Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

Wczoraj wieczorem byłem w Singapurze. Zatrzymałem się tam w drodze powrotnej z Hong Kongu, gdzie prowadziłem szereg warsztatów i spotkań. Zobaczyłem się z przyjaciółmi, którzy przewodzą licznym klasztorom i grupom buddyjskim. Zajmują się wieloma rzeczami – wdrażają programy wsparcia osadzonych w największych singapurskich więzieniach. Pomagają nie tylko przebywającym w zakładach karnych, ale tworzą też sieć wsparcia dla ich rodzin. Dlatego też chciałbym, by tematem naszego dzisiejszego spotkania były „więzienia umysłu”. 

Zazwyczaj myślimy o więzieniu jako o miejscu z wysokimi murami. W takim razie klasztor Bodhinyana też powinniśmy uznać za więzienie – mamy tu przecież mury. Kilka kilometrów dalej znajduje się miejsce, które nie ma murów, a jest gospodarstwem więziennym. Dlatego zdarza się, że ludzie, którzy pierwszy raz przyjeżdżają do klasztoru, najpierw szukają mnichów w więzieniu! Tymczasem oni wszyscy są tutaj!

Jak pewnie wiecie, częścią naszej pracy jest pomoc ludziom, którzy znajdują się w trudnych sytuacjach. Podobnie jak wielu innych wolontariuszy, często odwiedzałem więzienia w różnych częściach świata. Był to ważny aspekt mojej służby – zwłaszcza na początku mojego pobytu w Perth. Teraz mam dużo innej dodatkowej pracy i nieczęsto udaje mi się odwiedzać więzienia. Staram się jednak zaglądać w te miejsca raz na jakiś czas. Robię to chętnie między innymi dlatego, że kiedyś dostałem jedną z największych pochwał w swoim życiu właśnie za pracę wśród więźniów. Mówię o tym, bo wydaje mi się, że często zostawiamy tylko dla siebie otrzymywane słowa uznania. A one przecież oznaczają, że udało nam się zrobić coś dobrego!

Poza tym chwalenie jest nadal niedoceniane w świecie. Nie próbuję się chełpić, po prostu myślę, że jest w tym ważna lekcja. Pewnego dnia w klasztorze w Serpentine odebrałem telefon od pracownika więzienia, który pytał, czy nie mógłbym znowu poprowadzić warsztatów w jego zakładzie. Powiedziałem, że jestem bardzo zajęty innymi obowiązkami. On na to, że muszę wrócić. Powiedziałem, że wyślę innego mnicha. Powiedział, że nie, chce, żebym przyszedł ja. Zapytałem, dlaczego akurat ja, a wtedy on powiedział mi komplement, który będę pamiętał do końca życia. To bardzo piękne słowa, bo mają znaczenie nie tylko dla mnie, ale także dla wielu innych ludzi. Powiedział, że niedługo, po wielu latach służby, przejdzie na emeryturę, ale przez te wszystkie lata zauważył coś szczególnego, i zauważył to tylko na moich warsztatach: żaden z więźniów, którzy brali udział w tych warsztatach, po wyjściu z więzienia nigdy do niego nie wrócił. Powiedział: „Nie wiem, co robisz, ale to niesamowite. Proszę, wróć”. To dużo dla mnie znaczy, że moje nauki podziałały na nich w ten sposób, że po odsiedzeniu wyroku nigdy więcej nie trafiali do więzienia. Dla tego pracownika więziennego było to niezwykłe, więc chciał, żebym dalej przychodził.

Zacząłem się zastanawiać, co takiego robiłem. Co sprawiło, że ludzie w tak trudnej sytuacji mogli po wyjściu z więzienia wrócić do życia, znaleźć partnera, pracę, odnieść sukces i ułożyć sobie życie. Pamiętam, jak kiedyś wysiadłem z samolotu na lotnisku w Perth, a pracownica służby celnej – być może nawet jest tu dzisiaj – na mój widok zawołała: „Ajahn Brahm, witamy z powrotem!”, i przepuściła mnie bez sprawdzania bagażu. Oczywiście nie nadużyłem jej zaufania, jestem dobrym mnichem. Ale jeśli Pani nas dzisiaj słucha, to proszę mnie więcej nie przepuszczać, bo jeszcze straci Pani pracę. Chociaż miło jest być rozpoznanym.

Innym razem, też na lotnisku, poczułem, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Oglądam się i widzę jakiegoś faceta z wielkim uśmiechem na twarzy, w eleganckim garniturze. To był jeden z więźniów, z którym kiedyś rozmawiałem. Uśmiechał się, widać było, że dobrze mu się układa; powiedział, że nadal codziennie medytuje. Takie rzeczy dają dużo radości; widać, że to wszystko działa. Ale to, co przede wszystkim robiłem na tych spotkaniach, może mieć źródło w moim przygotowaniu do bycia mnichem; to coś, czego nauczyłem się podczas szkolenia w zawodzie nauczyciela. Wspomniałem o tym w mojej książce „Otwierając drzwi swojego serca”, ale rzadko o tym mówię. Ta historia jest kluczowa dla zrozumienia dzisiejszego wykładu i wielu innych problemów w życiu.

Wiele lat temu przeprowadzono eksperyment z psychologii dziecięcej. Usłyszałem o tym na wykładzie, kiedy studiowałem metodykę nauczania. W pewnej szkole w każdym roczniku były po dwie klasy dzieci. Grupa psychologów otrzymała pozwolenie na przeprowadzenie eksperymentu w grupie ośmio- czy dziewięciolatków. W tym wieku eksperyment nie miał na nie większego wpływu. Pod koniec roku dzieci przystąpiły do egzaminu, którego wyniki nie zostały opublikowane. Zamiast tego umieszczono połowę dzieci w klasie A, a drugą połowę w klasie B. Starano się je rozmieścić jak najbardziej równo. Czyli dziecko, które najlepiej poradziło sobie z testem, które było na pierwszym miejscu, poszło do tej samej klasy co to, które było piąte i szóste, dziewiąte i dziesiąte, trzynaste i czternaste, siedemnaste i osiemnaste. A dzieci, które były drugie i trzecie, zostały umieszczone w klasie z tymi, które były szóste i siódme, dziesiąte i jedenaste. Podzielono je tak równo, jak to było możliwe, pod kątem wyników tego egzaminu. Dyrektorka, jedyna osoba, która wiedziała, co się dzieje, wybrała dla obu klas równie dobrych nauczycieli, a nawet znalazła dla nich równie dobrze wyposażone klasy. Zrobiono wszystko, co możliwe, żeby wyrównać szanse obu klas, oprócz jednego szczegółu: jedną klasę nazwano klasą A, a drugą – klasą B.

Pewnie zakładacie – tak jak wszyscy – że dzieci w klasie A wybrano spośród tych, które najlepiej napisały egzamin, a te w klasie B z tych, którym poszło gorzej. Wszyscy tak myśleli, włącznie z rodzicami. Te dzieci poszły do domu i usłyszały: „Jesteś w klasie B. Koniec gry w piłkę i na komputerze, musisz się więcej uczyć, w przyszłym roku masz mieć lepsze wyniki”. A dzieci z klasy A usłyszały: „Nie wiem, jak się znalazłeś w tej klasie, skoro przez cały rok nie odrabiałeś pracy domowej, ale dobra robota, oby tak dalej”. Ludzie od razu założyli, że klasa A była lepsza, a klasa B gorsza. Uwierzyły w to też dzieci, a nawet nauczyciele, którzy wymagali więcej od dzieci z klasy A i mieli znacznie mniejsze wymagania wobec klasy B. To trwało przez cały rok szkolny, a kiedy dzieci znowu przystąpiły do egzaminu, okazało się, że dzieci z klasy B miały bardzo złe wyniki – czego należałoby się spodziewać, gdyby faktycznie poszło im wszystkim kiepsko w poprzednim roku.

