Tytuł: Wersy mnicha Tālapuṭa O autorze: Hubert Kowalewski Wersja pdf:
Wersja epub:
|
Tag.19.1
Tālapuṭa Theragāthā
Wersy mnicha Tālapuṭa
Tłumaczenie: Hubert Kowalewski
alternatywne tłumaczenie:
1. Myśli przed odejściem1
Kiedy, ach kiedy zamieszkam sam
W górskich jaskiniach, opuszczony przez żądzę,
Widząc, że nietrwałe jest to, co powstaje?
To życzenie – kiedy będzie spełnione?
Kiedy będę mógł wdziać połatany płaszcz
Barwy ciemnego brązu i stanę się Mędrcem
Bez pragnień; zniszczę niechęć i ułudę,
A w dzikim lesie czuwać będę w błogości?
Kiedy ujrzę me ciało wyraźnie
Jako nietrwałe gniazdo umierania i chorób,
Dręczone wiekiem i śmiercią? Kiedy żyć będę
Wolny od strachu? Kiedy to będzie?
Kiedy sięgnę po miecz ukuty z mądrości?
Kiedy odetnę pnącze pożądania –
Rodzące strach, niosące ból i rozpacz,
Pleniące się wszędzie? Kiedy to się stanie?
Kiedy stanę zwycięski jak lew
I dobędę prędko ostrze mędrca –
Ukute z wiedzy, płonące mocą –
By rozbić Marę i jego orszaki?
Kiedy, po wielkim wysiłku, stanę w gronie
Boskich istot które czczą dhammę,
Biegłych w zdolnościach, widzących naturę rzeczy,
Tych, którzy są „tacy”? Kiedy to się stanie?
Kiedy przestaną mnie trapić smutki i niewygody –
Głód i pragnienie, wiatr, upał, pełzające robaki –
Gdy skupię się na własnej korzyści, na celu,
W lesie Giribadży? Kiedy to będzie?
Kiedy ja sam, uważny i skupiony,
Poznam mądrość znaną Jemu,
Najwyższemu Mędrcowi – Cztery Prawdy
Tak trudne do pojęcia? Kiedy to się stanie?
Kiedy ja sam, zanurzony w spokoju medytacji,
Osiągnę mądrość i ujrzę niezliczone formy,
Dźwięki, zapachy, smaki, wrażenia dotykowe i dhammy
Jako rozszalały płomień? Kiedy to nastąpi?
Kiedy wreszcie, zelżony obraźliwym słowem,
Nie będę czuł urazy z powodu zniewagi, a potem,
Pochwalony miłymi słowami, nie odczuję przyjemności
Z ich powodu? Kiedy to się stanie?
Kiedy tak samo traktować będę
Las, trawę, pnącza i rzeczy, których pożądam,
Formy wewnętrzne i zewnętrzne,
Dhammy nieprzeliczone? Kiedy to będzie?
Kiedy kroczyć będę ścieżką wśród lasów
Przemierzaną przez tych, co Widzą,
Porą, gdy ciemna chmura przemacza
Szaty deszczem? Kiedy to się stanie?
Kiedy, skryty w górskiej jaskini,
Usłyszę głos pawia, daleko w lesie
I powstanę, skupię się na dotarciu
Do Nieśmiertelnego? Kiedy to się stanie?
Kiedy uda mi się Ganges i Janumę,
Saraswati i morską głębię Balawa
Przekroczyć nie muskając wody
Dzięki mocy umysłu? Kiedy to nastąpi?
Kiedy, niczym szarżujący słoń,
Rozbiję pragnienie zmysłowych rozkoszy
I unikać będę wszelkich oznak piękności,
Zagłębie się w skupieniu? Kiedy to będzie?
Kiedy będę niczym nędzarz w długach,
Gnębiony przez wierzycieli, który znajduje
Skarb? Kiedy tak uradują mnie Nauki
Największego Mędrca? Kiedy tak się stanie?
2. Myśli po odejściu
Przez długie lata mówiłeś mi:
„Dość już życia w wygodnym domu”.
