Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

Odnośnie do tematu dzisiejszej mowy – ostatnio ktoś pokazał mi okładkę „Time’a” ze zdjęciem osoby praktykującej medytację uważności. Wprawdzie w środku niewiele było o uważności, ale przynajmniej ten termin ostatnio staje się bardzo popularny w medycynie i psychologii. Będę więc dziś mówił dużo o uważności, ponieważ wiem, że w piątkowe wieczory przychodzi tu wielu psychologów, żeby zdobyć mnóstwo użytecznych informacji, które mogą im pomóc w karierze. W ogóle to mi nie przeszkadza. Ktoś ostatnio spytał: „Czy to ci nie przeszkadza, Ajahn Brahm? To buddyzm, a inni z tego czerpią, wykorzystują to i jeszcze na tym zarabiają”. Mnie to nie przeszkadza, jestem wręcz szczęśliwy, o to przecież chodzi w nauczaniu, żeby pomóc ludziom w cierpieniu i ich uszczęśliwić, żeby ich życie było spokojniejsze, bardziej harmonijne. Nieważne, w jaki sposób do tego dojdzie. To jest piękne i wspaniałe. Jeśli tu przychodzicie w piątkowe wieczory, czerpiecie ze źródła. Jest w tym więcej mocy, bo to my wymyśliliśmy uważność 2500 lat temu, ale problemem jest to, że w Australii nazywanie czegoś religią zniechęca do przyjścia. To zwykły marketing, dlatego nie nazywa się tego medytacją, bo kojarzy się ona z buddyzmem i hinduizmem, ogólnie religią. A z inną nazwą zyskuje popularność.

Wiele lat temu rozmawiałem z naszą członkinią, nauczycielką, która tutaj nauczyła się medytacji i odkryła, jak bardzo jej to pomogło. Uczyła w szkole podstawowej. Chciała więc tam poprowadzić takie zajęcia i to było fantastyczne, ale wiedziała, że nie może ich nazwać medytacją, bo w szkole było wielu chrześcijan, którzy – słysząc, że naucza medytacji – uznaliby, że to coś złego, i chcieliby zabrać dzieci ze szkoły. A to byłby problem. Nie nazwała więc zajęć medytacją, nazwała je „Chwilą spokoju”. Zmiana nazwy pomaga. Mówiła mi o tych zajęciach i ich rezultatach, najpierw, na początku roku szkolnego, trwały tylko 2-3 minuty (a skoro rok szkolny zaczyna się w przyszłym tygodniu, to może nauczyciele, którzy tutaj są, chcieliby wprowadzić „Chwilę spokoju” do swoich szkół), a potem, na koniec roku – 15 minut. Cała klasa jedenasto- i dwunastolatków spędzała pod koniec roku 15 minut w ciszy, pogrążona w medytacji. Rezultaty były wspaniałe, wiem o tym, ponieważ później zaproszono mnie do szkoły, żeby rozmawiać z nauczycielami i uczniami. Dyrektor szkoły powiedział: „Jestem przykładnym chrześcijaninem, ale niektórzy rodzice dowiedzieli się, że »Chwila spokoju« to medytacja buddyjska, i poskarżyli mi się. Powiedziałem im, że popieram to, ponieważ działa”. Wyniki w nauce tych dzieci się poprawiły. I nie tylko to, ale także inne zdolności: polepszyły się umiejętności społeczne. I to jest bardzo ważne, w szkole uczymy się nie tylko matematyki, przyrody, angielskiego, indonezyjskiego itd., ważne jest nauczenie się, jak żyć w zgodzie z innymi.

Pamiętam, że ta nauczycielka podała przykład, że gdy często w klasie zdarzały się kłótnie między uczniami, to wtedy inne dzieci zawsze prosiły o „Chwilę ciszy” i wówczas wszyscy siedzieli w ciszy przez 10 minut z rękami na kolanach i z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w swoje oddechy. To rozwiązało wszystkie problemy. Pamiętam, że gdy to usłyszałem, pomyślałem: „Czemu nie możemy mieć czegoś takiego w parlamencie?”. Marszałek mógłby powiedzieć: „OK, chłopcy i dziewczęta, czas na chwilę ciszy”, i wtedy wszyscy na 5 minut oddaliby się medytacji.

Dlaczego nie możecie robić tego w domu? Możecie to zrobić. Dzieci, gdy zobaczycie, że rodzice się kłócą, możecie im powiedzieć: „Czas na chwilę ciszy”. 5 minut, macie wsłuchać się w swój oddech. Jak wiele problemów na świecie mogłoby to rozwiązać. Okazało się, że nawet mali chłopcy lepiej zrozumieli swoje emocje i byli milsi dla siebie nawzajem. To właśnie jedna z najbardziej niezwykłych rzeczy, o których mówiła ta nauczycielka, jak proste ćwiczenia – spokój, cisza, świadomość i uważność – pomagają poprawić zachowania społeczne u małych dzieci, uczą inteligencji emocjonalnej. To był początek. Jak to naprawdę działa? Często nie mamy kontroli, nie wiemy, co tak naprawdę robimy, a kiedy się zorientujemy – z reguły po fakcie – że powiedzieliśmy coś okropnego ludziom, na którym nam naprawdę zależy, to czujemy się naprawdę strasznie. Wiemy, że nie powinniśmy byli tego powiedzieć, ale jest za późno. Zrobiliśmy nierozważnie, głupio i mamy problem.