W ciągu dwunastu miesięcy te dzieci stały się uczniami drugiej kategorii. Tylko dlatego, że w to uwierzyły. To daje też odpowiedź na pytanie, dlaczego więźniowie wracają do więzień. Wtrącasz kogoś do więzienia, nazywasz go przestępcą, ubierasz go w specjalne ubranie dla przestępców, ciągle mu przypominasz, że jest przestępcą, więc zaczyna myśleć, że jest przestępcą, staje się nim i tak się zachowuje. Tak działa psychologiczny mechanizm osądzania. To bardzo uniwersalna nauka. Jeśli przez dziewięć miesięcy będziesz mówić swojemu mężowi, że jest głupi, to stanie się głupi. Tak to działa. Teraz już wiesz, czyja to wina, że jest taki głupi. Jeśli powiesz dziecku, że jest głupie i leniwe, to takie się właśnie stanie. Tak właśnie przyklejają się do nas te etykiety. Tak właśnie budujemy z nich więzienie. „Jesteś przestępcą, mordercą, złodziejem”.

Często mówię, że podczas moich odwiedzin w więzieniach nigdy nie spotkałem przestępcy. Ani mordercy, ani złodzieja. Byłem w parlamencie, spotykałem prezydentów i innych polityków i nigdy nie widziałem kłamcy. Widziałem polityków, którzy kłamali, ale nie widziałem kłamców. W więzieniach widziałem ludzi, którzy mordowali innych, ale nie morderców. Widziałem ludzi, którzy kradli, ale nie złodziei. Są ludzie, którzy kradli, którzy kłamali, którzy popełnili przestępstwo. Ale nie są przestępcami. Z takim właśnie podejściem odwiedzałem więzienia. Mówiłem: „Nie jesteś przestępcą. Jesteś człowiekiem, który popełnił przestępstwo”.

Jest taka historia, którą opowiadałem już wiele razy, więc teraz opowiem ją w skrócie; to historia o dwóch złych cegłach w murze. Budowaliśmy mur w Serpentine. Okazało się, że były w tym murze dwie złe cegły; było mi tak wstyd, że chciałem zburzyć cały mur, aż w końcu ktoś mi powiedział, że w tym murze jest jeszcze dziewięćset dziewięćdziesiąt innych cegieł. Kiedy zobaczyłem te wszystkie cegły, zdałem sobie sprawę, że z murem jest wszystko w porządku. Ile razy widzimy błędy i myślimy, że przez dwie cegły cała ściana jest do niczego? Jak często widzimy kogoś, kto coś ukradł, i nazywamy go złodziejem? Co z pozostałymi cegłami w tej ścianie?

Inna historia: w więzieniu niedaleko klasztoru Bodhinyana był więzień, który siedział za morderstwo. Jego wyrok dobiega właśnie końca; podobno kilka osób widziało, jak chodził po farmie więziennej i powtarzał: „To tylko dwie złe cegły. Tylko tyle. Dwie kiepskie cegły”. Wreszcie zrozumiał siebie, to, co zrobił, i wszystko inne, co zrobił w życiu. Nie spotkałem go jeszcze, ale jestem pewien, że po wyjściu z więzienia już nigdy nie popełni morderstwa. Ma już ten poziom szacunku do siebie, że wie, że nie jest mordercą. Jest osobą, która popełniła morderstwo. Ale nie jest mordercą.

A wy? Co takiego zrobiliście? Skłamaliście? Czy to znaczy, że jesteście kłamcami? Zrobiliście coś źle? Czy to znaczy, że jesteście głupi? Nie zdaliście z matematyki? Czy to znaczy, że nie umiecie liczyć? To znaczy, że nie zdaliście jednego egzaminu, i tyle, a nie, że nie umiecie liczyć. Nieważne, co robimy, czasami inni nas osądzają, my w to wierzymy i stajemy się więźniami piętna, które dostaliśmy. To nie ma sensu. Jeśli chcemy, żeby ludzie robili dobre rzeczy, zapomnijmy o tych złych i skupmy się na tym, co zrobili dobrego. To wzmocnienie pozytywne, na pewno o tym słyszeliście. Przede wszystkim powinno się pamiętać o tym, co pozytywne.

To samo dotyczy więzień przeszłości. Czy tkwicie w takim więzieniu? Bo zerwaliście z chłopakiem i cierpicie? Bo zdradziła was żona? Coś nie wyszło w biznesie i straciliście dużo pieniędzy? Chorowaliście na raka albo jakąś inną chorobę? Czy tkwicie w więzieniu przeszłości tak mocno, że nie możecie się uwolnić? Przeszłość to więzienie, które ludzie dla siebie budują, ale drzwi jego celi są zawsze otwarte. Możesz wyjść, kiedykolwiek chcesz. Ale problem z przeszłością polega na tym, że przywiązujemy się do niej i budujemy na jej podstawie swoją tożsamość, a odejście od przeszłości, wybaczenie i uwolnienie się są równie trudne jak wyjście z więzienia dla człowieka, który przesiedział tam dwadzieścia lat. Ludzie boją się wolności i często nie umieją wyswobodzić się z takich rzeczy jak żal i złość. Nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że boją się wolności.

I dlatego tkwimy w więzieniach przeszłości. Każdy z was przeżył coś niedobrego, każdy spotkał ludzi, którzy go rozgniewali i którym nie umie wybaczyć. Możemy wybaczyć każdemu, jeśli tylko wiemy, jak to zrobić. W takim razie jak to się robi? Jak można się uwolnić od więzienia przeszłości, szczególnie od gniewu wobec innych ludzi? Albo poczucia winy, albo żałoby, która jest złością na życie. Bo ktoś, kogo kochasz, zginął tragicznie. Jak można się od tego uwolnić?

Użyję porównania do współczesnego systemu więziennego: możesz skorzystać z przepustki, czyli z tymczasowego zwolnienia. Kiedy zbliża się koniec wyroku, można wyjść na kilka dni i na przykład przyjść do nas na odosobnienie w Jhana Grove. Można tam spotkać wielu morderców i gwałcicieli – albo raczej ludzi, którzy popełnili morderstwa i gwałty. Są ludzie, którzy wychodzą na przepustkę i pomagają w naszym ośrodku medytacyjnym. Nie mówię innym, co zrobili, dopóki ich nie poznają. Kiedy ich poznają, myślą, że to bardzo mili ludzie. A kiedy się dowiadują, jakie przestępstwa popełnili, to zaczynają rozumieć, co to znaczy, że popełnione morderstwo nie czyni cię mordercą, i widzą, że to naprawdę dobrzy ludzie. To niesamowite, prawda? Dzieje się tak, bo zaczynamy widzieć osobę, nie tylko uczynek.

