmy się, rozwijajmy, żeby następnym razem zrobić coś lepiej. Dziękuję za wysłuchanie.

Sadhu, sadhu, sadhu!

W porządku. Czy są jakieś pytania z Internetu? Tak, zróbmy to. No to ruszamy. W porządku. Zrobimy to szybko.

Pytanie: Drogi Ajahnie Brahmie, naczelną zasadą w moim życiu jest bycie miłym i współczującym dla innych. Nienawidzę polityki i konfrontacji, ale teraz w Hongkongu, z powodu niepokojów politycznych i społecznych, jest tyle nienawiści i przemocy. Nawet mój ukochany stracił empatię i współczucie w tym politycznym środowisku. Czuję się taka zagubiona i smutna. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czy mógłbyś mi dać jakieś wskazówki?

AB: Jeśli twoją naczelną zasadą w życiu jest bycie miłą i współczującą dla innych, proszę, bądź dobra i współczująca dla swojego ukochanego. Stracił empatię i współczucie, więc pomóż mu ją odnaleźć. Tak jak w Stanach Zjednoczonych robi się na Wielkanoc – organizuje się poszukiwania pisanek. Co możesz zrobić? Prostą rzecz. Weź małe pudełko i włóż do niego coś, co symbolizuje miłość, współczucie albo na kartce papieru lub na czymś innym napisz „miłość”, „współczucie”. Zawiń wszystko w piękny papier prezentowy, a następnie umieść na tym małą kartę podarunkową i napisz „Dla mojego ukochanego”, a potem podaruj mu ten prezent, żeby przypomniał sobie, co jest ważne, i znowu odnalazł miłość i współczucie. To, że inni zgubili gdzieś miłość i współczucie, nie znaczy, że wy również musicie to stracić. To są osobiste dobra. Czy pozwoliłbyś odebrać sobie pieniądze lub ukraść samochód? Co jest ważniejsze: wasze pieniądze, samochód czy wasza miłość i współczucie? Nie pozwól nikomu ich ukraść.

Pytanie: Słyszałem o twoich doświadczeniach podczas medytacji w lesie, gdy grasowało tam niebezpieczne zwierzę. Jaka jest analogia dla tych z nas, którzy nie medytują w lesie?

AB: Medytujesz w betonowej dżungli, w Hongkongu, Sydney lub gdziekolwiek indziej. Tak więc w miastach jest więcej niebezpiecznych zwierząt niż w lasach. W lasach zwierzęta zwykle zostawiają cię w spokoju, jeśli im nie przeszkadzasz. A obserwowanie ich jest naprawdę fajne. Ale co to było? To był ogromny wąż o długości 2,8 metra. Przyszedł mnie raz odwiedzić w klasztorze Bodhinyana. Wiem, jak długi był, ponieważ był to gorący dzień, a on starał się znaleźć trochę cienia wzdłuż ściany jednej z chatek, którą sam budowałem. Wiem dokładnie, jaką ona ma wysokość, ma 2 metry i 94 centymetry, a wąż był rozciągnięty od głowy do ogona. Odwiedził mnie, ześlizgiwał się na dół i spoglądał na mnie, kiedy myłem miskę. Spojrzał na mnie i nic, dobrze, możemy robić, co chcemy. Był na odległość rzutu kamieniem. Wiedziałem, że jest jadowity. Był ogromny, największy, jakiego kiedykolwiek widziałem w klasztorze Bodhinyana. A ja dalej myłem miskę. Następnie, gdy znów podniosłem wzrok, zauważyłem, że wąż się odwrócił. Jego głowa była z drugiej strony, a ogon bliżej. Czuł się całkowicie bezpiecznie, swobodnie. Tak więc zwierzęta w lesie, jeśli się o nie troszczysz, zostawiają cię w spokoju. Stają się twoimi przyjaciółmi. Dlatego, jeśli żyjesz sam, szanuj inne niebezpieczne zwierzęta w Hongkongu, jeśli jesteś dla nich miły, jesteś bezpieczny.