To często wynika z tego, że denerwujemy się czy obwiniamy o coś – a wiecie już wszyscy, skoro przychodzicie do buddyjskiej świątyni – że gniew wypala nas zanim dotyka innych. Więc denerwowanie się na innych, to jak rzucanie w nich gorącym węglem, żeby ich zranić, przeważnie węgiel w nich nie trafia, a my oparzymy sobie dłonie – sami się krzywdzimy, wiemy o tym. Strach i niepokój. Wiemy, że strach i niepokój nas dotykają, wiemy, że nie powinniśmy się tak bardzo przejmować tym, co się dzieje w świecie. Tak często odczuwamy strach i niepokój. Chodzi mi o to, że przeważnie to, czego się obawiamy, nie nadchodzi. Jeśli się czegoś obawiacie – to się nie zdarza. Przeważnie zdarza się coś… jeszcze gorszego lub, z reguły, lepszego. To nigdy nie jest to, czego się spodziewamy. Wiemy, ale nie potrafimy tego wprowadzić w życie. Pomaga w tym medytacja, zwłaszcza uważność. Stajemy się świadomi tego, co robimy, stajemy się świadomi naszych reakcji, myśli. I – co jest szczególnie ważną częścią uważności – uczymy się dystansu pomiędzy sobą, myślami, pomiędzy obserwatorem a emocjami. Stwórzcie ten dystans. Bo jeśli się wam to uda, jeśli zdołacie sobie wyobrazić, że ta osoba to ja, i staniecie z boku, wtedy lepiej zobaczycie, możecie się nawet zatrzymać, jeśli nie jest to przydatne. Podaję zawsze metaforę, żeby wyjaśnić mechanizm działania. To trochę jak oglądanie filmu (dla kobiet), czy meczu (dla mężczyzn). Opowiadałem to ostatnio w czasie odosobnienia. Pamiętam, gdy chodziłem w młodości do kina, puszczali tam straszne filmy, w strasznych filmach zawsze były potwory, wampiry czy coś – teraz podobno zawsze są to zombie, nie wampiry – i one zawsze atakowały, choć nie wiem dlaczego, piękne kobiety (choć to seksistowskie), więc ja nie mam się tu czym martwić. To prawda. Zawsze zaatakowana jest piękna kobieta. Pamiętam z młodości, może teraz też tak jest, zawsze ktoś na widowni krzyczał: „Uważaj! Za tobą jest wampir!”. Jakie to głupie! Oni cię nie usłyszą! Film pewnie nakręcono w Hollywood, na drugim końcu świata, może dziesięć, dwadzieścia lat temu. Ale i tak krzyczysz, a oni cię nie usłyszą. Ale i tak krzyczysz. Albo tak jak w smutnych filmach, gdzie ktoś umiera, w tzw. wyciskaczach łez, szczególnie dla dziewcząt. I często prawie dobrze się kończy, prawie się w sobie zakochują, ale na sam koniec bohater ginie od kuli, jak np. w „West Side Story”, który akurat widziałem, choć nie oglądam wielu filmów. Tony i Maria nie mogli być razem, mieszkali w Nowym Jorku, ale pochodzili z dwóch światów. Zakochali się w sobie. On chyba był z Portoryko, a ona z Hiszpanii, czy jakoś tak. A nie, była Włoszką, Maria była Włoszką, Tony był z Portoryko. Nie pozwolono im być razem. Nie pozwoliły na to dwa gangi. Potem coś się stało, ktoś został postrzelony, brat Marii próbował się zemścić na Tonym, a Maria wędrowała ulicami West Side w Nowym Jorku, żeby ostrzec kochanka: „Uważaj, ktoś chce cię zabić”. W końcu znalazła Tony’ego, stał pod latarnią, krzyknęła: „Uważaj!”, i w tym momencie słychać strzał, Tony zostaje postrzelony, a Maria rzuca się do niego i obejmuje go, a potem – nie wiem, jak to się stało – zespół zaczyna grać piosenkę na ulicy w Nowym Jorku. Nie wiem, skąd się tam wzięli, i ta piosenka: „Jest gdzieś dla nas miejsce…”. Ja dokładnie to zrobiłem, zacząłem się śmiać, moja dziewczyna się rozpłakała. Zapytałem: „Czemu płaczesz? Nie martw się”. A ona powiedziała, że faceci nie są wystarczająco emocjonalni. Ale ja jestem buddystą i wierzę w reinkarnację. Maria odrodzi się za pół godziny, gdy film znowu się zacznie. To tylko film, dlaczego się nim przejmujesz? Faceci krytykują dziewczyny, ale czy widzieliście, jak faceci oglądają mecz piłki nożnej? „Strzelaj, strzelaj, podaj, idioto!”, krzyczą. Choć jest to powtórka z zeszłego tygodnia. Oglądaliście mecz krykieta? Australia grała z Anglią. Oni też cię nie słyszą, są daleko na drugim końcu Australii. To pewnie nawet nie jest na żywo, a wy się tak angażujecie i wyzywacie ich od głupków. „Chyba jesteś ślepy!” – widzieliście, jak mężczyźni krzyczą do telewizorów? Telewizor nie wchodzi z nami w interakcję, nie ma uszu. Sędzia was nie słyszy. Więc dlaczego krzyczycie? Bo angażujemy się emocjonalnie, ale jeśli staniemy z boku i spojrzymy na siebie oglądających TV – nie musimy krzyczeć, nie musimy się angażować i krzyczeć: „Uważaj, ktoś jest za tobą!”