Możemy również uwolnić się od więzienia przeszłości, jeśli pozwolimy sobie wyjść na przepustkę. W tym pomaga na przykład medytacja. To przepustka od przeszłości. Jeśli uwolnisz się od przeszłości – tylko na pół godziny – poczujesz, jak to jest, kiedy nie musisz się już tak złościć, czuć winnym albo być w żałobie po tym, co się stało. Uwalniasz się i widzisz, jak to jest nie tkwić już w przeszłości, a zamiast tego znaleźć się w chwili obecnej. Jak już przyzwyczaisz się do wychodzenia na przepustkę, to krok po kroku strach przed uwolnieniem się znika. Zdajesz sobie sprawę, że możesz być wolny.

Ja medytuję już od wielu lat i tak łatwo przychodzi mi uwolnienie się od przeszłości, że czasem, kiedy przychodzicie do mnie i pytacie, czy was pamiętam, to jeśli nie widziałem się z wami tego samego dnia, to pewnie już was nie pamiętam, bo nie noszę ze sobą dużego bagażu. Jeśli spotkaliście mnie kiedyś na lotnisku, to wiecie, że to prawda. To mój cały bagaż: jedna zmiana ubrania i parę innych rupieci – to wszystko, co zabieram w podróż samolotem, nieważne, czy wyjeżdżam na dwa tygodnie, czy miesiąc. To wszystko, czego potrzebuję. A inni mają gigantyczne walizki! Biedacy, ciągle nosicie ze sobą wielkie bagaże!

Jeśli umiecie się uwolnić, to tak, jakbyście podróżowali bez ciężkiego bagażu. Możecie się swobodnie przemieszczać. Dziś nie wysiadłem z samolotu jako pierwszy, ale jako drugi – po prostu wyszedłem z lotniska, nie musiałem czekać na bagaż w długiej kolejce. Podobnie z uwolnieniem się od przeszłości: zaczynasz czuć się swobodnie i cieszyć się chwilą obecną. Dlaczego poświęcacie teraźniejszą radość życia dla czegoś, co miało miejsce w przeszłości, a czego i tak nie możecie zmienić? Nieważne, co ktoś zrobił, to jego kamma, wy nie możecie tego zmienić; to, co wy zrobiliście, to wasza kamma. To już zamknięte, zakończone. Czy nie możesz się od tego uwolnić?

Czasami ludzie mówią, że nie, nie powinno się uwalniać od tych rzeczy. Ostatnio ktoś powiedział, że powinniśmy pamiętać swoje błędy, żeby się na nich uczyć. Ile razy tego próbowaliście? To nie działa. Najwyższy czas, żeby ludzie zdali sobie sprawę, że uczenie się z przeszłości to wielki mit. Uczymy się z teraźniejszości. Uczysz się o wiele więcej z tego, co się dzieje teraz, niż z tego, co stało się kiedyś. Jeśli chcesz być szczęśliwy, zdrowy, odnosić sukcesy, to ucz się z chwili obecnej. Przestań marnować szanse, które daje ci teraźniejszość, roztrząsając rzeczy, które wydarzyły się dawno temu. Uwolnij się, a zaczniesz się uczyć.

Jeśli jesteś w stanie to zrobić, to uwalniasz się z wielu różnych więzień. Tylu ludzi latami cierpi przez stratę kogoś, kogo kochali. Widziałem, jak po czterech, pięciu latach nadal płaczą, bo ktoś ich zdradził albo ich firma upadła. Ludzie nie mogą żyć, bo ktoś ich zawiódł i złamał im serce. W „Wielkich nadziejach” jest taka postać, panna Havisham. Kiedy miała wyjść za mąż jako młoda dziewczyna, jej narzeczony nie pojawił się w kościele. Lata później nadal tkwiła w tym dniu, w pokrytej pajęczynami sali weselnej, której nigdy nie sprzątała. Zostawiła wszystko tak, jak było w dniu wesela. Była głęboko uwięziona w swojej przeszłości i zrujnowała całe swoje życie przez krzywdę, która ją spotkała, kiedy była młodą kobietą. Dickens świetnie zilustrował to, jak ludzie trafiają do więzień przeszłości.

A powinniśmy się z nich uwalniać. Najpierw spróbuj, jak to jest, kiedy na pół godziny zapomnisz o przeszłości. Potem, krok po kroku, wychodzisz na zewnątrz. Wybaczenie zamiast poczucia winy. Dlatego mówię, że w ocenianiu ludzi ważny jest margines błędu. Nie wiem, dlaczego ten ktoś to zrobił. To jego kamma, ja nie będę cierpieć przez coś, co zrobił ktoś inny. Nie będę nawet cierpieć przez to, co ja zrobiłem. Uwolnię się od tego, żeby móc się uczyć z chwili obecnej. To jest pierwsze więzienie, z którego chcę, żebyście się uwolnili.

Drugie więzienie to więzienie przyszłości. To niesamowite, jak wiele osób, szczególnie młodych, boi się globalnego ocieplenia. Mieliśmy bardzo gorące lato i do tej pory nie spadł deszcz. Czy to początek suszy? Czy właśnie zaczęło się globalne ocieplenie? Czy zostało nam tylko kilka lat? Czy jesteś więźniem lęku przed tym, co może się stać? Czy boisz się o stan gospodarki i że stracisz pracę? Szczególnie, jeśli pracujesz dla Qantas [australijskie linie lotnicze]. Jeśli tak, to żyjesz w więzieniu stresu i strachu o to, co stanie się w przyszłości.

Czy spotkaliście kiedyś kogoś cierpiącego na zaburzenia lękowe? Ci ludzie żyją w więzieniu, bardziej niż więźniowie Alcatraz. Nie są wolni, nie mogą cieszyć się życiem. Żyją w ciągłym strachu. Jak uwolnić się od przyszłości? Musicie sobie uświadomić, że to więzienie jest tylko w waszych głowach. Sam zauważyłem, że większość tego, czego się bałem w życiu, nigdy się nie wydarzyła. Nigdy. Zazwyczaj było to coś gorszego. Nie, żartuję, wcale tak nie było. Mógłbym się stresować, co się stanie z projektem budowlanym w Dhammasarze! Cóż, najwyżej nic z niego nie wyjdzie.

Kiedy tkwimy w więzieniu przyszłości, to tak skupiamy się na tym, czego się boimy w przyszłości, że nie patrzymy na chwilę obecną, kiedy to możemy faktycznie coś zrobić. Ludzie, którzy dużo się martwią o przyszłość, przegapiają chwile, kiedy mają szansę ją zbudować, i to zbudować dobrze. Lęk przed przyszłością buduje złą przyszłość. Ale jeśli umiesz uwolnić się z więzienia strachu o to, co nastąpi, i po prostu być w chwili obecnej, to niesamowite, ile to może zmienić.

Często latam i zdarza mi się spóźnić na samolot. Czy boicie się spóźnić na samolot? Patrzycie na zegarek, a tu już tylko pół godziny, a za chwilę dziesięć minut! Kiedyś prawie spóźniłem się na samolot w Singapurze, bo co chwilę ktoś do mnie podchodził z jakimś bardzo ważnym pytaniem dotyczącym medytacji. Dotarłem na lotnisko, kiedy już wzywali mnie przez głośniki! Samolot prawie odleciał bez mnie. A czasami zdarza się, że rzeczywiście nie zdążamy – to nic, przecież możemy lecieć następnego dnia. To żadna tragedia, nie stresujcie się. Kiedy coś idzie nie tak, życie robi się ciekawe. Spotykamy nowych ludzi, robimy coś innego, jest super. Kiedy wszystko idzie zgodnie z planem, to tak, jakbyśmy wiedzieli, co się wydarzy w ostatnim odcinku telenoweli, bo ktoś nam powiedział, kto będzie zabójcą i co się stanie. Jeśli nasza przyszłość idzie zgodnie z planem, to życie robi się nudne. Jeśli idziemy na mecz krykieta, wiedząc, kto wygra, to co to za mecz? Bez sensu. Niepewność nadaje życiu smak.