Teraz, gdy wiodę bezdomne życie,
Dlaczego, umyśle, nie ponaglasz mnie w drodze?
Czyż to nie ty, umyśle, zapewniałeś:
„Barwnie upierzone ptaki na wzgórzach Giribadży
Witające grzmot, głos wielkiego Indry –
One przyniosą ci radość skupienia”?
„Ćwicz się w medytacjach, zdolnościach i mocach;
W głębokim skupieniu rozwiń czynniki mądrości,
A potem, Trojaką Mądrością, dotknij nauki Buddy”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
„Ćwicz się w Ośmiorakiej Ścieżce ku Nieśmiertelnemu,
Ku Wyzwoleniu i zmazaniu wszelkich skaz.
Rozkoszuj się całkowitym zniszczeniem złego”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
„Zobacz, iż rzeczy, których łakniesz są złe.
Porzuć to, z czego powstaje zło.
Tutaj i teraz połóż kres całemu złu”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
„Zobacz jasno, że nietrwałe jest złe,
Otwartość to brak ‘ja’, a utrapienie to rana
I tak powściągnij umysł w jego błądzeniu”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
„Ogól głowę i krocz niezgrabnie, by ci urągali.
Z miską w kształcie czaszki proś o jałmużnę.
Mędrcowi, słowom Nauczyciela poświęć siebie”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
„Wędruj opanowany wśród ulic i rodzin,
Z umysłem oddalonym od zmysłowych rozkoszy,
Niczym księżyc w pełni błyszczący wśród gwiazd”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
„Mieszkaj w lasach i zbieraj jałmużnę.
Mieszkaj na cmentarzach i odziej się w łachmany.
Nigdy się nie kładź, rozkoszuj się prostotą”.
Tak, umyśle, zwykłeś mnie ponaglać.
Gdybyś zasadził drzewo, które wkrótce wyda owoce
A dziś chciał je uciąć przy samym korzeniu –
Tego właśnie ode mnie chcesz, umyśle,
Gdy ponaglasz mnie do nietrwałego i słabego.
Bez kształtu podróżuję daleko i błąkam się samotnie.
Nigdy nie spełnię twych próśb, bo rozkosze zmysłów
Są złe, dają gorzkie owoce, płodzą strach.
Będę kroczył z umysłem zwróconym ku Nibbanie.
Nie odszedłem z braku szczęścia, nie z braku wstydu,
Nie powodowany chwiejnym umysłem,
Nie zostałem wygnany, nie odszedłem przez niewygody;
Nie dlatego zgodziłem się z tobą, umyśle.
„Nie pragnąć wiele, nie mówić źle,
Uciszyć wszelkie zło – to cenią szlachetni”.
Tak właśnie, umyśle, ponaglałeś mnie,
Lecz teraz powracasz do starych nawyków.
Pragnienie, niewiedza, lubiane i nie lubiane,
Rozkoszowanie się formami i przyjemnymi wrażeniami,
Drogie rozkosze zmysłów – wszystko to zwróciłem
I nigdy już nie powrócę do tych wymiocin.
W każdym życiu, umyśle, słuchałem twego słowa,
W wielu żywotach dbałem, by cię nie rozgniewać,
A to, co stworzyłeś we mnie mściło się
I przez długi czas siało zło.
Zaiste, to ty, umyśle, czynisz nas brahmanami,
Czynisz mężnymi wojami, królami i widzącymi;
Czasem stajemy się kupcami lub robotnikami,
Bądź wiedzeni przez ciebie wchodzimy w boskie włości.
Zaiste, czasem czynisz nas tytanami
I ty sprawiasz, że odradzamy się w piekłach.
Czasem rodzimy się w ciałach zwierząt,
Przez ciebie stajemy się zbłąkanymi duchami.
Lecz teraz nigdy już mnie nie skrzywdzisz.
Raz za razem igrasz sobie ze mną,
Igrasz niczym z człekiem szalonym;
Lecz, umyśle, czy kiedyś cię zawiodłem?