. Możemy sobie odpuścić, jeśli mamy taki dystans. Więc następnym razem, jeśli chcecie, ale czasem dobrze jest się emocjonować, na tym też polega urok krykieta czy piłki nożnej – przegrywanie. Bo jeśli nie przegrywamy, to nie cieszy nas zwycięstwo. Pamiętacie, Szekspir powiedział: „Lepiej jest zakochać się i utracić miłość, niż nigdy niczego nie utracić”. To prawda… Nie powiedział tak, ale powinien. Możemy się angażować, ale nie musimy. Nie musimy się angażować, możemy poczuć się wolni. Wyobraźcie sobie, że szef krytykuje was za coś, czego nie zrobiliście, znęca się nad wami. A my angażujemy się emocjonalnie i dajemy się w to wciągnąć. Ale, patrząc z boku, to tylko głupi szef, nie ma to nic wspólnego ze mną. Słucham, a treść przelatuje w pewnej odległości ode mnie. Przyjmujecie inną perspektywę i możecie sobie odpuścić. Kolejna metafora na temat tworzenia dystansu, tzn. tego, jak te nauki pomagają ci znaleźć się tu i teraz i jak czasem pomagają zarobić ludziom wielkie pieniądze. Byłem na konferencji w Singapurze, w czerwcu czy lipcu, i pewna osoba opowiadała o jednym z czterech przełomów w psychologii, o tym, jak pomagać ludziom przezwyciężyć problemy. Wszystkie terapie opierały się na uważności. W Sydney pewien facet zarabiał fortunę na jednej takiej terapii, na tzw. metaforze ręki. Powiedział, że ludzie zasłaniają oczy dłonią i wtedy nie widzą niczego poza dłonią. Ale jeśli „odłożycie” dłoń na swoje miejsce, na koniec ramienia, wtedy ją widzicie i widzicie też innych ludzi. Ci z was, którzy przychodzą tu od lat, wiedzą, że ja mówiłem o tym co drugi tydzień, a teraz w Sydney ktoś na tym zarabia. Jednak pierwszy raz usłyszeliście o tym tutaj i chodzi właśnie o uważność. Chodzi właśnie o bycie obserwatorem, odłączenie się od tego, na co patrzycie, i spojrzenie z innej perspektywy. Bo gdy coś jest blisko, gdy oglądacie mecz czy film, uczestniczycie w tym, to właśnie dlatego czujecie się jak na planie filmowym, dlatego wam się wydaje, że możecie ostrzec kogoś przed wampirem, który za nim stoi. Dlatego w czasie oglądania meczu sądzicie, że możecie krzyczeć, bo sędzia jest tuż obok, że możecie mu powiedzieć, że nie było spalonego, że padł gol. Cokolwiek to jest, dajecie się wciągnąć, ale jeśli się odseparujecie, zyskacie kontrolę. Jeśli odseparujecie się ze swoimi emocjami, możecie zrobić zadziwiająco wiele. Możecie odpuścić. Przestańcie się przejmować swoim szefem. Szefowie zawsze są tacy sami. Szefowie są jak psy – powinienem uważać, bo sam jestem szefem. Psy szczekają. Żenicie się, a żona marudzi, czego możecie się spodziewać? Taka jest rola żon, marudzą. Pewien mój przyjaciel wyjeżdżał na północ do pracy w kopalni, na dwa, trzy tygodnie i mówił, że naprawdę tęsknił za żoną. Mówił, że naprawdę za nią tęsknił przez cały ten czas, że się przyzwyczaił do bycia z żoną i że ją kocha. Powiedziałem, że jeśli naprawdę tęsknisz, następnym razem nagraj na iPhonie waszą kłótnię, a gdy będziesz na północy i zaczniesz tęsknić – puść nagranie. To samo z waszymi mężami, jeśli za nimi tęsknicie, kiedy są w delegacji, nagrajcie np. na video, gdy oglądają mecz. Zobaczcie, jacy są szaleni. Tacy są faceci. Tyle razy już słyszałem od was – a to jest zaleta bycia mnichem, że opowiadacie mi o swoich mężach i żonach. I tyle razy już słyszałem, że wasze żony i mężowie są wyjątkowi, ale nie, że są dobrzy, tylko zawsze, że mają wyjątkowe wady i… „Czy możesz to naprawić Ajahn Brahm?”. Wszyscy są tacy sami. To samo z żonami. Psy szczekają, krowy muczą, świnie kwiczą, żony marudzą, a mężowe mówią: „Zrobię to później”. Trzeba umieć to wszystko odseparować od siebie i aż tak się nie angażować. Psy są psami, żony żonami. Czy naprawdę denerwujecie się na swoje psy? Takie są psy i za to je kochacie. Jeśli będziecie świadomi, jak naprawdę to wszystko wygląda, to problemy znikną. Psy, żony, mężowie, politycy. Denerwujecie się na polityków? Wszędzie, we wszystkich krajach są tacy sami. Tak to już jest. Czego się spodziewać? Cokolwiek się wydarzy, za pomocą uważności możemy się odseparować i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, wówczas większość problemów znika. Uważność pomaga nam zrozumieć nasze myśli, bo jeśli za bardzo wnikamy w swoje myśli, jesteśmy zagubieni, a z innej perspektywy widzimy wszystko jakby na ekranie, wszystkie nasze myśli. Wszyscy mamy myśli, np. że chcemy kogoś zabić, bo i takie myśli się zdarzają, ale proszę, nie róbcie tego, a przynajmniej nie tutaj, wszystkie dziwne myśli, fantazje, marzenia. A niektóre myśli naprawdę mogą zaszkodzić. Złość, poczucie winy. Popatrzmy na poczucie winy. Czasem tak bardzo się obwiniamy, że przypomina to czarne chmury na pięknym, niebieskim niebie. Spójrzmy z innej perspektywy – że to tylko poczucie winy. A wszystko minie. Gdy się za bardzo denerwujemy tym, co kiedyś zrobiliśmy, to kontroluje nas gniew, dlatego nie możemy spojrzeć z innej perspektywy i sobie odpuścić. Jeżeli możecie się od tego odciąć, spojrzeć jak na film, możecie nawet to wszystko wyłączyć. Ale jeśli się angażujecie, nie możecie tego wyłączyć. Macie obsesję. Uważność zatrzymuje tę obsesję i daje przestrzeń, w której możecie zobaczyć wszystko takie, jakie jest, możecie odpuścić i uwolnić się od tego. Uczucie gniewu przychodzi i odchodzi, oglądane z dystansu nie jest już takie ważne.