Zamiast się bać i dać się więzić przyszłości, bądźcie wolni. Odrzućcie lęk. To niezwykłe, że kiedy znika lęk, jesteśmy w stanie stworzyć piękną przyszłość. Możemy zrobić wszystko. Opowiadałem ostatnio w Singapurze, jak kilka lat temu prowadziłem weekendowe odosobnienie w pięknym miejscu w Anglii, zwanym New Forest. Podczas mojego pobytu w tej okolicy zainteresowałem się historią tego miejsca. Nazywa się new, czyli „nowy”, ale to w Anglii, więc „nowy” znaczy, że ma czterysta lat. Anglia to stary kraj. Czterysta lat temu w tamtej okolicy było tylko puste wrzosowisko, bo wszystkie drzewa zostały wycięte i zbudowano z nich statki do walki z Hiszpanami. W Anglii ciągle były jakieś wojny. Ścięto wiele mil kwadratowych lasu. I co zrobiono później? Zasadzono las na nowo. Cztery wieki później nie widać różnicy między naturalnym lasem a tym pięknym parkiem narodowym, który został zasadzony sztucznie. To daje mi nadzieję.

Pamiętam też, jak mieszkając w młodości w Londynie… Urodziłem się i dorastałem na przedmieściach niedaleko Shepherd’s Bush, więc mówię ludziom w Australii, że jestem z buszu, bo dorastałem w Bush. Oni na to: „Wow, w którym? W Victorii czy gdzieś na północy, albo na wschodzie?”. A ja: „Nie, w Shepherd’s Bush”. W każdym razie pamiętam, że jako chłopiec chodziłem wzdłuż Tamizy i widziałem te wszystkie znaki: „Jeśli wpadniesz do wody, zadzwoń po karetkę i jedź do szpitala”. Tamiza była niewiarygodnie zanieczyszczona. Nie można było w niej pływać ani łowić ryb – zresztą w ogóle nie było w niej ryb. Śmierdząca rzeka, tak zanieczyszczona, że aż ustawiono znaki ostrzegawcze. „Jeśli wpadniesz, od razu dzwoń po pogotowie, nie ma żartów”. A teraz są tam ryby i woda jest czysta. Wiecie, jak to zrobili? To było bardzo ciekawe: wprowadzono przepis dla wszystkich firm i gospodarstw, i każdego, kto korzystał z wody z rzeki, że rura doprowadzająca wodę z Tamizy musiała się znajdować za rurą odprowadzającą, idąc z prądem. Innymi słowy, to, co z niej wypływało, wpływało z powrotem. To był bardzo prosty przepis, dzięki któremu ludzie musieli oczyścić rzekę. Proste rozwiązanie, za pomocą którego zlikwidowano problem zanieczyszczenia.

Lubię opowiadać tę historię, bo pokazuje ona, że nadal istnieje coś takiego jak nadzieja. Rzeczy da się naprawić. Można wyleczyć raka, życie może wrócić do normy, niezależnie od tego, co się stało z twoją karierą. Mówię o tym dlatego, że jeśli się boimy, to tworzymy dla siebie więzienie, w którym nie możemy żyć ani odnieść sukcesu, więc proszę, uwolnijcie się od negatywnego myślenia o przyszłości, zwanego strachem.

Od jakich innych więzień można się uwolnić? Wspominałem już o wolności od etykietek. „Jesteś przestępcą”. „Jesteś głupi”. Czy słyszeliście kiedyś od kogoś te słowa? Kiedy pracowałem jako nauczyciel, wykonałem eksperyment: uczyłem między innymi klasę mat-fiz. Przejrzałem ich wyniki z poprzedniego roku i dowiedziałem się, który uczeń był najgorszy z matematyki. Chciałem się dowiedzieć, czy po prostu był tak kiepski z matematyki, czy był jednak w stanie się nauczyć. Więc na każdej lekcji z tą klasą podchodziłem do tego ucznia i pytałem, czy wszystko rozumie, i zachęcałem go do pracy, a pod koniec lekcji tłumaczyłem mu jeszcze raz to, z czym miał trudność. Ciągle motywowałem go do nauki i pod koniec roku ten uczeń był najlepszy z matematyki w swojej klasie. Wyciągnąłem go z najgorszych wyników na najlepsze, bo chciałem udowodnić samemu sobie, że to jest możliwe. Jeśli wierzysz, że nie możesz czegoś zrobić, to tego nie zrobisz. Jeśli jesteś więźniem tych łatek: „głupi”, „słaby z matematyki”, „kiepski muzyk” – jeśli w nie wierzysz, to budujesz więzienie.

Jest taki facet, też buddysta, z Nowej Zelandii, który w wieku sześćdziesięciu pięciu lat zaczął grać na wiolonczeli. Teraz gra w orkiestrze. Takich ludzi podziwiam: tych, którzy mówią sobie, że nie ma nic, czego nie mogą zrobić. Mówią: „spróbuję i zobaczę, co z tego wyjdzie”. Oni nie są w więzieniu. Swobodnie rozwijają się i robią to, co chcą robić.

Niestety, wiele osób jest uwięzionych przez choroby psychiczne. Kiedy ktoś przychodzi do mnie, na przykład rodzic z dzieckiem z ADD, to pytam: „co powiedział psycholog?”. Dziecko nie ma ADD. Dziecko nie jest chore na ADD. Dziecko jest osobą, która co jakiś czas ma objawy ADD. Nie ma czegoś takiego jak schizofrenik. Są osoby, które mają epizody schizofrenii. To nie jedyne cegły w ścianie. Mówię o tym, bo – ciągle wspominam o Singapurze, to pewnie dlatego, że wczoraj tam byłem – odwiedziłem kiedyś Instytut Zdrowia Psychicznego w Singapurze i wygłosiłem wykład, po którym podszedł do mnie pewien profesor, podziękował mi za wystąpienie i zapytał, czy mógłbym przyjść pobłogosławić jego oddział. Zapytałem, jaki to oddział; powiedział, że to oddział schizofrenii. Zapytałem, jak leczy schizofreników, a on się uśmiechnął i powiedział: „tak jak pan mówił na wykładzie – nie leczę schizofrenii; leczę całą resztę pacjenta”.

To zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Uniosłem ręce w geście szacunku dla jego mądrości. Ten lekarz, który był chrześcijaninem, zrozumiał to, czego wielu nie widzi: nie ma schizofreników – są osoby, które miewają objawy schizofrenii. Jeśli nazywasz siebie schizofrenikiem, zamykasz się w więzieniu choroby psychicznej, z którego nie ma wyjścia. Jeśli mówisz, że jesteś osobą z epizodami schizofrenii, to zostawiasz otwarte drzwi, drogę ucieczki. Nadal jest jakaś inna część ciebie, coś poza dwoma złymi cegłami w murze. Widzisz pozostałe cegły.

Wiecie, co ten lekarz jeszcze powiedział? Zapytałem go, jakie wyniki przynosi jego metoda. Znowu się uśmiechnął i powiedział: „zdecydowanie lepsze niż tradycyjne metody leczenia schizofrenii”. Wspaniała historia.