Pytanie: Czy masz jakieś rady dla tych, którzy nie praktykują medytacji, a które mogłyby przynajmniej trochę złagodzić panikę, strach, nienawiść lub złość. Dziękuję ci. Z mettą.

AB: Słuchaj, to tak, jakbyś poprosił, żebym doradził ci, gdy jesteś głodny, co możesz zjeść innego niż jedzenie, żeby złagodzić głód. Strach, nienawiść i panika to problemy psychiczne. Rozwiązuje się je tylko dzięki silniejszemu umysłowi, silniejszej umysłowości, medytacji, uwolnieniu od przeszłości i przyszłości. To wymaga dużo mądrości i tego się trzeba uczyć. Właśnie od tego jest buddyzm – uczy, w jaki sposób trenować umysł. Jeśli chcesz mieć silne mięśnie, idź na siłownię. Jeśli chcesz mieć silny umysł, by nie poddawać się takim stanom jak strach i panika, musisz medytować. To nie jest takie trudne.

Pytanie: Ajahn, jaką lekcję można wyciągnąć z epidemii koronawirusa, z którym zmaga się teraz dosłownie cały świat? Dziękuję.

AB: Wybaczcie, wciąż uważam, że jest to przesadna reakcja, ale takie są działania rządu, więc postarajcie się jak najlepiej to wykorzystać. Kiedy ostatnio byłem w Indonezji, na Bali, w ładnym hotelu, pomyślałem: „Och, wspaniale byłoby tu zachorować na koronawirusa – dwa tygodnie kwarantanny w pięciogwiazdkowym hotelu”. Nie miałem tyle szczęścia. Tak więc czasami to oznacza, że możesz uprościć swoje życie, nie musisz tak często wychodzić, co jest cudowne. To znaczy, że nie musisz ciągle myśleć o tym, by wycierać tyłek papierem toaletowym. Są inne możliwości. Może spróbuj wodą. Tak zazwyczaj robiliśmy w Tajlandii jako młodzi mnisi, a czasami używaliśmy liści. To pozwala wprowadzać innowacje. Oznacza to też, że nie możesz tak dużo podróżować. Dzięki temu mogę spędzać więcej czasu z wami tutaj. Nie byłoby mnie tu w przyszłym tygodniu, gdyby nie koronawirus, byłbym w Hongkongu, więc mogę spędzić z wami więcej czasu. Mogę się bardziej zrelaksować, być spokojniejszym. Co jeszcze? A, tak, ponieważ nie tylko ja musiałem zrezygnować z podróży, ale również wielu innych ludzi, to zmniejszyła się emisja dwutlenku węgla do atmosfery. Koronawirus bardzo dobrze oddziałuje – prawdopodobnie bardziej, niż możemy to sobie wyobrazić – na globalne ocieplenie. Zmniejsza je. Muszą być jakieś pozytywy. Popatrz na pozytywne strony. Coś się dzieje i możesz wybierać między reakcją negatywną: „Och, to straszne, okropne”, a spojrzeniem na to w inny sposób. To trening.
Tak samo jak z osobą chorą na raka, rozmawiałem z kimś takim wczoraj czy dwa dni temu. Było tam wiele osób, ale co mnie zaszokowało, gdy wybrałem się do lokalnej grupy wsparcia dla osób chorych na raka… Co jest groźniejsze: koronawirus czy rak? OK, więc czemu nie reagujemy tak samo na raka albo jeszcze mocniej? W każdym razie wiele razy rozmawiałem z ludźmi chorymi na raka w tych grupach i to oni mi to powiedzieli. Za pierwszym razem to mnie zaszokowało: „Czy dobrze słyszę?”, bo mówili, że to najlepsza rzecz, jaka im się przytrafiła. Nie wiem już, ile razy to słyszałem. Te osoby miały raka, usunięte piersi, chemioterapię przez długi czas, a mówiły, że to najlepsze, co im się przydarzyło. „O czym ty mówisz?” I oczywiście teraz wiem, chociaż sam nigdy nie miałem raka, ale mówili, że to zmieniło ich całe życie, zmieniło sens życia. Zaczęli bardziej rozumieć, co jest w życiu ważne, co jest priorytetem, co ma pierwszeństwo. Tak więc dlatego mówią: „Dziękuję, dziękuję! Całkowicie zmieniły się priorytety w moim życiu, które jest teraz o wiele szczęśliwsze”. To z powodu największego kopniaka, jakiego dostali. Ale można się dzięki temu uczyć, wzrosnąć. Ta lekcja jest po to, żebyś się nauczył, co w życiu jest ważne.