Gdy się tym bardzo przejmujemy, jak w filmie, i odczuwamy niepokój, jesteśmy zagubieni. A z daleka to jest to tylko niepokój, on przejdzie, ale nie ja go odczuwam, nie ja jestem niespokojny czy zdenerwowany, nie ja mam poczucie winy, to wszystko dzieje się na ekranie, a my jesteśmy wolni. Co więcej, ta perspektywa pozwala nam zobaczyć, jak te uczucia się zmieniają. To wspaniałe, nie zawsze będziemy zdenerwowani i przygnębieni. Uważność jest jedną z najlepszych metod wyjścia z depresji, od której uda nam się dzięki temu odseparować. To nie ja jestem przygnębiony, tylko odczuwam przygnębienie. To nie ty jesteś przygnębiony.

Opowiem znowu tę samą historię, bo jest wspaniała. Nigdy nie widziałem przestępcy, osoby przygnębionej, schizofrenika, osoby z zespołem Downa. Widziałem tylko osobę, która przeżywa objawy depresji, popełnia przestępstwa. Nigdy nie widziałem kłamcy, widziałem osobę, która mówi kłamstwa. Oto opowieść, która ma otworzyć wam serca, sytuacja z supermarketu: przy kasie dziecko upuszcza na ziemię słoik miodu, nieopodal inne dziecko upuszcza karton mleka, obie rzeczy się rozpryskują. Matka chłopca, który upuścił mleko, mówi: „Jesteś głupi!”, matka chłopca, który rozbił słoik miodu, mówi: „Zrobiłeś coś głupiego”. To duża różnica. Pierwsza mówi: „Ty głupi dzieciaku!”. Druga: „Nie jesteś głupi, zrobiłeś coś głupiego”. Niestety w życiu tak nie mówimy. Mówimy „jesteś schizofrenikiem”, a nie, że miałeś epizod schizofrenii, mówimy „jesteś złośnikiem”, a nie, że miałeś moment gniewu, ale nie jesteś zły – „nie jesteś głupi, nie jesteś zaniepokojony” – odczuwałeś moment niepokoju. Niepokój jest tu, a ja na to patrzę. Gdy to zrozumiecie, a opowiadałem to już wiele razy, wspaniała historia, pewnie już ją słyszeliście, ale jest wspaniała. Przemawiałem w Singapurze w Instytucie Zdrowia Psychicznego na 50. rocznicy otwarcia instytutu czy jakoś tak, a potem jeden z profesorów, szef oddziału schizofrenii, powiedział mi: „To była wspaniała przemowa, czy mógłby pan pobłogosławić mój oddział?”. Idąc tam, spytałem, jak leczy się schizofrenię w Singapurze. A on powiedział: „Nie leczę schizofrenii”. Mówi to profesor zajmujący się tą chorobą. „To co pan robi?”. „To, co mówiłeś, Ajahn Brahm. Leczę drugą część pacjenta, tę, która nie jest schizofrenikiem”. Byłem pod wielkim wrażeniem. Ktoś zrozumiał naturę umysłu, uważność, buddyzm i naturę tych wszystkich rzeczy. I musiałem zapytać, choć znałem odpowiedź: „Jakie są rezultaty?”. „O wiele lepsze, niż przy tradycyjnych metodach”. Wiedziałem, że tak będzie. Leczy się drugą część, nie przestępcę. Nie leczy się przestępstwa, tylko drugą część osoby. Nie leczy się gniewu, tylko drugą część, jesteście na tyle świadomi, żeby wiedzieć, że jest w was więcej niż gniew, więcej niż niepokój. Trzeba leczyć tę drugą część. Niepokój jest tam, ja jestem tutaj. Są momenty niepokoju, ale sami nie jesteśmy niespokojni. Zrobiliśmy coś głupiego, ale nie jesteśmy głupi. Gdy to zrozumiecie, uważność zadziała i da nam przestrzeń, żeby nie być przestępcą, osobą niespokojną, schizofrenikiem, osobą z depresją. Każdy przeżywa różne momenty, np. depresję, ale nie jest przygnębiony. To jest uważność, daje nam przestrzeń i pomaga coś z tym zrobić. Ale kolejną rzeczą związaną z uważnością jest to – i o tym się nie mówi – że nie jest stosowana w konwencjonalnych terapiach, a zmiana tego jest moją misją, ponieważ uważność daje przestrzeń, daje możliwości, a co dalej? Sama wiedza to nie wszystko. Bycie uważnym pomaga, ale to nie wszystko, a to bardzo ważne. Prosta rzecz: dobroć i współczucie, a wtedy uważność staje się czymś potężnym. Jak to działa?