Wiele osób przychodzi do mnie i mówi o swoich chorobach, o depresji, o raku. Ile razy powiedziałem wam: „bardzo dobrze”? „O czym mówisz, Ajahnie Brahmie? Jakie »bardzo dobrze«? Moja matka właśnie umarła, jestem w żałobie, a Ty mówisz »bardzo dobrze«!” Chcę skierować waszą uwagę na tę część was, która nie jest w żałobie. Na resztę waszego życia – nie na tę część, która cierpi, bo umarła wasza matka. Kiedy przychodzi ktoś z depresją albo ADD, to też wolę rozmawiać o jego innej stronie. Która nie ma depresji, ADD albo zaburzeń lękowych. Ta strona nadal jest, nie widzicie? Kiedy umiesz to zobaczyć, to ta część ciebie rośnie i wychodzisz z więzienia etykiet, w którym umieścili cię inni ludzie.

Niestety, w naturze lekarzy i psychologów jest przypinanie ludziom tych łatek, bo tak jest łatwiej, ale zapytajcie jakiegokolwiek psychologa, a powie wam, że nie ma dwóch takich samych osób z zaburzeniami dwubiegunowymi. To tylko ogólny, luźny opis. Ale kiedy mówimy, że ktoś jest dwubiegunowy, to ten ktoś sprawdza definicję, mówi: „wow, to o mnie”, i staje się dwubiegunowy. Ilu z was czyta horoskopy? Czytamy, że w tym miesiącu przytrafi nam się to i to – i wtedy rzeczywiście się przytrafia. To wy sprawiacie, że to się dzieje. To niezwykłe, jak wiara może sprawić, że coś się stanie, i że stajemy się tym, czym wierzymy, że jesteśmy. Tak jak te dzieci z klasy B.

Jak można się uwolnić od chorób psychicznych? Jak można wyjść z tego więzienia? Rozumiecie, co mam na myśli? Nie chcę powiedzieć, że macie przestać brać leki. Bierzcie leki – ja też czasem biorę aspirynę albo panadol, jeśli boli mnie głowa. Ale nie myślę, że cały czas boli mnie głowa. Boli tylko czasami. Teraz rozumiecie, jak powstają te więzienia.

O ostatnim rodzaju więzienia, jakie sobie możemy stworzyć, mówi jedna z historii, którą bardzo lubię opowiadać na odosobnieniach. Ludzie często nie rozumieją, co oznacza prawdziwa wolność. Ciągle próbują się naprawić, ulepszyć, zmienić. Bo jak tylko się zmienię i stanę się lepszy, to uwolnię się od wszystkich problemów! Spędzacie całe życie, próbując się ulepszyć i umieracie, nie osiągnąwszy celu.

Jak można się uwolnić od więzienia potrzeby stania się kimś innym? Lubię opowiadać tę historię, ale będę się streszczać. Jeden z naszych mnichów prowadził warsztaty w więzieniu i po paru tygodniach więźniowie po spotkaniu poprosili, żeby jeszcze trochę z nimi został. Pytali, jak wygląda życie w klasztorze buddyjskim. Nie będę wchodził w szczegóły, bo wiele razy już opowiadałem tę historię, ale kiedy więźniowie usłyszeli, jak surowe są warunki w klasztorze – spanie na podłodze, wstawanie o czwartej nad ranem… Muszę opowiedzieć ten żart: wstawanie o czwartej w klasztorze Bodhinyana to kwestia wyboru – jeśli chcesz, możesz zawsze wstać wcześniej; to cały twój wybór, później wstawać nie można. Więźniowie powiedzieli, że wstają około szóstej, ale nie o czwartej. Mnisi muszą medytować i nie mają telewizora, a w więzieniach są telewizory. Na śniadanie w klasztorze zazwyczaj mamy miseczkę owsianki i kubek herbaty, i tyle. A w więzieniu dostają naleśniki, gofry, boczek, jajka, są wegańskie i wegetariańskie opcje, mnóstwo różnych owoców, płatki kukurydziane, muesli – co tylko chcesz. Owsianka też jest, i różne kluski, dim sum – w więzieniu możesz dostać, co tylko chcesz. Nie tak jak w klasztorze. W klasztorze się pracuje – i mnisi, i mniszki równie dużo pracują. Więźniowie nie pracują tak ciężko. Lunch dostajemy w jednej misce i wszystko się miesza. Kiedyś lody truskawkowe wymieszały mi się ze spaghetti. Albo budyń z curry. Wy też tak macie? Nie? To jeszcze będziecie mieć, poczekajcie.

To jest okropne. W więzieniu dostają tackę z przegródkami, ale nie w klasztorze, u nas jest wszystko naraz. Więźniowie pytali, co jeszcze robimy. Czy uprawiamy jakieś sporty? Nie możemy uprawiać sportów. Ludzie pytają dlaczego: to dlatego, że jesteśmy pełni współczucia. Przegrywalibyśmy, bo nie chcielibyśmy sprawić przykrości przeciwnej drużynie. Popołudnia spędzamy na medytacji. „A co jecie na kolację?” Nie jemy kolacji. W więzieniu jest kolacja i znowu można zjeść, co się chce. „Jeśli nie jecie kolacji, to co robicie wieczorem? Gracie w karty?” Nie, dalej medytujemy. „O której chodzicie spać?” Ja zazwyczaj chodzę spać około dziesiątej i śpię na podłodze. Wielu z was widziało moją celę w Bodhinyanie, widzieliście, że śpię na podłodze. W więzieniu nawet mordercy dostają pryczę, materac i poduszkę, ale ja nie.

Jeden z tych więźniów był tak zadziwiony tym, jak surowe jest życie w klasztorze i jak komfortowe są warunki w więzieniu, że zapomniał, gdzie się znajduje i powiedział: „okropny ten wasz klasztor, jeśli chcesz, proszę, zostań tutaj”.

To było zabawne, ale zacząłem się potem zastanawiać, jaka jest różnica między więzieniem a klasztorem? To jest puenta tej historii. Jest lista oczekujących na wstąpienie do klasztoru Bodhinyana. Jest na niej około siedemnastu osób i jeszcze jeden chętny w Hong Kongu. Jest zdecydowany. Gdybym mu dziś powiedział, że może wstąpić, przyjechałby od razu i został mnichem. Jest kolejka osób chcących wstąpić do klasztoru; podobną listę mają w Dhammasarze. Około dziesięciu kobiet, które próbują się dostać do klasztoru mniszek. Ile osób próbuje się dostać do więzienia? Nie ma listy oczekujących. Wszyscy chcą się wydostać.

Dlaczego tak jest? Jaka jest różnica pomiędzy klasztorem a więzieniem? Różnica polega na tym, że ludzie są w klasztorze, bo tego chcą; ludzie w więzieniu nie chcą tam być. I to jest definicja więzienia: każde miejsce, w którym nie chcesz być, to więzienie. W życiu jest dużo więzień. To jest najbardziej istotna część tego, o czym dzisiaj mówię: jeśli siedzisz tutaj, ale chcesz się wydostać, to ta sala jest teraz twoim więzieniem. Bo nie chcesz tu być. Jeśli jesteś w związku, w którym nie jesteś szczęśliwy i z którego chcesz się wydostać, to ten związek jest dla ciebie więzieniem. Nie chcesz w nim być, więc jest więzieniem.

