Tytuł: Życie pełne przyjemności O autorze: Bhikkhu Sujato Wersja pdf:
Wersja epub:
|
Plik .srt z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako"
Dziś wieczorem, chciałbym porozmawiać trochę na temat … potrzymam was w niepewności … na temat jhān.
Przepraszam, kto powiedział "o jej"?
[głos z sali]
Tak… Ponieważ oczywiście powodem, dla którego Buddha uczył o jhānach, było sprawić, żebyście poczuli się gorsi, sprawić, żebyście myśleli, że w ogóle nie jesteście dobrzy i że tylko przez dotarcie do czegoś odległego i nieosiągalnego, możecie zrobić cokolwiek wartościowego ze swoim życiem. Nie, niezupełnie, właśnie to zmyśliłem.
OK, chcę porozmawiać trochę o jhānach i o tym czym są, dlaczego są ważne i jak możemy je praktykować.
Pierwsza rzecz do zapamiętania, kiedy myślisz o sprawach takich jak te, kiedy podchodzisz do jakiegoś tematu, zawsze dobrze jest … przynajmniej zawsze sprawdza się u mnie, jeśli podchodzę do tematu z takiej perspektywy: "prawdopodobnie ten gość Buddha wiedział o czym mówi". Czasem, kiedy podchodzisz do spraw: "Myślę, że nie rozumiem tego!", "Jakie to ma dla mnie znaczenie?", "To wydaje się dziwne!", itp. lepiej to na spokojnie przemyśleć. Nie chodzi o to, że powinieneś ślepo wszystko akceptować, ale o to, żeby dać temu szansę. Buddha uczył tych rzeczy, jako części Ośmiorakiej Ścieżki, więc są to kwestie, które powinny was interesować, kwestie, które powinniście spróbować zrozumieć.
Prawdopodobnie przez zrozumienie tego, odkryjecie coś wartościowego. Jedną z ciekawych i ważnych rzeczy o jhānach i sposobie w jaki Buddha je opisał, było to, że były to najwcześniejsze i najbardziej znaczące opracowania (gdziekolwiek) konkretnych stanów umysłu, stanów świadomości. Poprzez opis tych stanów świadomości w sposób, który jest bardzo jasny i mocny, Buddha daje nam coś, ku czemu możemy się nakierować i daje nam perspektywę w naszej praktyce, pojęcie dokąd ta praktyka zmierza. We współczesnych, buddyjskich kręgach medytacyjnych, jhāny stały się dość kontrowersyjne. Ludzie bardzo lubią się o nie spierać. Nie słyszałem jeszcze o przypadku, gdzie spieranie się o nie, pomogło w ich osiągnięciu, niemniej jednak to nikogo nie powstrzymuje.
Nie mam zamiaru mówić o różnych kontrowersjach, które budzą jhāny - czy są potrzebne czy nie są, jak je zdefiniować itp., itd., ale zamierzam zaprezentować je najprościej jak się tylko da. Będzie to moje własne zrozumienie tych kwestii, dlaczego są istotne i czym są. Po prostu dobrze jest to wiedzieć, bo jeśli sporo czytasz lub patrzysz na różne artykułu w Internecie lub słuchasz różnych mów, usłyszysz różne punkty widzenia. Właśnie po to, by zrozumieć, żeby nie być zbyt zdezorientowanym w związku z nimi. Oczywiście, jeśli chcesz jakąś wskazówkę a propos różnych punktów widzenia, to bardzo proste: wystarczy wiedzieć, że mój opis jest słuszny i każdy kto się z nim nie zgadza jest w błędzie. To bardzo proste. I żartuję tylko połowicznie.
Tak więc jhāny … Buddha uczył o Ośmiorakiej Ścieżce: właściwy pogląd, właściwa intencja, właściwa mowa, właściwe działanie, właściwy sposób życia, właściwy wysiłek, właściwa uważność, właściwe samādhi. Właściwe samādhi jest zawsze definiowane jako cztery jhāny. Są również inne stany w medytacji, które są nieco bardziej egzotyczne, wspomniane w nauce Buddhy, ale nie będę mówić o nich dziś wieczorem.
Cztery jhāny to te, o których mówi się najczęściej i zawsze zajmują punkt centralny. Pozostałe są bardziej poboczne. To jak swego rodzaju szpan: jak felgi spinningowe, chrom i tego rodzaju rzeczy. Ale Buddha powiedział, że jhāna jest jak oś … Myślicie, że zmyśliłem te analogie, ale nie. Naprawdę istnieje porównanie, gdzie Buddha porównuje różne części Ośmiorakiej Ścieżki do rydwanu. I jhāny są osią tego rydwanu. Zasadniczo nie da się jechać rydwanem, który nie ma osi - koła odpadną. Koła Dhammy odpadną, jeśli nie ma osi. Taki prosty opis, żebyście mieli pojęcie o czym mówimy: jhāny to stany głębokiej medytacji, które pojawiają się jako rezultat, gdy medytujemy.
Na przykład, kiedy siedzisz i obserwujesz oddech, twój umysł staje się bardzo spokojny, i nieistotne jakiego rodzaju medytację stosujesz: medytację miłującej dobroci, medytację światła, medytację na pewne słowa, lub cokolwiek to jest. Każdy rodzaj medytacji może prowadzić do tego, że twój umysł uspokoi się i jeśli pozwolisz swojemu umysłowi stać się jeszcze bardziej spokojnym, będzie podążał tym procesem, i ostatecznie, jeśli mu pozwolisz, jeśli umysł porzuci wszystkie bariery, wejdzie w stan jhāny. W tym sensie, jhāna jest wynikiem takiego procesu medytacji.