Widziałem wielu więźniów, wiemy, że zrobili okropne rzeczy, ale nie są przestępcami, jesteśmy dobrzy dla tej drugiej strony, zauważamy, że jeśli jesteśmy dla kogoś uprzejmi, to z nami zostaje. Jeśli jesteś dobry dla kota, dajesz mu mleko w ogródku, to ten kot będzie twoim przyjacielem do końca życia. Jeśli jesteśmy uprzejmi dla ludzi w biurze, będą naszymi przyjaciółmi na zawsze. Jeśli my dla nich coś robimy, oni się nam odwdzięczają tym samym. Małe akty dobroci są zapamiętywane, tak właśnie działa uprzejmość, pozwala nam być uważnym przez cały czas. Nasza miłująca dobroć „zmiękcza”, zmienia na lepsze i rozpuszcza. Kluczowa historia, a jest to bardzo ważne zarówno w medytacji, jak i w życiu. Psychologowie, którzy tu przychodzą, mówią, że są 4 historie, które zawsze wykorzystują w swojej pracy. Jedną z najważniejszych historii jest „Potwór w pałacu cesarzowej”. Wspaniała historia, przedstawię ją krótko. Pewnego dnia cesarzowej (niech będzie to kobieta tym razem) nie było w pałacu, do którego wszedł wielki, ohydny potwór, a ludzie, którzy mieli pałac chronić – żołnierze, ministrowie, robotnicy – przerazili się i chcieli ukryć, ale potwór wszedł do środka i usiadł na tronie cesarzowej. A gdy już siadł, strażnicy nie mogli tego znieść i chcieli go wyrzucić. „Wynoś się! Za kogo się uważasz? Nie możesz siedzieć na tronie cesarzowej! Wynocha!”. Po każdym nieprzyjemnym słowie i geście potwór rósł coraz bardziej, stawał się brzydszy, bardziej śmierdział, wypowiadał coraz gorsze słowa. To jeszcze bardziej ich denerwowało. Więc zaczęli mu grozić i mówić coraz gorsze rzeczy. A każde złe słowo, zły gest, zła myśl sprawiały, że potwór rósł, był coraz okropniejszy i bardziej śmierdzący. I to trwało bardzo długo. Gdy cesarzowa wróciła, spojrzała na tego okropnego potwora, który zajął tak wiele miejsca i był naprawdę odrażający, i tak bardzo śmierdział, że nawet robaki, które siedziały na jego skórze, wymiotowały – nie mogły tego znieść. Ale ona była cesarzową dlatego, że była mądrzejsza od innych. Wiedziała, co zrobić. „Witaj potworze. Dziękuję, że przybyłeś z wizytą. Dlaczego tak długo zwlekałeś? Może się czegoś napijesz? Herbaty? Kawy? Mamy nowy ekspres, mamy latte. Czego sobie życzysz?”. Była dla niego bardzo miła, a każdy miły gest, słowo i myśl sprawiały, że potwór zmniejszał się i stawał się mniej odrażający. Strażnicy zrozumieli swój błąd i zamiast karmić potwora gniewem – „Wynoś się, to nie miejsce dla ciebie!” – stali się dla niego mili, połowa z nich zrobiła mu masaż stóp, co bardzo mu się spodobało. Potwory rzadko mają masowane stopy. Po masażu czuł się wspaniale. Ktoś inny spytał, czy zje pizzę – pewnie w potwornie wielkim rozmiarze. Byli dla niego bardzo mili, każdy gest, każde słowo sprawiały, że potwór zmniejszał się i zmniejszał, aż wrócił do dawnego rozmiaru. Ale na tym nie poprzestali, aż w końcu potwór tak bardzo zmalał, że wystarczył jeden miły gest i zniknął. To jest oparte na historii opowiedzianej przez Buddhę 2500 lat temu (z kanonu, z Udana). Nazywamy je potworami, które karmią się gniewem. Każdy przejaw gniewu sprawia, że stają się większe i bardziej odrażające. Bądźcie dla nich mili, a zmniejszą się i znikną. To jest taka niesamowita historia i lubię ją często opowiadać, bo jest wiele takich potworów na świecie: strach, niepokój, poczucie winy, to takie potwory. „Wynoście się stąd, nie ma tu dla was miejsca”. Ale wtedy stają się jeszcze gorsze. Więc może lepiej zastosować uważność i miłującą dobroć i powitać te uczucia, „Witaj strachu, witaj gniewie”, a nie mówić: „Nie chcę być zdenerwowany, wynocha!”, ale powitać je, z dystansu. Jeden z moich nauczycieli Ajahn Chah powiedział, że kiedyś osoba, która często odczuwała gniew, spytała, jak można sobie z nim poradzić. Powiedział, że jest prosty sposób. Trzeba sprawić sobie mały zegarek podróżny. Następnym razem, gdy się zdenerwujesz, postaw go przed sobą i zobacz, jak długo będziesz zdenerwowany, spróbuj pobić swój rekord. Sprawdź, czy możesz pobić rekord Guinnessa. Postawienie przed sobą zegarka pomaga oddzielić się od gniewu, daje perspektywę, pozwala go zaakceptować. Nie próbujesz się go pozbyć. Z miłującą dobrocią nie można długo być złym. Jeśli użyjemy tej sztuczki, to otrzymamy wspaniałą kombinację uważności i życzliwości. Bez miłującej dobroci, która jest innym sposobem na odpuszczenie, nadal będą istniały wszystkie problemy: depresja, niepokój, strach, samotność. Wy, którzy jesteście samotni: „Dziękuję ci samotności, że ze mną jesteś, to takie wspaniałe, nie muszę męczyć się z tymi wszystkimi osobami, które kiedyś znałem. Mogę być sobą. Wreszcie jestem wolny, mogę robić, co chcę”. Choroba. Czy denerwujecie się, że jesteście chorzy? Czy możecie powitać chorobę? Bo jeśli to zrobicie, to wspaniałe – możecie się szybko uleczyć. Jeśli staracie się jej pozbyć, to pojawia się napięcie, a wtedy choroba trwa. To trudne, powiedzieć: „Witaj, możesz zostać w moim ciele, nie musisz odchodzić”. To jak potwór wchodzący do sali tronowej, do twojego ciała: „Wynoś się, to nie miejsce dla ciebie!”, zamiast tego mówimy: „Witaj”. Jesteście tego świadomi, jesteście dobrzy, a strach, niepokój i wszystkie negatywne uczucia znikają. Wtedy można się uleczyć. Dlatego dodajemy miłującą dobroć do uważności. Dlatego wynalazłem słowo „dobroważność” [ang. kindfull], połączenie uważności i życzliwości, za klika lat będzie na okładce „Time'a”.