Pytanie: Jaką radę, cenny prezent, dałbyś mnie i mojej dziewczynie na początek naszego związku, który trwa od dwóch miesięcy?

AB: Spójrz w oczy swojej dziewczynie, lub nie wiem, może wyobraź sobie, że patrzysz jej w oczy, i powiedz do niej: „Kochanie, od tej chwili nie możesz myśleć o sobie”. Znacie to? A potem wyobraź sobie, że patrzysz sobie w oczy i mówisz: „Od dziś nie mogę myśleć o sobie, nie mogę też myśleć o swojej dziewczynie”. Nie mogę myśleć o swoim chłopaku. Jesteś w związku partnerskim. Zawsze chodzi o nas. Tak. Jesteście w tym razem, więc nie podejmuj decyzji sam. Nie mów partnerowi, co ma robić. Chodzi o was, odpuszczacie „ja chcę” i zwracacie uwagę na to, czego „my chcemy”. To jedno. A drugą rzeczą jest… co było drugą… Tak, myślę, że to na razie wystarczy, bo mam tutaj jeszcze kilka pytań. Więc to jedna rzecz do zrobienia. Aha, także przebaczenie. Wspominałem o tym komuś wcześniej i było to bardzo potężne. Tylko raz spotkałem się z gwiazdą… To był nowy pomysł Vogue’a w malezyjskim wydaniu. Udzielałem ślubu parze celebrytów, wielkiej gwieździe telewizyjnej w Malezji. A potem przysłała mi kopię magazynu o gwiazdach, było tam moje duże zdjęcie. Poza tym nadal utrzymujemy kontakt. Od czasu do czasu wysyła mi e-maila, znamy się jakieś osiem lat, a jej małżeństwo jest nadal bardzo, bardzo udane. Powiedziała, że najważniejszą rzeczą, jaką ode mnie usłyszała… Chociaż wy nie jesteście jeszcze małżeństwem, więc nie macie takich powinności, niemniej jednak powinienem powiedzieć o zobowiązaniu. Jaka jest różnica między byciem parą przed ślubem i po ślubie? Różnica polega na poziomie zaangażowania. Różnica jest taka sama, jak różnica między bekonem a jajkami. W bekonie i jajkach kurczak tylko bierze udział, a świnia jest zaangażowana.

Niektórzy ludzie to rozumieją. Dają całe swoje życie, wszystko. Ale tak czy inaczej ceremonia przebaczenia odbywa się każdego roku. Ta celebrytka powiedziała, że robią to z mężem każdego roku. Co rok odprawiają małą ceremonię, bo doradziłem im, by włączyli to do małżeństwa, i nadal tak robią. Spotykają się tylko we dwoje, może gdzieś na kolacji. I albo ona zaczyna, a on zrobi to za rok, albo odwrotnie. Najpierw mówią: „Kochanie, jeśli w ciągu ostatniego roku moje zachowania cielesne, słowa lub działania mentalne – intencjonalne lub przypadkowe – zraniły cię, obraziły lub rozczarowały, to szczerze, z całego serca, proszę o wybaczenie. Jestem istotą ludzką i czasami mam zły humor, ale kocham cię i zależy mi na tobie. Naprawdę chcę tylko, żeby ten związek trwał. Proszę, wybacz mi, być może są rzeczy, których nie zrobiłem, a powinienem był zrobić. Proszę, wybacz mi”. A następnie, zgodnie z tym, jak uczył Buddha, jeśli ktoś prosi cię o przebaczenie, powinieneś wybaczyć. Potem jest kolej drugiego z partnerów. Odpowiada: „Jeśli jakiekolwiek moje zachowania cielesne, słowa lub działania mentalne – celowe lub niezamierzone – uraziły cię w ciągu ostatnich 12 miesięcy, proszę również o wybaczenie, wybacz mi”. I wybaczają sobie. Chodzi tu o uświadomienie sobie, że oboje jesteście niedoskonali. Jesteście gotowi uznać swoje błędy i prosić o przebaczenie, to daje ogromną moc relacji. Mała ceremonia przebaczenia. Możecie to zrobić ze swoim chłopakiem, dziewczyną.