Jhāny same w sobie są stanami bardzo silnej, nieporuszonej i czystej świadomości. Nie ma tam żadnej myśli, ani świadomości ciała, umysł się nie porusza, nie ma barier. Jest tylko bardzo wyraziste poczucie światła, przejrzystość i świadomość. Umysł jest mniej lub bardziej stały lub nieporuszony w tej sytuacji. Nie staje w sensie sprzeciwu, chęci bycia gdzie indziej, ale stały w sensie bycia tak całkowicie spokojnym, że nic się tam nie porusza. Powinniśmy pamiętać, że jhāny to nie coś, co się dostaje. Czasem nie da się uniknąć używania tego rodzaju języka: "dostać ten stan". To tylko sposób mówienia. Właściwie kiedy Buddha mówił o nich, to zawsze wspominał o procesie dystansowania się.
Jhāny nie są czymś, co się wydarza; gdy powiesz "Zamierzam wejść w jhānę". To coś, co staje się, gdy mówisz "zamierzam zostawić sprawy, które zanieczyszczają, blokują i zniekształcają mój umysł." I kiedy je zostawiasz, twój umysł staje się bardzo spokojny i w rezultacie pojawiają się jhāny. To wszystko.
Czasem, żeby zrozumieć jakieś słowo przydaje się wiedzieć coś o czasach i kontekście, w którym było używane. Kiedy Buddha posługiwał się tym słowem, używał słów w sposób, w który był już ludziom znany i nadawał im nowy sens. Korzenie tego słowa są bardzo ciekawe i odkryłem to całkiem niedawno, korzenie słowa "jhāna" w najstarszej tradycji pochodzą z Rygwedy, gdzie używano formy "dhi". Słowo "dhi" jest bardzo ciekawym słowem. Trudno je zdefiniować. Znaczy coś w rodzaju boskiej, poetyckiej inspiracji. To iluminacja umysłu, która w nim przepływa, gdy poeta ma poczucie, że jest zawładnięty przed bogów, by chwalić Pana. I tym są Rygwedy - hymnami na cześć różnych bogów i tym podobnych. Zawsze przeczuwano, że ich autorami nie są ludzie, tylko w jakiś sposób bogowie przemówili poprzez ludzi. Ich poczucie oświecenia było czymś w rodzaju wykraczania poza samych siebie podczas wymawiania tych boskich i inspirujących wypowiedzi. I taki stan umysłu nazywano "dhi". To całkiem fajne, prawda? Całkiem niezła konotacja, którą to słowo nosi w środku.
To najbardziej powszechne słowo, które zostało użyte w sanskryckiej mantrze (najbardziej znanej ze wszystkich mantr sanskryckich używanych gdziekolwiek i nadal używanych dzisiaj) nazywanej Gayatri mantra. Czy ktoś zna mantrę Gāyatrī? Możesz ją dla nas zarecytować?
[recytacja w tle]
O, bardzo dobrze, sadhu. To z Rygwedy i ma więcej niż 4000 lat. Słowo "dhi" zostało użyte tutaj w tym samym sensie, jako bosko zainspirowana, budząca się świadomość. To wers, który jest śpiewany o świcie. Brahmini recytują tę modlitwę w hołdzie bogu, który jest słońcem. tát savitúr váreṇ(i)yaṃ - "to chwalebne wschodzące słońce". bhárgo devásya dhīmahi co znaczy… właściwie to bardzo trudno przetłumaczyć dosłownie, ale to znaczy coś w rodzaju "hołd temu chwalebnemu wschodzącemu słońcu, którego boskie promienie skłaniają mój budzący się umysł ku świadomości". Coś w tym rodzaju. Bardzo trudno przetłumaczyć to dokładnie, ale możecie wyobrazić sobie, że modlicie się do słońca, cały świat się budzi, światło zaczyna docierać do umysłu, czujecie się rześko. Czujecie coś takiego podczas świtu, prawda? Kiedy się budzisz i ciemne chmury i noc przemijają, pojawia się świeżość i poczucie przebudzenia, gdy witasz dzień. I to jest mniej więcej znaczenie, które ma ten wers, i oddaje to naprawdę pięknie.
Pamiętajcie, że kiedy Buddha doznał oświecenia, stało się to o świcie. Całkiem podobne porównanie wschodzącego słońca. Piękna metafora dla budzącej się świadomości. Bodhi - budzący się - to właśnie robimy, gdy nadchodzi świt. W ten sposób "dhi" jest używane w najstarszych skryptach, 1000 lat przed Buddhą.
Nie dociekałem jak stosowano, ani nie widziałem dokładnych analiz zastosowań od tamtego czasu do czasów Buddhy, ale kiedy znajdujemy to słowo w buddyjskich naukach, znajdujemy je w kilku znaczeniach. Prawie zawsze w buddyjskich tekstach "jhāna" oznacza cztery jhāny, ale jest kilka miejsc, gdzie ma bardziej przyziemne znaczenie. W jednym przypadku oznacza coś w rodzaju ukierunkowanej intencji, jak ukierunkowana intencja, którą ma osioł kiedy patrzy na swoje jedzenie. Siedzi sobie, patrzy, patrzy, patrzy. I to jest rodzaj jhāny o której Buddha powiedział, że nie powinno się robić, ośla jhāna.