Jakie problemy macie w życiu? Bądźcie ich świadomi, nie starajcie się ich pozbyć, bo jeśli chcecie to zrobić za pomocą negatywnych uczuć, to nie jesteście uważni i większość wam umyka. Cokolwiek – czy to problemy w szkole, czy brak partnera – musicie być tego świadomi i się odseparować, to są tylko uczucia. Bądźcie dla nich mili, żeby zostały tak długo, aż zdołacie je zrozumieć. I zdziwicie się, jak bardzo będą się zmniejszać dzięki miłującej dobroci. To działa nie tylko w przypadku emocji. Prawie 2 lata temu byłem w Toronto. Byłem tam na tyle znany, że zaproszono mnie do wygłoszenia wykładu na Uniwersytecie, gdzie zorganizowano kurs na temat uważności, medycyny i psychologii. Wygłosiłem go i wspomniałem, że życzliwość jest niezbędna, bo inaczej nie zdobędzie się tej potężnej siły uważności. Więc jeśli macie jakieś problemy, nawet fizyczne, bo nie chodzi tylko o psychologię, bądźcie świadomi choroby i traktujcie ją z miłującą dobrocią. To niesamowite, co się dzieje, gdy macie tę dobroć.

Ta historia cały czas do mnie powraca.

[zegarek spada ze stolika] Ups. Pa, pa. [ktoś chce podnieść] Jest w porządku, trzeba sobie odpuścić, odpuścić czas, jestem teraz wolny i nie wiem, która godzina… a nie, zegar jest na tylnej ścianie.

Jeśli jesteście uważni, a także życzliwi wobec waszych ciał, uwalniacie moce lecznicze. Inna historia, pewnie mówiłem o tym trzy tygodnie temu. Miałem zatrucie pokarmowe, okropne skurcze żołądka, które nawet mogą zabić, ból był okropny, ale zamiast iść do lekarza, użyłem techniki uważności – stałem się świadomy odczuwanych skurczów. I ta miłująca dobroć pomogła na tyle, że zadziałała, a potwór wciąż się zmniejszał, ból się zmniejszał, a po dwudziestu minutach zatrucie pokarmowe ustąpiło. Naprawdę ustąpiło. Próbowałem zrozumieć, co się stało, przecież w środku jest bakteria. Widziałem zdjęcia, widziałem jak one wyglądają, mają odnóża, ale ponieważ medytowałem, to bakteria sama usiadła ze skrzyżowanymi nogami, zaczęła medytować i przestała sprawiać problemy, co jest wspaniałe. Robiłem to wiele razy, żeby się wyleczyć – świadomość i życzliwość działają. Trzeba patrzeć na emocje z boku, jak na ekran, bądźcie dla nich mili, bo jeśli powiecie sobie: „Nie chcę być zdenerwowany, przygnębiony, zaniepokojony” itp., będzie tylko gorzej, te uczucia nie znikną. Można odczuwać niepokój, to nie jest niezgodne z prawem, niezgodne z buddyzmem, możecie być niespokojni, ale spójrzcie na zegarek, jak długo odczuwacie. To pomaga wam odczuwać miłującą dobroć i uleczyć się. Problemy znikają – wszystkie problemy emocjonalne i fizyczne. Uświadomienie i życzliwość działają, to niesamowite, co możecie zrobić. Możecie się uleczyć. Problemy psychologiczne zmniejszają się i znikają. Dlatego ludzie tu przychodzą w piątkowe wieczory. Po co tu przychodzicie? Bo to działa. To nie tylko religia, w którą należy wierzyć, możecie to stosować w domu i to działa – czujecie się lepiej i lepiej. Nie musicie nawet tu przychodzić w piątki, nie musicie nawet oglądać tego w Internecie, nie musicie płacić psychologom. My nie każemy płacić, wszystko jest za darmo. Lekarze i psychologowie i tak mają mnóstwo klientów, nawet za dużo, więc cieszymy się, że możemy odciążyć służbę zdrowia. Tylu ludzi czuje się lepiej, przychodząc tutaj. Odciążamy państwo od wydatków, powinniśmy dostawać dotacje rządowe. Ale robimy to wszystko dla was z dobroci i ze współczucia. I jeśli czujecie się lepiej, czujecie się szczęśliwsi i jakaś część buddyzmu wam odpowiada, i możecie to znaleźć tutaj, w tym życiu – to jest to wspaniałe. To również oznacza, że nie musicie się martwić ani denerwować, bo gdy się odseparujecie, staniecie się dobrzy i gniew znika, ten demon znika. To wspaniałe, gdy ludzie widzą, że kiedyś byli zdenerwowani i niespokojni, mieli poczucie winy, ale mogą sobie odpuścić. Chodzi o coś więcej niż wybaczanie. Będziecie szczęśliwsi, wasze życie będzie piękniejsze i wtedy ja też będę szczęśliwszy, wszyscy będziemy szczęśliwi. O to w tym wszystkim chodzi. Mam nadzieję, że to się wam spodoba. Uważność z domieszką miłującej dobroci. Dziękuję.