Pytanie: Którą praktykę medytacyjną polecasz, by pracować ze strachem i odzyskać spokój w trakcie długich okresów zamętu.

AB: Tak jak w przypadku tego żołnierza – wystarczy znaleźć spokojne miejsce, usiąść i napić się herbaty. Puść przeszłość, przyszłość i ciesz się chwilą obecną. W ten sposób zobaczysz problem w zupełnie innym świetle. Perspektywa się zmienia. Priorytety się zmieniają. Proste. Jakie są rodzaje medytacji? Istnieje tylko jeden rodzaj medytacji. Masz ciężki kubek – odłóż go, puść. Odpuszczanie.

Pytanie: Cześć, Ajahn, czy masz jakiś buddyjski sposób na walkę z uzależnieniami? Na przykład z zakupoholizmem, alkoholizmem?

AB: Tak. Brak pieniędzy. Wtedy nie możesz sobie na nic pozwolić. Ale wszyscy pewnie wiecie, że uzależnienie, czy to zakupoholizm, alkoholizm, to zawsze ucieczka przed samym sobą. Rozwiń trochę miłości własnej, akceptacji, życzliwości dla siebie. Nie musisz być doskonały, aby siebie kochać. Najdoskonalsze drzewa w lesie nie są idealnie proste. Mówiłem wielokrotnie, że są nimi te uszkodzone. To one są piękne. Więc spójrz na siebie: „Tak, mogę porównać się do drzewa. Tak samo jest ze mną. Powyginane, wykręcone, zniszczone przez życie, i dzięki temu wspaniałe”. Zatem nie musisz w nic uciekać.

Pytanie: Jak zachować spokój, gdy dzieją się złe rzeczy?

AB: Jeśli możesz coś zrobić ze złymi rzeczami, to dobrze, jeśli nie możesz nic zrobić, sam nie bądź zły. Zachowaj spokój, a gdy nie ma nic do zrobienia, nic nie rób. Nie rób czegoś po prostu, żeby robić. Usiądź. Naucz się, jak być spokojnym, a odkryjesz tę niesamowitą prawidłowość. Czasami, gdy nic nie robisz, życie się zmienia i wszystko staje się lepsze, a kiedy próbujesz ingerować, pogarszasz sytuację.

Pytanie: Ostatnie pytanie. Nietrzymanie się poglądów – w historii odbyły się co najmniej trzy główne synody buddyjskie. Każdy z nich doprowadził do dużych podziałów na szkoły.