Jeśli nie znosisz swojej pracy, to twoje biuro jest twoim więzieniem. Również jeśli żyjesz w starym, chorym ciele i nie chcesz już w nim być, to to ciało jest twoim więzieniem. Jeśli jesteś młody, ale chorujesz, to jesteś w więzieniu. Jak można uciec z więzień, które budujemy w życiu? To łatwe: nie musisz zmieniać partnera – zamiast tego zacznij chcieć z nim być. A wtedy twój związek przestanie być więzieniem; będziesz chciał w nim być. Nieważne, jaki jest twój partner – w klasztorze też są ascetyczne warunki, ale chcemy tam być i cenimy to miejsce, dlatego nie jest dla nas więzieniem. Jesteśmy wolni.

Podobnie ze starym ciałem: chcesz w nim być, czy chcesz być gdzieś indziej? Jeśli chcesz być gdzieś indziej, to twoje ciało staje się więzieniem. Dlatego zawsze mówię lekarzom i psychologom: nie próbujcie kogoś wyleczyć. Otoczcie go opieką. A wtedy dojdzie do uzdrowienia. Opiekowanie się polega na zaakceptowaniu człowieka takim, jaki jest. Zamiast próbować go zmienić. Ilu z was próbowało „wyleczyć” partnera? I jak wam poszło? W ten sposób można zrujnować związek. Otoczcie ich troską, zamiast próbować ich leczyć ze złych przyzwyczajeń. Otoczcie ich troską. A wtedy zaczniecie być w tych związkach szczęśliwi. Twój związek nie jest więzieniem. To samo dotyczy pracy albo siedzenia tutaj, w tej sali. Jeśli jesteście tu szczęśliwi, to znaczy, że jesteście wolni, nie jesteście w więzieniu. Zmieńcie podejście. Zacznijcie chcieć tu być, a będziecie wolni. To ważna nauka, bo jest mnóstwo więzień w życiu, a wystarczy tylko zmienić swoje podejście, żeby poczuć się wolnym. Czy chcecie być wolni? Poznać, jak powiedział Buddha, smak wolności? Zacznijcie chcieć być tu, gdzie jesteście, z kim jesteście, tak, że przestaniecie pragnąć być gdziekolwiek indziej niż tu. I wtedy staniecie się wolni.

W ten sposób medytuję: siadam i nie martwię się tym, jak się czuję. Zmęczony? Niespokojny? Nieważne, co czuję, cieszę się, że tu jestem – tak tworzę swoją wewnętrzną wolność. Nie przez zmienianie rzeczy, ale przez radość z tego, gdzie jestem. Nie przez próby uzdrowienia rzeczy, ale przez otaczanie ich troską i radość z tego, gdzie jestem.

Nie próbujcie zmienić swoich dzieci; kochajcie je takimi, jakie są. Cieszcie się, że są. Na tym polega wolność. To prosta nauka. A my tworzymy tyle więzień, zawsze chcąc być gdzieś indziej. W szczególności pamiętajcie tę naukę na łożu śmierci. Śmierć może być nieprzyjemna, bolesna, tragiczna, ale jeśli chcecie być wolni w tej ostatniej chwili, to nawet jeśli nie będziecie mogli zmniejszyć cierpienia ani zmienić faktu, że umieracie, postarajcie się chcieć być w tym miejscu. Zmieńcie swoje podejście, a wtedy wasze ostatnie chwile nie staną się więzieniem. Będziecie mieli do dyspozycji tyle wolności, ile będziecie chcieli.

Bardzo łatwo jest zrozumieć, co znaczy radość z tego, gdzie się jest, jeśli zrozumiemy, jak można uciec z więzienia. Bądźcie szczęśliwi tu, gdzie jesteście, a to miejsce przestanie być więzieniem. Będziecie wolni. Wreszcie wyjdziecie z więzień życia. Dziękuję.

Sādhu! Sādhu! Sādhu!

No dobrze, teraz czas na pytania, komentarze i zażalenia. Najpierw z zagranicy. OK, mamy Sri Lankę, Dubaj i Belgię. Gdziekolwiek nie pojadę, okazuje się, że mnóstwo ludzi słucha transmisji z tych spotkań – na przykład ostatnio w Tajlandii ktoś mi to powiedział; tak samo w Hongkongu. W zeszłym roku było 40–50 tysięcy pobrań. Nie wiem, ile osób ściąga pojedyncze filmiki, ale ludzie słuchają nas na żywo! I zadają pytania.

Na początek Sri Lanka: „Co możesz poradzić rodzicom i nauczycielom, którzy często uczą dzieci, jak budować więzienia i jak budować je tak, żeby się nie zawaliły?”.

To kwestia zmiany podejścia. Czasami zmiana perspektywy uświadamia nam, co robiliśmy – budowaliśmy więzienie z żałoby, z przeszłości; ktoś cię skrzywdził, złamał ci serce, ale proszę, nie zamykaj się w tym jak w więzieniu. Naucz się chcieć być tam, gdzie jesteś. Pozwól rzeczom się dziać i innym rzeczom z nich wyrastać. Gnój przeszłości jest nawozem, pamiętacie? Tak się przestaje budować więzienia. Czujesz się wolny i chcesz być tam, gdzie jesteś. Nauczcie tego dzieci.

Kiedy byłem w Hongkongu, rozmawialiśmy o „matkach tygrysicach” – pamiętacie te artykuły o „matkach tygrysicach”? „Matki delfiny” są lepsze: bawcie się ze swoimi dziećmi, bądźcie blisko nich, a wasze dzieci będą o wiele bardziej udane. Socjologia i psychologia przebadały te mechanizmy i stwierdziły, co działa, a co nie. To zresztą można wyczuć intuicyjnie: jeśli bardzo surowo wychowujesz dzieci, to OK, będą mieć dobre oceny, ale nie rozwiną się emocjonalnie. Daniel Goleman napisał w swojej książce „Inteligencja emocjonalna”: dbajcie o emocje swoich dzieci, a będą szczęśliwe i odniosą sukces. Tak robią delfiny: bawią się ze swoimi młodymi, spędzają z nimi dużo czasu i ich młode wyrastają na porządne delfiny.

Jeśli chcesz powstrzymać innych przed budowaniem więzień, wiedz, czym jest więzienie. A wtedy zdasz sobie sprawę, ile więzień sobie zbudowałeś. Kiedy ostatnio zbudowałem sobie więzienie, byłem w Indonezji, gdzie jestem dobrze znany. Prowadziłem spotkanie dla około pięciu tysięcy ludzi, po którym wielu z nich ustawiło się w kolejce po autograf i zdjęcie. Trwało to około dwóch godzin, przez które nie robiłem nic innego poza podpisywaniem książek, uśmiechaniem się do zdjęcia, podpisywaniem kolejnej książki, podpisywaniem, uśmiechaniem. Po godzinie straciłem cierpliwość i zacząłem się zastanawiać, po co to robię. Nie po to jestem mnichem! Nie to chciałem robić, nie miałem tego w umowie, nie chcę tu być!

A potem zdałem sobie sprawę, że właśnie zbudowałem sobie więzienie. Tego, czego uczę innych, sam też się nauczyłem i sam też to praktykuję, więc uświadomiłem sobie, że zamknąłem się w więzieniu. Zmieniłem to: postanowiłem, że chcę tam być i będę przeżywać to z radością. Podpisuję książki i będę się szeroko uśmiechać, a nie tylko udawać. I dzięki temu przez pozostałe dwie godziny świetnie się bawiłem i czułem, że dobrze spędzam czas – bo byłem wolny i cieszyłem się, że tam jestem.