Jest też inne, bardzo ciekawe zastosowanie tego słowa. To niezupełnie słowo "jhāna", ale pochodna tego słowa. Znacie historię jak Buddha wyszedł z domu jako nieoświecony bodhisatta. Wyruszył z pałacu i zetknął się z czterema postaciami: starcem, chorym człowiekiem, martwym ciałem i ascetą. Później, gdy wrócił do domu, do pałacu, rozmyślał o tym co zobaczył, obsesyjnie, nie potrafił tego odpuścić. I słowo, którego używa tutaj to także 'jhāna'. Wydaje mi się, że to ‘upanijhāyati’ lub coś w tym rodzaju. To niemal oznacza depresję, w znaczeniu obsesyjnego analizowania czegoś, obsesyjnego powtarzania, zatrzymania się na czymś. Daleko powiązane z medytacyjnym znaczeniem jhāny, ale to ten sam rodzaj idei trzymania się jednej sprawy jak osiołek koncentrujący się na jednej rzeczy. Tak więc jest to jakiegoś rodzaju połączenie (bardzo luźne) z ideą jhāny w medytacji. To tyle jeśli chodzi o kontekst w jakim to słowo było używane w powszechnym języku.
Spójrzmy jakie znaczenie ma słowo jhāna w odniesieniu do medytacji. Jedną z rzeczy, która jest bardzo ciekawa jeśli chodzi o sposób, w jaki Buddha nauczał medytacji, jest to, że nie robił zbyt wielkiego zamieszania wokół szczegółów różnych technik medytacyjnych. Obecnie, można znaleźć mnóstwo książek o medytacji, będą całkiem programowe. Mają wiele różnych rodzajów kroków i mówią zrób to, zrób to itd.. Buddha robił to w jakimś stopniu, ale nigdy aż tak. To o czym Buddha przeważnie wspominał, to o czym przeważnie mówił, to podkreślanie subiektywnej strony medytacji. Nie o szczegółach danej techniki, raczej o tym jak faktycznie zareagować na dany obiekt medytacji, jak emocjonalne się z nim połączyć.
Można zauważyć, że uczył o tym wielokrotnie, bardzo wiele razy. Uczucie zachwytu, poczucie uniesienia i umysł, który jest tym podekscytowany. A kiedy poczucie zachwytu dojrzewa, uspokaja się, staje się, jak to nazywają passaddhi - spokojem. Następuje poczucie uregulowania w umyśle. Z tego unormowania , umysł nie przestaje dojrzewać, nie przestaje przechodzić przez ten sam proces i rozwija to co nazywają sukha. Sukha to bardzo, bardzo głębokie poczucie przyjemności w umyśle i ciele. Nazywa się sukha. Wcześniejsze stadium zachwytu jest ekscytujące, trochę stymulujące, a sukha jest bardzo uregulowana. To poczucie podstawowej przyjemności. To emocjonalny proces reakcji na medytację. O tym Buddha mówił wielokrotnie.
I ten proces jest mniej więcej taki sam, niezależnie od tego jaką medytację praktykujesz. Może się różnić nieznacznie. Na przykład: odkryjesz to jeśli czasem robisz medytację metty, że jest odrobinę łatwiej doprowadzić do uczucia zachwytu. Możesz znaleźć poczucie radości szybciej i łatwiej wykonując miłującą dobroć lub coś w rodzaju rozważania cech Buddhy, medytację Buddhānussati. Jeśli mocno wierzysz, może to doprowadzić do zachwytu bardzo szybko. Z drugiej strony, coś w rodzaju medytacji oddechu nie prowadzi do wzrostu poczucia radości tak szybko, ale zmierza do wzrostu głębszego stanu spokoju. Radość i przyjemność zazwyczaj przychodzą później.
Nie ma zasadniczych różnic pomiędzy różnymi obiektami, technikami medytacji, są po prostu inaczej ukierunkowane. Zmierzają do uwydatnienia różnych aspektów, ale na koniec dnia musisz mieć wszystkie te rzeczy. To ważne, żeby to zrozumieć. Musisz czuć radość w medytacji. Żadnych wymówek. Musisz zacisnąć zęby i poddać się faktowi, że po prostu musisz nauczyć się siedzieć tam i być szczęśliwym godzina po godzinie, każdego dnia do końca życia. Szokujące. Wiem, że to straszne. Takich rzeczy Buddha od nas wymaga.
Wspominałem kiedyś o tym, mój ulubiony wers z amerykańskiej konstytucji: masz prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia. Tak? Bardzo, bardzo głębokie. Masz prawo do dążenia, nie masz właściwie prawa do osiągnięcia go, tak? Masz tylko prawo do dążenia do niego. To zawsze wydaje się ciekawe, ten wers. Zawsze wydaje mi się, (wiem, że to trochę obcesowe dla moich amerykańskich znajomych, cieszę się, że Alexa tutaj nie ma), wydaje mi się, że to jedyna klauzula w tej konstytucji, którą traktują serio. Życie i wolność wydają się być nieco negocjowalne - sporo kar śmierci, mnóstwo ludzi zamkniętych w więzieniach, i tego rodzaju rzeczy, ale dążenie do szczęścia - to jedyne naprawdę robią, i odnoszą w tym sukcesy.
Różnica w porównaniu do szczęścia w medytacji jest taka, że nie chodzi o rodzaj medytacji, w której do czegoś dążysz. Już nie dążysz do szczęścia. Szczęście przychodzi do ciebie. Jest takie określenie w duchowych kręgach, mówią: "spójrz w siebie", "szukaj szczęścia w sobie". Całkiem w porządku, ale niezbyt dobrze to oddaje szczęście w medytacji. Nie szukasz nawet w sobie, ponieważ ciągle będzie to dążenie do szczęścia. Cały czas możesz medytować, i będziesz jedynie dążyć do szczęścia. Pozwól szczęściu przyjść do ciebie.