Sadhu, sadhu, sadhu.

Bardzo dobrze. Kolejna rzecz, jeśli chodzi o uważność i życzliwość. Zamiast klaskać, my, buddyści, mówimy: „sadhu”, co oznacza „bardzo dobrze” i róbcie tak jak ja. „Sadhu, sadhu, sadhu”. To wygląda śmiesznie, ale jest z tym mnóstwo zabawy. Tak robimy: „sadhu”, po skończonej mowie.

OK, mamy pytania. Najpierw pytania z innych części świata, to zawsze ciekawsze, skąd są pytania. Dziś mamy pytania z Bułgarii, Szwecji, USA. Bardzo dobrze.

Pierwsze pytanie z Bułgarii: „Jak długo osoba powinna stosować zasadę uważności, zanim przejdzie do drugiego etapu medytacji? Medytuję od dłuższego czasu, ale nie czuję się gotowy do przejścia do drugiego etapu”.

Ci z was, którzy czytali moje książki o medytacji, wiedzą, że nie przechodzi się do drugiego etapu, tylko wchodzi w drugi etap. Musisz więc zostać tam, gdzie jesteś, i jeśli naprawdę wejdziesz w ten moment, odnajdziesz ciszę właśnie w danej chwili, odnajdziesz wspaniałą nicość, gdzie jest przestrzeń i pustka. W takiej chwili nie ma nic do powiedzenia. Potrzeba czasu, aby skomentować to, co się stało, i powiedzieć, gdzie chcemy się udać. Ale jeśli jesteś w takiej chwili, nie musisz nic mówić. Dlatego też wielu z was wchodzi w tę chwilę właśnie tutaj. I brakuje wam słów, ogarnia was cisza, to jest piękne. Nie trzeba przechodzić do następnej fazy, trzeba ją znaleźć w tej chwili. Trzeba wejść głęboko do środka tej chwili. A cisza tam będzie. Nie przechodźcie dalej, nie poświęcajcie tej chwili na coś innego. Trzeba wejść, aż do środka. Odnajdziecie to, oddychając, nawet jeśli nie szukacie tego specjalnie. Oddychając, odkrywacie piękny oddech, to jest wspaniałe i bardzo przyjemne. Czujecie lekkość, będąc wewnątrz oddechu, i tam odnajdziecie piękne światło zwane nimittą. A wewnątrz światła odnajdziecie wspaniały stan zwany jhaną. W medytacji zawsze trzeba wchodzić do środka, a nie iść dalej. Zawsze do wewnątrz. Gdziekolwiek teraz jesteście. Tak jak metafora kwiatu lotosu. Jeśli spojrzycie na kwiat lotosu w nocy, gdy jest zamknięty, nie uwierzycie, że wewnątrz jest taki piękny kwiat, taki wspaniały zapach. Ale gdy otwieracie go warstwa po warstwie, znajdujecie piękno. Wy jesteście tym kwiatem. Brzydcy na zewnątrz, ale piękni wewnątrz. Jeśli uważacie się za kiepskich medytujących, znajdziecie niepokój, strach, wszelkie inne zanieczyszczenia widoczne na zewnątrz, jeśli wejdziecie do swojego wnętrza, odnajdziecie piękny umysł.

Pytanie ze Szwecji: „Czy można zastąpić uważność jakimś innym słowem?”.

Czasem mówię o świadomości, lubię też dodawać określenie „miłująca dobroć”. Gdy do uważności dodamy miłującą dobroć, otrzymamy dobroważność [ang. kindfullness], dzięki temu zyskujemy piękno w słowie, które czasem może wydać się nijakie. Nie ma żywotności, żadnej przyjemności. Tak jak u lekarza. Niektórzy lekarze są jak roboty, patrzą na objawy i po prostu przepisują lekarstwo i każą wrócić za tydzień, jeśli nie będzie poprawy. Jak na automatycznej sekretarce. Ale niektórzy lekarze są mili i potrafią pomóc tym, że rozmawiają, naprawdę słuchają, są dla ciebie mili, a wówczas nie jest najważniejsze, co mówią. Jeden z moich znajomych, profesor, był szefem oddziału hematologii w szpitalu, leczył ludzi chorych na raka. Był bardzo ceniony, dostał za to medal, dlatego go poznałem w czasie ceremonii. Chyba został też Człowiekiem Roku Australii Zachodniej. Dostał te wszystkie nagrody, ponieważ… owszem, na oddziale hematologii stosowano bardzo dobre metody chemioterapii, radiologii, przeprowadzano zabiegi, ale czegoś brakowało. Brakowało miłującej dobroci. Ludzie tam przychodzili na terapię, po czym słyszeli: „Dziękujemy, do zobaczenia za tydzień”. A to nie wystarcza. A mój znajomy profesor otworzył także centrum medycyny alternatywnej w szpitalu. Homeopatia, reiki, masaże stóp, różne dziwne rzeczy, jak to nazywam. I powiedział w przemówieniu, że wszyscy jego przyjaciele, inni profesorowie uważali, że zwariował, ponieważ wprowadził te dziwne, niesamowite metody. Zastanawiali się, po co to robi. Mówił, że nie obchodziło go, że te metody są niesprawdzone – jeśli ktoś masuje ci stopy przez pół godziny, czyli dba o ciebie, to właśnie to pomaga. I sami wiecie, że pomaga, bo jeśli ktoś spędza z tobą czas, jest dla ciebie dobry, próbuje wysłuchać, to ma to samo w sobie korzyści terapeutyczne. Dlatego dobroć przynosiła skutki. Jeśli ktoś z obecnych tutaj wykonuje zawód pielęgniarki/pielęgniarza, to wie, jak bardzo frustrujący jest brak czasu na to, żeby potrzymać kogoś za rękę i zwyczajnie porozmawiać. Bo macie tyle obowiązków. Tyle papierkowej roboty, wielu pacjentów. Nie ma czasu na miłującą dobroć. Kiedyś były takie pielęgniarki, i to pomagało, gdy pielęgniarka chwilę posiedziała przy pacjencie. Wiecie, że miłująca dobroć leczy. Tak samo jak w psychologii. Przyjazny terapeuta, który się do ciebie uśmiecha, jest przy tobie i jest przyjacielski. Te cechy są tak samo ważne jak jego wykształcenie, samo słowo „dobroważność” pomaga i zwiększa ilość współczucia w świecie. I to jest bardzo ważne. Czasem nasz świat jest taki zimny, a życzliwość kosztuje niewiele i bardzo pomaga.