Trzeba uważać. Jeśli chcesz być gdzieś indziej, to nie jesteś wolny, nie cieszysz się życiem. I tak musisz być tam, gdzie jesteś. Nie masz innego wyboru. Więc postanowiłem rozebrać to więzienie, w którym się zamknąłem.

Pytanie z Dubaju: „Chcę zapytać o coś związanego z więzieniem lęku. Wybieram się do Bhutanu, ale boję się lotu samolotem, jako że lotnisko Paro należy do najniebezpieczniejszych na świecie. Mam rodzinę na utrzymaniu, więc boję się ryzykować; czy to już więzienie, czy uzasadniony lęk?”.

Miesiąc temu byłem na lotnisku Paro w Bhutanie. Nie ma się czego bać, to ekscytujące. To niesamowite: kiedy samolot podlatuje do lotniska – w Himalajach, a to naprawdę wysokie góry, nie jakaś tam ośla łączka – i musi wylądować w dolinie, a tam jest dużo dolin wijących się pomiędzy szczytami. Lądowanie jest niesamowite, to najlepsza część podróży: wyglądasz przez okno i widzisz górę wysoko ponad poziomem samolotu; po drugiej stronie też. Samolot leci przez dolinę i musi się przechylić o dziewięćdziesiąt stopni w jedną stronę, a potem w drugą, i żeby wylądować, obniża się, krążąc po dolinie, a i tak podchodzi do lądowania pod dość ostrym kątem. Samoloty mają specjalne silniki, wyprodukowane przez Airbus, o podwójnej mocy, żeby mogły manewrować na tym lotnisku. Taki lot to świetna zabawa; za nic bym tego nie przegapił.

Zatem, Agnes z Dubaju, leć do Bhutanu, to świetna zabawa. Poza tym ja tam byłem, więc to lotnisko jest teraz pobłogosławione. Będziesz zupełnie bezpieczna.

Niektórzy ludzie boją się latania, przez co nie mogą odwiedzić rodziny za granicą – to jest więzienie. Tak samo z przyszłością: może być fajna, to zależy od waszego podejścia; jeśli szukamy niebezpieczeństwa, to będziemy je widzieć. A jeśli szukasz zabawy, to ją właśnie znajdujesz. Tak się wychodzi z więzienia lęku: przez osłabianie go. Zmień swoje spojrzenie, naucz się bawić tym, czego się boisz, a lęk zniknie.

Ze wszystkich więzień na świecie więzienie strachu jest prawdopodobnie najbardziej zaludnione. Ilu ludzi się boi? Młodzi boją się zaprosić kogoś na randkę. Ktoś wam się podoba, ale przychodzicie do mnie, bo nie wiecie, czy będziecie umieli się z tym kimś umówić. Spróbujcie! Jeśli podoba ci się jakiś chłopak, chciałabyś z nim spędzić trochę czasu, to spróbuj. Nie bój się. Kto wie, co z tego wyjdzie.

Albo możliwości w biznesie: trafia się jakaś okazja, a ktoś z niej nie korzysta; później zastanawia się, dlaczego tego nie zrobił. Wszystko przez strach. Czy to wyjazd za granicę, czy medytacja, czy decyzja o zostaniu mnichem – nie bójcie się. To dobra droga w życiu, spróbujcie! Albo lepiej nie, lista oczekujących jest długa.

Ostatnie pytanie, z Belgii: „Mam czterdzieści pięć lat i czuję, że tkwię w miejscu. Doświadczyłam wielu traum i krzywd. Czuję, że się duszę i nie wiem, co zrobić. Czy uważasz ogolenie głowy i zostanie bhikkhunī za atrakcyjne rozwiązanie?”.

Tak, bhikkhunī są atrakcyjne. Łysa głowa jest sexy. Ale mówiąc poważnie, piszesz, że doświadczyłaś wielu traum i krzywd. OK, ale po co nadal o tym myśleć? Doświadczyłaś wielu krzywd, ale za każdym razem, kiedy o tym myślisz, pozwalasz się ranić na nowo. Ktoś cię zdradza: ojej, dlaczego to zrobił, nie powinien tego robić. Za każdym razem, gdy to wspominasz, jesteś krzywdzona na nowo. Twój chłopak cię zdradził, śpiąc z twoją przyjaciółką. Po co dalej o tym myśleć? To oni, nie ty, zrobili coś złego. Po co pozwalać się dalej ranić? Jeśli spojrzy się na to w ten sposób, można dostrzec, jak irracjonalne jest takie myślenie. Trzeba uwolnić się od takich rzeczy i nie pozwolić im wywoływać w sobie złości. Uwolnię się. Będę wolny. Pokażę im. Ostatecznie – zrób im to na złość.

Doświadczyłaś traumy i cierpienia, ale jeśli myślisz, że to określa, kim jesteś, jeśli przez to uważasz się za człowieka klasy B – piszesz, że chcesz zostać bhikkhunī, więc jesteś kobietą – jeśli myślisz, że jesteś kobietą klasy B, to nią się właśnie stajesz. A trauma ciągle powraca, bo wydaje ci się, że tym właśnie jesteś. Proszę, nie definiuj tego, kim jesteś, na podstawie dwóch złych cegieł w murze. Albo nawet na podstawie dziewięciuset dziewięćdziesięciu ośmiu złych cegieł. Zobacz te dobre cegły i użyj ich do zdefiniowania, kim jesteś.

Nie ma kogoś takiego jak morderca; są ludzie, którzy popełnili morderstwo, ale to, kim są, nie ogranicza się do tego czynu. Jesteś czymś więcej niż trauma i ból, którego doświadczyłaś i którego miałaś dużo, ale nie ograniczasz się do tego. Skup się na innej części siebie – tak jak w tym przypadku, kiedy mówiłem o skupianiu się nie na schizofrenii, ale na innych elementach osobowości człowieka. Jeśli będziesz umieć skupiać się na tych aspektach twojego życia, które nie były bolesne – a miałaś mnóstwo takich doświadczeń – to przestaniesz się dusić i odetchniesz wolnością. Wyjdziesz z więzienia. Uda ci się. Mam nadzieję, że to, co powiedziałem, będzie pomocne. Czy są jakieś pytania z sali?

Q: Wydaje się, że ludzie temu zaprzeczają albo po prostu nie są tego świadomi i wiele osób nie traktuje tego poważnie. Mamy bardzo poważanych mnichów mahāyāny, którzy głoszą, że światu zostało tylko sto lat. Czy powinniśmy wziąć głęboki wdech i przyznać, że to koniec rasy ludzkiej?

AB: To jest więzienie strachu przed tym, co się stanie w przyszłości.

Q: Myślę, że to więzienie brania poważnie takich przepowiedni. Bo przecież młodzi ludzie chcą żyć, a jeśli są mnisi, którzy otwarcie głoszą takie rzeczy – zakładam, że wiesz, o kim mówię – to stanowi to bardzo poważny problem, a wydaje się, że nie jest traktowany poważnie. Czy to zgodne z buddyjską ścieżką, żeby zakładać, że świat skończy się za sto lat, i nie przejmować się tym?