AB: Tak, te podziały powstają głównie ze względu na jedną różnicę – odmienność poglądów. Czytałem to pytanie wcześniej, było napisane na kartce, którą ktoś mi dał. Z historycznego punktu widzenia nie jest to prawdą, ponieważ pierwszy synod po prostu zebrał wszystkie nauki Buddhy. Nie było żadnych różnic w opiniach, chodziło tylko o zbieranie nauk: „Co słyszałeś, co słyszałeś?”. A potem połączenie tego w jedną całość. Później – nie mamy zbyt wiele czasu, już go przekroczyłem – ale później pojawili się mnisi, którzy zaczęli używać pieniędzy i je gromadzić. A brak pieniędzy to była jedna z najważniejszych zasad mnichów. Dlatego nazywamy się mnichami, nie interesują nas pieniądze. Dlatego też zorganizowano duże spotkanie, na którym Buddha powiedział, że nie powinniśmy mieć pieniędzy. „Och, ale czasy się zmieniły, to nie są już czasy sprzed 2500 lat, teraz mamy już przecież tylko 2400 lat wstecz”. I zawsze mają taki argument: w dzisiejszych czasach musisz mieć pieniądze, to nie to samo, co za czasów Buddhy. Ale są też tacy leśni mnisi jak ja i Czcigodny Ananda siedzący obok. Nie mamy pieniędzy. Radzimy sobie bardzo dobrze. Spójrzcie na mnie. Podróżuję po całym świecie bez pieniędzy. Kiedy byłem w Sydney, miałem kartę Opal, opłaconą przez Buddhist Society of Western Australia, jest cudowna. Po prostu logujesz się na lotnisku, idziesz prosto do autobusu, idziesz tu, idziesz tam, i wszędzie z tą kartą. Więc kto potrzebuje pieniędzy? W każdym razie miałem bardzo interesujące życie bez pieniędzy. Bez karty kredytowej, bez konta bankowego, bez gotówki.

To był drugi synod, podczas którego pojawiła się różnica zdań. Oczywiście mogli mieć odrębne zdania, ale szanowali się nawzajem. Buddha zawsze powtarzał, że nawet jeśli ktoś jest inny niż ty, macie inne pomysły, zawsze musisz szanować drugą osobę i być dla niej życzliwym, nawet jeśli wierzy w zupełnie co innego. Jeśli masz odmienne zdanie, zmień je, jeśli są to przekonania związane z przemocą lub czymś negatywnym. Nie używaj argumentów, bo ludzie ich nie słuchają. Zmień swoje zachowanie. Bądź dla nich miły. Kilka lat temu mieliśmy tutaj kłótnię. Ci, którzy są tu długo, mogą pamiętać, chodziło o ciężarówki z gliną, przejeżdżające obok naszego klasztoru. Był tu wtedy Ajahn Sujato. To był czas świąt Bożego Narodzenia, więc wysłał kartkę świąteczną do wszystkich naszych wrogów. Na pewno wtedy pomyśleli: „O rany!”. Nie spodziewali się tego, bo byli ludźmi Zachodu. Wysłał kartki świąteczne do wszystkich ludzi zaangażowanych w kłótnię z nami. To było naprawdę miłe. Tak czy inaczej, myślę, że już chyba wystarczy pytań.

Mam nadzieję, że w Hongkongu wszystko było w porządku, ale pamiętajcie, że to też minie. Gdy przez coś przechodzicie – tak jak reszta świata zmaga się teraz z koronawirusem – proszę, bądźcie życzliwi, nie pozwólcie, by cokolwiek zniszczyło wasz styl życia. Bądźcie dla siebie mili, troszczcie się o siebie i chodźcie razem w różne miejsca. Jeśli będziecie w supermarkecie, weźcie nadwyżkę papieru toaletowego i rozdajcie go ludziom. Róbcie rzeczy inaczej. To może wydawać się trochę szalone, ale dlaczego nie? Cudowny sposób robienia czegoś inaczej. W porządku. Dziękuję za wysłuchanie.

Sadhu, sadhu, sadhu!

OK, więc może jakieś pytanie z sali? Poza jednym, ponieważ umiem czytać w myślach, które brzmi: „Możemy już iść?”. Pytanie? Myślę więc, że możemy już iść. Bardzo dobrze. W porządku. Oddajmy szacunek Buddzie Dhammie i Saṅdze. Lub inaczej: cnocie, spokojowi i współczuciu.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Sasana.pl
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Czyta: Mieszko Mączyński

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/