Dlaczego szczęście przychodzi? To podstawowe Cztery Szlachetne Prawdy. Cierpienie rośnie z powodu pragnienia i przywiązania. Jeśli zrezygnujemy z tego pragnienia i przywiązania, szczęście po prostu naturalnie się pojawia. Nie musisz tego wymuszać. To nic szczególnego. Tak po prostu działa twój umysł. Kiedy robisz coś, co jest bardzo nieskażone, bardzo pozytywne, umysł naturalnie zaczyna być bardzo pełen życia. Przeszkody w naturalny sposób zmniejszają się. Tak się czujesz. Kiedy cierpienie się kończy, w naturalny sposób czujesz się szczęśliwy. Nie musisz nic robić, żeby czuć się szczęśliwym. To jak więźniowie zwolnieni z więzienia. Nie muszą nic robić, żeby poczuć się szczęśliwymi, bo właśnie wychodzą z więzienia. Po prostu są szczęśliwi, że są na wolności. Kiedy jesteś chory i zdrowiejesz, nie musisz nic robić, po prostu cieszysz się, że jesteś zdrowy. To są dosłowne porównania, których Buddha użył do opisania czym jest to szczęście.
Jedną z najbardziej wartościowych i najpiękniejszych ze wszystkich buddyjskich sutt jest sutta Sāmaññaphala. O owocach ascetycznego życia. Całym tematem tej sutty jest to, że król Ajatasattu pyta Buddhę: "prowadząc świeckie życie możemy wykonywać wiele zawodów i sposobów zarabiania, możemy znaleźć w nich szczęście i zarabiając pieniądze uszczęśliwić siebie i swoje rodziny. Czy istnieje szczęście z podążania ścieżką duchową?" Buddha daje tę długą i piękną suttę, w której mówi o tym: Na każdym stopniu rozwoju życia duchowego, odczuwasz w sobie szczęście, szczęście bez poczucia winy, czyste szczęście, które pogłębia się na każdym kroku ścieżki.
Zamiast myśleć o jhānach jako o stanie w medytacji, które muszę praktykować w określony sposób, żeby je osiągnąć, myślimy o nich w sposób: "jak mogę udoskonalać swoje duchowe szczęście?" Zamiast zastanawiać się jaka jest właściwa metoda medytacji, która zaprowadzi mnie do jhāny, pomyśl o tym "co takiego robię, jakie sprawy w moim życiu sprawiają, że jestem szczęśliwy? Które dają mi ten rodzaj autentycznego szczęścia, prawdziwe, duchowe szczęście?" Może to pomaganie ludziom, może to ofiarowanie „dāna”, może to czytanie lub recytowanie słów Buddhy, może to po prostu spacer w parku. Pomyśl o tym, co to w twoim przypadku jest. Jaka rzecz naprawdę czyni cię szczęśliwym. Może to przebywanie z twoimi wnukami, może to … nie wiem co jeszcze. Dla każdego to coś innego. Myśląc o tym, myśl o rzeczach, które dają ci autentyczne, nieskazitelne szczęście wewnętrzne.
Pamiętam jak, wiele lat temu, zatrzymałem się w klasztorze Bodhinyana, nie ostatnio, ale ponad 10 lat temu. Byłem na odosobnieniu. Podczas intensywnych odosobnień dla mnichów w tym klasztorze, po prostu zostajemy w naszych chatach. Ktoś przynosi nam jedzenie. Praktycznie nie widzi się nikogo przez 2 tygodnie lub miesiąc jak w tamtym czasie. Jedyną rzeczą, dla której wychodzimy z odosobnienia są mowy Dhammy w środę wieczorem. Wtedy, tak się złożyło, Ajahn Brahm także był na odosobnieniu, więc nie przemawiał tamtej środy. Był tam jednak inny mnich, który przebywał z wizytą. To był starszy mnich, który przemówił wtedy. Nie był kimś w rodzaju eksperta od Dhammy, miał spokojną osobowość i nie lubił dawać wykładów o Dhammie, itd., ale przekonaliśmy go do wystąpienia. Zgodził się i opowiedział nam o swoich doświadczeniach jako mnicha mieszkającego w Tajlandii i Sri Lance, itp. Skończyło się na tym, że opowiedział nam bardzo, bardzo zabawne historie o swoich doświadczeniach, o wszystkich kompletnie szokujących sytuacjach, na które natknął się w lesie jako mnich. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, one są trochę … trochę za bardzo zabawne.
Prawdopodobnie nie byłyby śmieszne, gdyby nie opowiedział ich w kontekście własnych doświadczeń. Naprawdę śmialiśmy się dużo, i to zadziwiające, bo zwykle Ajahn Brahm jest znany z opowiadania dowcipów i zabawnych historyjek, ale kiedy ten mnich mówił, naprawdę się uśmialiśmy. Pamiętam, jak wracałem z tej mowy - naprawdę byłem zadowolony z odosobnienia i mój umysł był naprawdę bardzo spokojny przed tą mową Dhammy, i pamiętam jak wracałem z tej mowy myśląc: "mój umysł będzie teraz bardzo pobudzony, bo spędziłem dwie godziny na śmianiu się. Mój umysł będzie bardziej pobudzony niż był wcześniej" Powróciłem do swojej chaty, usiadłem do medytacji, która okazała się najlepsza z całego odosobnienia. To był jeden z tych niewielu momentów, kiedy po prostu usiadłem, żeby medytować i to po prostu stało się bez żadnej aktywności z mojej strony. Poczułem się tak naturalnie.