Pytanie z USA: „Uczysz pasywnej miłującej dobroci, a tak wielu ludzi manipuluje światem dla własnych korzyści. Czy mógłbyś skomentować?”.

Manipulowanie światem dla własnej korzyści oznacza, że wszyscy przegrywamy. Tak, manipulujmy dla naszej wspólnej korzyści. Gdy ludzie się pobierają, mówi się żonie: „Teraz jesteś mężatką, nie możesz myśleć o sobie”. „Tak, nie będę myśleć o sobie”. Mówi się mężowi: „Teraz jesteś żonaty, nie możesz myśleć o sobie”. Widziałem to w wielu krajach, np. w Singapurze – mężczyzna zawsze się waha, ale w końcu się zgadza: „Nie będę myśleć o sobie”. I wtedy wrzuca się bombę i mówi mężowi: „Masz nie myśleć o swojej żonie”, to samo mówi się żonie. A oni są wtedy całkowicie zdezorientowani. A odpowiedź brzmi: „Po ślubie masz nie myśleć o sobie, o drugiej osobie, masz myśleć tylko o was obojgu”. Myślcie o was. I oni to rozumieją. Bo w związku często poświęcamy się dla partnera, a to nie działa, nawet jeśli jesteś samolubny i chcesz tylko zdobyć coś dla siebie, to też nie działa. W związku zawsze chodzi o dwie osoby. Chodzi o nas i nasze problemy. Nie jej, nie jego, nie moje problemy, nasze problemy. To jest właśnie miłująca dobroć. Aby odnieść sukces w prawdziwym świecie, musimy odnieść sukces wszyscy, nie jedna osoba. To nasz świat. Nie poświęcę się dla was. Nie będę samolubny. Nauczam z waszego powodu. Jeśli wy jesteście szczęśliwi, ja też jestem szczęśliwy. Bądź dobry, ale i rozważny. Jeśli wy odnieśliście sukces, to ja też. Jeśli nie macie problemów, nie zawracajcie mi głowy. Chodzi o nas. Dlatego odpowiedź na pytanie brzmi: „Bądź dobry, ale i mądry, wtedy zrozumiesz, że chodzi o życzliwość wobec wszystkich. Chodzi o dobroć wobec świata”. Nie chodzi o USA, bo USA nie mogą istnieć bez innych krajów. To tak jak buddyści nie mogą istnieć bez chrześcijan, muzułmanów. Nie chodzi o buddyzm. Chodzi o nas, o cały świat, włącznie z ateistami. To oznacza, że tak, manipulujemy, ale nie dla własnych korzyści. Manipulujemy dla nas wszystkich. Jesteśmy w tym wszyscy razem.

Mam nadzieję, że wystarczająco odpowiedziałem na pytania. Jakieś pytania z widowni? Proszę bardzo. Dziękuję.

„Ajahn, zastanawiam się, co oznaczają słowa, które intonujemy na koniec?”

Oznaczają, że okazujemy szacunek Buddzie, Dhammie i Sandze. Pochodzą z naszych książek do chantingów. Buddha był oświecony, a my okazujemy mu szacunek. Dhamma była dobrze objaśniona, okazujemy szacunek Dhammie. Sangha praktykuje w dobry sposób, okazujemy szacunek Sandze. Czasem ludzie pytają: „Co zrobiłeś, żeby stać się buddystą?”. Zwykle chodzi o trzy schronienia, coś, co praktykujemy od stuleci – schronienie w Buddzie, Dhammie i Sandze. Czy odpowiedziałem na pytania? Coś jeszcze? Jestem pewien, że będzie mnóstwo pytań, gdy za kilka minut ustawi się tu kolejka.

Dziękuję za wysłuchanie. Możemy teraz okazać szacunek Buddzie, Dhammie i Sandze, jeśli chcecie, nie musicie, ale – jak wspomniałem chyba 3 tygodnie temu – naukowcy potwierdzają (ludzie pokazują mi potwierdzenia w artykułach), że podczas pokłonu wydziela się w mózgu podtlenek azotu. Jak wiadomo podtlenek azotu to gaz rozweselający. Macie więc dzięki temu darmowy odlot – ilekroć robicie pokłony. Jako mnich robiłem to bardzo często i dlatego wiem, co pokłony zrobiły z moim mózgiem – to wiele wyjaśnia. Za dużo podtlenku azotu w moim mózgu.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć tutaj: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Alicja Brylińska, Magda Mandecka
Czyta: Robert Błaszczyk

Image0001%20%281%29.png


Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/