Kiedyś mój umysł błąkał się, gdzie chciał,
Gdziekolwiek wiódł go kaprys i zachcianka.
Dziś całkowicie go ujarzmię,
Niczym hak tresera ujarzmia słonia.
On, Mistrz, sprawił, że ujrzałem świat –
Niestały, kruchy, pozbawiony istoty.
Teraz, dzięki Słowom Zdobywcy, mogę przekroczyć
Powódź tak trudną do przekroczenia.
Teraz, umyśle, jest inaczej niż kiedyś;
Nie powrócę łatwo pod twoją kontrolę.
Przyjąłem Sasanę Największego z Mędrców,
Ludzi takich jak ja rzadko dosięga klęska.
Góry, morza, rzeki i bogaty świat,
Cztery części, punkty między nimi, podziemia i nieba,
Wszystkie Trzy Powstawania nietrwałe i bolesne.
Gdzie, umyśle, chcesz iść, by się radować?
Stały, stały w mym postanowieniu! Co zrobisz, umyśle?
Już nie jestem w twojej mocy, nie jestem ci powolny.
Nikt nie poradzi sobie ze zamkniętym workiem,
Który napełniony przecieka dziewięcioma strużkami.
Na wzgórzu, na zboczu czy na otwartej przestrzeni;
W lesie zroszonym orzeźwiającym deszczem,
Gdzie często spotkać można dzika i antylopę,
Tam znajdziesz przyjemność, ukryty w grocie.
Pawie o niebieski podgardlu i pięknym ogonie,
Ich skrzydła mienią się kolorami; powietrzni podróżnicy
Witają grzmot czarownym śpiewem –
One przyniosą ci radość leśnego skupienia.
Gdy bóg nieba zsyła deszcz na młodą trawę
I bujne lasy w pełnym rozkwicie,
W górach będę leżał, nieruchomy jak kłoda,
A posłanie miękkim mi będzie jak puch.
Co mistrz zwykł robić, to będę czynił:
Nie zapragnę więcej, niż otrzymam,
To uczynię, gdyż silny człowiek
Pracą zmiękcza sztywny, skórzany wór.
Co mistrz zwykł robić, to będę czynił:
Nie zapragnę więcej, niż otrzymam,
Mą siłą ujarzmię cię i okiełznam,
Jak treser, co ujarzmia dzikiego słonia.
Gdy cię ujarzmię i będziesz mi posłusznym,
Jak koń, co nie sprzeciwia się treserowi,
Będę podążał bezpieczną i dobrą ścieżką,
Którą kroczą ci, co panują nad umysłem.
Przytwierdzę cię mocno do stanu skupienia,
Niczym słonia przywiązanego do słupa.
Pilnowany przeze mnie, biegły w uważności,
Nigdy już nie znajdziesz oparcia.
Gdy mądrość ustrzeże cię przed złą drogą,
Podejmiesz wysiłek, utwierdzisz się w Ścieżce,
Gdy pojmiesz początek przemijania i powstawania,
Staniesz się dziedzicem Największego Mistrza.
Ciągnąłeś mnie, umyśle, niczym wołu w jarzmie,
Wydałeś mnie na pastwę Czterech Splamień.
Teraz usłuchasz Wielkiego Mędrca, Współczującego,
Który przecina wszelkie więzy i spętania.
Jak jeleń, który błąka się w puszczy
I idzie na miłe wzgórze spowite chmurami,
Tak ty dotrzesz do rozkosznej siedziby,
Nie zwątpisz; tam spoczniesz, umyśle.
Mężczyźni i kobiety miłujący szczęście
Płynące z twych zachcianek, cieszący się życiem,
Są niczym ślepcy, ulegają mocom Mary;
Prowadzeni przez ciebie, twymi są sługami.
Powrót do Tipiṭaki
KOSZE | ALFABETYCZNIE | TEMAT | PORÓWNANIE | NAZWA
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:
Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020
Tłumaczenie: Hubert Kowalewski