Nauczyło mnie to czegoś. Mogłem zostać w chacie i po prostu przyglądać się swojemu oddechowi, wdechom i wydechom przez te 2 godziny zamiast iść na tę mowę. Moja medytacja nie byłaby tak dobra. Co cię uszczęśliwia? Co takiego daje ci nieskażone szczęście? To właśnie doprowadzi cię do głębokiej medytacji. Nie metoda xyz, nie siedzenie przez wiele godzin każdego dnia, nie znalezienie idealnego nauczyciela, który powie ci, jaką medytację praktykowałeś w poprzednim życiu, więc możesz oszukiwać: robić to znowu w tym życiu. Żadna z tych rzeczy nie jest istotna. Nie dlatego, że są nieistotne, to po prostu detale. Możesz te rzeczy robić po prostu jako detale. Ważne jest to, jak odnajdujesz to poczucie szczęścia. To powiązanie jest tak bliskie temu, co Buddha mówił w suttach, że stało się popularnym idiomem, że słowo "sukha" lub przyjemność jest właściwie synonimem dla czterech jhān. Są używane niemal zamiennie.
Jednym z przykładów na to jest wers anumodana, który recytujemy gdy błogosławimy ofiarodawców. Mówimy: niech u każdego, kto składa taką ofiarę, wzrosną cztery dhammy: āyu vaṇṇo sukhaṃ balaṃ. Āyu oznacza długie życie, vaṇṇa oznacza piękno, sukha - szczęście, a bala - zdrowie. Mają zwykłe, bezpośrednie znaczenie. To takie proste błogosławieństwo, które wymawiasz i każda osoba jest w stanie to zrozumieć. Ale, w suttach Buddha tłumaczy te cztery rzeczy: āyu - długie życie to praktyka czterech iddhipād, czterech podstaw mocy psychicznych, ponieważ to jest to, co wydłuża życie. Vaṇṇa to sīla lub moralność. Piękno to twoja etyka. Sukha, przyjemność to cztery jhāny. A bala to moc lub siła do pozbycia się wszystkich splamień i dojścia do oświecenia. Sukha w tym przypadku jest równoznaczna z czterami jhānami, i nie tylko tutaj, to charakterystyczny idiom, którego Buddha nauczał.
Inny przykład: Buddha był krytykowany, ktoś powiedział "Twoi mnisi są uzależnieni od życia w przyjemności". To całkiem typowa krytyka, którą niektórzy dżiniści i inni asceci wypowiadali w czasach Buddhy. Dżiniści byli naprawdę surowi: wyrywali sobie włosy, stali na jednej nodze i tego rodzaju rzeczy. Buddyści z ich punktu widzenia byli całkiem nierzetelni. Mieli dobre jedzenie i miłe klasztory. Tak zazwyczaj krytykowali: "Ty, Buddho, masz być nauczycielem duchowym, ale Twoi wyznawcy są po prostu uzależnieni od życia w przyjemności" sukha'likanuyoga. A Buddha powiedział: "Tak, w jakimś stopniu macie rację. Moi zwolennicy naprawdę są uzależnieni od życia w przyjemności. Są uzależnieni od czterech rodzajów przyjemności. Jakich? Pierwszej jhāny, drugiej jhāny, trzeciej jhāny, czwartej jhāny. Są uzależnieni od tego rodzaju przyjemności. I kiedy są uzależnieni od tego rodzaju przyjemności, jakiego rezultatu mogą oczekiwać? Wkroczenia w strumień, raz-powracającego, niepowracającego, stanu arahanta" Czterech stopni oświecenia. To jest rezultat bycia uzależnionym od życia w przyjemności. To jest to czym są jhāny.
Nie myślimy o nich jak o czymś, co jest bardzo daleko i bardzo trudne. Są blisko. jhāny to tylko stany umysłu, i powtórzę: to jedna z innowacji, którą Buddha wprowadził na duchową scenę w Indiach. Był pierwszą osobą, która opisała te rzeczy jasno, w prostej, psychologicznej terminologii. Znajdujemy w innej duchowej literaturze, np.: w Upaniszadach, ewokacje, zainspirowane wypowiedzi, które wydają się odnosić do różnych stanów medytacji, ale nie znajdujemy żadnego jasnego opisu, czym te stany są. I nie znajdujemy żadnego jasnego opisu jak je osiągnąć. A Buddha przekazał obie te rzeczy. Kiedy medytujesz, kiedy odkładasz na bok swoje przywiązania, zmartwienia, i wszystkie inne tego typu sprawy, które powodują przygnębienie w twoim umyśle, wtedy dostrzegasz ten wzorzec emocjonalnej reakcji - ten zachwyt, ten spokój, tą rozkosz, ten proces pogłębiającej się ciągle przyjemności w umyśle.
Gdy umysł wypełnia się tak bardzo przyjemnością i zadowoleniem, po prostu przychodzi i zostaje w jednym miejscu. Sukhupanisasamādhi, sukha jest natychmiastową przyczyną, istotną przyczyną samādhi, unifikacji umysłu. Samādhi nie oznacza koncentracji. samādhi oznacza coś w rodzaju bezruchu lub jedności lub zjednoczenia umysłu, gdzie wszystko zbiega się w jedno.
W pierwszej jhānie jest 5 czynników. Buddha zawsze miał w zwyczaju odpisywać pierwszą jhānę jako vitakka, vicāra, pīti, sukha, ekaggata. Właściwie ekaggata nie jest zbyt często wspominana. Czasem wspomina się o niej w kontekście pierwszej jhāny. W każdym razie, mówi się, że pierwsza jhāna ma 5 czynników: vitakka, vicāra, pīti, sukha, ekaggata. Każdy z nich to po prostu zwykła cecha umysłu, którą każdy z nas ma. Każdy z was ma te cechy, ale muszą one zostać rozwijane i oczyszczone. Poprzez rozwijanie i oczyszczanie tych zwykłych aspektów naszego umysłu, docieramy do tych niezwykłych stanów świadomości. Buddha określił stany, które są nad lub poza ludzkimi możliwościami.