AB: Nie chodzi nawet tylko o młodych ludzi – wielu z nas w ciągu stu lat ponownie przyjdzie na świat i będziemy świadkami tego, co się wydarzy. Wrócimy na ten świat. Mówiłem o tym kilka dni temu: gdybyśmy tylko uwierzyli w reinkarnację – a są naprawdę mocne dowody – i gdyby ludzie zrozumieli, że wrócą, że pan Abbott [były premier Australii] wróci do Australii i będzie musiał żyć z konsekwencjami tego, co dziś robi…

Q: Zastanawiam się, czy teraz robimy wystarczająco dużo, żeby do tego nie doszło i żebyśmy nie musieli po przyjściu ponownie na świat patrzeć, jak nasi bliscy umierają i tak dalej. Czy nie lepiej zająć się ochroną środowiska, zamiast po prostu pozwolić, żeby te prognozy się sprawdziły?

AB: Dokładnie. Ale zastanawiam się, dlaczego to się dzieje? Dlaczego ludzie zaprzeczają faktom? Co jest tutaj przeszkodą? Znowu: przeszkodą jest strach. Ludzie często mówią, że nic nie można zrobić, i to jest problem.

Q: To strach, czy ludzie po prostu nie chcą o tym wiedzieć?

AB: A dlaczego ludzie nie chcą wiedzieć? Bo się boją konsekwencji, konieczności działania, poświęcenia czegoś. To więzienie strachu. Nie podoba mi się to, co tamten mnich powiedział o końcu świata za sto lat, bo jeśli to prawda, to zapobieganie temu to strata czasu: „wszyscy i tak umrzemy, więc bawmy się, zanim przyjdzie koniec świata!”.

Q: Ale on mówi, żeby zrobić coś przeciwnego: wywołać rewolucję i zmienić stan rzeczy w szybkim tempie, wprowadzając radykalne zmiany w naszym życiu teraz. Zamiast ignorować problem, co robi teraz większość ludzi.

AB: Zgadzam się w zupełności. Jeśli patrzymy w przyszłość, to przynajmniej patrzmy z pozytywnej perspektywy, czyli patrzmy na to, co i jak możemy zrobić. Kilka lat temu brałem udział w bardzo dobrym seminarium; było tam również wielu polityków. Jednym z punktów programu był panel, który pokazywał, że nadal możemy mieć nadzieję, szczególnie w kwestii globalnego ocieplenia. Występowali tam naprawdę poważni eksperci, którzy powiedzieli: „Wyobraźmy sobie taki scenariusz: góra lodowa oderwana od Grenlandii wywołuje tsunami, które kompletnie zrównuje z ziemią port w Nowym Jorku – a to się może stać w każdej chwili – przez co świat zaczyna rozumieć, że zmiany klimatu to poważny problem i w ciągu roku emisja dwutlenku węgla zostaje zredukowana do zera. Zastanówmy się, jak to osiągnięto: jak ograniczono zanieczyszczenie do zera w ciągu dwunastu miesięcy?”. I ci wszyscy eksperci, patrząc wstecz i zastanawiając się, jak dokonano tych zmian, wymyślili fantastyczne rozwiązania.

Strach działa tak, że jeśli patrzymy w przyszłość z lękiem, to widzimy ją w tak negatywnych barwach, że nadzieja znika. Masz raka, faza terminalna, na pewno umrzesz. Przestań tak myśleć. Rok później nadal żyjesz. Co się stało? W jaki sposób dotarłeś do tego momentu w przyszłości? Nie zaczynaj pracy z przyszłością z teraźniejszości; zacznij od momentu, w którym chcesz się znaleźć i idź wstecz: jak tam dotarłeś? To właśnie te wspaniałe, alternatywne sposoby patrzenia na przyszłość przynoszą rozwiązania. Nie możemy się jej bać; nie możemy w ten sposób myśleć.

Q: Nie mówię, że mamy się bać przyszłości, ale żebyśmy potraktowali problem poważnie. Na razie nikt tego nie robi.

AB: O tym właśnie mówię. Dlaczego nikt tego nie robi?

Q: Bo społeczeństwo jest apatyczne i ludzi bardziej interesuje krótkotrwała korzyść dla przemysłu niż długotrwałe konsekwencje dla ludzi.

AB: Tak, jesteśmy uwięzieni przez myślenie w ten sposób. I to też są więzienia strachu: strachu przed utratą tego, co mamy, albo naszego stylu życia. To nas powstrzymuje przed choćby spróbowaniem ucieczki.

Q: Potrzebna jest rewolucja, żeby powstrzymać ludzi o krótkowzrocznym podejściu przed zdominowaniem kierunku, w którym zmierza społeczeństwo.

AB: Dokładnie. Myślę, że to powinna być rewolucja w sposobie myślenia i podejściu do świata, i to właśnie próbuję robić: próbuję skłonić ludzi do spojrzenia na rzeczy inaczej.

Q: Trzeba coś zrobić, żeby ludzie podeszli do tego problemu poważniej.

AB: Tak. Trzeba im powiedzieć, żeby zaczęli odwiedzać stronę Buddyjskiego Towarzystwa Australii Zachodniej.

Q: Praktyczna rada.

AB: Chyba Ajahn Sujato już wcześniej powiedział, że przede wszystkim potrzebna jest zmiana nastawienia. Dlaczego mamy rząd, który nie wierzy w zmiany klimatu? Bo ludzie go wybrali. Dlaczego go wybrali? Bo mają poglądy, które trzeba zmienić. Na przykład pogląd, że bogactwo jest drogą do szczęścia. Zamiast radości, bycia z rodziną, prostego życia. To są rzeczy, których jestem przykładem. W podróż zabieram tylko małą torbę, mam jeden zestaw szat. To są rzeczy, których możemy nauczyć ludzi przez dawanie przykładu.

Q: Ale do klasztoru Bodhinyana jest długa kolejka.

AB: Tak, ale przynajmniej możemy przekazywać to wszystko tutaj, dawać inspirację i zachęcać, a w końcu ludzie zobaczą, że nie potrzebują dużo do szczęścia i że ludzie są ważniejsi niż rzeczy. Te nauki po trochu przenikają do społeczeństwa.

Albo mniejsze domy, co oznacza mniej cegieł, betonu, żelaza. Mniej pieniędzy. Możemy tyle zrobić, ale ludzie boją się zmienić swoje podejście do gospodarki. W Bhutanie jest wysoki poziom zadowolenia z życia, ale spada. Często spotykam różne grube ryby i ostatnio królowa matka Bhutanu powiedziała, żebym się modlił, bo ten kraj za bardzo się rozwija. Za dużo betonu zamiast starych budynków z drewna. Nawet w Bhutanie znika szczęście. Możemy w tym znaleźć inspirację.

Q: Powinniśmy wszyscy zacząć walczyć o ochronę środowiska.

AB: Ochrona środowiska to skutek, a nie przyczyna. Przyczyną jest zmiana mentalności. Zmiana priorytetów. Ludzie zamiast rzeczy. Szczęście zamiast pieniędzy. Wystarczy tylko trochę pieniędzy. Uproszczenie stylu życia zamiast komplikowanie go bardziej.

Dziękuję za rozmowę; moglibyśmy jeszcze długo o tym dyskutować, ale chyba na dziś wystarczy. Dziękuję wszystkim za uwagę. Przekroczyliśmy czas, więc musimy kończyć. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pytania, proszę podejść po spotkaniu. Życzę wam miłego wieczoru i do zobaczenia w przyszły piątek.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Aneta Miklas (www.liczesiezeslowami.pl)
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/