Te czynniki: vitakka oznacza zastosowanie umysłu, skierowanie umysłu na medytację. To jest to co robisz, kiedy siedzisz, żeby medytować i zamierzasz obserwować swój oddech, więc naprowadzasz umysł na oddech. To vitakka. A kiedy umysł wędruje, rozprasza się, a ty naprowadzasz go z powrotem to jest właśnie vitakka. To myślenie o oddechu, nie, nie myślenie o oddechu, ale nakierowanie uwagi na oddech. W swojej medytacji pewnie zauważyłeś, że to ma swój rytm. Umysł nie jest pasywną rzeczą, więc nie wystarczy sprowadzić uwagi na coś, żeby tam pozostała. Nie jest jak kamera, którą ustawiasz gdzieś i która tak pozostanie. To właściwie tak, że … myślę, że umysł jest zaprojektowany do bycia w ciągłym ruchu.
To prawdopodobnie kwestia ewolucji, musisz być świadomy swojego środowiska, otoczenia itd.. Ma być aktywny i w ciągłym ruchu. Więc musisz w jakiś sposób go wytrenować, nie zmuszać do zatrzymania się, ale nadać mu jakiś rytm. Zauważasz ten rodzaj rytmu, który pojawia się w umyśle, gdzie możesz ciągle sprowadzać go ponownie na oddech i trenować tę uważność bardzo delikatnie. To vitakka. vicāra jest wtedy, gdy umysł tam pozostaje. vicāra jest poczuciem tego, co się wydarza. Kiedy naprowadzasz umysł na oddech… Używam oddechu tylko jako przykładu. Już wcześniej zaznaczyłem, że nie ma znaczenia jaką medytację stosujesz…
Naprowadzasz umysł na oddech i zatrzymujesz go tam i może on trochę wędruje, a ty naprowadzasz go znowu z powrotem. Naprowadzanie to vitakka, zatrzymanie go tam to vicāra. Gdy staje się to bardziej stabilne, gdy tendencja umysłu do wędrowania stopniowo zanika i siła medytacji rośnie, zauważasz, że umysł jakby masuje oddech. Zostaje tam większość czasu, nadal może okazjonalnie wędrować, ale wraca na dłużej i dłużej. Vitakka i vicāra to zatrzymanie się tam. Buddha użył porównania jak masowanie kuli pudru do kąpieli. Nawet nie wiem, co to jest puder do kąpieli, ale najwyraźniej… czy ktoś używał pudru do kąpieli? To chyba jakiś rodzaj pudru, który musisz wymieszać z odrobiną wody. Myślę, że to trochę jak surowe ciasto (oczywiście nie zakalec), mieszasz to, aż otrzymasz odpowiednią konsystencję. A później możesz tego użyć, żeby się umyć tym swego rodzaju błotkiem. Nie bardzo się na tym znam, ale to taka ogólna idea. Musisz kontynuować… Takie porównanie zastosował na vitakka i vicāra.
To samo miejsce, vitakka vicāra to nie zmierzanie do różnych rzeczy, to ciągle ta jedna rzecz. To ciągle jest zawarte w tej jednej rzeczy, ale jest też poczucie masowania tej rzeczy. To jest vitakka vicāra. pīti to poczucie zachwytu, uniesienia. Początkowo to uniesienie przychodzi, bo zostawiamy trywialne formy cierpienia, którego doświadczamy. Trywialne formy cierpienia poprzez oczy, uszy, nos, język, ciało. Ponieważ nasz umysł zaczyna coraz bardziej przebywać w teraźniejszości, zostawiamy przeszłość i przyszłość, odkładamy na bok nasze zmartwienia, lęki i oczekiwania. Umysł jest w stanie to zrobić. Jak balon na ciepłe powietrze, gdy zrzucasz wszystkie worki z piaskiem, zaczyna się unosić i to jest pīti, zachwyt, który pojawia się w umyśle w tym czasie. Buddha porównywał ten zachwyt do chłodnego leśnego stawu, na który nie pada deszcz, z którego woda ani nie wypływa, ani do niego nie wpływa, nie ma żadnych strumyków, które by zasilały staw, i nic nie wypływa. To znowu koncepcja umieszczenia w jednym miejscu.
Ale pod taflą wody, pod stawem jest źródełko, i chłodna woda tryska z tego źródełka (porównania Buddhy są rewelacyjne). To porównanie świetnie przedstawia ideę tryskania zachwytu w tobie. Sukha, jak już wcześniej wspominałem, tłumaczymy jako błogość albo przyjemność, i jest bardziej uregulowana. Zachwyt zmierza do uniesienia, natomiast sukha do ustabilizowania. To zachwyt zatrzymuje zainteresowanie i zaangażowanie w medytacji, ale sukha przynosi głębokie poczucie zadowolenia. Nie chcemy być nigdzie indziej. Sukha to jak podczas burzowej, zimnej nocy być w domu, zamykasz wszystkie okna, rozpalasz trzaskający ogień w kominku, siadasz przed nim w przyjemnym fotelu bujanym, i kołyszesz się tam i z powrotem. Na swoich kolanach masz kotka, którego głaszczesz. W ręce trzymasz kieliszek porto, które pijesz … nie, nie możesz tego pić, bo to łamanie wskazań… w ręce trzymasz filiżankę z ziołową herbatką, którą pijesz. Czujesz się taki zadowolony. Wiesz, że właściwie powinieneś iść spać, ale jesteś tak szczęśliwy siedząc tak: "Zostanę jeszcze chwilkę. Tak mi dobrze, nie chcę być nigdzie indziej". To mniej więcej jest sukha.
W ten sposób powinno się myśleć o swoim przedmiocie medytacji. Nie powinieneś myśleć o medytacji w sposób: "Posiedzę jakieś 15 minut, albo 20 minut, albo pół godziny… czy mam jakąś wymówkę, żeby tego nie robić? O, muszę umyć mikrofalówkę. To jest to! To znacznie fajniejsze niż medytacja." Pomyśl o medytacji w ten sposób … "aaaaaach" … Siadasz i tak ci wygodnie, nie masz ochoty nigdzie się ruszać. "Proszę, pozwól mi zostać jeszcze chwilkę." To jest to, co prowadzi do uspokojenia i samādhi. Nie zmuszanie się do wytrwania przy jakimś przedmiocie medytacji. Ostatnim czynnikiem jhāny jest ekaggata - unifikacja. Czasem jest to tłumaczone jako jednopunktowość, ale to nie jest zbyt dobre tłumaczenie. To nie oznacza jednopunktowości. Nie ma żadnej punktowości. Wręcz odwrotnie. Powinno się to określać nie-punktowością. Nie ma to nic wspólnego z punktami.
Ekagatta to "wszystko jest jednym". Może to być rozumiane wielowymiarowo, w różnych aspektach. Po pierwsze oznacza to, że nie ma poczucia świadomości. Poczucie świadomości jest zawsze wielorakie: wzrok, dźwięk, zapach, smak, dotyk - wiele rzeczy, ale chodzi o jedną - świadomość umysłu, a świadomość umysłu się nie zmienia. Pozostaje ta sama. Oznacza to, że nie ma czasu. Pomyślcie o tym. Czym jest czas? Czas jest świadomością zmiany, prawda? Jeśli nie widzisz, że cokolwiek się zmienia, nie masz koncepcji czasu. Nic się nie zmienia. Wszystko jest teraźniejszością non stop. To naprawdę bardzo, bardzo mocne, jeśli zdasz sobie z tego sprawę.
Mówicie dużo o byciu obecnym podczas medytacji, ale zwykle teraźniejszość w której przebywamy podczas medytacji jest bardzo płytka. To teraźniejszość, która chwieje się niepewnie pomiędzy przeszłością i przyszłością. Gdzie jest teraźniejszość tam przeszłość i przyszłość po prostu nie istnieją. Wszystko co tam jest to teraźniejszość, wszystko co tam kiedykolwiek było i kiedykolwiek będzie. To coś, co jest czasem nazywane wieczną teraźniejszością. Nie jest wieczna w takim sensie, że trwa na zawsze. Oczywiście kończy się. Jest wieczna w takim sensie, że podczas, gdy jest się w tym stanie, nie dostrzega się zmiany. Innym ważnym aspektem unifikacji jest poczucie równowagi i integracji wszystkich innych czynników. To jest bardzo ważne. Unifikacja znaczy, że inne czynniki: vitakka (wstępne nakierowanie), vicāra (trwałe utrzymywanie), zachwyt, przyjemność - wszystkie są obecne, wszystkie są w pełni rozwinięte. Wszystkie współpracują razem w dokładnie odpowiedni sposób: zrównoważone, harmonijne, perfekcyjne.
Poczucie unifikacji przychodzi z bardzo głębokim poczuciem naturalności. Bardzo głębokie poczucie, że konflikty osłabły. To jest jeden z definiujących aspektów doświadczania jhāny. Kiedy różni ludzie doświadczają tego, opisują to doświadczenie w różny sposób. Doświadczenie wchodzenia w jhānę może być opisane na wiele różnych sposobów. Niektórzy powiedzą, że to jak spadanie w dół studni. Niektórzy, że pojawia się słońce w ich umyśle, przekraczają drzwi i stają się jednością ze słońcem. Coś w tym rodzaju. Inni: to jak wejście w inny świat. Próbuje się poprzez subiektywne wrażenia opisywać jakie te doświadczenia są. Sposób w jaki tego doświadczasz, nie jest taki istotny.
To co jest istotne, to to, że rozumiemy proces, który prowadzi do tego doświadczenia, i rozumiemy, że w tym procesie nie chodzi o to, żeby coś zdobyć czy zyskać, ale że jest to proces stopniowego uwalniania się. Buddha opisał sekwencję jhān jako anupubba-nirodha - stopniowe ustawanie. Jhāny nie są zdobywane przez dostanie czegoś, są zdobywane poprzez zakończenie czegoś. To jest to, czego doświadczasz zaraz na początku medytacji, gdy po raz pierwszy siadasz, żeby medytować. Możesz odłożyć na bok swoje obowiązki, pracę zawodową i zewnętrzne zobowiązania. Wszystko, co musisz zrobić to siedzieć w ciszy. Tym jest uwalnianie się.
I jeśli jesteś spokojny dzięki temu, możesz zostawić przeszłość i przyszłość, odłożyć na bok wszystkie swoje zmartwienia. Możesz odpuścić wszystkie rzeczy, które cię stresują. Im bardziej zwracasz uwagę na obiekt medytacji, tym bardziej "puszczasz" widoki, dźwięki, zapachy, smaki i dotyk, bardziej subtelne formy myśli i rozpraszającego umysłu. Stopniowo zostawiasz wszystkie te sprawy i odnajdujesz coraz więcej i więcej przyjemności. Głębsze poczucie przyjemności narasta, im bardziej uwalniasz się od wszystkiego. Podążając tym procesem, im więcej zostawiasz, tym więcej dodaje ci to wiary. Każdy stopień tej drogi daje ci tę wiarę. O! Potrafię się uwolnić! Ponieważ trzymamy się spraw. Dlaczego się ich trzymamy? Ponieważ boimy się je "puścić".
Co się stanie? Widziałeś to, podczas przeprowadzki, prawda? Przeglądasz te pudła pełne rzeczy: "O… wiem, że to ciągle jest w tym pudle od czasu kiedy ostatnio się przeprowadziłem, ale nigdy nie wiadomo, kiedy coś może być potrzebne" Boisz się rozstać z tymi rzeczami. Stopniowo, gdy wierzysz w to zostawianie … Jest pewna, interesująca sutta, w której Buddha, choć to chyba był czcigodny Sāriputta, został zapytany, jak możemy zrozumieć, że Nibbāna jest pełna błogości, skoro nic się wtedy nie czuje. Jak to możliwe, że Nibbāna jest pena błogości, jeśli nie ma tam żadnych odczuć, dlaczego jest pełna błogości? I Sāriputta odpowiedział: "właśnie dlatego, że nie ma tam żadnych odczuć". To paradoks.
Jedną z fantastycznych rzeczy w naukach Buddhy jest to, że on, lub inni nauczyciele, mówili o tym paradoksie. Brzmi tak, jakby nie miało sensu, ale on tego tak nie zostawia. Wyjaśnia, jak możesz to spostrzec. Sposób, jaki podaje, to proces 4 jhān, dokładnie to, o czym ja mówiłem. Za każdym razem, będąc w jhānach, uwalniasz się. Zostawiasz pięć przeszkód, uwalniasz się od swoich przywiązań do obiektów zmysłowych, i poprzez proces jhān, wstępnie zostawiasz także vitakkę i vicārę, czyli naprowadzanie umysłu na obiekt i zatrzymywanie go na tym obiekcie. Gdy to "puścisz", w drugiej jhānie umysł staje się całkowicie spokojny. Ma zachwyt i błogość. W trzeciej jhānie zostawiasz nawet zachwyt. To co nazywamy trzecią jhāną, nawet to delikatne podekscytowanie, to uczucie zachwytu znika. Nazywamy to trzecią jhāną. A później nawet błogość, to dogłębne poczucie przyjemności jest ciągle czymś. Zostawiamy także i to i w czwartej jhānie jest tylko zrównoważenie.
To zrównoważenie umysłu jest w jakiś subtelny sposób bardziej spokojne i bardziej błogie niż nawet to głębokie poczucie błogości. Proces ten nie zatrzymuje się, i z każdym krokiem zdajesz sobie sprawę: "o! poprzez dystansowanie się i poprzez zanikanie spraw można znaleźć bardziej głębokie poczucie szczęścia. Takie poczucie szczęścia, które wychodzi poza uczucia. Ono wychodzi poza jakiekolwiek odczucia".
To jest proces w którym wydarzają się jhāny, to jest przyczyna, dla której jhāny są tak potężnymi "pojazdami" dla rozwoju wglądu. Ponieważ wzrastają poprzez uwolnienie się od skaz. Później, gdy wychodzisz z jhāny, twój umysł w naturalny sposób powraca i docieka. Ludzie zadają nam czasem pytania: "jak łączycie medytację vipassany z jhānami?" Szczerze? Dla was to nie będzie problem. Wasz problem to utrzymać umysł w spokoju. Doprowadzić do zatrzymania.
Jest niewiele osób, których umysły są w naturalny sposób bardzo, bardzo spokojne. Po prostu siadają i medytują. Mogą tak siedzieć godzinami. Jest ktoś tutaj? [śmiech] To możliwe. Jeśli jesteś właśnie taki, może potrzebujesz nauczyć się, jak praktykować medytację wglądu na koniec praktyki jhān. Musisz wiedzieć co zrobić, jak dociekać i jak dostrzec nietrwałość. Ponieważ wszystko co znasz, jest tym poczuciem spokoju, tym poczuciem bezruchu. Ale wszyscy się zmagaliście. Zrobiliście trochę vipassany, skończyliście to czy tamto odosobnienie. Wiecie czym jest nietrwałość. Wiecie co to znaczy cierpieć. Wystarczająco rozumiecie Dhammę, żeby wiedzieć, że możecie się zastanawiać nad tym doświadczaniem. To nietrwałe i jeśli przywiążesz się do tego stanu, ryzykujesz cierpieniem i wszystkimi tymi sprawami. Już rozumiecie te sprawy.
Kiedy wyjdziesz z jhāny, twój umysł będzie miał taką jasność i siłę, że zdasz sobie sprawę z tego bardziej dogłębnie. Tak więc twoja wiedza i wgląd wyłoni się naturalnie i gładko, i łatwo i jasno. Właśnie awansowałeś: z roweru do BMW. I od tego momentu to już będzie proste. Twój wgląd po prostu popłynie. Więc nie musicie się tym tak bardzo martwić. Najważniejsze to nauczyć się być spokojnym. Nauczyć się nie być zbyt przywiązanym do wszystkich tych spraw, ale my trzymamy się naszego poczucia "ja" i powodujemy cierpienia dla siebie.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Ajahn Brahmavamso Podstawowa metoda medytacji
- Thanissaro Bhikkhu Aspekty uważności
- Ajahn Jayasaro Medytacja buddyjska
- Shravasti Dhammika Medytacja z Bhante Dhammiką
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:
Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020
Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://www.youtube.com/watch?v=Ik0B4Kip_Sc
źródło: www.dhammanet.org
Tłumaczenie: Edyta Jończy